Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

 - Zapomnij - mruknęłam w stronę przyjaciółki, siedzącej na ceglanym murku przed naszą szkołą. Od dobrych dziesięciu minut próbowała namówić mnie na imprezę w domu Erica, szkolnej gwiazdy. – Poza tym, on mnie tam nie chce. Nie mam zaproszenia – rozłożyłam ręce w udawanym geście rozczarowania.

- Ale ja mam zaproszenie i mogę zabrać ze sobą kogo tylko zechcę – przypomniała dziewczyna i odgarnęła z twarzy kosmyk miedzianych włosów, mieniących się w letnim słońcu. Jej pokryta maleńkimi piegami twarz aż promieniała z radości. Nic dziwnego, rok szkolny właśnie dobiegł końca.

- Wayne, to chyba naprawdę nie jest dobry pomysł – westchnęłam i usiadłam obok niej. Nie znosiłam zatłoczonych miejsc, dlatego niezbyt spodobała mi się wizja domówki. – Zrozum, nie mój klimat.

- W normalnych okolicznościach bym zrozumiała, ale tym razem ci nie odpuszczę – spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Wyglądała jak dziecko, próbujące wymusić coś na rodzicach. Była urocza.

- Niech ci będzie – mruknęłam, poddając się w końcu. I tak nie wygrałabym tej bitwy.

Wstałam i otrzepałam czarne, jeansowe shorty. Było dziś dość upalnie, dlatego postanowiłam zebrać swoje kręcone włosy w kolorze ciemnego blondu w luźny koczek na czubku głowy. Sprawdziłam telefon, do imprezy miałam jeszcze ponad pięć godzin.

- Co planujesz na siebie założyć? – zapytała mnie wyraźnie poruszona przyjaciółka. Zastanowiłam się chwilę.

- Chyba pójdę w tym, co mam na sobie – rzuciłam od niechcenia. Nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do swojego wyglądu i w niektórych sytuacjach tego żałowałam. Od czasu do czasu, siedząc sama w pokoju, porównywałam się do Wayne. Była prześliczna i wyższa ode mnie o prawie dziesięć centymetrów. Miała szczupłą figurę z wyraźnie zarysowanymi kształtami. Nic dziwnego, że tylu chłopaków zwracało na nią uwagę. Przy niej wyglądałam jak chodząca katastrofa. Miałam dość wąskie biodra i ramiona, dodatkowo brakowało mi przerwy między udami. Nie chodziłam w butach na obcasie które dodałyby mi kilka centymetrów, przez co często brano mnie za czternastolatkę, choć w rzeczywistości miałam już szesnaście. Westchnęłam cicho.

- Zapomnij – rzuciła jakby urażona. – Przyjdź do mnie o dziewiętnastej, pomogę ci we wszystkim – Również wstała. – Muszę lecieć, mam coś do zrobienia. Pa! – Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zniknęła za rogiem. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Były to pierwsze wakacje, w które nigdzie nie wyjeżdżałam. Byłam prawie pewna, że Wayne wykorzysta tę sytuację na wyciąganie mnie w miejsca, których sama z siebie nigdy bym nie odwiedziła. Potrafiła być niezwykle przekonująca, co czasem naprawdę denerwowało. Doskonale pamiętałam, jak pod pretekstem projektu z geografii zaprowadziła mnie na zakupy i kazała przymierzać ubrania, których nigdy w życiu z własnej nieprzymuszonej woli nie wzięłabym nawet do ręki. Ale taka właśnie była moja przyjaciółka.

Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi, zsuwając ze stóp czarne trampki. Po chwili w korytarzu pojawiła się mama.

- Cześć skarbie, jak było na zakończeniu roku? – zapytała z serdecznym uśmiechem. Potrafiła zarazić nim każdego.

- Jak zawsze, dostałam kilka dyplomów za konkursy plastyczne i literackie – powiedziałam, wręczając jej cienki plik kartek. Przyjrzała się im dokładnie. Między nami nigdy nie było podobieństwa. Jej ciemne oczy idealnie współgrały z czarnymi wręcz, prostymi włosami, podczas gdy moje były jasne i składały się z wielu kolorów. No i kwestia wzrostu, ledwo sięgałam jej do ucha.

- Gratuluję, cieszę się, że ludzie dostrzegają twoje talenty – odwzajemniłam uśmiech, rozplątując włosy. Gdy opadły na plecy, od razu poczułam się lepiej.

- Wychodzę dziś z Wayne. Chyba nie masz nic przeciwko? – zapytałam, na co ta zmarszczyła brwi.

- Szczerze mówiąc, wolałabym żebyś nie ruszała się dziś nigdzie. Jest pełnia, pamiętasz co mówił ci lekarz? Powinnaś unikać przebywania poza domem – wydała się zdenerwowana.

- Nie będę na dworze, obiecuję. Doskonale wiem, jak to działa – skrzywiłam się na wspomnienie ataku paniki. Nic przyjemnego.

- Znasz moje zdanie, Rachel. Powiedziałam: nie – Jej łagodny zwykle ton zmienił się w szorstki i nieprzyjemny. Nieczęsto zdarzało się, by mi czegoś zabraniała. Od zawsze byłam posłusznym dzieckiem, spędzającym całe życie w książkach. Nie robiłam kłopotów.

- Dlaczego? Wrócę przed jedenastą, jak zawsze.

- Nie dyskutuj. Rozmowę uważam za zakończoną – odwróciła się na pięcie i weszła do salonu. Stałam jeszcze chwilę bez ruchu, po czym wspięłam się po drewnianych schodach. Na piętrze znajdował się tylko mój pokój i druga łazienka, z której korzystałam jedynie ja. Rzuciłam się na podwójne łóżko i spojrzałam w sufit. Zachowanie mamy bardzo mnie zdziwiło. Próbowała udawać, że jest zła ale czułam, że się po prostu czegoś bardzo boi. Niestety nie potrafiłam wytłumaczyć jej, że nie ma czego. Zerknęłam na zegar wiszący nad drzwiami. Zostały mi ponad trzy godziny do spotkania z przyjaciółką. Przykryłam się cienkim kocem i ułożyłam w wygodnej pozycji. Sama nie wiem, kiedy zasnęłam.

Stałam wpatrzona w palący się budynek. Słyszałam krzyki, ale nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Czułam niepokój pomieszany z dumą. Ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i natrafiłam na oczy w kolorze smoły. Było w nich coś zarówno pięknego, jak i przerażającego.

- Już niedługo, skarbie. Wkrótce sama odkryjesz prawdę i wybierzesz mnie, obiecuję.

Otworzyłam gwałtownie oczy. Moje serce biło w przyspieszonym tempie, a oddech był płytki i nierówny. Policzyłam do dziesięciu i oparłam się na łokciach, unosząc głowę. Za pół godziny powinnam być u Wayne. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Zaokrąglona twarz o wiecznie różowych policzkach nie zmieniła się ani trochę. Moje niebieskie, z szarymi niteczkami i zieloną obwódką wokół źrenicy oczy wciąż pozostały w tym samym kolorze, jednak teraz były rozbiegane i niespokojne, zupełnie jakby ktoś wyrwał mnie z transu. Mój wzrok zjechał na dekolt, a w zasadzie jego brak. Kolejna rzecz, której zazdrościłam przyjaciółce.

Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. Tchnięta przeczuciem skierowałam się do jadalni, gdzie na stole leżała niewielka, prostokątna kartka.

Nie chciałam cię budzić, ale coś mi wypadło. Wrócę przed północą. Buziaki.

Uśmiechnęłam się do siebie. Miałam szansę wyrwać się na imprezę. Co prawda mogłam wykorzystać zakaz mamy jako wymówkę, by na nią nie iść, jednak zakazany owoc zawsze smakuje lepiej. Wyszłam na korytarz, założyłam buty i zamknęłam za sobą kluczami drzwi. Wrzuciłam je do kieszeni, wraz z telefonem. Chwilę później znalazłam się pod bardzo dobrze znanym mi domem. Zapukałam mocno i odczekałam chwilę.

- Cieszę się, że jesteś! Wchodź, wszystko mam już przygotowane. Zrobię z ciebie boginię! – krzyknęła z ekscytacją w głosie Wayne. Zaśmiałam się i przekroczyłam próg mieszkania.

***

- Musisz zacząć na nią naprawdę uważać. To pierwsza pełnia od jej urodzin, prawda? – donośny głos mężczyzny rozniósł się głuchym echem po niewielkiej, zacienionej alei.

- Tak, pierwsza. Kazałam jej zostać w domu, na wszelki wypadek – powiedziała zdenerwowana kobieta, rozglądając się wokoło. Zauważyła ze zdziwieniem, że nikt nawet nie zerka w ich stronę – Użyłeś czaru? – zapytała, na co ten skinął twierdząco głową.

- Boję się, że moje zaklęcie wkrótce przestanie działać. Jest tak niewyobrażalnie potężna, że nawet po latach doświadczenia mogę jedynie spróbować jej dorównać. Na naszą niekorzyść działa też fakt, że nie ma pojęcia, kim jest – mruknął, przyglądając się nierównej kostce brukowej. Denerwowali go leniwi ludzie, robiący wszystko, by tylko nie pracować.

- Powiedziałeś, że tak będzie lepiej. Że nie powinna wiedzieć – zdziwiła się kobieta i przeczesała palcami czarne jak noc włosy.

- Chyba czas najwyższy, żeby się dowiedziała. Nie możemy wiecznie tego odwlekać. Jest zagrożeniem nie tylko dla siebie samej, ale i dla wszystkich wokół.

***

Pokój Wayne wyglądał tak, jakby przeszło przez niego tornado. Tornado, które wcześniej zatrzymało się w galerii handlowej, by kupić kilogramy ubrań i kosmetyków. Po całym pomieszczeniu walały się bluzki, bluzy, spodnie, sukienki, buty oraz masa dodatków, jak torebki czy okulary.

- Chodź tu i wybierz sobie coś z tego, co leży na łóżku – podeszłam i rzuciłam okiem. Nic nie wydawało się być odpowiednie. Żadnej z tych rzeczy nie założyłabym ani razu, nawet na imprezę. Wydekoltowane bluzki z siateczką i przylegające sukienki wzbudzały we mnie niewyjaśniony lęk.

- Przymierz to – Zanim się obejrzałam, na mojej twarzy wylądował materiał, zasłaniając mi widok. Wzięłam ubranie i podreptałam do łazienki, znajdującej się tuż obok sypialni. Nie zamknęłam drzwi, nie czułam bowiem takiej potrzeby. Zdjęłam T-shirt i shorty, a na ich miejsce wsunęłam przez głowę coś pomiędzy bluzką, a sukienką. Było tak krótkie, że sięgało mi ledwie połowy ud. Z całej siły starałam się rozciągnąć materiał, jednak nic z tego. Nieszczęśliwa wróciłam do sypialni przyjaciółki, która teraz wpinała w swoje włosy zielone wsuwki, idealnie komponujące się z jej oczami.

- Świetnie wyglądasz! – rzuciła zachwycona, przyglądając mi się uważnie.

- No nie wiem, nie czuję się zbyt komfortowo – wyznałam, po raz kolejny próbując rozciągnąć sukienkę, który jak na złość wciąż była dość krótka.

- Nie wiem o co ci chodzi, masz świetną figurę – mruknęła i schyliła się, wyciągając spod łóżka parę czarnych butów na grubym, wysokim obcasie. Wspaniale, zapewne skończę w szpitalu ze złamaną nogą. Westchnęłam jednak w duchu i przejęłam od Wayne obuwie. O dziwo, nie było tak źle, jak przypuszczałam. No i byłam o wiele wyższa, ale to swoją drogą. Zrobiłam kilka kroków i po kilku minutach całkowicie opanowałam poruszanie się na obcasach.

- Czas na makijaż! – Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo i wskazała ręka na krzesło przy drewnianej toaletce, całkowicie zastawionej kosmetykami, o których nigdy w życiu nawet nie słyszałam. Kazała mi zamknąć oczy i nie podglądać, tak więc zrobiłam.

Nie miałam pojęcia ile czasu minęło, ale zaczynałam się niepokoić o to, czy aby na pewno nie wyglądam jak klaun. Najwięcej wysiłku wymagało od przyjaciółki namalowanie mi równych kresek eyelinerem. Wierciłam się tak bardzo, że kilka razy musiała zaczynać wszystko od nowa. Gdy skończyła, kazała mi powiedzieć, co sądzę. Policzyłam do trzech i otworzyłam oczy. Wyglądałam prawie pięknie. Dzięki makijażowi moje oczy wydawały się o wiele większe, a ich kolor znacznie głębszy. Niebieskie cienie idealnie komponowały się z sukienka w tym samym kolorze. Dodatkowo podkład wygładził niedoskonałą skórę. Usta pomalowane miałam ledwo widoczną szminką, jednak wydawały się być pełniejsze niż zwykle. Wstałam i podeszłam do szafy, aby mieć możliwość przejrzeć się cała. Nie wyglądałam już na czternaście lat, tylko na siedemnaście. Odruchowo dotknęłam swoich włosów. Część pasm była zebrana w luźny koczek, a reszta spływała miękkimi falami po plecach.

- Podoba ci się? – zapytała niepewnie dziewczyna, patrząc w moje odbicie.

- Bardzo – powiedziałam ze szczerym uśmiechem. Zlustrowałam ją wzrokiem i musiałam przyznać, że wyglądała niesamowicie. Założyła zieloną, lekko rozkloszowaną spódnicę i czarny crop top. Złote szpilki idealnie podkreślały jej długie, szczupłe nogi. Makijaż, tak jak i ja, miała dopasowany do stroju. Od razu można było stwierdzić, że znała się na rzeczy.

- Jesteś gotowa na imprezę swojego życia? – zapytała, a na jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Zaśmiałam się krótko i przewróciłam oczami.

- Chyba tak. Idziemy? – spojrzałam ostatni raz w lutro, by upewnić się, że wszystko jest w porządku.

- Jasne – podniosła telefon z łóżka i włączyła ekran. – Wspaniale, Cameron czeka już na dole. Podwiezie nas – rzuciłam jej pytające spojrzenie, nie miałam bowiem pojęcia kim był rzekomy Cameron. – Jeden z kolegów Erica – wyjaśniła i machnęła ręką, idąc w stronę drzwi. Po chwili namysłu zrobiłam to samo.

***

Gdy weszłyśmy na teren posiadłości rodziny Erica, byłam w szoku, ile osób się tu znajdowało. Oczywiście większości z nich nigdy w życiu nie widziałam na oczy, ale tego właśnie się spodziewałam. Tak popularne osoby jak on przeważnie mają wiele znajomości. Wayne złapała mnie za rękę i wciągnęła w tłum, kłębiący się przy ogromnym basenie. Głośna muzyka na początku była nie do wytrzymania, jednak z czasem coraz bardziej się do niej przyzwyczajałam. Praktycznie od razu podszedł do nas wysoki i chudy chłopak z burzą kasztanowych włosów i podał nam po plastikowym, czerwonym kubeczku z bliżej niezidentyfikowaną cieczy. Powąchałam ją niepewnie i spróbowałam. Piwo, czego innego mogłabym się spodziewać. Gdy zobaczyłam, że moja przyjaciółka opróżniła zawartość za jednym razem, postanowiłam nie być gorsza i poszłam w jej ślady.

- Dobra dziewczynka – zaśmiała się i pociągnęła mnie dalej, przekraczając próg domu. Gdy tylko weszłam do środka, uderzył we mnie intensywny zapach tytoniu i czegoś jeszcze, jednak nie potrafiłam tego rozpoznać.

- Idę kogoś poszukać, zaraz wracam! – przekrzyczała hałas jaki tu panował i zniknęła w tłumie. Westchnęłam i wyszłam z powrotem na dwór, gdzie przynajmniej mogłam oddychać. Nie podobało mi się tu ani trochę, ale nie widziało mi się wracać pieszo, samej i w wysokich butach. To nigdy nie kończyło się dobrze.

- Hejka – usłyszałam za plecami i odwróciłam się. Zobaczyłam niewysoką brunetkę, na oko trochę starszą ode mnie. Jej ciemnofioletowe usta idealnie pasowały do soczewek w tym samym kolorze. Uśmiechnęłam się przyjaźnie.

- Cześć – odpowiedziałam. Zauważyłam niewielki znaczek przedstawiający miecz zamknięty w trójkącie na jej obojczyku. – Fajny tatuaż – Przez twarz dziewczyny przeszedł szok. Spojrzała na rysunek, a następnie w moje oczy. Zaniepokoiłam się. Czyżbym powiedziała coś nieodpowiedniego? Nim się obejrzałam, nowa znajoma pociągnęła mnie w mniej zatłoczone miejsce.

- Widzisz Znaki? – zapytała. Nie była już zdziwiona, w jej oczach tańczył płomyk podniecenia.

- Chyba nie rozumiem, przecież to zwykły tatuaż – zaśmiałam się nerwowo i odgarnęłam kosmyk włosów z czoła. Czułam, że coś tu nie gra. Jedynym problemem było to, że nie wiedziałam co. – Przepraszam, ale musze już iść. Szukam przyjaciółki – odeszłam z przepraszającą miną. To było dziwne. Ale przecież pijani ludzie mówią dziwne rzeczy, prawda? Szkoda tylko, że nie wyczułam od dziewczyny ani grama alkoholu.

- Tu jesteś! – usłyszałam krzyk tuż przy uchu. Uśmiechnęłam się do Wayne. Jej różowa szminka była lekko rozmazana. Domyślałam się, z kim poszła się spotkać. – Chodź do środka. Załatwiłam nam miejsce.

- Miejsce gdzie? – zdziwiłam się, ale ruszyłam za lekko kiwającą się na boki nastolatką. Nie widziało mi się pilnować tego, by więcej nie piła, ale chyba nie miałam wyboru.

- Zobaczysz.

W środku nie zmieniło się nic oprócz tego, że w ogromnym salonie spora grupa osób siedziała na podłodze w kółku. Gra w butelkę. Fantastycznie. Zajęłam miejsce obok przyjaciółki, modląc się jedynie o to, by ani razu nie trafiło na mnie.

- Zaczynamy – powiedział chłopak w bluzie z logiem naszej szkoły. To był Eric, jakżeby inaczej. Zakręcił, a korek wskazał ciemnoskórą dziewczynę z krótkimi włosami. – Molly. Pytanie czy wyzwanie?

- Wyzwanie – odpowiedziała odważnie, patrząc na niego wyczekująco.

- Wskocz nago do basenu – wycedził z zadziornym uśmiechem. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna wstała bez żadnych skrupułów i wyszła, a za nią reszta. Byłam jedną z nielicznych, którzy zostali w środku. Nie musiałam długo czekać, albowiem po około trzech minutach okrąg uformował się na nowo. Ubranie Molly przemokło na skutek założenia go bez wcześniejszego wytarcia skóry, ale jej zdawało się to ani trochę nie przeszkadzać. Wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną, co mnie lekko poirytowało, jednak postanowiłam siedzieć cicho. Zakręciła butelką. Padło na nastolatka, który wcześniej podał mi piwo.

- Pytanie – mruknął niewyraźnie. Był już zupełnie pijany.

- Kto z osób w kole najbardziej cię podnieca?

- Ashton – powiedział jak z automatów. Przeszła fala pomruków i ukradkowych uśmiechów, ale chłopak zdawał się tego nie zauważać. Pochylił się do przodu i wkładając w to całą siłę, jaka mu została, wprawił naczynie w ruch. Tym razem padło na Wayne.

Rozległ się krzyk, następnie huk. Potem kolejny i kolejny. Zapanowała panika. Wybiegłam przed dom i zobaczyłam coś potwornego. Ludzie ubrani na czarno, z tatuażami pokrywającymi całe ciała celowali do spanikowanych nastolatków z pistoletów i karabinów. Kolejny huk. Gdy zorientowałam się skąd wydobywa się odgłos, było już za późno. Chłopak stojący tuż przede mną osunął się nieprzytomnie na ziemię. Ludzie krzyczeli i uciekali gdzie tylko mogli. Ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w tył. Dziewczyna z tatuażem na obojczyku.

- Muszę cię chronić – powiedziała opanowana. Jej oczy świeciły teraz magicznym, niebieskim światłem. Co tu się do cholery działo? Przymknęłam powieki. Było coraz więcej strzałów. Poczułam, że dzieje się ze mną coś niewytłumaczalnego. Spojrzałam w niebo. W tym samym momencie księżyc wyszedł zza chmur. Niespodziewanie przepłynęła przeze mnie tajemnicza energia, zupełnie jakby ktoś obcy kontrolował moje ciało. Nie panowałam nad swoimi ruchami, ale byłam ich w pełni świadoma. Wszystko się zmieniło. Słyszałam szum krwi w uszach. Bicie serc kilkudziesięciu osób. Spojrzałam na dziewczynę, która trzymała mnie za ramię. Nagle odleciała kilka metrów dalej, wydając z siebie głuchy okrzyk. Stanęłam pomiędzy napastnikami a przestraszonymi nastolatkami. Miałam wrażenie, jakby czas biegł kilkadziesiąt razy wolniej. Wyciągnęłam przed siebie ręce. Wszystkie pistolety skierowane w moją stronę wystrzeliły, jeden po drugim. Pociski odbiły się jednak od niewidzialnej ściany i spadły na ziemię z głuchym łoskotem, tuż koło moich stóp. Krzyknęłam. Widziałam jak szyby w domu i pobliskich samochodach rozlatują się na tysiące drobnych niczym piasek kawałeczków, a ludzie kulą się, łapiąc za głowy. Przestałam. Zewsząd dochodził mnie zapach świeżej krwi. Przez moment niemiłosiernie bolały mnie zęby, zupełnie jakby rosły w przyspieszonym tempie. Widok zaszedł mi mgłą. Zobaczyłam, że napastnicy podnoszą się i w tym momencie zupełnie straciłam nad sobą kontrolę. Byłam niesamowicie szybka. Gdy dopadłam pierwszego, moje obnażone kły automatycznie wbiły się w jego tętnicę. Poczułam ciepłą ciecz na języku. Błogość przeszła przez moje ciało niczym fala ciepła. Pragnęłam więcej i więcej. Większość napastników próbowała walczyć, jednak niewielu się to udało. Wystarczyła mi chwila, a leżeli bez ruchu na trawie. Wstałam i spojrzałam na swoje dzieło, głośno dysząc. Przypominałam dzikie zwierzę po polowaniu. Ukłucie w szyję przywróciło mi zdolność racjonalnego myślenia, jednak było już za późno. Poczułam ogarniającą mnie ciemność. Ostatnim co zobaczyłam była dziewczyna ze świecącymi, niebieskimi oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro