Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Powoli wdychałam powietrze mozolnie wracając do rzeczywistości. Słyszałam swój płytki oraz nierównomierny oddech. Delikatnie poruszałam palcami u rąk rozluźniając spięte mięśnie oraz całe moje ciało leżące na czymś miękkim. Ostrożnie uchyliłam ociężałe powieki. Chwilę minęło aby moje źrenice przyzwyczaiły się do panującego w pomieszczeniu półmroku. Beznamiętnie wpatrywałam się w biały sufit starając przypomnieć sobie dlaczego tutaj leżę. Najpierw mijały sekundy, następnie minuty, a w mojej głowie cały czas taka sama pustka. Westchnęłam cicho kręcąc głową.

- Spróbuję wstać. Może wtedy coś sobie przypomnę - przetarłam dłońmi oczy, a następnie dosyć sprawnie położyłam je po dwóch stronach swojego ciała. Ostrożnie, ale skutecznie podparłam się na nich siadając na łóżku co było strasznym błędem. Momentalnie moje ciało przeszła niewyobrażalna fala bólu, a do głowy powoli zaczynały wracać wspomnienia - no oczywiście. Zed - po raz kolejny westchnęłam.

Mój brat...

Pokręciłam głową odganiając myśli. Za wszelką cenę chciałam aby to było kłamstwo. Muszę się wszystkiego dowiedzieć, ale najpierw może nieco dojdę do siebie.

Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Mimo iż wszędzie panował półmrok doskonale można było dostrzec wiele walających się po pokoju ksiąg, zwoi oraz innych nieznanych dla mnie notatek.

Muszę być w pokoju Mistrza Shena.

Zastrzygłam uszami przestając rozglądać się po pomieszczeniu. Powoli przeniosłam wzrok na dziwnie znajome źródło dźwięku. Moje oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów na widok leżącego obok mnie stworzenia.

- Redi - po moim policzku nie wiem kiedy spłynęła pojedyncza łezka, a za nią kolejna i jeszcze jedna. Ostrożnie drżącą dłonią zaczęłam gładzić ją po główce. Po chwili dotarło do mnie, że ona oddycha! - moje kochane słońce żyje - nie przestałam jej głaskać.

Jak na zawołanie wilczyca otworzyła oczy ziewając. Uważnie skanowała otoczenie aby po chwili spojrzeć na mnie ze szczęśliwymi iskierkami w oczach. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, a kolejna fala bólu przeszła moje ciało. Nie zważałam na to. Na tyle ile było to możliwe przytuliłam futrzaka, który po chwili znalazł się na moich kolanach.

Tak za nią tęskniłam..

Nie wiem ile tak trwałyśmy. Pięć minut? Dziesięć? Nie obchodziło mnie to. Mój skarb żyje i to jest najważniejsze. Okleiłam się od Red dopiero kiedy moje oczy zaczęły razić promienie wschodzącego słońca. Przeniosłam swoje spojrzenie na okno. Granatowe sklepienie powoli zaczęło ustępować pomarańczowym oraz żółtym barwą.

Niedługo rozpocznie się medytacja.

Ponownie przeniosłam wzrok na zwierzaka leżącego na moich kolanach, który odgadł moje myśli, gdyż zszedł z nich. Powoli odkryłam puszysty materiał zakrywający połowę mojego ciała. Utkwiłam spojrzenie w swoim brzuchu. Ostrożnie uniosłam materiał bluzki, która nie należała do mnie. Czułam jak oczy zaczęły mi się szklić widząc bandaże owinięte wokół mojego brzucha. Biały materiał był lekko ubrudzony już zaschniętą szkarłatną substancją.

Pokręciłam głową odganiając ciecz gromadzącą się w końcikach moich oczu w między czasie puszczając materiał. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz kiedy moje łapy dotknęły zimnego podłoża. Wypuściłam głośniej powietrze z płuc wyciągając rękę na przód w celu zmaterializowania kija. Moje ciała przeszła kolejna fala bólu, a świat wokół zawirował.

Cholera.

Wplotłam rękę w rozczochrane w każdą możliwą stronę włosy. Wszystko wokół wirowało. Dopiero po pewnym czasie przeszło mi na tyle abym mogła znowu bez obawy spojrzeć przed siebie. Ponownie wyciągnęłam rękę przed siebie. Wzięłam głęboki oddech skupiając się i... Nic. Kostur, który pragnęłam zmaterializować nie pojawił się w mojej ręce. Próbowałam jeszcze parę razy lecz na marne.

- Szlak by to - warknęłam pod nosem. Rozglądałam się po pomieszczeniu szukając czegoś co w jakimś stopniu pomogło by mi wstać oraz poruszać się. Uśmiechnęłam się lekko zatrzymując swoje spojrzenie na drewnianym kiju treningowym - Redi przynieś - wskazałam na przedmiot.

Wilczyca zwinne zeskoczyła z łóżka biegnąc we wskazanym przeze mnie kierunku. Sprawnie złapała kij w pysk, który po chwili sama trzymałam. Pogłaskałam z uśmiechem futrzaka po głowie. Nie wiem, który raz wzięłam głęboki wdech wspierając się całym swoim ciężarem na kiju, a następnie stając na równe nogi. Przed moimi oczami pojawiły się czarne mroczki tylko po to aby po chwili zniknąć tak szybko jak się pojawiły.

- No to co Redi? Idziemy - posłałam uśmiech wilczycy, a ta tylko pomerdała ogonem. Powoli stawiałam łapę za łapą wspierając się na drzewcu z ze zwierzakiem u boku. Załapałam za metalową klamkę aby po chwili znaleźć się na korytarzu Zakonu - to teraz tylko dotrzeć do stołówki. Nie mamy za wiele czasu - mówiłam zerkając na zegar powieszony na jednej ze ścian.

Cicho cały czas opierając się na kiju czy też ścianach zmierzałam w stronę stołówki od czasu do czasu sycząc z bólu. Uważnie nasłuchiwałam otoczenia. Niezmącona cisza od czasu do czasu przerywana śpiewem porannych ptaków. Do tego wszystkiego dochodziły również pierwsze wdzierającego się do wnętrza Klasztoru smugi światła, w którym doskonale można było dostrzec unoszące się drobinki kurzu. Uwielbiam ten widok kiedy wszystko powoli zaczyna się od nowa z każdym kolejnym dniem.

Pogrążona w myślach nie zauważyłam kiedy znalazłam się pod drzwiami mojego celu. Naparłam na zimną klamkę ostrożnie otwierając drewnianą płytę. Cichy dźwięk skrzypnięcia poniósł się echem po pustym pomieszczeniu.

Mam nadzieję, że nikt tego nie usłyszał.

Z niemałym trudem przeszłam przez powstałą przestrzeń wchodząc do pomieszczenia wraz z moją towarzyszką. Kolejny cichy dźwięk rozniósł się echem spowodowany zamknięciem drzwi. Ostrożnie doszłam do stołu siadając na jednym z krzeseł. Wypuściłam z lekkim świstem powietrze z płuc kładąc kij na stół.

- Udało się kochana - zaśmiałam się głaszcząc wilczycę leżącą na krześle obok. Ta tylko machnęła ogonem wydając z siebie cichy dźwięk zadowolenia. Zastrzygłam szybko uszami dalej miziając Red. Głosy oraz kroki niosły się po korytarzu co raz to bardziej nabierając na sile - zaraz tutaj będą - posłałam zwierzakowi uśmiech nie spuszczając z niej wzroku.

Kroki oraz głosy z każdym momentem były co raz bliżej, a moje serce zaczęło przyspieszać tempo. Nie widziałam ile tak leżałam, co się zmieniło w Klasztorze, a co gorsze nie wiem jak wszyscy zareagują...

Raz kozie śmierć.

Odwróciłam głowę strzygąc uszami. Po pomieszczeniu echem rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi, a głosy momentalnie ucichły. Widziałam te zszokowane twarze, a mnie coś zakuło w sercu. Zostawiłam ich wszystkich z myślą, że mogę się już nie obudzić.

- Cześć wam - odezwałam się nieśmiało po dosyć sporej ciszy. Spojrzałam na swoje łapy ociężale podnosząc się z krzesła. Ponownie podniosłam wzrok i momentalnie zostałam zamknięta w silnym oraz szczelym uścisku czyichś męskich ramion - przepraszam - po moim policzku spłynęła słona łza.

Pociągnęłam nosem obejmując doskonale znaną mi osobę chłodnąc przyjemnie bijące od niego ciepło. Czułam jak oczy zacznają mi się szklić, a w gardle rośnie gula. Skuliłam ogon powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem.

- To ja przepraszam - wyszeptał, a ja poczułam jeszcze jedne nieco mniejsze ramiona oraz kolejne, które zaczęły nas obejmować. W tamtym momencie już nie wytrzymałam. Zaczęłam ronić łzy, które po chwili spływały niczym słony wodospad w towarzystwie mojego szlochu pomieszanego z ciężkim oddechem - csiii.. Nie płacz skarbie - Kayn oparł podbródek o moją głowę gładząc mnie po plecach ręką na tyle ile było to możliwe.

Nie wiem ile tak staliśmy. Pięć, dziesięć, a może piętnaście minut? Po prostu stałam rycząc jak bóbr znajdując się w grupowym uścisku. Mijały chwile, a ja zaczynałam nie czuć już takiego ucisku oraz ciepła. Otarłam wierzchem dłoni wciąż spływające krople patrząc po wszystkich. Tak bardzo się cieszyłam znowu móc ujrzeć ich twarze.

Moje uczucia oraz emocje prawie mnie zgubiły...

- Może usiądźmy - echem rozniósł się głos Mistrza. Spojrzałam na niego pociągając nosem. Mimo iż miał maskę widziałam, że ciepło się uśmiecha. Moje końciki lekko drgnęły, ale nie potrafiłam teraz się uśmiechnąc. Nie w takim stanie.. - zjemy śniadanie, napijemy się herbaty i opowiemy Karasu wszystko na spokojnie - wszyscy kiwnęli zgodnie głowami zajmując miejsca.

~~

Słońce przyjemnie zaczynało grzać moje plecy powolnie co raz to wyżej sunąc po widnokręgu. Odetchnęłam świeżym powietrzem cały czas idąc obok pół smoczycy. Nie wiem ile tak już podróżujemy, ale zapewne bardo długi czas. Moje rany pozbawione tej nieznośnej kupy żelastwa zdołały się już w pewnym stopniu zasklepić, a mięśnie wróciły do normalnego stanu.

- Shyvaaa.. Ile jeszcze będziemy tak szły? - spytałam zachrypniętym od dłuższej ciszy głosem. Przeniosłam swój wzrok na idącą obok mnie dziewczynę, która cały czas dumnie szła przed siebie - łapy już powoli mi odpadają i chciałabym dowiedzieć się wreszcie do kąd tak zmierzamy - szturchnęłam moją towarzyszkę koniuszkiem ogona. W odpowiedzi dostałam tylko cichy śmiech. Westchnęłam doniośle.

Zawsze to samo.

Przez moment wpatrywałam się w moją towarzyszkę. Ponownie otwierałam usta aby coś powiedzieć jednak zostałam brutalnie popchnięta na ziemię. Oburzona spojrzałam na sprawcę tego zamieszania, a mój gniew pękł niczym bańka mydlana.

Damon! - szczerząc się przytuliłam stojącego na moich kolanach zwierzaka. Damon był wilkiem. Jednak nie takim zwyczajnym wielkiem, tylko demonicznym wilkiem. Posiadał on piękną oraz bujną sierść w różnych odcieniach błękitu. Do tego dosyć kanciaste i masywne rogi przypominające rogi kozła albo muflona, a jego oczy posiadały przepiękny czerwony kolor. Niestety z pewnych niezbyt przyjemnych przyczyn posiadał również bliznę na pyszczku oraz lewym barku - tak bardzo tęskniłam. Myślałam, że już cię nie zobaczę! - pocałowałam futrzaka w nos. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej słysząc perlisty śmiech przyjaciółki.

Szkoda, że twojej siostry nie ma z nami skarbie...

- On również się stęsknił, ale w sumie nie tylko on - ponownie spojrzałam na smoczycę. Rozbawiona kręciła głową opierając ręce na biodrach. Zaśmiałam się na ten widok ponownie tuląc wilka - a teraz chodź. On już zapewne na nas czeka - dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę. Futrzak szybko ze mnie zeskoczył, a ja złapałam za wyciąganiętą rękę wstając.

Ponownie spojrzałam przed siebie stając jak wryta. Przekręciłam lekko głowę słysząc kolejną falę śmiechu przyjaciółki. Skanowałam wzrokiem stojąca nieopodal nas średnich rozmiarów, drewnianą chatkę. Co ciekawe posiadała ona pierwsze piętro oraz zapewne poddasze patrząc na ułożenie dachu.

Pokręciłam głową słysząc wesołe szczekanie Damona, który wyrwał mnie tym samym z rozmyślań. Przeniosłam zdezorientowane spojrzenie na smoczycę. Posłała mi uśmiech powolnie idąc w stronę budynku, a ja zaczęłam analizować wszystkie fakty.

Chwila moment, jaki ON?

Szybko dogoniłam dziewczynę zrównując z nią chód. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli na sekundę. Czy mnie polubi, czy nie będzie to problem, a najważniejsze kim jest ten cały on?!

- Emm.. Shyva - odezwałam się niepewnie kątem oka spoglądając na moją towarzyszkę przy okazji uważając na plątającego się pod nogami Damona - kim jest ten cały on? - wypaliłam na jednym wdechu odwracając głowę. Wlepiłam spojrzenie w profil przyjaciółki.

- Sama zaraz się przekonasz - puściła do mnie oczko napierając ręką na dzwonek. Chwila moment.. Kiedy my dotarliśmy pod drzwi?! Zagryzłam wnętrze policzka czując narastający stres - na pewno się polubicie! - objęła mnie ramieniem, a futrzak wesoło szczeknął.

Mam taką nadzieję...

Te kilka sekund zdawały się być dla mnie wiecznością! Zestresowana jak jeszcze nigdy dotąd. Machałam ogonem na boki zaciskając dłonie na ramionach. Z cichym sykiem ugryzłam się w język słysząc charakterystyczny dźwięk zamka. Po chwili w drzwiach stał straszy ode mnie mężczyzna o około cztery lata. Był odemnie wyższy o dobrą głowę. Nosił przyduże, workowate, niebieskie spodnie. Pół klatki piersiowej było odkrytej, a górną część oraz ramiona zakrywał ten sam materiał. Na prawym ramieniu umiejscowiony był dziwny metalowy przedmiot, którego nie potrafiłam bliżej zidentyfikować. Możliwe, że był to jakiś ochraniacz. Miał dosyć smukłą twarz, ale również bardzo dobrzy zarysowaną, przez co nie powiem był dosyć przystojny. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że jego włosy związane były w kitkę, która w żadnym stopniu nie opadała. Jakim cudem?!

- Witaj Yasuo. Miło cię widzieć - przyjaciółka posłała mężczyźnie uśmiech tym samym przywracając mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na nią kątem oka. Poluzowała uścisk na ramieniu cały czas patrząc na mężczyznę - to jest właśnie Noële. Mam nadzieję, że się dogadacie - przeniosła swoje spojrzenie na mnie puszczając mnie.

- Ciebie również miło widzieć - odparł nieco zachrypniętym, ale miłym dla ucha głosem. Mężczyzna przeniósł spojrzenie swoich brązowych tęczówek na moją osobę. Uważnie skanował mnie wzrokiem. Posłał mi nikły uśmiech, który nieśmiało odwzajemniłam - wejdźcie. Porozmawiamy w środku - otworzył szerzej drzwi robiąc nam miejsce.

Niepewnie spojrzałam na moją towarzyszkę. Mój ogon cały czas latał z jednej strony na drugą od czasu do czasu przypadkowo smyrając ogon Damona. Dziewczyna widząc moje skołowanie szybko chwyciła mnie za rękę, a następnie pociągnęła w głąb domu.

Będzie dobrze... Prawda?

Usiadłam na kanapie rozgląda się po pomieszczeniu. Znajdowałyśmy się w salonie, który mimo też iż nie był za wielki na prawdę został dobrze urządzony przez co sprawiał wrażenie domowego ciepła. Podłoga oraz schody prowadzące na piętro wyłożone były ciemnym drewnem, ściany miały kolor beżowy, a meble zostały wykonane z drewna brzozy patrząc na charakterystyczny jasny kolor. Do tego pasujące kolorystycznie sofa, dwa fotele oraz mały stolik. W rogu pomieszczenienia znajdował się również niezbyt duży kominek, a okna wpuszczające wiele światła doskonale to wszystko wykańczały.

Na prawdę bardzo ładnie urządzone.

- No co szatanie ty - zaśmiałam się miziając Damona, który właśnie wskoczył na kanapę. Szturchnęłam ogonem dziewczynę słysząc jej cichy śmiech sama się śmiejąc - juz cię nie zostawię kochanie - pocałowałam futrzaka w nos. Wyprostowałam się słysząc dźwięk zamykanych drzwi.

Spojrzałam w tamtym kierunku cały czas trzymając rękę na łebku wilka. Ponownie natknęłam się na spojrzenie tych pięknych, hipnotyzujących brązowych tęczówek.

Noële stop. Opanuj się. Nawet go nie znasz!

Pokręciłam głową po raz kolejny słysząc stłumiony śmiech smoczycy. Przeniosłam na nią wzrok unosząc brew z miną mówiącą więcej niż jakie kolwiek słowa. Posłała mi lekki uśmiech szybko przenosząc spojrzenie na domownika. Poprawiłam ogon również spoglądając na mężczyznę. Siedział na dosyć starym, czerwonym fotelu patrząc na nas z lekkim uśmiechem. Ale on ma ładny uśmiech..

NIE. STOP. Dziewczyno ogarnij się.

- Jak wam minęła podróż? - zapytał nagle przerywając panującą ciszę. Spoglądał to na mnie to na Shyvanę jakby nad czymś intensywnie myśląc - a właśnie! Jestem Yasuo - zwrócił się do mnie. Po raz kolejny skrzyżowałam z nim spojrzenia.

- Noële, ale pewnie to już wiesz - zaśmiałam się lekko przenosząc wzrok na układającego się na moich kolanach Damona. Przeczesałam ręką jego bujną niebieską sierść - i miło Pana poznać - uśmiechnęłam się przenosząc na niego spojrzenie.

- Również miło cię poznać i proszę tylko nie pana - powiedział starając się wyglądać poważnie w towarzystwie głośnego śmiechu mojej przyjaciółki. Zawstydzona poczułam rumieńce na policzkach - czuję się wtedy tak staro, a nie jestem o wiele starszy. Z resztą i tak będziemy mieli sporo czasu na zapoznanie się - zaśmiał się przez co trochę mi ulżyło. Odetchnęłam lekko, analizując fakty.

Zaraz, chwila. Że co?

Zdezorientowana przeniosłam wymowne spojrzenie na dziewczynę. Zaczęła drapać się po karku nerwowo się śmiejąc. Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej świdrując ją wzrokiem.

- Nie powiedziałaś jej? - wzięłam głęboki oddech słysząc równie zdziwionego Yasuo

- Eee... Hehe - po raz kolejny zaśmiała się nawet na mnie nie patrząc. Wypuściłam powietrze opadając na oparcie kanapy - jakoś nie było okazji - szybko na nią spojrzałam. Pociągnęłam ogonem za jeden z jej rogów.

Z kim ja żyję...

- To ja może pójdę zrobić herbatę i wszytko ci na spokojnie wytłumaczymy - zaoferował wstając. Również wziął głęboki oddech. Przeniósł spojrzenie na mnie, a ja tylko kiwnęłam głową zgadzając się - zaraz wrócę, a wy postarajcie się nie pozabijać - szybko nas wyminął i niczym wiatr znikają z pola widzenia.

~ Zawsze patrz na jasną stronę życia ~

-----------------------------------------------------------------

Przepraszam za wszystkie błędy, ale nie zdążyłam sprawdzić rozdziału

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro