Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4. Podjęcie decyzji.

/Gabriel/

Dzisiaj wychodzę ze szpitala. Wczoraj wieczorem był u mnie Artur. Przepraszał mnie za to, że oskarżył mnie o picie w pracy. Nie mając wyjścia wybaczyłem mu. Wyszedłem z sali i poszedłem pod salę Tomka. Chciałem dowiedzieć się co z nim. Sam nie wiem czemu. Kiedy dochodziłem do sali Tomka zauważyłem... Zosie? Od razu pomyślałem, że coś mogło się stać. Podbiegłem do niej. Nagle niespodziewanie Zosia... Przytuliła się do mnie. Nie pewnie odwzajemniłem. Po chwili przyszedł też dr. Banach. Zosia od razu się do niego przytuliła. No i wyszła pan doktor.

-Co z nim?- Spytała się Zosia wystraszona.

-Idź do niego. Teraz potrzebuje ciebie.- Powiedział lekarz. Zosia weszła do sali. Spojrzałem na lekarza. Jego mina uświadomiła mi, że Tomek już umiera.- Robiliśmy co mogliśmy Wiktor. Dobrze o tym wiesz.- Słowa lekarza zadziałały na mnie tak, że wszedłem do sali. Podszedłem do Zosi i dałem rękę na jej ramie.

-G-Gabriel... Pamiętaj o... O mojej prośbie.- Powiedział słabym głosem Tomek.

-Pamiętam. Spokojnie.- Powiedziałem dalej mając rękę na ramieniu Zosi. Tomek zaczął powoli zamykać oczy.

-Tomek nie śpij proszę. Gabriel co się z nim dzieje?- Spytała się mnie przerażona Zosia. Nie odpowiedziałem. Po prostu dałem jej rękę na rękę Tomka.

-Z-Zosiu... Kocham cię.- Powiedział Tomek resztą sił. Jego serce się zatrzymało.

-Tomek? Tomek!- Krzyknęła ze łzami w oczach Zosia. Wziąłem ją i oddaliłem się przytulając ją do siebie. Lekarz i pielęgniarki zaczęli go na marne reanimować. Głaskałem Zosie po plecach. Słyszałem jak cicho szlocha powtarzając imię Tomka.

-Zgon 15:23.- Powiedział lekarz, a Zosia się rozpłakała. Zabrałem ją na zewnątrz. Posadziłem na ławce przed szpitalem i zacząłem głaskać ją po głowie.

-Zosia oddychaj głęboko.- Powiedziałem, a Zosia starała się złapać oddech dalej płacząc. Wziąłem ją na ręce i poszedłem do karetki. Położyłem ją na noszach i założyłem jej maskę z tlenem.- Oddychaj głęboko Zosiu.- Mówiłem głaszcząc ją po głowie. Po czasie uspokoiła się. Zdjąłem jej maskę z tlenem.- Lepiej?- Spytałem, a Zosia pokręciła głową na tak. Wtedy przyszła doktor Anna. Wziąłem butle z tlenem.- Uzupełnię tlen i wrócę.- Powiedziałem i poszedłem do bazy. Napełnienie butli z tlenem zajęło mi szybko.

/Zosia/

Leżałam w milczeniu na noszach. Anna starała się mnie pocieszyć. Jednak nic mnie nie pocieszało. Tomek umarł na moich oczach. Cholernie mnie to bolało. Na dodatek miał jakąś prośbę do Gabriela. Po chwili przyszedł Gabriel. Odstawił butle z tlenem na miejsce i usiadł obok mnie.

-Lepiej?- Spytał się Gabriel głaszcząc mnie po głowie.

-Troszkę.- Powiedziałam cicho wychrypiałym głosem.

-Zabiorę cię do mojego mieszkania, dobrze? Odpoczniesz sobie i pomieszkasz u mnie na pewien czas. Możemy tak zrobić?- Spytał się nadal głaszcząc mnie po głowie. Pokiwałam głową na tak.- To chodź.- Powiedział biorąc mnie delikatnie na ręce. Dałam głowę na jego ramię. Gabriel zaniósł mnie do jego samochodu i posadził mnie na miejscu obok kierowcy. Zapiął mnie pasami i przykrył kocem. Sam wsiadł za kierownice i zapiął pasy. Po chwili samochód ruszył. Cały czas patrzyłam przez okno. Kiedy dojechaliśmy na miejsce Gabryś wyłączył silnik i wyszedł z auta. Następnie podszedł do drzwi od mojej strony. Otworzył drzwi. Odpięłam pasy, a kiedy już chciałam wstać to zrobiło mi się trochę słabo.- Zosiu co się dzieje?- Zapytał się zmartwiony chłopak.

-Trochę mi słabo.- Powiedziałam, a Gabriel wziął mnie na ręce. Wtuliłam się w niego.

-Boże Zosiu. Jesteś cała rozpalona.- Powiedział i zaczął iść ze mną na rękach. Po chwili wszedł do mieszkania.- Już dobrze Zosiu. Zaraz sobie odpoczniesz.- Powiedział kładąc mnie delikatnie na kanapie.- Zrobię ci herbaty i kanapki. Zjesz sobie, a potem pośpisz.- Powiedział biorąc do ręki jakiś koc.

-Dobrze.- Powiedziałam patrząc na pierścionek zaręczynowy. Zdjęłam pierścionek i dałam do ręki Gabriela.- P-Proszę... Schowaj to.- Powiedziałam gdy Gabryś pocałował mnie w czoło.

-Oczywiście. Schowam to. Poproszę twojego tate by przywiózł ci kilka twoich rzeczy jak będzie miał czas. Jutro zaprowadzę do bazy i będziesz tam czekać na mnie. Ja mam pewną sprawę do załatwienia.- Powiedział przykrywając mnie kocem.

-Dobrze.- Powiedziałam, a Gabryś poszedł do kuchni. Ziewnęłam zmęczona i położyłam głowę na poduszkę. Przymknęłam oczy na chwilę, a od razu zasnęłam wykończona tym dniem. Straciłam narzeczonego przed ślubem. Bałam się co będzie dalej.

/Gabriel/

Schowałem pierścionek Zosi do szuflady w szafie. Następnie poszedłem do kuchni. Gdy zrobiłem herbatę i kanapki dla Zosi wróciłem do niej. Spała sobie spokojnie. Uśmiechnąłem się. Postawiłem kubek z herbatą i talerz z kanapkami na stół. Usiadłem w fotelu, a po czasie zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro