Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5. Porządki.

/Zosia/

Obudziłam się nagle. Śniło mi się, że mój tata, Ania i... Gabryś którzy po kolei ginęli po kolei. Usiadłam powoli uspokajając. Rozejrzałam się. Wciąż byłam w mieszkaniu Gabriela. Wtedy do pomieszczenia wszedł chłopak. Gabriel trzymał miskę w której były płatki z mlekiem. Gabriel położył miskę na stół.

-Zjedz sobie Zosiu.- Powiedział, a ja powoli zaczęłam jeść.- Gdy zjesz pojedziemy do bazy.- Dodał głaszcząc mnie po głowie. Było mi z tym wszystkim okropnie. Zostawiłam go dla innego pomimo, że on nadal mnie kochał. Nie wiedziałam co robić. Po śniadaniu poszłam z Gabrielem do auta. Zawiózł i zaprowadził mnie do bazy.

-Nowy? Co ty tu robisz? Przecież masz wolne do końca tygodnia.- Powiedział zaskoczony obecnością Gabrysia, Kuba.

-Ja tylko przyprowadziłem Zosie na kilka godzin. Musze coś ważnego załatwić.- Powiedział Gabriel kiedy siadałam na kanapie. Gabryś pocałował mnie w czoło, a następnie wyszedł.

/Gabriel/

Po wyjściu z bazy od razu pojechałam pod dom pani Marii. Miałem klucze od jej domu. Podszedłem do drzwi. Otworzyłem je kluczem i wszedłem do domu. Poszedłem sprawdzić czy nigdzie nie jest jakaś rura wyjęta tak jak ostatnio. Na szczęście było wszystko w porządku. Poszedłem do pokoju w którym spała pani Maria. Wyjąłem z szafy wszystkie ubrania i poukładałem. Koszule do koszul, swetry do swetrów itp. Postanowiłem nie być samoluby. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Marka który jest synem pani Marii.

-Halo?- Usłyszałem głos mężczyzny.

-Emm... Dzień dobry. Z tej strony Gabriel Nowak.- Powiedziałem patrząc na ubrania.

-A to ty. O co chodzi jeśli mogę wiedzieć?- Spytał się pan Marek.

-Wiem, że majątek pana matki należy do mnie ale... Chciałbym by pan i pana siostra wzięli kilka rzeczy po niej na pamiątkę.- Powiedziałem szczerze.

-Jest pan pewien? W końcu... Cały dom i rzeczy mojej mamy należy do pana.- Powiedział pan Marek.- Wolałbym by pan wszystko zachował. Jeśli znajdzie pan jakieś zdjęcia to niech pan do mnie zadzwoni.- Dodał mężczyzna.

-Dobrze rozumiem.- Powiedziałem, a po chwili pan Marek się rozłączył. Sprawdziłem czy w ubraniach pani Marii nic nie było. Nie było niczego. Wziąłem karton i włożyłem do niego ubrania grupami. Zacząłem wszystko dokładnie przeglądać. Kiedy zrobiłem porządek z ubraniami pani Marii wziąłem kartony i zacząłem zanosić je do auta. Następnie zamknąłem drzwi od domu i pojechałem do domu opieki. Zaparkowałem pod bramą. Podszedł do mnie ochroniarz.

-Czego tu pan szuka?- Spytał się ochroniarz.

-Mam ubrania dla starszych osób.- Powiedziałem, a ochroniarz niepewnie mnie wpuścił. Widziałem po budynku, że jest zniszczony i potrzebuje naprawy. Zaparkowałem niedaleko wejścia. Wtedy z budynku wyszły jakieś kobiety mężczyźni i starsi ludzie. Otworzyłem bagażnik i zacząłem wyjmować pudła. Było ich chyba z 6.

-W czym możemy pomóc proszę pana?- Spytał się jeden z mężczyzn.

-Przywiozłem trochę ubrań.- Na moje słowa starsi ludzie jak i ich opiekunowie byli w szoku. Pielęgniarzy pomogli mi zanieść pudła z ubraniami do pomieszczenia gdzie mogli by się przebierać.

-Jakiś ty kochany chłopcze. Takich jak ty ze świecą trzeba szukać.- Powiedziała jedna ze staruszek. Na dole jednego z pudeł zostawiłem kopertę z 10 tysiącami z listem. Chciałem pomóc im. Przebyłem w tym opieki 3 godziny. Było super. Kiedy wróciłem do bazy Zosia spała na kanapie z głową na kolanach doktora Banacha.

-Nie było ciebie 5 godzin Nowy.- Powiedział doktor.

-Wiem.- Powiedziałem. Powiedziałem wszystko doktorowi Banachowi w skrócie. Następnie wziąłem Zosie na ręce i zabrałem do domu. Po wejściu do mieszkania zasnąłem na kanapie przytulając Zosie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro