Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ X

Blair siedziała jak na szpilkach. Nawet ulubione przysmaki babuni nie poprawiały jej nastroju. Przy stole panowała, co by tu nie skłamać, dosyć niezręczna atmosfera. Nikt się nie odzywał; Bryce, Crabbe i Goyle mieli takie miny jakby po stokroć woleli teraz pić herbatkę w towarzystwie Sami-Wiecie-Kogo. Dziewczyna w sumie im się nie dziwiła, wystarczyło spojrzeć na starszą panią Zeldor i unoszącą się wokół niej aurę zimnej furii, by spieprzać, gdzie pieprz rośnie. A wszystko to przez sytuację sprzed dziesięciu minut, kiedy to w Blair wstąpił cholerny szatan. 

Wtedy w kuchni Malfoy posunął się o krok za daleko. Wiedział, że dziewczyna jest w stanie wiele przyjąć na klatę, ale najwyraźniej nie przewidział, iż granicą jej wytrzymałości będzie groźba zszargania jej imienia w oczach rodziny. Nie mogła pozwolić, aby parszywy ślizgon bezczelnie rozpowiadał w jej rodzinnym domu krzywdzące kłamstwa na jej temat, dlatego postanowiła wytoczyć ciężkie działa. I w ten oto sposób rzuciła na niego zaklęcie jęzlepu. Nagle oniemiały Malfoy próbował wyciągnąć różdżkę (nie wiadomo czy żeby zdjąć z siebie zaklęcie czy zaatakować dziewczynę) jednak Blair przewidziała ten ruch i szybko go rozbroiła expelliarmusem. Wiedziała, że to co robi to dziecinna zagrywka. Zatrzymywała nie problem, a symptomy; w końcu Malfoy i tak odzyska głos i dziewczyna mogła się założyć, że będzie miał wiele do powiedzenia. A raczej wykrzyczenia. 

Póki co, chłopak był pozbawiony magii. Nie oznacza to jednak, że był bezbronny. O nie, w końcu zostawała jeszcze oczywista przewaga siłowa Malfoya nad Blair. Chociaż, czy aby na pewno taka oczywista? Ojciec dziewczyny był w końcu mugolem, ponadto wielce troskliwym i nie polegał na magii, wpoił jej więc kilka lekcji samoobrony, a przez trzy lata Blair uczęszczała nawet na karate. No i nie zapominajmy, że nasza bohaterka ma dwóch starszych braci, którzy w okresie dzieciństwa, a potem dojrzewania dawali jej nieźle w kość. Nie ma lepszego treningu siłowego od szarpania się z bratem o pada albo walki o podstępnie skradziony pamiętnik dziewczynki z dokładnymi opisami jej ówczesnego zauroczenia.  

Malfoy zbliżając się z groźnym wyrazem twarzy nie wiedział więc, że natrafił na godnego przeciwnika. Mógł ją sobie przewyższać wzrostowo, wagowo, a nawet mięśniowo, ale nie mógł pozbawić jej szczerego zapału i chęci skopania mu ostro tego aroganckiego, zadufanego w sobie tyłka. Nie czekając na jego pierwszy ruch, zamachnęła się pięścią i tak jak podejrzewała zrobił unik na lewo, więc zaatakowała od tamtej strony. Czego nie podejrzewała to fakt, iż Malfoy zupełnie nic sobie nie robiąc ze swojej obrony,  będzie szarżował na nią jak pieprzony buldożer. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i próbowała mu umknąć pod ramieniem, jednak on chwycił ją za kark i silnie, ale nie za mocno zmusił ja do pochylenia się. Blair starała się zrozumieć co on odwala, kiedy chłopak nagle przełożył ją sobie przez kolano i...klepnął w tyłek! I to jeszcze jak, z pewnością zostanie siarczysty ślad. Blair krzyknęła z zaskoczenia i przywaliła mu głową w podbródek. Teraz to już się serio wkurzyła. Nikt nie będzie śmiał bić ją po tyłku jak niesfornego bachora. Odskoczyła w kucki metr od Malfoya, który akurat pocierał obolałą szczękę. 

Dobrze ci tak! Ty sobie przynajmniej rozmasujesz podbródek, a co z moją biedną pupą?

Przez głowę przepłynęła jej z prędkością światła bardzo obrazowa myśl, w której blondyn masuje  jej bolące cztery litery. Brr. Otrząsnęła się niczym pies po kąpieli w jeziorze i rozejrzała po pomieszczeniu. Rzucając się po kuchni narobili trochę bałaganu. Najbardziej zasmucił ją widok walających się po podłodze cynamonowych bułeczek. 

— Skończyliście bachory rujnować mi kuchnię?

O-o. Blair kompletnie zapomniała o obecności babci. Już po tonie głosu wiedziała, że wkopała się w niezłe tarapaty. Dziewczyna się podniosła i spojrzała na staruszkę stojącą przy drzwiach. Nie przypominała już uroczej babuni piekącej ciasteczka, a bardziej matkę Terminatora. To jest, o ile android miałby matkę. Stała w wojowniczej pozie z założonymi rękami i patrzyła na gagatków ze złością i rozczarowaniem. 

— Eee wybacz babciu, nie chciałam, żeby tak to wyszło. Ja...

— Milcz. Czyli jednak się nie przyjaźnicie, co? Mogłam się domyślić, że to tylko bajdurzenie starej baby – dziewczynie zrobiło się ewidentnie żal babci, do oczu napłynęły jej łzy. Już miała zacząć się kajać, kiedy do kuchni zajrzał chciwy bułek Stone, który widząc upragnione słodkości leżące bezładnie na podłodze upadł na kolana i zaczął zawodzić jak wdowa na pogrzebie.

— O niee, moje ukochane, najdroższe, wyczekiwane. Dlaczego mnie to spotyka, cóżem ci uczynił, Boże, żeś mnie tak pokarał?! – lament chłopka trwał i trwał, aż babcia tochę uspokojona poklepała go po plecach i powiedziała:

— Nie szkodzi, to była tylko jedna partia, zaraz wyciągnę ich więcej, chłopcze.

Chłopakowi oczy rozbłysły nowo uzyskaną nadzieją. Tym razem zaczął się śmiać jak nienormalny i tańczyć jak ostatni pojeb.

— Bryce, ogarnij dupę i nie odwalaj szitu. 

— Ty młoda damo nie będziesz nikogo pouczać, skoro sama nie umiesz się należycie zachować.

Wrócił babciny upiorny ton. Bryce już mniej uradowany zmył się do salonu, a Malfoy zaczął doprowadzać kuchnię do poprzedniego stanu. Po chwili podszedł do Blair ze spokojem i wyciągnął rękę wnętrzem do góry.

— Czego dusza pragnie? – spytała, choć wiedziała o co mu chodzi. Malfoy zmarszczył zabawnie brwi, więc się ulitowała i oddała mu różdżkę uprzednio zdejmując z niego zaklęcie uciszające. Skierował palec w jej stronę i cicho, acz groźnie rzekł:

— Lepiej nie rób tego nigdy więcej. 

— Aye aye, kapitanie. A swoją drogą, to będziesz się smażył w piekle za te klapsy. Już ja dopilnuję, żeby stary, dobry Lucyfer miał miejscówkę z twoim imieniem w ostatnim, najgorętszym kręgu. Mam nadzieję, że lubisz dobry smażing, plażing.

Więc teraz siedzą przy tym cholernym stole i w ciszy wpieprzają cynamonowe bułeczki. Blair próbuje wykombinować jakby tu znowu wpaść w dobre łaski u babci, kiedy ta nagle rozpoczyna rozmowę:

— To co tam słychać nowego w Hogwarcie? – pytanie nie wydawało się być skierowane do kogoś konkretnego, więc to Blair podjęła się odpowiedzi.

— A, w sumie to nic nowego. No wiesz, nauka, nauka i jeszcze raz nauka, same nudy – zaśmiała się nerwowo. Jeszcze tego jej było teraz potrzeba, żeby niepotrzebnie straszyć babcię Lenny szczegółami ostatnich wydarzeń.

— Właściwie to nie za ciekawie się dzieje. Niebezpieczne czasy nastały, pani babciu. Powrót Voldemorta, ataki śmierciożerców, sama pani rozumie, strach wychodzić z domu – wymamrotał Stone z gębą pełną ciasta. Jeszcze śmiał przy tym oblizać palce! Ugh, udusiłabym paplę. Babcia gwałtownie obróciła głowę w stronę wnuczki i ze złością podszytą strachem się do niej zwróciła:

— A kiedy miałaś zamiar mnie o tym poinformować, młoda damo?

— Babciu, nie chciałam cię martw...

— No chyba sobie żartujesz! W magicznym świecie niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, najstraszliwszy złoczyńca szlaja się na wolności, a ty mnie martwić nie chciałaś! I twoja matka też, mądra wielka, cholera jedna, nie raczyła mi o tym powiedzieć. Ciekawe czy twój biedny ojciec wie z jakimi tajemnicami się ochajtał, tfu. Ja z wami mam skaranie boskie – lamentowała. – Czy wy chcecie mnie do grobu wpędzić?

Blair zmierzyła wyzywającym spojrzeniem winowajcę zaistniałej sytuacji i z uniesionymi brwiami nakazała mu ją naprawić. Bryce zdenerwowany jakby wywołano go do tablicy zaczął się tłumaczyć.

— Ale pani babciu, nie ma co się denerwować na zapas, my w Hogwarcie jesteśmy bardzo dobrze chronieni. No wie pani, wszystkie te zaklęcia ochronne nie są dla picu. A, no i nie zapominajmy o nowych strażnikach w postaci dementorów.

— Dementorów?! Tych czornych jak sam szatan upiorów z Azkabanu? No, od razu ciśnienie mi się uspokoiło. Wy tam jesteście w szkole czy w więzieniu, co??

Blair westchnęła zmęczona. Jak babunia się wkręci to nie ma zmiłuj, będzie się kręcić jak bączek. Trzeba przeczekać. Tylko jak długo? Właśnie, czas! Dostali przecież dwie godziny czasu wolnego. Spojrzała na zegarek i okazało się, że mieli jeszcze czterdzieści minut do zbiórki. Doszliby tam ze spokojnym dziesięciominutowym zapasem, ale lepiej zmyć się z oczu babci zanim tej wpadnie do głowy jakiś szalony pomysł. Na przykład zabronić Blair wrócić do szkoły. Albo pójść z nią do umówionego miejsca i osobiście się rozprawić z McGonagall o sposobach ochrony jej najdroższej wnuczki. Z myślą tą zerwała się na równe nogi i wykrzyknęła:

— Olaboga, a któraż to godzina! Musimy uciekać, bo pani profesor nas tu zostawi i będziemy wracać do zamku na własną rękę.

Skonfudowanej babci, której przerwano w połowie zdania chwilę zajęło zebranie myśli. Chwilę tę dziewczyna wykorzystała na podciągnięcie zaskoczonych monologiem starszej pani chłopaków i pchnięcie ich w stronę wyjścia. Babcia porzucając psioczenie na Ministerstwo Magii i wszystkie pracujące tam osoby (nawet sprzątaczki) dołączyła do małego zamieszania przy drzwiach.

— Czekajcie, dam wam cynamonowych bułeczek na drogę!

Nie ma sensu, Stone zdążył już chapsnąć wszystkie pozostałe leżące na stole i poupychać je we wszystkie kieszenie. Towarzyszyli mu w tym milczący Crabbe i Goyle. Tym to do szczęścia wystarczy chyba tylko żarcie, pomyślała Blair. Babcia nie zaskoczyła jej, przynosząc z kuchni wielką siatkę z bułeczkami i wciskając jej w rękę, całując ją jednocześnie soczyście w oba policzki. Dziewczyna objęła ją i mocno przytuliła, na do widzenia rzucając, że ma nadzieję na szybkie ponowne spotkanie.

Babcia nie byłaby sobą, gdyby machając im przy furtce nie wykrzyknęła jeszcze:

— Już ja zadzwonię do twojej matki i sobie z nią porozmawiam! Niech nie liczy, że przywiozę jej makowiec na święta!

***

O matulu, w ostatnich rozdziałach użyłam wyrażenia "bułeczki cynamonowe" więcej razy niż w całym moim życiu xD Mam nadzieję, że nie zostanie to uznane przez Was za haniebne powtórzenie.
Dzięki i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro