Rozdział 5. Porządki.
/Zosia/
Obudziłam się nagle. Śniło mi się, że mój tata, Ania i... Gabryś którzy po kolei ginęli po kolei. Usiadłam powoli uspokajając. Rozejrzałam się. Wciąż byłam w mieszkaniu Gabriela. Wtedy do pomieszczenia wszedł chłopak. Gabriel trzymał miskę w której były płatki z mlekiem. Gabriel położył miskę na stół.
-Zjedz sobie Zosiu.- Powiedział, a ja powoli zaczęłam jeść.- Gdy zjesz pojedziemy do bazy.- Dodał głaszcząc mnie po głowie. Było mi z tym wszystkim okropnie. Zostawiłam go dla innego pomimo, że on nadal mnie kochał. Nie wiedziałam co robić. Po śniadaniu poszłam z Gabrielem do auta. Zawiózł i zaprowadził mnie do bazy.
-Nowy? Co ty tu robisz? Przecież masz wolne do końca tygodnia.- Powiedział zaskoczony obecnością Gabrysia, Kuba.
-Ja tylko przyprowadziłem Zosie na kilka godzin. Musze coś ważnego załatwić.- Powiedział Gabriel kiedy siadałam na kanapie. Gabryś pocałował mnie w czoło, a następnie wyszedł.
/Gabriel/
Po wyjściu z bazy od razu pojechałam pod dom pani Marii. Miałem klucze od jej domu. Podszedłem do drzwi. Otworzyłem je kluczem i wszedłem do domu. Poszedłem sprawdzić czy nigdzie nie jest jakaś rura wyjęta tak jak ostatnio. Na szczęście było wszystko w porządku. Poszedłem do pokoju w którym spała pani Maria. Wyjąłem z szafy wszystkie ubrania i poukładałem. Koszule do koszul, swetry do swetrów itp. Postanowiłem nie być samoluby. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Marka który jest synem pani Marii.
-Halo?- Usłyszałem głos mężczyzny.
-Emm... Dzień dobry. Z tej strony Gabriel Nowak.- Powiedziałem patrząc na ubrania.
-A to ty. O co chodzi jeśli mogę wiedzieć?- Spytał się pan Marek.
-Wiem, że majątek pana matki należy do mnie ale... Chciałbym by pan i pana siostra wzięli kilka rzeczy po niej na pamiątkę.- Powiedziałem szczerze.
-Jest pan pewien? W końcu... Cały dom i rzeczy mojej mamy należy do pana.- Powiedział pan Marek.- Wolałbym by pan wszystko zachował. Jeśli znajdzie pan jakieś zdjęcia to niech pan do mnie zadzwoni.- Dodał mężczyzna.
-Dobrze rozumiem.- Powiedziałem, a po chwili pan Marek się rozłączył. Sprawdziłem czy w ubraniach pani Marii nic nie było. Nie było niczego. Wziąłem karton i włożyłem do niego ubrania grupami. Zacząłem wszystko dokładnie przeglądać. Kiedy zrobiłem porządek z ubraniami pani Marii wziąłem kartony i zacząłem zanosić je do auta. Następnie zamknąłem drzwi od domu i pojechałem do domu opieki. Zaparkowałem pod bramą. Podszedł do mnie ochroniarz.
-Czego tu pan szuka?- Spytał się ochroniarz.
-Mam ubrania dla starszych osób.- Powiedziałem, a ochroniarz niepewnie mnie wpuścił. Widziałem po budynku, że jest zniszczony i potrzebuje naprawy. Zaparkowałem niedaleko wejścia. Wtedy z budynku wyszły jakieś kobiety mężczyźni i starsi ludzie. Otworzyłem bagażnik i zacząłem wyjmować pudła. Było ich chyba z 6.
-W czym możemy pomóc proszę pana?- Spytał się jeden z mężczyzn.
-Przywiozłem trochę ubrań.- Na moje słowa starsi ludzie jak i ich opiekunowie byli w szoku. Pielęgniarzy pomogli mi zanieść pudła z ubraniami do pomieszczenia gdzie mogli by się przebierać.
-Jakiś ty kochany chłopcze. Takich jak ty ze świecą trzeba szukać.- Powiedziała jedna ze staruszek. Na dole jednego z pudeł zostawiłem kopertę z 10 tysiącami z listem. Chciałem pomóc im. Przebyłem w tym opieki 3 godziny. Było super. Kiedy wróciłem do bazy Zosia spała na kanapie z głową na kolanach doktora Banacha.
-Nie było ciebie 5 godzin Nowy.- Powiedział doktor.
-Wiem.- Powiedziałem. Powiedziałem wszystko doktorowi Banachowi w skrócie. Następnie wziąłem Zosie na ręce i zabrałem do domu. Po wejściu do mieszkania zasnąłem na kanapie przytulając Zosie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro