Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Ślub

Erwin i Gregory czekali na zebranie się gości. Cała uroczystość miała się wydarzyć przy starym zakonie, a następnie mieli się przenieść do Arcade. Mimo iż Knuckles miał wpaść tam po raz kolejny, nie przeszkadzało mu to. Lubił to miejsce, a zresztą, nie miał zamiaru wyprawiać jakoś niesamowicie hucznego wesela. W końcu, to tylko fake'owe. Na prawdziwym będzie dopiero widowiskowo... Na razie jednak, czekał wraz z drugim panem młodym na zakrystii, a dokładniej, siedząc na kanapie przy pianinie. Przed chwilą uzgadniali szczegóły z Alexem, jak i z Sanem, co w miarę szybko poszło, gdyż oboje byli kompetentni do wykonywania odpowiednich obowiązków. Teraz, jedynie bezczynnie czekali na zebranie się gości.

— Ja pierdole — jęknął cicho Gregory, krzywiąc się, słysząc harmider jaki panował poza ścianami budynku. — Czemu oni muszą się tak drzeć...

— Było nie chlać tyle na kawalerskim — mruknął Erwin, bawiąc się złotym zegarkiem. — Mi to na przykład nie przeszkadza.

Montanha nie odpowiedział, jedynie przymknął oczy i oparł głowę o ramię przyszłego męża, przeklinając cicho Over'a i jego pomysł z kawalerskim w Arcade. Erwin cicho prychnął, lecz nie skomentował w żaden sposób zachowania starszego. Czekali w tej pozycji dobre dwa kwadranse, a Gregory nawet na chwilę zasnął. Odpoczynek jednak został brutalnie przerwany głośnym wtargnięciem Davida.

— Już wszyscy są gotowi! — zadeklarował, dopiero po chwili rejestrując widok przed sobą. Cyknął szybkie zdjęcie, które wysłał zapewne Carbonarze, po czym uśmiechnął się zwycięsko do panów młodych.

— Grzegorz, wstawaj. — Erwin potrząsnął starszym.

— Słyszę przecież — burknął rozeźlony. — Chodźmy. Albo ja pójdę, a ty chwilę po mnie, żeby nie było, że już się widzieliśmy czy coś. Wypierdolone mam w tradycje, zwłaszcza na fałszywym ślubie, ale nie chce mi się z tego tłumaczyć — dodał, po czym się ulotnił.

— Erwinku, mam dla ciebie parę ważnych rad — zaczął poważnie Gilkenly, gdy zostali sami. — Po pierwsze, podczas nocy poślubnej, używaj prezerwatyw. Po drugie, zostańcie dłużej na weselu, niż pół godziny, wasze łóżeczko nie ucieknie. Po trzecie--

— Skończyłeś? — Knuckles zapytał znudzonym głosem.

— Nie — odparł David, poważniejąc. — Po trzecie, na serio wczuj się w tą rolę. Poza Zakshotem i Grzegorzem...

— I Speedo.

— ...i Speedo, nikt nie wie, że jest to ustawiony ślub, więc staraj się przedstawić to jako coś prawdziwego, realnego. Już Conrad jest podejrzliwy, lecz na szczęście on i tak jest po naszej stronie. Pamiętaj jednak, że LSPD już nie, a te kurwy dosłownie czekają aż komuś z nas się noga podwinie. Więc dla spokoju własnego, Montanhy, Conrada, jak i przynajmniej mojego, wciśnij tym ludziom, że na serio jesteś zakochany w tym debilu. Musicie chwilkę poudawać, żeby nikt niepożądany nie nabrał podejrzeń. Rozciągnijcie to wydarzenie jak najbardziej. To może wymagać pewnych poświęceń z twojej strony. Będziecie razem mieszkać, spędzać czas i inne takie. Myślę, że dobrze by było jakbyś to przegadał ze swoim przyszłym mężem, bo wątpię, że przeprowadziliście już tą rozmowę.

— Teoretycznie mogę się zgodzić — westchnął Erwin. — Ale no na chuj? Pieniądze zatrzymam, a notatki i listy gończe i tak nadal obowiązują. Lada chwila będzie jakaś rozprawa, którą oczywiście wygramy, więc ten problem też zniknie. W dupie mam czy wywalą Grzegorza czy nie, więc trochę nie rozumiem, dlaczego zależy ci na tym. Co ty z tego masz?

— Mam swoje prywatne powody. Zresztą, niedługo święta... trochę empatii Erwinku. — Brunet się uśmiechnął i poklepał młodszego po ramieniu. — To jak?

— Niech ci będzie — mruknął niechętnie siwowłosy.

Gilkenly wyszczerzył się i poprawił mu lekko włosy, po czym stwierdził, że minęło wystarczająco dużo czasu od opuszczenia zakrystii przez Montanhę i powinni już wyjść.

Podróż z zakrystii do ołtarzu odbyła się tak szybko, że całe wspomnienie zdawało się być zamglone w umyśle złotookiego. Nim się obejrzał, marsz Mendelssohna został zagrany, kwiatki były rozsypane, a on sam stał wraz z Gregory'm tuż obok Andrews'a, który wygłaszał swą przemowę. Chwilę później składał przysięgę, a na palec serdeczny została mu założona skromna, złota obrączka.

Erwin nie był pewien dlaczego tak nagle nie potrafi się skupić na niczym, dlaczego wszystko wydaje się takie nieprawidłowe. Tłumaczył sobie, że to przez to, że bierze właśnie ślub z osobą, której nie kocha, który na dodatek jest operacją biznesową, a nie czymś wyjątkowym. Czegoś zdecydowanie brakowało, a wmawianie sobie, że lada chwila wezmą rozwód i będzie po wszystkim, zamiast go uspokoić, tym bardziej go zestresowała.

Mimo wewnętrznych rozterek i galopujących myśli, Knuckles miał na twarzy maskę opanowania i szczęścia. W oczach pana młodego widział tą sztuczność, która zapewne była widoczna i w jego bursztynowych tęczówkach, co tylko zwiększało poczucie dyskomfortu. Przeszło mu przez myśl, że jeśli chce wytrzymać tu przez kilka godzin, zachowując resztki zdrowia psychicznego, to na pewno nie skończy trzeźwy. Z nieprzyjemnych rozmyślań wyrwało go jedno, spokojnie wypowiedziane przez szefa policji zdanie.

— Możecie się pocałować...

Sztywne ciało siwowłosego jeszcze bardziej spięło się na te słowa. Tego nie przewidział! Co teraz? Nie może tak po prostu uciec, powiedział Davidowi, że tego nie spieprzy. Zastanawiał się czy w tej sytuacji bardziej chce zabić Alexa, siebie, czy Montanhę. Szatyn w odróżnieniu od niego, niemal się roześmiał słysząc owe zdanie. Brązowooki musiał jednak zauważyć dyskomfort malujący się w oczach męża, lecz by nie wzbudzić podejrzeń, musieli to zrobić. Gregory posłał mu ostatni pokrzepiający uśmiech, po czym zbliżył się do jego ust.

Zamiast spodziewanego obrzydzenia i paniki, Knuckles poczuł nagły spokój, gdy miękkie wargi zetknęły się z tymi swoimi. Pocałunek wpędził jego umysł w przyjemny, ogłupiający trans. Mimo nałogowego używania balsamu, usta Erwina nadal były spierzchnięte, co było dziwnym kontrastem z niemal jedwabnymi wargami starszego. Jego usta jednak również nie były idealne, głównie przez zdobiącą ją bliznę, lecz mimo tego, w magiczny sposób zachowały swą miękkość.

Całość wyglądała niesamowicie romantycznie i idealnie, tak jak najwyraźniej Gregory planował. Ręka na talii, dłoń na policzku i usta tańczące w powolnym tańcu. Erwin pozwalał mu na to, w końcu ludzie pragnęliby takiego perfekcyjnego show. Może wolałby nieco agresywniej całować, może chciałby wpleść dłoń w brązowe włosy, może wolałby po prostu móc być ze swoim mężem sam. W chwili, w której przypomniał sobie, że setki par oczu obserwują jego każdy ruch, delikatnie wycofał się niespokojnie. Było to niewielkie poruszenie, niezauważalne dla każdego, kto nie był całującym go Montanhą.

Brązowooki zrozumiał, że młodszy chce przerwać zbliżenie, więc odsunął się. Jego uśmiech wyglądał równie sztucznie co przed pocałunkiem, lecz w czekoladowych oczach Erwin dostrzegł coś więcej. Iskierkę zainteresowania i szczęścia. Ułamek sekundy później owy wzrok zniknął, ponownie zastąpiony sztucznością, a Knuckles zastanawiał się, czy coś mu się nie przewidziało.

Erwin poczuł jednocześnie ulgę, jak i niedosyt. Kompletnie nie rozumiał reakcji swojego ciała i umysłu, więc zwalił to na stres i dyskomfort spowodowany tą dość intymną sprawą, będącą na oczach większości miasta.

— Jeszcze nigdy nie chciałem aż tak zajebać szefa policji — wyszeptał cichutko, tak, że jedynie Montanha go usłyszał. Parsknął cichym śmiechem, nie w pełni dowierzając. W końcu on też był kiedyś szefem policji, Pisicela niezmiernie denerwował siwowłosego przez większość swojej kadencji, a zapewne i sam Rightwill nie raz wszedł Erwinowi na nerwy.

— Spokojnie Malutki, i tak będziemy musieli poudawać jakieś czułości na weselu. Radzę sięgnąć po alkohol — odszepnął Gregory.

— Nie narzekałeś niedawno na kaca?

— Mówią, że na kaca najlepszy jest alkohol. — Starszy mrugnął do niego. — Coś wątpię, że na trzeźwo wytrzymamy na weselu dłużej niż godzinę — dodał.

Knuckles skrzywił się nieznacznie. Faktycznie, zapomniał o tym. W duchu przyznał starszemu rację; nie ma szans, że wytrzyma tyle czasu na trzeźwo, gdy już teraz najchętniej poszedłby do domu, do swojego wygodnego łóżeczka. Jednak, wpadł na pomysł nieco inny niż alkohol, który pomógłby mu się rozluźnić i przetrwać co najmniej trzy następne godziny.

Metamfetamina.

Na szczęście miał stare zapasy ukryte w dolnych szufladach na zakrystii, na wypadek "wydarzenia awaryjnego", a obecna sytuacja zdecydowanie należała do jednej z nich. Do samego zakończenia ceremonii, Erwin stał jak na szpilkach. Nawet nie zareagował zbytnio gdy Gregory postanowił odwalić cringe'owe gówno, jakim było wzięcie go na ręce i zadeklarowanie, że wreszcie ma "cały swój świat w dłoniach". Złotooki wtedy jedynie spojrzał na niego z miną, jakby chciał zwymiotować, po czym cicho, acz stanowczo rozkazał o puszczenie go z powrotem na ziemię. Wiedział, że Montanha lubi wyolbrzymiać, więc by wypaść naturalnie, wręcz musiał czymś palnąć, bądź zrobić coś durnego. Erwin powinien się mu jakoś odwdzięczyć, lecz nie miał zwyczajnie na to siły.

Po parunastu minutach, które ciągnęły się niczym godziny, grono zebranych zaczęło wychodzić z kościółka. Następnie przyszedł czas na prezenty dla młodej pary, które głównie składały się z pieniędzy, alkoholu, biżuterii, broni, sztuki, jak i symbolicznych przedmiotów, takich jak choćby model Chevrolet Corvette C8, kajdanki, czy zabawkowy kałach. Gdy i ten segment uroczystości się skończył, Erwin niepostrzeżenie wymknął się do zakrystii, skąd zabrał i schował do kieszeni stare zapasy niebieskiej mety. Postanowił, że zażyje jej dopiero wtedy, gdy ludzie już będą lekko wstawieni, by nikt nie zwrócił uwagi na rozszerzone źrenice pana młodego. Erwin wziął głęboki oddech, przygotowując się mentalnie do wesela. Czuł, że nie będzie ono należało do najprzyjemniejszych.

Miał rację. Od momentu przekroczenia progu Arcade, wraz z szatynem zostali zaatakowani przez tłum ciekawskich, którzy zadawali coraz to bardziej niestosowne pytania. Dopiero po kwadransie udało się im wejść w głąb lokalu. Montanha od razu ruszył w kierunku stolika z wysokoprocentowym trunkiem, co w normalnej sytuacji zetknęłoby się z lekceważącym prychnięciem ze strony Knucklesa. Tym razem jednak, sam mocno się zastanowił, czy nie spróbować upić się w pół godziny. Zrezygnował z owego pomysłu jedynie dlatego, iż nie chciał mieć jakichś nieprzewidzianych komplikacji związanych z mieszaniem narkotyków z alkoholem.

Przez następne półtorej godziny Erwin udawał, że się dobrze bawi, większość czasu spędzając obok brązowookiego. Delikatnie podpity szatyn sam z siebie trzymał dłoń Erwina w swojej, okazjonalnie obejmując go ramieniem, czy składając niewinne i na pozór romantyczne cmoknięcia na różowych ustach czy policzkach. Kilka razy nawet zatańczyli razem, co choć na chwilę odciągnęło umysł Erwina od nieprzyjemnej uroczystości.

Na początku, siwowłosemu wszystkie te pieszczoty niespecjalnie przeszkadzały, a na swój sposób nawet dodawały mu otuchy. Wiedział, że nie jest w tym sam. Jednak, po dłuższym czasie, panika z ceremonii powróciła i to ze zdwojoną mocą. Nie została zaspokojona nawet niewielkim woreczkiem metamfetaminy. Na domiar złego, został przyłapany na tyłach Arcade na wciąganiu narkotyku przez Dię Garcon. Dii nieco zrzedła mina, widząc, że jego przyjaciel się źle bawi, lecz po długich prośbach, zgodził się nie mówić o tym nikomu. Złotooki był mu wdzięczny.

Pod koniec drugiej godziny, Knuckles miał już wszystkiego serdecznie dość. Czuł, że lada chwila, a maska szczęścia i spokoju się roztrzaska, a on sam dostanie jakiegoś ataku paniki. Momentami zastanawiał się, czy już takowego ataku nie doświadcza. Skupiał się na liczeniu i głębokich oddechach, co było nieco utrudnione przez narkotyk w jego organizmie. Gregory zdążył zauważyć rozszerzone źrenice swojego męża, lecz nie skomentował tego w żaden sposób. Najwidoczniej uznał, że było to dość uzasadnione. Sam Montanha też był zmęczony całym tym udawaniem, więc zaczął poszukiwać wzrokiem Nicollo, by spróbować jakoś niepostrzeżenie uciec do domu. Gdy w końcu napotkał białowłosego, niemal zaciągnął Erwina ze sobą, idąc w kierunku pijanego Carbonary.

Po krótkiej dyskusji, Montanhie jakoś udało się przekonać piwnookiego, że dla dobra wszystkich, jak i samego przedsięwzięcia, powinni stąd zmykać. Ponadto pozwolił prowadzić Carbonarze ich wynajętą limuzynę, mimo tego, że był pod wpływem. Funkcjonariusz uznał, że są sprawy ważne i ważniejsze. Erwin poczuł, że wreszcie może odetchnąć z ulgą. Jeszcze chwila i będzie wreszcie sam, w upragnionym spokoju, z dala od ludzi. Nie będzie musiał udawać nikogo ani przed innymi, ani przed sobą samym. Po prostu pójdzie spać. Nie wiedział jeszcze, że nie do końca wszystko potoczy się w ten sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro