🐍 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟏𝟕 🐍
🐍
Już dwa tygodnie później Madeline wróciła do Hogwartu. Nicky, tak jak wziął swoją miotłę i zniknął, tak nie wrócił na święta do domu. Nikt nie wiedział, co się z nim działo. Madeline próbowała wysyłać mu listy, każąc swojej sowie znaleźć Nicky'ego, jednak ta nigdy nie dawała rady.
Weszła do swojej komnaty z cichym westchnieniem, zapalając światło i odkładając ciężki kufer. Podeszła do łóżka, kiedy zobaczyła...
— Nicky!— krzyknęła Madeline, podbiegając do niego i rzucając się na chłopaka. Była jednocześnie szczęśliwa i wściekła na niego.— Gdzieś ty był?!
— U pradziadka.— oznajmił, wywracając oczami, oddając uścisk, a Madeline uderzyła go w klatkę piersiową.
— Czyli kogo? Jeszcze raz tak zrobisz, to ci łeb ukręcę! Nawet nie wiesz, jak się martwiłam!— krzyknęła, przecierając twarz rękoma.
— Zapewne znasz Grindelwalda.— wymamrotał Nicky, wkładając ręce do kieszeni swoich spodni i podchodząc do okna.— To mój pradziadek. Nieźle się trzyma jak na takiego starucha. Dokładnie jak Dumbledore.
— Czekaj. Za dużo informacji na dziś. Zdecydowanie.— stwierdziła Madeline, wzdychając cicho i siadając na łóżku.
— Czego nie rozumiesz?— spytał Nicky, rozkładając ręce, a Madeline zmarszczyła brwi, bo pierwszy raz był dla niej taki wredny.
— Tego, że Grindelwald ma dziecko, które w dodatku jest twoim dziadkiem lub babcią, a ty jesteś jego prawnukiem.— odpowiedziała Madeline, a Nicky parsknął śmiechem.
— Wszystkiego się dowiesz.
Kilka dni później miał odbyć się mecz Gryfonów i Puchonów. Nicky i Madeline usiedli blisko Granger, Weasleya i Longbottoma, gdyby próbowali jakoś zaszkodzić Snape'owi.
— Jest Dumbledore.— wyszeptała Madeline w stronę Nicky'ego, nachylając się w jego stronę.
— Dlatego szlama i debil nie ośmielą się nic zrobić Snape'owi.— oznajmił również szeptem Nicky.
— Ten cały Grindelwald mózg ci wyprał.— westchnęła ciężko Madeline, kręcąc głową.
Snape, który był sędzią podczas meczu, wyglądał na naprawdę wściekłego, kiedy obie drużyny wymaszerowały na boisko.
— Jeszcze nigdy nie widziałem Snape'a w takim stanie.— powiedział Ron w stronę Hermiony, co nie umknęło uwadze Nicky'ego i Madeline.— Patrz, już się zaczęło... Auu!
Nicky nie mógł słuchać jego gadania, więc uderzył go w tył głowy, zanim Madeline zdążyła jakkolwiek zareagować. Nie nienawidziła Weasleya, Granger i Pottera, jednak wolała nic nie mówić Nicky'emu, który na pewno by się wściekł. Weasley odwrócił się ich stronę.
— Och, przepraszam, Weasley. Nie chciałem.— powiedział Nicky, robiąc smutną minkę, udając skruchę. Crabbe, Goyle – pachołki Nicky'ego – Pansy, Daphne, Blaise i Theodor wyszczerzyli się tylko.— Ciekaw jestem, jak długo Potter utrzyma się na miotle. Ktoś chce się założyć? Może ty, Weasley?
Ron jednak nie odpowiedział, starając się ich ignorować. Snape właśnie obdarzył Puchonów rzutem wolnym, ponieważ George Weasley odbił tłuczka prosto w jego stronę. Hermiona wciąż skupiona była na Harrym, który szukał znicza, krążąc nad stadionem.
— Wiecie, jak wybierają skład drużyny Gryfonów?— zagadnął Nicky chwilę później, jednak Madeline złapała go za rękę, chcąc go jakkolwiek powstrzymać.— Wybierają tych, którzy cierpią, bo czegoś nie mają. Na przykład taki Potter, nie ma rodziców... Weasleyowie nie mają pieniędzy... Ty, Longbottom, też powinieneś być w drużynie, bo nie masz rozumu.
Neville zaczerwienił się i odwrócił w stronę Nicky'ego, zdenerwowanej Madeline oraz ich przyjaciół.
— Jestem wart tyle, co tuzin takich jak ty, Harper.— warknął Neville.
— Potwierdzam.— wymamrotała niedaleko siedząca Dawn. Słowa Longbottoma nigdy nie uraziłyby Nicky'ego, jednak potwierdzenie Dawn już tak.
Mimo wszystko jednak ryknął śmiechem wraz ze swoimi przyjaciółmi. Jedyną osobą, która się nie śmiała, była Madeline, która po prostu trzymała Nicky'ego za rękę.
— Longbottom, gdyby mózgi były ze złota, byłbyś biedniejszy od Weasleya, a to nie lada wyczyn.
— Ostrzegam cię, Harper, jeszcze jedno słowo...— warknął Weasley.
— Ron!— wykrzyknęła nagle Hermiona.— Harry...!
Potter nagle zanurkował, co wywołało wiele wiwatów i okrzyków. Harry mknął tuż ku ziemi, najprawdopodobniej zauważając znicza.
— Ale ci się trafiło, Weasley! Potter na pewno zobaczył jakąś monetę na boisku!— zadrwił ze śmiechem Nicky. Zanim zdążył się jednak zorientować, Ron rzucił się na niego, zwalając go z ławki, jednak Nicky szybko go obrócił, bijąc po twarzy.
— Brawo, Harry!— wrzasnęła Hermiona, wskakując na ławkę, żeby lepiej widzieć. Madeline próbowała rozdzielić Nicky'ego i Weasleya, jednak szło na marne.
— Zostaw mojego Nickusia!— wykrzyknęła Pansy, rzucając się na Madeline, ciągnąc za jej długie, jasne blond włosy. Madeline również dzielnie z nią walczyła, lejąc po twarzy.
Wysoko w powietrzu Snape obrócił swoją miotłę i zobaczył, jak coś szkarłatnego przemknęło o kilka cali od niego. W następnej sekundzie Harry wyhamował tuż nad ziemią i uniósł rękę, w której zabłysnął złoty znicz.
Widownia zaczęła głośno krzyczeć i wiwatować, przez co Nicky zszedł z krwawiącego Weasleya, z niedowierzaniem patrząc na Pottera. Madeline wytargała Pansy za włosy, pokazała jej, kto tutaj rządzi, a następnie również wstała, kręcąc głową.
— Świetnie.— wyszeptali jednocześnie Nicky i Madeline.
Jakiś czas później, Nicky przechadzał się po mokrych błoniach, nad wszystkim rozmyślając. Madeline chciała iść z nim, jednak ten jej nie pozwolił, najzwyczajniej w świecie chcąc pobyć sam, aby nie pokazywać swojej słabości. Potarł załzawione oczy, aby pozbyć się łez, siedząc na murku. Musiał być przecież silny. W końcu przywołał swoją miotłę zaklęciem Accio, bawiąc się nią.
Po chwili zauważył, jakąś czarną, zakapturzoną postać, zbiegającą po schodach od bramy zamku. Postać ta rozglądała się bardzo czujnie, jakby nie chciała zostać zauważona, idąc w stronę Zakazanego Lasu. Nie wiedział nawet, że Potter obserwuje to z innego miejsca. Niemal od razu rozpoznał w tej postaci Snape'a.
Wskoczył na swoją miotłę i bez problemu wzbił się w powietrze niezauważony. Poszybował za Snape'em, który biegł w stronę Zakazanego Lasu.
Drzewa rosły tam bardzo gęsto, przez co Snape stracił mu się z oczu. Krążył pod lasem coraz niżej, stopami dotykając koron drzew. Po chwili jednak usłyszał głosy. Zanurkował w gęstwinę i bezszelestnie wylądował obok wielkiego buka. Uniósł się ostrożnie, wytężył wzrok, zauważając Snape'a i Qurriella stojących na polanie. Ten drugi trząsł się bardziej niż zwykle, co nie umknęło uwadze Nicky'ego. Wytężył słuch, aby wiedzieć, o czym rozmawiają.
— Nie wiem, dlaczego chciałeś się ze mną spotkać w takim miejscu, Severusie.— powiedział Quirrell, okropnie się jąkając.
— Och, nie chciałem mieć żadnych świadków.— odpowiedział Snape lodowatym tonem, takim samym, jak mówił Nicky.— Chyba się ze mną zgodzisz, że uczniowie nie powinni się dowiedzieć o Kamieniu Filozoficznym.
— Ewidentnie za bardzo się przeliczyłeś.— wyszeptał Nicky pod nosem, wywracając oczami. Quirrell zaczął coś mamrotać, jednak Snape mu przerwał.
— Wymyśliłeś już coś, jak ominąć tego psa Hagrida?— spytał Snape.
— Ale, ale Severusie, ja...
— Quirrell, chyba nie chcesz mieć we mnie wroga, co?— warknął Snape, zbliżając się w jego stronę.
— Ja nie wiem, co ty...
Jakaś sowa zahuczała w pobliżu, przez co zdezorientowała Nicky'ego, który jednak po chwili odzyskał równowagę i znów zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
— Jakieś twoje hokus–pokus. Czekam.— usłyszał głos Snape'a.
— Ale ja nie...
— Świetnie.— przerwał mu po raz kolejny Snape.— Wkrótce znowu utniemy sobie pogawędkę, kiedy przemyślisz wszystko i zdecydujesz, po której jesteś stronie.
Zarzucił kaptur na głowę i z powrotem udał się w stronę zamku. Nicky uniósł się w powietrze, po chwili zauważając także Pottera, który pędził w stronę zamku na swojej miotle.
— Niech to szlag.— przeklną, lecąc w stronę zamku. Odłożył swoją miotłę do swojej komnaty, a następnie pobiegł do Madeline.
— Boże! Co się dzieje?— spytała Madeline, siedząc przed lustrem i zmywając delikatny makijaż.
— Dalej nie mam zielonego pojęcia, co tutaj nie gra, ale chyba oni mają rację co do Snape'a. Pies naprawdę strzeże Kamienia Filozoficznego, a Snape próbuje zmusić Quirrella, żeby pomógł mu go wykraść. Chce, żeby Quirrell wymyślił jakiś sposób na Puszka. I na dodatek wspomniał o jakimś hokus–pokus. Myślę, że nie tylko Puszek pilnuje tego skarbu. Muszą go chronić jakieś potężne zaklęcia, a Quirrell na pewno zna jakieś przeciwzaklęcia i Snape chce z tego skorzystać.— wytłumaczył, a Madeline poprawiła koszulkę od piżamy, podchodząc do niego.
— Myślisz, że to naprawdę Snape?— upewniła się, wzdychając.
— Wcześniej nie byłem pewny, ale teraz wszystko na to wskazuje. Miejmy jednak oko również na Quirrella.— powiedział Nicky, a Madeline pokiwała głową.
— A więc Kamień jest bezpieczny, póki Quirrell opiera się Snape'owi?— spytała po chwili.
— Tak. Do następnego wtorku.— odpowiedział Nicky, a Madeline przytuliła się do niego, wtulając w jego ramię.
— Boję się.— wyszeptała.
— Nie ma czego. Jestem przy tobie i zawsze będę.— odszepnął, Madeline kiwnęła głową, a ten ucałował jej czoło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro