Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część pierwsza

Deszczowa pogoda idealnie oddawała pogrzebowy klimat. Nad spuszczaną w głąb ziemi trumną stały dwieosoby. Żadna z nich nie płakała. Wpatrywali się w kawałek ładnie obrobionego drzewa zjeżdżający w głąb świata dżdżownic i innych robali. Niezwykle interesujące. Dziewczyna bujała się nastopach w przód i w tył. Ten cały „pogrzebowy" klimat dawał jej więcej energii niż zazwyczaj. Jakkolwiek dziwnie miało to zabrzmieć, to naprawdę lubiła tak patrzeć na zwłoki. Deszcz moczył białe włosy sprawiając, że coraz bardziej przypominały strąki. W przeciwieństwie do iskierki szczęścia typ obok nie był zbyt radosny.

- Jak możesz się cieszyć z kolejnego ciała w tym tygodniu idiotko? - zapytał nie unosząc kaptura, który skutecznie zasłaniał mu twarz. Niestety widzenie też nieco utrudniał. W sumie to nie chciał patrzeć na twarz tej laski. Spędzał z nią dostatecznie dużo czasu. - To ja muszę ich słuchać by przekazali mi po śmiertelne życzenie.

- Tak ci zazdroszczę. Gdybym mogła z chęcią bym to robiła... - usta dziewczyny odwróciły się tworząc podkówkę.

- Ale nie robisz. Zakopujcie szybciej - warknął na grabarzy sypiących ziemię do dołu.

Chwycił za ramię dziewczynę odciągając ją od łopaty. Tylko brakowało mu tego by się uświniła i wniosła to wszystko do domu. Jego domu. Tym razem niemógł sobie na to pozwolić. Wyczyścił hol ostatnio. Wiedział, że ona przecież nie sprzątnie. Rozwali się na kanapie i tyle ją widziałeś. Kluczyli między nagrobkami. Niektóre stare i połamane służyły dla młodych jako inspiracja na wystrój pokoju. Nowe, niczym grobowce faraonów, zdobiły cmentarzysko jak lampki choinkę. Zniczy na nich stało od groma. Nocy wyglądało to nieźle. Za dnia efektu nie robiły. No może poza przepychem i chwaleniem się bogatą rodziną. Taa. On musiał słuchać „ostatnich życzeń" każdej duszy z tego miejsca. Czy to biednych czy to tych z pieniędzmi. Kasy z tego nie miał. Totalny bezsens. Jedyne grosze jakie dostawał pochodziły ze spółki z osobnikiem za nim. Dziewczyna sunęła pomokrej trawie widocznie znów zmęczona egzystencją. Niańczenie tego czegoś powinno być dodatkowo płatne. Nie prosił się o spotkanie z jakimiś przydrożnymi właścicielami zakładów fundujących zakopanie zwłok po śmierci. Poniekąd to był jej poboczny biznes. Wolał nie zastanawiać co robi tak naprawdę. W sumie raz się zapytał. Skończył potem na szorowaniu trumien. Po sprzeciwie spał na wycieraczce w najgorsze mrozy. Co jak co wolał ciepły dom. Niby jego, a jednak ta kula u nogi zajmowała jego sofę dwadzieścia cztery godziny na dobę, pięć dni w tygodniu. W pozostałe dni robiła coś innego. Tą swoją „właściwą"pracę.
Dotarli do niewielkiego domku z widokiem na cmentarzysko. Dziewczyna spała na piętrze. Chciała mieć dobry widok na ulubione nagrobki. Chłopak musiał się zadowolić niezbyt wygodną kanapą z wystającą sprężyną, która już parę razy go zaatakowała. Pozbycie się jej mogło poskutkować brakiem miejsca do spania. No blat stołu nie wydawał się najwygodniejszy. O nowej sofie nie było mowy od... Dawna. Niby nie kasy brakowało czy coś. Biznes pogrzebowy zarabiał krocie co roku. Kanapa jednak zbyt ekskluzywna. Pieniądze nie mogą się marnować na takie duperele. Ostatnia kartonowa pełnowymiarowa kopia Shreka to nie duperel. O tym był zapewniany za każdym razem gdy o to pytał. Pchnął drewniane drzwi. Zamknięte. Uniósł brwi zwracając całe zapasy uwagi (nie za wiele ich było) na współlokatorkę.

- Od kiedy zamykamy drzwi?

- Nie zamykamy. Oszczędzamy metal, który byśmy przeznaczyli na klucze.

- To świetnie. Teraz mi wytłumacz... Dlaczego one do jasnej cholery są zamknięte? - na potwierdzenie słów szarpnął za klamkę. Drzwi nie ustąpiły.

- Hmm... Może ktoś nam się włamał do środka? To dość logiczne. No bo wiesz, nie zamykamy drzwi i w ogóle - śnieżnobiałe strąki okalały zamyśloną twarz.

Chłopak zaczął się porządnie zastanawiać czy dziewczyna zauważyła, że stoi pod dziurawą rynną. Woda lała się na nią strumieniami. Widocznie miała to gdzieś. Po głębokich kalkulacjach postanowili wybić okno. Jak pomyśleli tak zrobili. Deszczówka już nie tylko moczyła tą dwójkę, ale też wnętrze ich salonu. Gdyby tylko weszli przez kuchnię, woda znalazła by się w zlewie. Nie na ozdobnym dywanie w kościotrupy. Miał „nadawać klimatu". Tego to w wcale nierozumiał i w sumie nie chciał. Poza szalejącą za oknem ulewą, która planowała zalać im dom usłyszeli coś jeszcze. Szum wody w łazience. Włamywacz korzystał z prysznica. Teraz pytanie. Wejść tam bez zapowiedzi i zobaczyć to czego widzieć się nie chce, czy raczej kulturalnie zapukać i spytać czy można wejść? Poczekanie aż wyjdzie też brzmiało jak dobry plan. Jako że demokratycznie wybrali drugą opcję zasiedli na łożu chłopaka wpatrując się uważnie w drzwi.

- Kupmy nową kanapę - mruknął nie odrywając wzroku od taniego zamiennika dębu.

- Nie ma po co. Ta się jeszcze nadaje... - dziewczyna by pokazać, że ma rację zaczęła na niej podskakiwać. Trzasnęła parę razy, ale nic większego się nie stało. - Widzisz?

- Ta. Tyle że ty na niej nie śpisz.

- Chcesz spać ze mną? Wiesz, że się zgodzę. Podłoga będzie twoim królestwem - wyszczerzyła zęby w krzywym uśmiechu.

- Dlatego właśnie ograniczam się... - zamilkł nasłuchując. - Umył się. Gotowa?

- Od dziecka. Znaczy wiesz za dzieciaka nie spodziewałam się takiego ataku...

- Zamknij się - wciągną z kieszeni rękojeść należącą do miecza. Zręcznym machnięciem otworzył resztę. Klinga wysunęła się niczym jedna z części scyzoryka szwajcarskiego. - Będziesz za mną.

- To ja jestem wyższa. Powinnam cię kryć z przodu - dziewczyna nadęła policzki wciąż nie ruszając się z kanapy.

- Masz broń?

- Nie.

- Ale ja tak.

Głowy kłócącej się dwójki gwałtownie poszły za nowym głosem. Opierając się o framugę wrzynał się w nich wzrok jakiejś laski. Różowy szlafrok lokatorki domu wisiał na niej niczym worek. W lewej ręce dzierżyła kosę. Chłopak jakoś powstrzymał przyjaciółkę do rzucenia się po nią. Zawsze marzyła o takim egzemplarzu. Niestety na akurat to na serio stać ich nie było. Innej broni dzierżyć nie chciała. Przez to rodziły się problemy. Parę zbuntowanych duchów już ich napadło. Weź tu broń jednym mieczem dwóch osób. Zwłaszcza gdy jedna nie chce się bronić tylko z nimi rozmawiać.

- Kim jesteś? - spytał ostrożnie unosząc ostrze. - Czemu używasz naszej łazienki?

- Człowiek gadający z duchami powinien mnie po tej broni rozpoznać. Co za zacofanie w tych czasach... Wcześniej każdy mnie poznawał.

- Jesteś Śmiercią? - dziewczyna o mało nie wybuchła z nadmiaru gromadzących się w niej emocji.

Laska w drzwiach zarzuciła różowąniczym wata cukrowa czupryną. Krótkie włosy przyozdobił czarny kapelusz. Ruszyła w ich stronę. Szlafrok po drodze zmienił się w garnitur. Założyła przeciwsłoneczne okulary, które nie wiadomo skąd się wzięły w jej dłoni. Podała im wizytówkę. Jak wół napisane, że Pasterz Dusz. Tylko pojawił się jeden problem.

- Kim jest „Pasterz Dusz"? - zapytał niezbyt zainteresowany chłopak. - Nie pamiętam tej profesji w Podziemiu. Przebywałem w nim nie raz. Te plotki demonów potrafią doprowadzić do szału.

- Nie licząc smrodu. Zapach gnijących ciał potrafi dopro... - blade usta zastygły w połowie zdania.

- W końcu się zamknęła - czarna kosa odpłynęła od piersi dziewczyny. - Zacznijmy od nowa. Jestem Kay. Naczelny Pasterz Dusz.

- Finn. Reszta ci nie potrzebna. Co zrobiłaś tej idiotce?

- Wyciszyłam. Tak naprawdę wycięłam duszę, ale to teraz nie ważne.

- Zabiłaś ją?!

- Nie nie nie. To nie tak. Jej dusza została zamknięta tutaj - popukała w ostrze. - Jeśli będę chciała to ją wypuszczę. Albo nie.

- Nie rób tego. Fajnie choć chwilę mieć spokój od jej biadolenia. Niech tam zostanie. Czego tak serio chcesz? - opadł na kanapę miętoląc w palcach jej wizytówkę.

Kolor kartonika niczym nie różnił się od włosów. Szczerze to odcień waty cukrowej nie za bardzo był w jego guście. Zwykła czarna wizytówka z białym napisem wpisałaby się w kanon Podziemia. Widocznie ten oto babsztyl chciał się wyróżnić. Kolejny dziwolong, w dodatku kobieta. Chyba już wolał swoją idiotkę niż podziemne wybryki natury. Te tylko przynosiły ze sobą nowe dusze i kłopoty. Na razie duchów nie widział, ale to tylko kwestia czasu.

- Chcesz się wyrwać spod panowania tej laski, prawda? - Kay oparła się na broni wbijając w niego białe ślepia.

- Tak? Jednak praca pośród umarłych...

- Robisz to w tym momencie.

- Umarłych w Podziemiu mnie nie zadowala. Więc odmawiam twojej propozycji - różowy kartonik znalazł się pod nogami dziewczyny.

- Czy ja coś powiedziałam o tym co jest pod nami? Proponuję ci pracę tam na górze.

Oczy Finna momentalnie zmieniły się w spodki. Sekundy mijały podczas wpatrywania się w demoniczną kobietę, przy okazji próby rozgryzienia prawdy. Pozycja w Niebiosach należała do najrzadszych. Dostanie się tam wymagało wszystkiego czego mu brakowało. Po co wymieniać te wady. Nikt nie chciał ich znać. Ta laska musiałaby by być cudotwórczynią.Wsadzenie go na stołek aż tam...

- Co dostaniesz ty z naszej umowy? Nie to, że chcę się zgodzić czy coś - odkaszlnął. - Jednakże jakie stawiasz warunki? Procent, że umieścisz mnie tam za darmo jest zerowy.

- No może nie zerowy. Dobre dziesięć procent, tak mniej więcej. Poza tym mnie tam na górę nie wpuszczają za często. Za to twoją przyjaciółeczkę tak.

- To coś? - dźgnął palcem nadal zamrożoną współlokatorkę. - Jej nawet do spożywczego na rogu nie chcą już wpuszczać.

- Nie wiesz, że robi za Komunikatora?

- Ona ukradła ciastka w sklepie z kamerami i się z tym nie kryła. Nie może być kimś ważnym. To słaby żart.

- Naprawdę rzadko zdarza mi się żartować. Przemyśl propozycję. Posada w Niebiosach nie staje się wolna za często. Zwłaszcza dla zwykłych śmiertelników - uśmiechnęła się przekrzywiając głowę. Dotknęła czubkiem ostrza klatki piersiowej niby Komunikatora.

Białowłosa runęła twarzą napodłogę. Leżała tak pojękując. Nie zamierzała wstać do puki Finn nie kopnął jej parę razy. Powstała niczym feniks z popiołów. .Sennym wzrokiem objęła pokój wracając nim do Kay.

- To nie było miłe - fuknęła nadymając policzki. - Zabierać duszę najwyższej sile? Gdzie ty masz głowę?

- Tam gdzie ty, tyle że lepiej nastawioną - mrugnęła zalotnie w stronę dziewczyny. - Zaproponowałam twojemu przyjacielowi pracę na górze.

- W mojej sypial... - właściwa odpowiedź dotarła do niej sekundę później. - Nie. Nie ma takiej opcji. Nie nie nie. Nie pozwalam ci - dźgnęła Finna palcem. - To cię zniszczy.

- Faktycznie. Aniołki są takie okropne. Duszyczki nie przeżywają spotkań... - Kay chichotała coraz głośniej.

- O co wam już chodzi? Chcę mieć lepszą pracę. Jeśli bycie w Niebiosach tego wymaga to mogę jakoś się tam znaleźć - jakby na potwierdzenie swych słów chłopak skrzyżował ręce na piersi.

- Nie chcę cię mordować! - śnieżnobiałe włosy zafalowały przy wrzasku dziewczyny.

W pokoju zapadła cisza.



Hey~ Następną część za pewne dodam na następną rocznicę czy coś tam.
Bye Darling~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro