Rozdział 5
Przewróciła się na drugi bok cicho sycząc. Jest środek nocy, a ja nie śpię tylko dlatego, że trochę za bardzo przesadziłam na treningu.
Brawo Noële.
Westchnęłam kładąc się na plecach. Była to chyba jedyna sensowna pozycja, w której mogłam leżeć nie odczuwając jakiegoś większego bólu. Otworzyłam oczy beznamiętnie wpatrując się w sufit oświetlany jedynie blaskiem księżyca. W pomieszczeniu panowała błoga cisza przerywana jedynie moim oraz Damona oddechem. Przetarłam dłońmi oczy podnosząc się do siadu co nie było zbytnio łatwe. Czułam moje napinające się mięśnie. Mimo iż ból dosyć sporo zelżał mięśnie nieustannie mi dokuczały. Zakwasy po przetrenowaniu to strasznie nieprzyjemna sprawa.
Spojrzałam na zwierzaka, który w najlepsze spał obok mnie. Wyglądał tak słodko oraz bezbronnie jak spał. Do tego wszystkiego jego sierść pięknie lśniła w blasku księżyca. Nikt by chyba nie przypuszczał, że może być niebezpieczny widząc go w takim stanie, ale prawda jest inna. Damon dla osób, które zna to wręcz typowy pluszak, ale w razie niebezpieczeństwa potrafi wyrządzić wielką krzywdę.
Dokładnie tak jak siostra kochanie..
Momentalnie posmutniałam na tą myśl. On również stracił ważną dla siebie osobę i mimo iż tego nie widać również musi za nią strasznie tęsknić. W końcu byli szczeniakami, a ja dzieckiem kiedy to się stało. Wystarczyła chwila nieuwagi aby stracić ją z oczu i tak się stało..
Przepraszam cię Damon.
Delikatnie pogłaskałam wilka po głowie. Po moim policzku mimowolnie spłynęła słona łza, którą szybko wytarłam. Pokręciłam głową przenosząc spojrzenie na okno. Doskonale widziałam tarczę książyca zawieszoną na ciemnej, niczym czerń, tafli nieba. Położyłam łapy na ziemi nie odrywając wzroku od tego widoku. Wstałam ignorując ból, który przyszedł moje ciało. Ostrożnie zaczęłam stawiać kroki zmierzając w stronę okna. Otworzyłam je na ościesz. Momentalnie uderzyło we mnie zimne oraz rześkie nocne powietrze. Sprawnie wdrapałam się na parapet tym razem siadając po jego wewnętrznej stronie. Przeczesałam palcami włosy dostrzegając wiele malutkich punkcioków migoczących w tej czerni. Oparłam się o ramę okna. Zamknęłam oczy zaciągając się świeżym powietrzem. Uchyliłam powieki spoglądając na swoje dłonie, a następnie ponownie na niebo. Nie wiem ile tak siedziałam, ale momentalnie coś szybko minęło na niebie w oddali. Spadająca gwiazda!
Życzę sobie, aby wszystko się ułożyło.
~~
Bez celu leżałam na łóżku wpatrując się w ścianę naprzeciw mnie. Czułam przyjemne otaczające mnie ciepło oraz silne ramiona. Przez cały czas Kayn ani razu jeszcze nie wypuścił mnie ze swoich objęć, a śpi w najlepsze, a doszło do tego przez moje ostatnie zachowanie. Nie żebym narzekała, ale ta księga cały czas nie daje mi spokoju, a dzisiaj jest ku temu doskonała okazja! Podczas pełni Mistrz Shen zawsze medytuje na polanie za murami Klasztoru. Jeśli dzisiaj się nie uda będę musiała czekać do następnej pełni, a jakoś nie uśmiecha mi się czekać miesiąc.
Czas działać.
Spojrzałam na ramiona chłopaka analizując sytuację. Jestem nimi szczelnie opleciona co nie stawia mnie w dobrej sytuacji. Można nawet powiedzieć, że jest tragicznie, ale muszę jakoś się wydostać! Cicho wypuściłam powietrze z płuc ostrożnie odsuwając się od torsu Kayna. Delikatnie położyłam dłoń na jego ręce starając się ją lekko unieść albo chociaż poluzować uścisk. Moje próby jednak zakończyły się fiaskiem dając zupełnie odwrotny efekt. Przemknęłam w myślach próbując wymyślić szybko jakiś plan. W mojej głowie zaświeciła się mała lampka. Zawsze kiedy dziewczyny mnie tak trzymały z dwóch stron musiałam zsunąć się wzdłuż ich ciał, więc tutaj może też by się udało. Jedynym ryzykiem jest to, że może się obudzić. Spojrzałam przez ramię na twarz smacznie śpiącego chłopaka. Westchnęłam.
Chyba nie mam wyjścia.
Na samym początku zrzuciłam ze swojego ciała przykrywająco mnie kołdrę. Nie chcę ryzykować abym przez przypadek nie zahaczyła o nią łapą kiedy uda mi się wyswobodzić. Ponownie przeniosłam swój wzrok na ramiona szybko układając jakiś plan oraz przypominając sobie całą procedurę z dziewczynami. Wzięłam głęboki oddech. Delikatnie rozłożyłam swoje ramiona robiąc minimalną przestrzeń między mną, a smacznie spiącym, a zarazem niezmiennie trzymającym mnie Kaynem. Spojrzałam na swoje łapy. Akurat z nimi miałam dosyć spore pole do popisu. Powoli zaczęłam włóczyć łapami tym samym ciągnąć swoje ciało na dół. Najostrożniej na ile było to możliwe zaczęłam przeciskać się między jego ramionami. Prosiłam w myślach aby tylko się nie obudził, albo znowu nie zacieśnił uścisku. Powoli jak jakaś dżdżownica sunęłam wzdłuż jego torsu.
Już prawie. Jeszcze trochę.
Będąc już prawie wolna przez przypadek uderzyłam Kayna w kolano. Wstrzymałam oddech, a mój puls momentalnie przyspieszył. Zastrzygłam uszami słysząc jak coś mamrocze pod nosem.
Teraz albo nigdy.
W zawrotnym tempie odsunęłam się od jego torsu siadając w bezpiecznej odległości na łóżku. Jeszcze chwilę przerażona patrzyłam na jego poczynania. Odetchnęłam z ulgą zobaczyszwszy chłopaka odwracającego się na drugi bok. Poprawiłam kołdrę wstając na równe nogi.
Udało się.
Odwróciłam się w stronę drzwi gotowa do wyjścia zdając sobie z czegoś sprawę. Spojrzałam w kierunku szafy, a cała krew momentalnie odpłynęła z mojej twarzy. Oparty o nią stał Rhaast, który patrzył na mnie. Wydawało mi się, że świdruje mnie na wylot spojrzeniem tego jednego oka.
- Rhaast - szepnęłam cicho podchodząc do niego. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a co najgorsze cały plan runął w jednej chwili - to nie tak jak myślisz - stanęłam przed nim strzelając sobie mentalnego plaskacza. To jest chyba jedna z najgorszych odpowiedzi jakie mogą tylko być.
- Idziesz szukać odpowiedniego zwoju co? - zaśmiał się cicho, a mnie zamurowało. Skąd on to wie? A co lepsze ile on wie? Kosa widząc moje zdziwienie zaniosła się kolejną falą zduszonego śmiechu - ja wiem wiele rzeczy Karasu. W końcu jestem Darkiem, a teraz idź. Nikomu nic nie powiem - szepnął zamykając oko. Wstrząśnieta tym wszystkim stałam tak jeszcze dobre kilka sekund.
He?
Pokręciłam głową przywracając trzeźwość umysłu. Podziękowałam broni i wyszłam z pomieszczenia cicho zamykając za sobą drzwi. To była cholernie dziwna sytuacja, ale udało się. Teraz jednak czeka mnie większy problem. Będę musiała wejść do pokoju Senseia, a następnie znaleźć zwój, o którym wspominał Rhaast.
Nie ma czasu do stracenia. Niedługo będzie świtać.
Bezszelestnie zaczęłam przemierzać korytarze. Wszystko skąpane było w mroku rozświetlanym jedynie blaskiem księżyca. Szybko mijałam kolejne zakręty oraz drzwi. Wzięłam głęboki oddech zatrzymując się przed tymi odpowiednimi. Położyłam dłoń na metalowej klamce, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie powinnam tego robić - szepnęłam z wahaniem w głosie. Zdecydowanie nie powinnam tego robić. Chcę się wślizgnąć do pokoju Mistrza Shena tylko po to aby znaleźć coś, co może nie okazać się takie ważne. Uniosłam rękę puszczając klamkę - teraz już za późno aby się wycofać - zdeterminowana nagłym przypływem energii naparłam na klamkę, a następnie weszłam do pomieszczenia. Cicho zamknęłam drzwi za sobą.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu oświetlanym, tak samo jak inne pokoje, blaskiem księżyca. Machnęłam ogonem zawieszając swój wzrok na wielkiej biblioteczce z różnymi księgami oraz zwojami. Szybko pokonałam odpowiedni dystans. Szybko przeskanowałam cały mebel cicho wzdychając.
To będzie ciężkie zadanie.
Bez zbędnego przedłużania zabrałam się do pracy. Na początku sprawdzałam różnego rodzaju księgi, a następnie zwoje. Godziny mijały, a ja nie znalazłam tego po co tutaj przyszłam. Zmrużyłam oczy zasłaniając je ręką. Spojrzałam w stronę źródła światła. Zamarłam widząc słońce powolnie wyłaniające się zza lini horyzontu.
Szlag!
Zdenerwowana z szybko bijącym sercem ponownie przeniosłam spojrzenie na mebel znajdujący się przede mną. W zawrotnym tempie wstałam na równe nogi jeszcze raz patrząc na wszystkie stare księgi oraz zwoje. Ponownie zasłoniłam ręką oczy spowodowane dziwnym błyskiem światła. Spojrzałam w tamtym kierunku.
To jest to samo tworzywo!
Bez namysłu chwyciła za zwój. Niczym przeciąg wbiegłam z pokoju Mistrza nieco mocniej zamykając drzwi niż to planowałam. Biegiem puściłam się po korytarzach zmierzając w stronę swojego pokoju. Głośno oddychając wbiegłam do odpowiedniego pomieszczenia. Otworzyłam górną szafkę komody wrzucając tak zabrany przeze mnie przedmiot. Głośno odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na swoje odbicie przeczesując ręką włosy. Miałam strasznie czerwone oraz nieco podkrążone oczy oraz mniejsze niż zwykle gniazdo na głowie. Uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia.
Udało się.
- Witaj Karasu - zastrzygłam uszami momentalnie zastygając w bezruchu. Powoli odwróciłam głowę w stronę głosu zdając sobie sprawę, że przez to wszystko nie zamknęłam drzwi - jak samopoczucie z samego rana? - zapytał mężczyzna zapewne posyłając mi uśmiech przez maskę. Tylko ja mam chyba takiego pecha.
- Dzień dobry Mistrzu - wróciłam do rzeczywistości starając się brzmieć normalnie. Odwróciłam się w stronę Senseia kłaniając się lekko oraz posyłając wymuszony uśmiech - oraz odpowiadając na wcześniejsze pytanie nie jest źle - oparłam się biodrem o wcześniej zamknięty mebel. Błagam aby Mistrz nic nie podejrzewał.
- Może nie będę Ci przeszkadzał dziecko - spokojnie chwycił za klamkę nieco powoli zamykając drzwi - do zobaczenia na porannej medytacji - w tym momencie drewniana płyta zamknęła się do reszty. Zastrzegłam uszami słysząc oddalające się kroki, aby po chwili ucichły do reszty. Odetchnęłam z ulgą.
Jak widać głupi ma zawsze szczęście.
~~
Syknęłam cicho czując lekki ból w okolicy łydki. Słońce dopiero co zaczyna wstawać, a ja już katuje swoje ciało poranną porcją ćwiczeń. Wypuściłam powietrze z płuc po raz kolejny wykonując ten sam ruch. Z trudem utrzymałam się na nogach łapiąc równowagę.
To chyba nie był dobry pomysł.
Ostrożnie wyprostowałam się stając w normalnej pozycji. Skrzywiłam się czując ból przeszywający obie moje łydki. Westchnęłam.
Muszę jakoś wrócić do środka.
Powoli uniosłam jedną łapę wykonując pierwszy krok, a potem kolejny. Powoli cały czas posuwałam się do przodu. Moje nogi znowu zaatakował ból i tym razem nie udało mi się utrzymać równowagi. Jak długa upadłam na ziemię starając się chociaż w jakimś stopniu zamortyzować upadek. Jeknęłam cicho odwracając się na plecy, a następnie siadając. Westchnęłam patrząc na moje ręce. Z lewego przedramienia sączyła się mała stróżka krwii, a całe ręce były ubrudzone ziemią.
Ależ ja mam szczęście.
Pokręciłam głową wzdychając nie wiem już który raz. Sama nic nie zrobię, więc pozostaje czekać. Usiadłam wygodniej na trawie przenosząc wzrok na horyzont. Słońce już jakiś czas temu zaczęło wspinać się na widnokręgu, a pomarańczowe oraz żółte barwy stały się już prawie niewidoczne. Promienie słoneczne przyjemnie zaczęły ogrzewać moje ciało. Zamknęłam oczy lekko unosząc kąciki ust do góry. Opadłam na ziemię rozkładając się na niej. Całą sobą chłonęłam ciepło słoneczne dając mu wygrzać moje obolałe mięśnie.
Może jednak nie będzie tak źle.
- Noële! - momentalnie otworzyłam oczy słysząc swoje imię dochodzące z wnętrza domu. Mój cały spokój przerodził się w lekki strach słysząc ton głosu przyjaciółki - gdzie ty do cholery znowu jesteś?! - podniosłam się do siadu. Spojrzałam na okno należące do mojego pokoju. Mogłam dostrzec w nim zdenerwowaną przyjaciółkę.
To nie wróży nic dobrego..
~ Nic nie jest łatwe do osiągnięcia ~
-----------------------------------------------------------------
Kochani wyrobiłam się! Więc może nie będzie tak źle z tą systematycznością, ale nie nudzę już. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i widzimy się za tydzień wilczki!
~ Kocham
~ ZimneŁapki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro