Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Valerie

Oczy rudowłosej zaszły łzami. Szczęśliwie w porę zdążyła odwrócić się do młodzieńca tyłem, by ten nie widział jej zaszklonego spojrzenia. Zamrugała szybko kilka razy, chcąc odgonić słone krople uparcie zbierające się na jej błękitnych tęczówkach. Czemu tak zareagowała? Nie miała pojęcia. Aczkolwiek stanie z blondynem twarzą w twarz kosztowało ją wiele wysiłku. Wymagania matki, kary za nieposłuszeństwo, upokorzenia sprzed roku i uczucie, którym poczęła go darzyć skumulowały się w niej, tworząc w jej wrażliwej duszy istne tornado tłamszące i wycieńczające ją od środka. Emocjonalnie przestawała dawać sobie radę. Jak długo bowiem można udawać, iż wszystko jest w porządku? Jak długo można ukrywać ból znoszony latami, fundowany jej przez własnych rodzicieli? Jak długo można unikać młodego mężczyzny, który rozpalił w niej uczucia? Valerie przeklinała dzień, w którym zostali z Draco połączeni w parę do wspólnego eseju. Czy życie musiało być aż tak okrutne? Czy ktoś na górze, planując jej losy, miał ubaw, wymyślając, iż zakocha się właśnie w Malfoy'u? Młodzieńcu, przez którego przeszła tak wiele złego? I nie tylko z jego winy, bowiem upokorzenia, jakie od niego zaznała swoją drogą. To chore aspiracje, marzenia i ambicje jej matki przynosiły jej wiele więcej bólu, zła i cierpienia.


Kiedy blondyn ponownie tego dnia chwycił jej dłoń, był o wiele bardziej stanowczy i pewny. Chciał ją zatrzymać, odwrócić i nakłonić do rozmowy. Nie było w tym geście czułości, ostrożności i ciepła, które przekazał jej poprzednio, chcąc zainicjować rozmowę i pokazać jej tym gestem, iż nie ma się czego bać. I Valerie po części o tym wiedziała. Przecież zaczęło między nimi być tak pięknie. Z początku nikła nić porozumienia ewoluowała wraz z upływem czasu. Zwierzali się sobie z coraz to głębszych problemów, sekretów i rozterek. Mogli na siebie liczyć, świetnie się dogadywali i potrafili nawzajem poprawić sobie humory. Dopóki Valerie się nie wycofała i nie zaczęła Draco unikać, kiedy z przerażeniem odkryła, iż to, co do blondyna czuje, to nie przyjaźń, a zakochanie. Wiedziała, że nie ma na co liczyć. Nie chciała się łudzić, że i Wielki Książę Slytherinu poczuje to samo w stosunku do niej. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż odwzajemnienie przez Malfoy'a uczuć może być jedynie głupim, naiwnym marzeniem. Dlatego wolała się odsunąć i z dala od niego próbować wyleczyć się z uczuć, których nie chciała. A tym bardziej nie miała ochoty o nich rozmawiać. Zwłaszcza z nim. I mimo, że kiedyś mogłaby zwierzyć mu się ze wszystkiego, tak teraz jej stosunek do blondyna musiał pozostać jej wieczną, gorzką tajemnicą. Bo jeszcze bardziej, niż tych irracjonalnych uczuć, bała się jego kpiącego uśmiechu w odpowiedzi na jej wyznanie. Przymknęła powieki i wzięła głęboki wdech. Draco nie chciał odpuścić. Val wiedziała, iż blondyn nie jest z tych, co łatwo się poddają. Należał do osób, które - gdy czegoś chcą - zawsze to dostają. A on teraz chciał porozmawiać. Z nią. Na temat ich relacji. Jej ciągłego unikania młodego Ślizgona i wzbranianiu się przed rozmową z nim. A ona gotowa na to nie była. I chyba nigdy nie będzie. Odwróciła się w jego stronę. Po łzach, które napłynęły uprzednio do jej oczu, nie było już ani śladu. Na jej twarzy wymalowany był spokój, mimo burzy emocji targających jej wnętrze. Przełknęła ślinę i wykonała jego polecenie, zajmując miejsce przy stoliku. Westchnęła cicho.

━━━ ❝ Stresuję się szkołą, Draco. Rodzice mają okropne wymagania. I jeszcze okropniejsze... szlabany. - prawie że udało jej się składać gładko. Na koniec niestety się zająknęła, prawie nie zdradzając mu faktu, iż rodzice się nad nią znęcają. Bo co mogło być okropną karą dla dziecka? Zakaz spotykania z przyjaciółmi? Nawet jeśli Val by jakichś miała, trwałby on jedynie w wakacje, bowiem przebywając w Hogwarcie wszystkich znajomych miała na miejscu. Zakaz wychodzenia z domu? Podobnie jak w przykładzie wyżej - trwałby on jedynie dwa miesiące.. Przecież nie zabroniliby jej uczęszczać do szkoły. Choć z drugiej strony, po Morganach wszystkiego można się było spodziewać. Zorganizowaliby jej nauczanie domowe bądź - co gorsza - uniemożliwiliby jej ukończenie Hogwartu i skończyłaby jako nieuk bez świadectwa i dobrej pracy, na łasce i utrzymaniu rodziców. A tego bardzo by nie chciała. Jeszcze tego by brakowało, gdyby musiała być zależna od nich czy przyszłego męża.. O ile któryś zechciałby tłumoka bez szkoły...

Każdy doskonale wiedział, iż w świecie czarodziejów najokropniejszą karą były tortury. Nie trzaśnięcie pasem za złe zachowanie, jak to robili mugole. Wśród czarodziei znajdowali się zwyrodnialcy, którzy o wiele bardziej krzywdzili swoje dzieci. I do takich właśnie rodziców należało Państwo Morgan. Valerie potrząsnęła lekko głową, chcąc odgonić przykre dla niej wspomnienia. Uważnie przyglądała się Draco, mając nadzieję, iż ten łyknął jej kłamstwo, choć doskonale wiedziała, że blondyn głupi nie był i rzadko kiedy dawał się na coś nabrać. Łudziła się, że - nawet jeśli wyczuje kłamstwo - odpuści. Po jego minie widziała jednak, że jej nadzieje są złudne. Blondyn zdążył poznać ją na tyle, by wiedzieć, że ta kłamie.

 ━━━ ❝ Draco... ja naprawdę nie mam ochoty na takie rozmowy... - powiedziała szybko, gdy ten otworzył usta, by najprawdopodobniej zarzucić jej kłamstwo. Starała się przy tym patrzeć mu w oczy, tak, by wiedział, iż mówi szczerze i jest pewna swoich słów. Choć nie była, przez co jej spojrzenie uparcie uciekało w dół. Bała się, że jeśli dalej będzie patrzeć mu w oczy, zacznie szukać w nich pomocy, wsparcia, ratunku i zrozumienia, a jej opanowane dotychczas emocje mogłyby uwolnić się z uwięzi i wydrzeć na zewnątrz. A ostatnie, czego by chciała, to się tu przed nim rozkleić. Czuła jednak na sobie jego wyczekujący wzrok. W głowie brzmiały jej stanowcze słowa Ślizgona: Nie puszczę Cię dopóki nie porozmawiamy. W tej chwili wyjaśnij mi dlaczego się tak zachowujesz. Ponownie odważyła się spojrzeć w jego oczy. Gdzieś w głębi jego spojrzenia widziała nawet.. troskę? I chyba to było ostatecznym bodźcem do tego, by jej skrzętnie budowany mur wreszcie pękł, a ona wyrzuciła z siebie potok niekontrolowanych słów:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro