ROZDZIAŁ XIII
— A masz, nikczemniku, piu-piu-piu!
— Jesteśmy w Hogwarcie czy w memie o piesełach? Trochę godności, Zeldor.
— Cichaj i nie wychodź z roli. Pamiętaj, mamy pałać chęcią skopania sobie tyłków.
— Ha! Nawet nie muszę udawać. Od dawna czekałem na mały sparing z tobą w roli partnerki.
— A ja marzyłam o sparingu z tobą w roli worka treningowego. No popatrz, marzenia jednak się spełniają — Cała sytuacja była w rzeczy samej tragikomiczna. Blair nadal się zastanawiała czy ostatni kwadrans jej się przyśnił. Przeczyły temu znaki na szyi, które dziewczyna dostrzegła przelotnie w swoim odbiciu w lustrze. Postanowiła, póki co, nie wgłębiać się w to myślami, bo jeszcze by popadła w kontrolowaną panikę. A to zdecydowanie był zły czas na panikę, jeśli chciała zachować dobrą reputację. Cóż, na tyle dobrą na ile osóbka o jej temperamencie i talencie do pakowania się w tarapaty może mieć.
Przez chwilę wyobraziła sobie alternatywny świat, w którym jest, i tu się wzdrygnęła, dziewczyną Malfoya. Ludzie za ich plecami nie plotkowaliby o ich kolejnej spektakularnej kłótni czy bójce, a omawialiby ich perypetie miłosne. Spójrz, Anno, Draco wyczarował Blair bukiet czerwonych róż, czyż to nie romantyczne? Och, ale spójrz jak ona mu się rzuca na szyję i piszczy! Tworzą taką uroczą parę! Myślisz, że na ślub zaproszą wszystkich z Hogwartu czy tylko członków Slytherinu? — ironizowała w myślach zdegustowana tą wizją.
— Hej, co się tam dzieje?! Zawołam nauczycieli i ktokolwiek tam jest będzie miał przechlapane! — Gerta była wręcz nieprzyzwoicie przewidywalna. Blair domyśliła się, że tchórzliwa współlokatorka nie będzie śmiała sama zrobić wejścia smoka i przerywać bójki, więc pobiegnie po pierwszego lepszego czarodzieja z umiejętnościami przekraczającymi jej. Zadowolona Blair już opuszczała różdżkę z zamiarem wymknięcia się z łazienki w czasie gdy Gerta poleci po autorytet, jednak powstrzymał ją nowy głos dobiegający z korytarza. Dziewczyna za drzwiami miała towarzystwo.
— Panno Lipinski, czy mogę wiedzieć, dlaczego krzyczy pani i zakłóca szkolny porządek? — Blair uśmiech samozadowolenia zamarł na twarzy, bowiem wiedziała do kogo należy owy zirytowany głos.
— Bo panie profesorze, chciałam tylko skorzystać z toalety, ale drzwi są magicznie zaryglowane, a zza nich dobiegają odgłosy walki. Właśnie miałam iść po pomoc — tłumaczyła niemrawo Gerta.
— Niech mi pani przypomni, w której jest klasie, że nie zna zaklęcia Alohomora – jednego z najbardziej podstawowych pojęć uczonych na drugim roku — wycedził profesor Snape.
— Eee, nie, ja pamiętam tylko, no... — Blair jej nie widziała, ale mogłaby przysiąc, że dziewczyna czerwieni się i przestępuje nerwowo z nogi na nogę. Pewnie w ogóle pożałowała, że nie dała sobie siana i nie poszła szukać dostępnego wucetu. Teraz będzie musiała wysłuchiwać wykładu od onieśmielającego Snape'a. Blair nawet by jej współczuła, gdyby sama nie znajdowała się w tak kiepskiej sytuacji. Nie spodziewała się, że jakikolwiek nauczyciel będzie w pobliżu, ostatecznie żaden nie miał celu w szwendaniu się po tej stronie zamku. Wbrew wszystkiemu młoda czarownica zaczęła się zastanawiać czy Snape nie ma tu gdzieś miejscówki do zapalenia szluga albo czegoś mocniejszego. Znając trochę jego charakter i wyjątkowo niepochlebne podejście do nieudolnych uczniów, musiał sobie jakoś odreagowywać.
W sumie bym mu się nie dziwiła. Przy takich tłumokach też potrzebowałabym jakiegoś wzmacniacza, żeby nie trzepnąć któregoś grubą księgą po łbie. Albo żeby nie zmienić permanentnie w traszkę.
— Psst, Zeldor. Twój genialny plan chyba tego nie uwzględnił, co? — zapytał Malfoy unosząc jedną brew.
Blair uniosła głowę i dumnie odpowiedziała:
— Ja zawsze uwzględniam każdy czynnik. Oczywiście, mam plan B.
— O, czyżby? To nie krępuj się i mi go w swej łasce zdradź.
— No więc... eee, lecimy z koksem!
— Że co?
— Kontynuujemy! — powiedziała pewnie i wycelowała w niego różdżkę. Jak już mieli mieć przechlapane u Snape'a to równie dobrze mogła się przez chwilę zabawić. W ramach zadośćuczynienia za wywołanie u niej uczucia dyskomfortu emocjonalnego i zdezorientowanie ich wcześniejszym zbliżeniem.
— Aquamenti! — podkręciła trochę zaklęcie i w stronę przeciwnika popłynął gwałtowny strumień wody.
I kto powiedział, że fretki się nie myją? — zachichotała, a po chwili jej nogi zostały obsypane zrykoszetowanymi kawałkami podłogi, w której widniała teraz dziura. Blair odskoczyła w tył z okrzykiem.
— Brutusie! Na mnie z Bombardą? A żeby cię dementor zeżarł!
— Sama się prosiłaś — wzruszył ramionami. Widziała niewielki uśmiech sięgający również oczu. Dziewczynie zaczęło szybciej bić serce. Uznała jednak, że ładna buźka nie odwróci jej uwagi od dobrze się zapowiadającej walki. Istotnie, walka tylko się zapowiadała, gdyż została nagle przerwana przez wparowanie do pomieszczenia osobnika trzeciego. Profesor Snape zrobił wejście smoka, aż mu pelerynka załopotała. Minę miał nietęgą. Właściwie wyglądał na nieźle wkurzonego.
Wow, Snape ukazujący coś więcej niż tylko wywyższającą pogardę. Trzeba to w kalendarzu zapisać.
Blair spodziewała się typowego wyrażenia: szlaban! Zamiast tego pozbawiono ją różdżki ściskanej do tej pory kurczowo w dłoni.
— Zeldor, Malfoy. Do dyrektora — warknął Snape.
— A-ale, jak to do dyrektora? — spytała zdezorientowana dziewczyna. Nie był to zwyczajowy tekst wrednego nauczyciela. Codziennie wstaje lewą nogą, więc może dziś wstał podwójnie lewo? Blair przypomniała sobie, że sama miała od rana paskudny nastrój. Poprawił on się dopiero... po zaciągnięciu do toalety. Snape'owi najwyraźniej też by się przydało zaciągnięcie do toalety, przyznała przed sobą i wbrew zdrowemu rozsądkowi parsknęła śmiechem na tę niedorzeczną myśl. Sekundę później tego pożałowała. Profesor obrócił się gwałtownie w jej stronę i zmrużył oczy.
— Bawi cię to, Zeldor?
— Ależ skąd, panie profesorze. To był histeryczny chichot, w gruncie rzeczy jestem przerażona — rzekła przekonująco.
— Słusznie. Do dyrektora. W trymiga.
— Tak jest — powiedzieli unisono Blair i Draco. Wyszli na korytarz, gdzie wciąż stała zaciekawiona Gerta.
— Przekaż wszystkim, że wygrałam — mrugnęła do niej Blair. Niezbyt lubiąca współlokatorkę Gerta zignorowała jej wypowiedź, bo była zbyt zajęta posyłaniem Draconowi rozanielonego spojrzenia.
Blair przewróciła oczami. No jakżeby inaczej.
— Panno Lipinski, czy nie mówiłem żeby wracała pani na zajęcia?
— Ach tak, już pędzę! — wyrwana z zauroczonego transu Gerta wzięła nogi za pas i odeszła szybkim krokiem, oglądając się przez ramię na ignorującego ją ślizgona.
— Ruchy — warknął ponownie Snape.
Ślizgonka westchnęła. Niezbyt ją radowała perspektywa siedzenia na dywaniku u szanownego Dumbledore'a. Miała tyle rzeczy do zrobienia. Z pewnością ominą ją co najmniej jedne zajęcia, a Blair nie lubiła mieć zaległości i prosić innych uczniów o niekompletne i według niej niedokładne notatki. Ponadto, zgłodniała. Chociaż właściwie głodna była już wcześniej. Teraz wręcz umierała z głodu. Incydent w toalecie wyzuł ją z sił i czuła, że zaraz zacznie jej burczeć w brzuchu. Bulgh. Serio? O wilku mowa. Niech no tylko ktoś cię usłyszy, spojrzała na własny żołądek i zaczęła mu grozić. Nawet pogroziła mu palcem. Zaintrygowany Malfoy rzucił jej pytajace spojrzenie. Machnęła tylko lekceważąco ręką i zrugała się w myślach. Nie rób z siebie jeszcze większej wariatki, Zeldor.
Dotarli w ciszy pod drzwi gabinetu dyrektora. Snape wprowadził ich do środka nie przejmując się ówcześniejszym zapukaniem. A może Dumbledore już na nich czekał?
— Ach, Severusie, jak miło cię widzieć. Czym spowodowana jest twoja nagła, niezapowiedziana wizyta? — w jego głosie można było dosłyszeć cień nagany, co pozwoliło Blair myśleć, że dyrektor jednak nie wiedział, że do niego idą.
Snape nie zawracał sobie głowy przeprosinami za wtargniecie i od razu przeszedł do rzeczy.
— Dyrektorze, przyłapałem tę dwójkę na magicznej walce w toalecie na drugim piętrze.
— Panna Zeldor wraz z paniczem Malfoyem. Nie pierwszy raz się widzimy, co u was słychać?
— Eee, w porządeczku, panie dyrektorze — dziewczyna była z deczka niepewna, ale widząc miły uśmiech Dumbledore'a postanowiła wyłgać się z kłopotów urokiem osobistym. — Właściwie to wręcz cudnie. Napisałam dziś śpiewająco egzamin u profesora Snape'a, słoneczko pięknie świeci, o, a pan dyrektor musiał tu trochę przemeblować. Świetny świecznik w kształcie czaszek, mogę spytać gdzie został zakupiony? — dziewczyna szła po całości, a na koniec nawet się rozczulająco uśmiechnęła.
— Zeldor, milcz — wycedził przez zaciśnięte zęby tłustowłosy nauczyciel.
— Severusie, nie widzę powodu, aby być niemiłym. Niech panna Zeldor się cieszy. Zwłaszcza, że niedługo może nie mieć wielu powodów do beztroskiego zadowolenia. — Dziewczynie zrzedł uśmiech. Opuściła wzrok nie mogąc znieść przenikliwego spojrzenia dyrektora.
— No więc, drogie dzieci, znowu coś przeskrobaliście? — zapytał z miłym uśmiechem. Blair straciła rezon i się nie odzywała, więc pałeczkę przejął Draco.
— Panie dyrektorze, z całym szacunkiem, myśmy tylko trenowali...
— Zniszczyli własność szkolną! Dziura w podłodze sama się nie załata — rzucił złośliwie Snape.
— Nie wątpię, że poza owym załataniem dziury, z pokorą przyjmiecie swoją karę — dyrektor był nieugięty.
Blair z nerwów kiszki zaczęły marsza grać. Wszystkie głowy obróciły się w jej kierunku. Nastała cisza, w której próbowała mentalnie uciszyć wydający dziwne dźwięki żołądek. Groźby, prośby na nic się nie zdały. Wzięła cały swój wstyd i upokorzenie w mentalną dłoń, zgniotła na miazgę, a resztki zamknęła w szczelnej skrzyni, którą wrzuciła na mentalne dno oceanu. Wyprostowana, zaplotła ręce za plecami i z pokerową twarzą patrzyła wprost przed siebie.
Dyrektor odchrząknął i uprzejmie dodał do wcześniejszej wypowiedzi:
— Skoro już jesteśmy w temacie jedzenia — Blair drgnęła. — To właśnie się dowiedziałem, że naszą zamkową kuchnię napadły jakieś trolle, obracając ją do góry nogami. Główna kucharka, pani Crisby, wielce ubolewa nad stratą stu kilogramów mąki, które swoją drogą osiadły na każdym możliwym skrawku pomieszczenia. Mniemam, że nie macie mi na ten temat nic do powiedzenia?
Dziewczyna nie wiedziała, czy jest sens, ale szła w zaparte i kręciła głową. Ciekawe jak mi to udowodni?, pomyślała zaczepnie i wyzywająco wysunęła podbródek.
Draco przybrał niewinny wyraz twarzy i również zaprzeczył.
— Łżą jak psy. To na pewno ich sprawka — warczący Snape zaczynał już powoli męczyć Blair. Chciała jedynie poznać swoją karę, ulotnić się i zdrzemnąć. Drzemka w jej wypadku zawsze skutkowała znacznym polepszeniem nastroju. Może by też przetrawiła wydarzenia tego dość dzikiego popołudnia.
Wystąpiła krok do przodu.
— Przepraszam, ale pan dyrektor miał właśnie ogłosić karę za nasze niecne zachowanie.
— A, tak, tak. Od jakiegoś czasu mam was na oku — To stwierdzenie wyprowadziło Blair z równowagi. Dyrektor ich obserwował? Na Merlina, ale chyba nie widział ich w pewnych konkretnych... sytuacjach? — I doszedłem do pewnych konkluzji. Otóż sprawiacie wrażenie dość niezaprzyjaźnionych. A wielka szkoda, ponieważ sojusz dwóch tak dobrze się uczących uczniów dałby wyśmienity przykład do naśladowania dla młodszych uczniów. Hogwart dba o wykształcenie na równi z nawiązywaniem więzi i umiejętności współżycia z każdym, niezależnie od płci, statusu krwi czy personalnych preferencji.
Blair usłyszała, że Malfoy się zakrztusił.
— Czy pan dyrektor powiedział... współżycia? W sensie...
Dziewczyna prychnęła i pokręciła głową. Malfoy, ty zboczuchu. Jedno ci w głowie.
— Dokładnie, panie Malfoy. Współżycie. Współistnienie. Symbioza charakterów. W świecie magicznym, ale także, a może przede wszystkim mogolskim to bardzo ceniona umiejętność. Dobry czarodziej potrafi współpracować nawet z najbardziej znienawidzonym sobie partnerem. O tym świadczy jego wielkość i potęga. I do tego sprowadza się wasza kara.
Blair i Draco popatrzyli na siebie z niezrozumieniem. Dyrektor westchnął.
— Macie stworzyć drużynę Quidditcha, złożoną z ochotników od rocznika pierwszego do waszego, czyli szóstego. Oboje będziecie równoprawnymi trenerami. Specjalnie dla was postanowiłem od tego roku zagiąć nieco reguły i pozwolić wam sformułować osobną jednostkę, niezależną od domów. Właściwie to nie tyle kara, co nagroda. Powinnyście być dumni — nie widząc ich entuzjazmu kontynuował — Wasza drużyna będzie na równi rywalizować z Gryffindorem, Hufflepuffem, Ravenclawem, a także Slytherinem. Macie taką samą szansę na wygraną co inni. No, chcę widzieć wasze uśmiechy, dzieci!
Blair nie wiedziała jak Malfoy, ale ona była w kompletnym szoku. Nie potrafiła nic z siebie wydukać, usta jej się otwierały i zamykały jak u ryby. Bardzo upośledzonej ryby.
Jaką kuźwa drużynę? Czy dyrcio upadł na głowę? Czy to ja śnię?
Dla sprawdzenia uszczypnęła się dosyć mocno w rękę, syknęła z bólu i otrzymała w zamian wyrozumiały uśmiech Dumbledore'a.
— Dyrektorze, co też pan mówi! Oni nie mogą, nie są kompetentni, przecież ci idioci...
— Wystarczy, Severusie. Sugerujesz, że nie wiem co robię? — posłał Snape'owi surowe spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Blair puściła mimo uszu obelgę.
— Ależ, panie dyrektorze, egzaminy...
— Ach, egzaminy. Jestem pewien, że skoro macie czas na bójki, to równie dobrze znajdziecie sposób na połączenie dwóch aktywności jakim jest nauka i trenowanie drużyny. A teraz możecie wyjść.
— Co jeśli nie znajdą się żadni ochotnicy? Wtedy siłą rzeczy cały proceder umrze śmiercią naturalną — Blair czuła, że wykręt Malfoya, choć sprytny, nie poskutkuje.
— Lepiej aby znaleźli się ochotnicy. Albo sam ich przydzielę. Perły pereł naszych uczniów, tak samo problematyczni co wy.
— O przepraszam, ja wcale nie jestem problematyczna — oburzyła się dziewczyna. Może i miała to i owo na sumieniu, ale żeby od razu ją przyrównywać do najgorszych debili Hogwartu? Miała swoją dumę.
— Panno Zeldor, czy mam pani przypomnieć chociażby dziurę w podłodze?
— Ale to nie ja! To Malfoy! — Może i zachowała się jak przedszkolak, ale nie mogła się powstrzymać. Teraz nadeszła chwila Malfoya na święte oburzenie.
— Idiotko, przecież sama zaczęłaś!
— A kazałam ci robić wybuchy? Sam żeś spaprał zaklęcie.
— Och, uwierz gdybym spaprał, a teraz żałuję, że tak się nie stało, to ta Bombarda trafiłaby prosto w twój zadufany tyłek!
— Idź spytaj Hagrida, czy wie gdzie fretki mają swoją norę, bo chyba się zgubiłeś, kolego.
— Dosyć! Widzę, że podjąłem dobrą decyzję. Moi drodzy, od tej chwili jesteście na siebie s k a z a n i. A teraz wynocha! — silny podmuch wiatru zmusił ich do szybkiego wycofania się pod drzwi. Blair zjechała tyłkiem na podłogę, oparła się o zatrzaśnięte drzwi i odetchnęła z ulgą, że gniew dyrektora znalazł się po drugiej stronie. Spojrzała na Malfoya, który doprowadzał do ładu swoją rozczochraną blond czuprynę. Nagle poczuła się wyczerpana. Nie mogła się doczekać doczłapania do swojego łóżka.
— To co robimy?
Draco podał jej wyciągniętą dłoń. W jego oczach ujrzała niechętną determinację.
— Jak to co? Uformujemy drużynę, wygramy puchar Quidditcha, a w międzyczasie będziesz do mnie wzdychać totalnie zakochana.
Dziewczyna parsknęła śmiechem, przyjęła jego dłoń i odchodząc zmierzwiła mu włosy.
— Kto będzie wzdychał, ten będzie wzdychał, Malfoy.
***
Hola, mi amigos! Witam was cieplutko w najnowszym rozdziale. Mam nadzieję, żeście się nie zawiedli xD Komentujcie, krytykujcie, wszystko wezmę pod uwagę i przetrawię 😄
Serwus i miłej majóweczki! 🤗
See ya ✌️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro