Rozdział 38 - Isleen z labiryntu
Ena stanęła w bezruchu i przez chwilę przysłuchiwała się głuchej ciszy. O tej porze, późnym popołudniem, zawsze było spokojnie. Uczniowie w tym czasie uczyli się w komnatach albo przesiadywali w zupełnie innej części Causamalii. Dziesiątki budynków połączonych ze sobą mostami lub korytarzami górowały nad otoczeniem. Ich strzeliste wieże pięły się wciąż wyżej i wyżej, przez co człowiek na tym dziedzińcu czuł się wyjątkowo malutki. Niczym w starożytnym lesie zbudowanym z kamieni.
Nie było stąd widać oceanu, który otaczał akademię z trzech stron. Zresztą, nawet gdyby nie było tych wszystkich budowli, wciąż nikt nie mógłby zobaczyć, co znajduje się poza granicami półwyspu. Śnieżna bariera całkowicie to uniemożliwiała. Blokowała każdemu bez upoważnienia zarówno wejście, jak i wyjście z terenu szkoły. W pewien sposób to naprawdę było więzienie, choć nie dla studentów przeznaczone. Zostało stworzone dla sekretów od setek lat ukrywanych tu przez ludzi i dla Pegeen — najpotężniejszej wiedźmy Furantur. Jedynej wiedźmy, która mogła zgłębiać tę zakazaną dziedzinę bez konsekwencji. Gdyby wymknęła się spod kontroli, sama nigdy nie opuściłaby tego miejsca. Niemniej jednak jej badania znacznie przyczyniły się rozwojowi magii. Poprzez zgłębianie Strumienia Życia dostarczała wiele cennych informacji o naturze ludzkiej mocy i jej granicach. Bez niej prawdopodobnie świat stanąłby w miejscu. Nikt tak naprawdę nie wiedział, ile lat miała Pegeen, ale też nikogo to nie interesowało. Jeśli w grę wchodziła czarna magia, wszystko było możliwe.
To właśnie do niej udawała się teraz dziedziczka rodu Lasair. Odgarnęła swoje czerwone włosy za ramiona i weszła po drewnianych stopniach na okrągły podest otoczony przez dziesięć kamiennych łuków. Rozpięła dwa guziki brązowej koszuli i wyjęła spod ubrania podłużny, zielonkawy kryształ oprawiony w złoto, zawieszony na łańcuszku. Jego lekka poświata w świetle dziennym była ledwo widzialna dla normalnych ludzi, ale nawet najsłabszy mag był w stanie wyczuwać, jak wielką potęgę ma w sobie zamkniętą.
Każdy wykładowca Causamalii posiadał jeden taki kryształ. Tylko mając wszystkie dziesięć, można było zdjąć na stałe śnieżną barierę rozstawioną nad całym półwyspem. To ogromne przedsięwzięcie pochłonęło mnóstwo magii, a prawdopodobnie jeszcze więcej żyć, jednak nikt, nawet bogowie, nie mogliby się tutaj dostać bez zaproszenia.
— Eilis, podejdź tutaj — zawołała blondynkę, wkładając w tym czasie kryształ do jednego z dziesięciu otworów na bazaltowym piedestale. — Tylko uważaj na schody.
Dziewczyna ostrożnie stawiała kolejne kroki, rękoma uważając, aby nie wejść w nic przed sobą.
"Tak jak sądziłam... Coraz lepiej sobie radzi bez wzroku" — pomyślała Ena, przekręcając wisior niczym klucz. Niebo momentalnie spochmurniało, a zamieć śnieżna przybrała na sile. Kobieta miała wrażenie, że ostatnie kolory zaczęły znikać z tego świata, pozostawiając po sobie tylko i wyłącznie szarość, dlatego właśnie to, co nastąpiło potem, zdawało się takie piękne.
Pod jednym z kamiennych łuków otworzyło się przejście, za którym widniało rozgwieżdżone niebo. Człowiek miał wrażenie, że miliardy malutkich światełek przyozdobiły zasłonę zorzy oddzielającą od siebie dwa światy. Przyjemne, ciepłe powietrze aż biło zza wrót, zapraszając do wnętrza.
Początkowo panna Lasair usłyszała ciche uderzanie drewnianych sandałów o kostkę, a następnie ujrzała niską, młodą dziewczynę ubraną w czarne kimono wyłaniającą się niczym duch.
Jej jasne włosy zostały ciasno spięte z tyłu przy użyciu drogocennej spinki wysadzanej kamieniami. Złapała się lewą dłonią za nadgarstek i uśmiechnęła lekko. Sprawiała wrażenie niezwykle tajemniczej, a przy tym całkowicie opanowanej. Nie robiła zbędnych ruchów. Zatrzymała się zaraz przed okrągłym podestem, na którym stała Ena wraz z Eilis. Była zbyt idealna jak na człowieka. Gładka cera, migdałowe oczy, mały nosek i wąskie, lecz atrakcyjne usta. Bardziej przypominała lalkę.
Czerwonowłosa zaśmiała się z tak bardzo oczywistego faktu. Najwidoczniej przesadziła, gdy skupiała się nad tym projektem. Miała wtedy obsesję na punkcie doskonałości, a gdy wreszcie ją osiągnęła, okazało się, że nie do tego dążyła całą swoją karierę.
— Jestem Isleen i będę twoim przewodnikiem — powiedziała, kłaniając się nisko. — Klucz został wykorzystany przez odpowiednią osobę. Potwierdzono tożsamość. Ena Lasair, proszę za mną — odwróciła się, robiąc kilka kroków w stronę łuku, po czym zatrzymała się, zupełnie jakby zbierała myśli. — Czy pani gość również zamierza wejść do "więzienia"?
— W rzeczy samej — odpowiedziała, chwytając Eilis za rękę i prowadząc za przewodnikiem. — Wykorzystamy moją bramę.
— Rozumiem.
Po tych słowach wszystkie trzy przekroczyły granicę, zatapiając się w przestrzeni pod kamiennym łukiem. Nastolatka już kiedyś czuła się bardzo podobnie. Senność, odprężenie oraz przyjemne dreszcze wywołujące uśmiech na ustach. Zupełnie jak wtedy, gdy ją i Vina do Furantur przeniósł Lucus. Całkowite przeciwieństwo brutalności Baronowej. Domyśliła się, że nie mogą być już na dziedzińcu Causamalii.
— Każdy z dziesięciu wykładowców posiada klucz do więzienia Pegeen, jednak nie każdy może się tam dostać — zaczęła nagle tłumaczyć Ena, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że nastolatka wcale o to nie pytała. — Oprócz dyrektora są tylko dwie osoby mogące otworzyć drzwi w pojedynkę. Reszta potrzebuje przynajmniej trzech kluczy. Jedną z "samodzielnych" jestem ja, drugą Eleonore von Freudenberg, ponieważ odpowiadamy za system bezpieczeństwa. W razie, gdyby Pegeen próbowała uciec, tylko my możemy ją powstrzymać, a to ze względu na dziedziny magii, jakimi się zajmujemy. Animator to przede wszystkim sztuka bojowa. Jedna z nielicznych przeznaczonych do walki. Większość magów nią gardzi, gdyż zaklęcia z reguły powinny służyć do pomagania sobie i kontrolowania natury, aby ziemia, na której żyją ludzie, była im bardziej przyjazna.
— Myślałam, że magowie są w każdym starciu bezsilni, gdyż w ogniu walki nie można skupić się na przepływie mocy. Jak to możliwe, że istnieją też ich bojowe zastosowania? — zdziwiła się dziewczyna. Doskonale pamiętała lekceważący stosunek Vanory, gdy stanęły naprzeciwko siebie, a tamta założyła, iż Eilis jest magiem.
— W animatorstwie wszystkie zaklęcia są rzucane podczas budowy lalki, dlatego właśnie można kontrolować tylko taką lalkę, którą stworzy się samemu. W walce nie ma potrzeby ich rzucać ponownie, gdyż nadal są aktywne. Jednak im więcej ktoś zbudował lalek, tym więcej samo ich istnienie pobiera energii od animatora. Nie ważne, czy aktualnie ich używasz, czy nie. Jeśli przesadzisz z liczbą tworów, a zużywane zasoby będą większe niż twoja naturalna regeneracja, możesz nawet umrzeć. Dla animatora każda inna magia staje się śmiertelnym zagrożeniem, ponieważ poprzez nagłe wykorzystanie mocy można przekroczyć granicę energii posiadanej w organizmie. W sumie mój zawód to przede wszystkim same wyrzeczenia. Nie potrafię większości tego, co inni w akademii, ale jestem najlepsza w swoim fachu. — Pochwaliła się, wypinając dumnie pierś. Gdy chodziło o lalki, Ena nie miała sobie równych. W końcu uczyła się od najlepszych.
— Sądzę... — zawahała się na moment, nie wiedząc, czy stosowne będzie mówienie tych słów, jednak po chwili przełamała się i dokończyła. — Sądzę, że jest pani niesamowita.
— Dziękuję — odpowiedziała z uśmiechem. — Kiedyś również taka będziesz, jeśli tylko nie zniechęcisz się do nauki i znajdziesz dziedzinę, która ci się spodoba.
— Postaram się. A jeśli mogę zapytać, jaką magią zajmuje się druga osoba, która ma "samodzielny" klucz?
— Eleonore używa magii ziemi. Jej kamienne mury są najmocniejsze w królestwie — wyjaśniła, ciągle prowadząc za sobą dziewczynę. — Żeby ci wyjaśnić, dlaczego to akurat ona dostała drugi wyjątkowy kryształ, będę musiała chyba opisać miejsce, po którym się aktualnie poruszamy.
Ena przerwała na moment swoją wypowiedź, aby stanąć z Eilis pod ścianą. Widząc to, Isleen również przestała się poruszać, czekając aż skończą.
Kobieta wzięła dłoń blondynki i przejechała nią po chropowatej powierzchni.
— Czy to skała? — zapytała, nie wiedząc, co przez to nauczycielka chce jej pokazać.
— Dokładnie tak. Jesteśmy w podziemnym tunelu, siedemdziesiąt stóp pod Causamalią. Przeszliśmy przez wrota przenoszące w poziomie. Jedna z bardziej zaawansowanych formuł magicznych pozostawionych przed Trzydziestoletnią Ciemnością.
— Czyli wiecie również, jak można w mgnieniu oka przenieść się do innego miasta? — dopytywała, przywodząc na myśl moc Vanory czy opiekuna Matuti, którzy robili coś podobnego bez najmniejszej trudności.
— Niestety nie. To niewykonalne z naszą obecną wiedzą. Nawet zapiski sprzed Ciemności nic nie wspominają o podobnych technikach, więc wyszliśmy z założenia, że to niemożliwe — odpowiedziała.
— Rozumiem... — Westchnęła, ruszając dalej, wciąż wodząc palcami po ścianie, aż nagle poczuła, jak kładzie rękę na kartce papieru. — A to co takiego?
— To talizman, którego używa Eleonore. Są rozstawione co kilka kroków. W razie, gdyby Pegeen próbowała uciec, wszystkie się aktywują, a ten podziemny korytarz, będący jedyną drogą na powierzchnię, przestanie istnieć. Zostanie zastawiony tysiącami kamiennych ścian, których nic nie przebije. Właśnie one są powodem, dla którego Eleonore dostała drugi samodzielny klucz. Przez panującą tu wilgoć musi je raz na jakiś czas wymieniać. A jeśli przejdziemy trochę dalej, poczujesz... — Chwyciła dziewczynę za rękę, prowadząc w głąb tunelu.
— Drewno — zauważyła, wyczuwając pod opuszkami palców wypolerowaną i wylakierowaną powierzchnię. Badała dokładnie nierówne kształty, dochodząc do jednego wniosku. — To twarz.
— Tak. Dotykasz właśnie głowy jednej z moich lalek wbudowanych częściowo w ścianę. W razie potrzeby przejmę nad nimi kontrolę i będę walczyć. Mają za zadanie obezwładnić wroga. To pierwsza linia obrony — mówiła, przyglądając się drewnianej marionetce bez duszy.
Różniła się od Isleen. Nie miała ubrań i nie przypominała człowieka bardziej niż to konieczne. Jej dłonie i nogi zatopiono w skale, a głowa bezwładnie opadała w dół, jednak pozory mogły mylić. Ena wykonała ją z najmocniejszych materiałów, jakie tylko była w stanie zakupić. Ta lalka z łatwością przebiłaby się pięścią przez ścianę Eleonore, choć kobieta wolała, aby pozostali wykładowcy tego nie wiedzieli. Nawet dyrektor nie miał pojęcia, iż to, czym zajmuje się głowa Lasair stanowi potencjalne zagrożenie.
Czerwonowłosa odciągnęła Eilis od ściany, aby dalej nie wodziła po niej dłonią. Bała się, że dziewczyna odkryje to, czego odkryć nie powinna. W tym wypadku jej brak wzroku działał na korzyść Eny.
Choć animator mógł kontrolować jednocześnie tylko jedną marionetkę, to warto było mieć w zanadrzu kilka innych, jakby któraś uległa zniszczeniu. Uzdolniony użytkownik potrafił stworzyć maksymalnie trzy, zanim ich istnienie go wykończy. Ci, co odważyli się na więcej, ginęli podczas robienia czwartej. Zdarzali się jednak podobni do mistrza Eny, którzy przechodzili do legendy, utrzymując pięć lalek.
To właśnie był powód, dla jakiego kobieta za wszelką cenę nie mogła dopuścić, aby Eilis poznała prawdę.
Korytarz stanowił labirynt, który nie sposób przejść bez przewodnika. Isleen szła na czele z latarnią, prowadząc do celi Pegeen najkrótszą drogą, ale bez niej można błądzić miesiącami. Łączna długość wynosiła kilkaset kilometrów. Ena zadbała, żeby wszędzie wbudowano jej marionetki. Była jedynym magiem w historii świata, który samodzielnie stworzył ich tysiące, a co najstraszniejsze — nadal tworzy. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku, nie przestaje. Zupełnie jakby uparcie szukała swoich limitów.
Na szczęście tylko Eleonore była w podziemiach Causamalii, a jej można zaufać. Nikt poza nią, Pegeen i Isleen nie wiedział, do czego tak naprawdę jest zdolna Ena Lasair.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro