Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ IX

Pod sklepem na ławce siedzieli jak żule Crabbe i Goyle. Oboje dłubali. Jeden patykiem w ziemi pod nogami, a drugi w nosie.

Doprawdy, głupi i głupszy.

Malfoy jakby dopiero sobie o nich przypominając spojrzał na jej grymas obrzydzenia, uśmiechnął się jednym kącikiem ust i przymilnym głosem zapytał:

— Szanowna pani...

— Ach, mów mi Eleanor, w końcu nie dzieli nas tak wielka różnica wieku – przerwała mu babcia. Blair zakrztusiła się wydychanym powietrzem.

No proszę, najpierw niby stara raszpla, a teraz młoda kózka. Oj, babcia, babcia, ty to jesteś aparatka.

— No więc, Eleanor, ci dwaj dżentelmeni to moi przyjaciele. Czy i oni mogliby skorzystać z twojej gościnności i skosztować twych zapewne niebiańskich wypieków? — Szczwany lis ma gadane, trzeba przyznać. Spojrzała na niego spode łba, a on odpowiedział niewinnym wyrazem twarzy. Babcia cała w skowronkach przystała na ten pomysł z entuzjazmem, który wydał się Blair podejrzany. Starsza kobieta albo była niezwykle samotna w swoim przytulnym domku, albo... pomysł, który przyszedł Blair do głowy przeraził ją bardziej niż wizja wesołej pogawędki z azkabańskim dementorem. Bo co jeśli babcia chciała ją...wyswatać? Zobaczyła jak wielu osobników płci męskiej znalazło się tu z nią w tym samym czasie, pomyślała, że są to zalotnicy wnuczki, dodała dwa do dwóch i wyszła jej totalna katastrofa, jeśli o zdanie spytać samą zainteresowaną.

Boże spraw, żeby ten dzień się już skończył.

Młoda czarownica rozejrzała się po tych „potencjalnych partnerach" i o mało nie puściła pawia. Jeden gorszy od drugiego. Trzech z czterech nie znosiła całym sercem, a jednego od biedy mogła nazwać kolegą.

Dotarli do babcinego domu, zdjęli buty pod jej surowym spojrzeniem (swatanie swataniem, ale nikt nie miał prawa zabrudzić babci jej cennych, perskich dywanów) i zaprowadzeni przez Blair udali się do salonu. Chłopcy usiedli przy dużym mahoniowym stole, który przeżył już kilka dekad jadania przy nim. Nosił w sobie znaki bytności całej rodziny, zapamiętał dźganie widelczykiem trzyletniej Blair siedzącej na kolanach zmarłego już dziadka. Każda dziurka, rysa, wgłębienie opowiada historię jej rodziny. Dziewczyna uwielbiała ten stół. Dlatego się zirytowała, gdy Crabbe zaczął z pogardą wymalowaną na swojej wieśniackiej twarzy skrobać paznokciem w miejscu, gdzie jej matka lata temu podczas rodzinnej sprzeczki, dla przyciągnięcia uwagi wszystkich zebranych, wbiła wielki nóż do krojenia indyka.
Blair nachyliła się nad chłopakiem, oparła ręce na stole przed nim i cichym, złowieszczym głosem powiedziała:

— Jeśli chcesz zachować paznokcie u obu rąk, radzę ci przestać robić to co robisz. W końcu, jak będzie wyglądał twój comiesięczny manicure bez pazurków do przypiłowania? — zacmokała z udawanym żalem i widząc, że przerażony Crabbe jednym szybkim ruchem schował ręce i usiadł na nich, odsunęła się. Usłyszała za plecami ciche parsknięcie, a gdy się odwróciła zobaczyła, że Malfoy ogląda liczne zdjęcia rodzinne oprawione w wymyślne ramki i ustawione na półce. Co tu dużo mówić, babcia była sentymentalna.

— Nie wierzę, że nieustraszona Blair Zeldor boi się clownów. Och, to wiedza godna zapamiętania – Blondyn oglądał akurat zdjęcie, na którym Blair ma pięć lat i ze łzami w oczach ucieka przed facetem z czerwonym, gumowym nosem. Dziewczynę przebiegł dreszcz na myśl o tym jak się wtedy bała. Matka kazała jej zapozować z „milusim clownem", ale dziewczynka śmiertelnie przerażona jego groteskowym wyglądem rzuciła się do ucieczki. Clown wyciągnął ręce jakby chciał ją pochwycić i w tym momencie migawka aparatu uwieczniła jej sromotną porażkę. Jak tak teraz patrzyła na fotografię, to doszła do wniosku, że cała scena wygląda całkiem zabawnie, ale wtedy zabawne było ostatnim słowem jakie przyszłoby jej na myśl do opisania tej sytuacji.

Zrobiła wyniosłą minę i udawaną pewnością odpowiedziała:
— Już się ich nie boję, wyrosłam z tego.
— To się dopiero okaże – odpowiedział Malfoy z przebiegłym wyrazem twarzy. Blair przełknęła zdenerwowana ślinę.

Mam nadzieję, że to tylko czcze pogróżki.

— Blairie, złotko, chodź no mi tu pomóc! — krzyk babci wyrwał ją z rozmyślań.

— Idę!

— Idź, idź, ja się tu rozgoszczę.

— Niczego nie dotykaj – pogroziłam mu palcem.

— Nawet ciebie? — rzekł, po czym klepnął ją w tyłek i lekko popchnął w stronę kuchni.
Zszokowana Blair zapomniała, żeby mu skopać za to dupsko i nawet się nie odwracając dotarła do kuchni. Babcia widząc jej minę, zatroskana spytała:
— Wszystko w porządku, skarbie?

— Co? A...yyy tak, tak.

— Wiesz co, Blairie? Masz bardzo sympatycznych przyjaciół.

— To nie są moi przyjaciele – zaprzeczyła błyskawicznie, czego od razu pożałowała, bo babcia spojrzała na nią chytrze i spytała:
— Taak? To kim są w takim razie? — strzał w kolano. Ale się wjebała.
— Eee, no wiesz, Bryce to znajomy, z którym w sumie dzisiaj dopiero zaczęłam się dogadywać, a na Draco i jego świtę wpadłam niespodziewanie w sklepie. To ty ich tu zaprosiłaś tak właściwie – zmrużyła oczy i postanowiła odwrócić kota ogonem; sprawić żeby babcia zobaczyła, że Blair wcale nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu z tymi osobnikami. Bo nie chciała. A już zwłaszcza z tym zboczonym, okropnym, aroganckim Malfoyem. Dla uspokojenia nalała sobie szklankę wody. Piła zachłannie, jakby tydzień spędziła na Saharze.

— Ach tak, rozumiem – Babcia uniosła brwi i ze wszystkowiedzącym uśmiechem dodała – A nie sądzisz, że pan Malfoy to niczego sobie partia? Ze starego, czarodziejskiego domu, przystojny, dystyngowany. I zainteresowany tobą.

Wspomniana wyżej woda wydostała się z jej ust w postaci fontanny i ochlapała fartuszek babci. Blair zakrztusiła się i i starsza kobieta musiała poklepać ją po plecach. Kaszlała tak głośno, że do kuchni zajrzała ciekawska głowa. Zaraz za nią wyłoniła się reszta ciała.
— Coś się stało? — zapytał zaintrygowany powód jej prawdopodobnie rychłej śmierci, patrząc na  zaczerwienioną twarz. Blair machnęła na niego ręką dalej się krztusząc. Teraz już poważnie zaniepokojona babcia masowała jej plecy i wydawała zmartwione westchnienia.

— Może będę w stanie pomóc?

— Wy...pie...przaj – wychrypiała dziewczyna pomiędzy jednym a drugim kaszlnięciem.

— Blair! Grzeczniej, proszę!
Wytrzeszczyła na starszą kobietę oczy.
No heloł ja tu umieram? Serio przejmujesz się moim brakiem manier? Litości.

Malfoy wyciągnął zza pasa różdżkę, wymamrotał coś cicho i nagle dziewczyna znów mogła oddychać. Zaskoczona wyprostowała się i rozejrzała. Babcia patrzyła na ślizgona totalnie zauroczona, a sam Malfoy chował z powrotem różdżkę z niemal znudzoną miną.
— Och, Drakuś, skarbeńku ty mój najdroższy, jak ja ci się odwdzięczę?

Hola, hola. Drakuś? O ble. I myślałam, że to ja jestem najdroższym skarbeńkiem?? Trzymajcie mnie, bo mu zajebię w ten głupi czerep. Żeby mi tak babcię kraść?! Ta zniewaga krwi wymaga.

— Ekhem, dzięki babciu, ze mną już wszystko w porząsiu, fajnie, że pytasz.
— No oczywiście, że wszystko w porząsiu! Draco uratował ci życie!

— Przesadzasz. Tylko się zakrztusiłam wodą. To co z tymi bułeczkami?

Babcia odwróciła się do mnie z surowym wyrazem twarzy.

Oho, babunia włączyła tryb fajterki.

— Blair Elisabeth Catherine Zeldor, masz w tym momencie szczerze podziękować Drakonowi za jego poświęcenie i dobrą wolę.

To ja już bym wolała dalej się dusić. Jakie poświęcenie? Jaką, kurwa, dobrą wolę?

Wymienienie pełnego imienia to jednak nie przelewki i widząc wyczekującą minę babci podeszła z największą niechęcią do Malfoya, który ledwo powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, wyciągnęła w jego kierunku dłoń, a kiedy ten zwlekał przyglądając jej się uważnie, westchnęła cierpiętniczo, sama sięgnęła po jego zwisającą przy boku dłoń, mocno potrząsnęła i wydusiła z siebie przez zęby:

— Serdecznie dziękuję za pomoc w chwili największej próby. Gdyby nie ty, z pewnością wyrzygałabym tę kranówę na dopiero co wyłożone bułeczki i inne takie, na które przecież wszyscy czekają z niecierpliwością. Brawo, Draco, you saved the day.

— Nic nowego — odrzekł skromnie — Eleanor, pewnie nie wiesz, ale w szkole zawsze muszę ratować tyłek twojej wnuczce – ze śmiechem obwieścił Malfoy.
Babcia zapiszczała z zachwytu. No poważnie, w pewnym wieku człowiek powinien wiedzieć, że nie wypada mu piszczeć jak mała dziewczynka na widok szczeniaczka.

— Ach, jakie to romantyczne!

— Ekskjuzmi? Babcia – stop. Malfoy – łżesz jak pies. Nie nakręcaj mojej biednej babci, nie wiadomo, co sobie uroi.

Chłopak wzruszył ramionami jakby nie obchodziło go, co o tym wszystkim  Blair sądzi. Zrobił krok w jej stronę, nachylił się i konspiracyjnym tonem wyszeptał:

— Ty nie musisz wierzyć. Wystarczy, że twoja babcia mi teraz ufa i łyknie wszystko co powiem. Ciekawe jak zareaguje, kiedy dowie się, że jej kochana wnusia ucieka nocami w miasto i szlaja się z podejrzanymi typkami. Albo, że plotka głosi, iż w zamian za dobre oceny zabawia się z profesorem Snape'm w jego gabinecie, podczas odbywania rzekomego szlabanu.

— Nie ośmieliłbyś się – spojrzała na niego z iście antarktycznym lodem w oczach.

— Zakład?

~~~
Oto następny rozdział! Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ^^
Dajcie proszę znać jak wam się czytało i czy macie jakieś uwagi.
Do następnego!
Serwusik xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro