🐍 Rozdział 51 🐍
🐍
Madeline niemal natychmiast usiadła obok Nicky'ego, który lekko drżącymi rękami otworzył kopertę z pieczęcią rodu Harperów, a później wyciągnął rolkę pergaminu.
— No czytaj!— ponagliła go Madeline, zerkając mu przez ramię, a Nicky westchnął i chrząknął, zaczynając czytać na głos.
— Nicholasie, jestem bardzo zadowolony, że zrozumiałeś, że popełniłeś błąd. Jednakże uważam, że twoje spostrzeżenia na temat hipogryfa są błędne, a to dzikie zwierze musi zostać ukarane. Najlepiej będzie dla ciebie, gdy zrozumiesz, że nic nie wskórasz. Czas ucieka, pamiętaj. Ojciec.— przeczytał Nicky, a blondynka później wyrwała mu kartkę i przeczytała ją jeszcze raz.— Pieprzony hipokryta.
— Nicky.— szepnęła Madeline, dotykając jego ramienia.— Uspokój się. Co miał na myśli, że czas ucieka?
— Skąd mam wiedzieć?— skłamał Nicky, prychając i wzruszając ramionami.— Jak zawsze coś sobie ubzdurał.
— Nicky, jesteś zdenerwowany. Musisz się uspokoić.— wyszeptała Madeline, powoli zbliżając się do niego i dotykając jego ramienia. Chłopak jednak strzepnął jej rękę, odwracając się do niej tyłem.
— Powiedz mi, jak mam być spokojny?— spytał, zerkając na nią przez ramię.— To nie ty masz rodziców, którzy cię nienawidzą!
— Twoi rodzice cię nie nienawidzą, Nicky...— stwierdziła Madeline, patrząc na chłopaka niemal ze łzami w oczach.— Gdzie podział się Nicky? Mój najlepszy przyjaciel?
— Zniknął i dobrze o tym wiesz.— odparł tylko Nicky, unikając jej wzroku jak ognia.— Tamtego Nicky'ego już nie ma.
— Chcę, żeby wrócił.— wyszeptała, niczego nieświadoma.
— Czy nie możesz zrozumieć tego, że już nie wróci?!— krzyknął Nicky, rozkładając ramiona. Był wściekły, a wszystkie emocje tylko mocno w nim buzowały. Podszedł do swojego biurka, a następnie wziął list od ojca i wrzucił go do kominka, patrząc, jak płonie.
— Dlaczego?! Dlaczego nie wróci?! Dlaczego nie możesz być w końcu normalny?! Czemu tak głupio się zachowujesz i mnie odtrącasz?!— wykrzyczała mu prosto w twarz, stając naprzeciwko niego.
— Nie podnoś na mnie głosu.— odpowiedział tylko, mierząc ją zimnym spojrzeniem.
— Bo?— spytała, unosząc jedną ze swoich brwi.
— Bo tego pożałujesz.— wyszeptał, patrząc jej głęboko w oczy.
— Doskonale wiesz, że jestem chyba jedyną osobą w Hogwarcie, która się ciebie w ogóle nie boi.— również wyszeptała, ciągle utrzymując z nim kontakt wzrokowy.— Jestem pewna, że nigdy byś mnie nie skrzywdził w żaden sposób.
— Jestem nieprzewidywalny.— stwierdził brunet, wzruszając ramionami i odchodząc na jakieś dwa metry.— Wyjdź.
— Nie. Nie wyjdę.— sprzeciwiła się, zaciskając pięści po obu stronach swojego ciała.
— Co?— spytał Nicky, znów zerkając na nią przez ramię.
— Nie wyjdę, dopóki nie porozmawiamy jak normalni ludzie. Nie chcę się z tobą kłócić, Nicky. Możemy usiąść i porozmawiać, proszę?— spytała, kręcąc głową z niedowierzaniem, że musi prosić o zwykłą rozmowę.
W końcu oboje usiedli na kanapie w komnacie Nicky'ego, siedząc od siebie w odległości jakiegoś metra. Oboje wpatrywali się w ścianę, jakby było w niej coś szczególnie interesującego. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć.
— Coś okropnego się z nami dzieje, Nicky.— zauważyła Madeline.— Nie ma dnia, w którym byśmy się nie kłócili.
— Dzień bez kłótni z tobą to dzień zmarnowany.— stwierdził Nicky, wzdychając ciężko. Madeline odwróciła głowę i spojrzała na niego. Wcześniej jakoś nie zdążyła zobaczyć jego wysokich, wyraźnych kości policzkowych, ogólnie przystojnej twarzy. Przystojnej, choć zimnej. Lodowatej wręcz.
— Nie chcę się z tobą kłócić.— mruknęła Madeline, wciąż patrząc na niego. Wystawiła rękę i potarła jego policzek.— Powiedz mi, co się dzieje? Doskonale przecież wiesz, że pomogę ci we wszystkim...
— Znienawidzisz mnie.— stwierdził Nicky, wzruszając ramionami.
— Nie możesz tego wiedzieć.— zauważyła.— Jako przyjaciółka będę starała się jak najlepiej cię zrozumieć i ogarnąć, co czujesz. A w twoim przypadku to naprawdę trudne, ponieważ mocno zmieniłeś się od pierwszego roku.
— Ludzie się zmieniają.— przypomniał Nicky, kręcąc głową i spuszczając ją.— Ale naprawdę nie mogę ci powiedzieć. Muszę zmierzyć się z tym sam.
— Skoro tak twierdzisz.— odpowiedziała, a następnie przysunęła się do niego, zawieszając głowę na jego ramieniu.— Ale proszę, nie chcę, żeby cię to wyniszczało.
— Dam radę, Mad.— odpowiedział Nicky, a następnie objął ją ramieniem, całując w czubek głowy.
Jako iż naprawdę niewiele osób zostawało w Hogwarcie na święta, na uczcie wszyscy siedzieli przy jednym stole. Tak naprawdę ze ślizgonów zostali tylko Nicky, Blaise, Madeline i Pansy.
— Jak sprawa z ojcem Nicky'ego?— zagadnęła nagle szeptem Hermiona, przysuwając swoje krzesło trochę bardziej w stronę swojej przyjaciółki.
— Odpisał mu, że jego rozumowanie jest błędne i nie zrobi nic, by wycofać tę sprawę.— oznajmiła równie cicho Madeline, nakładając sobie przepysznej sałatki na talerz.
— Co za...— wymamrotała tylko Hermiona, kręcąc głową z niedowierzaniem.— Współczuję Nicky'emu. Biedak.
Mówiąc to, zerknęła na Nicky'ego, który siedział po przeciwnej stronie stołu, dlatego na szczęście nie mógł usłyszeć ich rozmowy.
— Dalej wzdychasz, co?— podjęła ze śmiechem Madeline, choć czuła się dziwnie z myślą, że Hermionie podoba się Nicky. Przecież Nicky należał do niej. Gdy tylko pomyślała o tym, że Nicky należy do niej, chciała palnąć się w głowę.
— Jak tu do niego nie wzdychać?— spytała Hermiona rozmarzonym głosem, wciąż wpatrując się w Nicky'ego, który aktualnie coś jadł.
— Oj, nie znasz go osobiście.— zaczęła Madeline, wpadając na iście szatański plan.— On w rzeczywistości jest okropny. Ciągle się o wszystko wykłóca i obraża jak jakaś mała dziewczynka. Nie polecam.
— Ty... mówisz serio?— spytała ze zdziwieniem jej kompanka, a Madeline pokiwała głową ze śmiechem.
— No, naprawdę.— odparła.— I czasami się obleśnie zachowuje. Na twoim mieście uciekałabym, gdzie pieprz rośnie.
— Tego się nie spodziewałam...— wyszeptała Hermiona, rozszerzając oczy ze zdumienia, a Madeline wzruszyła ramionami ze śmiechem. Chyba udało jej się sprawić, że Hermiona raz i na dobre wybiła sobie z głowy Nicky'ego jako chłopaka, przez co uśmiechnęła się triumfalnie pod nosem.
Później nauczyciele stwierdzili, żeby włączyć muzykę. Nie byle jaką, bo muzykę Nędznych Jędz, dlatego już godzinę później w sali rozbrzmiała muzyka tego właśnie zespołu. Mimo iż były święta, muzyka była w stylu skocznym, przez co wszyscy pozostali w zamku na święta wyszli na parkiet, łącząc się ze sobą w pary.
— Chciałabyś?— spytał ze śmiechem Nicky, podchodząc od tyłu do krzesła, na którym siedziała Madeline. Potarł jej ramiona, a dziewczyna zachichotała.
— Nicholas Harper prosi mnie do tańca? To niemożliwe.— stwierdziła ze śmiechem, ale już po chwili wstała, ciągnąc Nicky'ego na parkiet.
— Ale doskonale wiesz, że nie umiem tańczyć.— zastrzegł Nicky, kiedy dziewczyna złapała go za obie ręce.
— Zamknij się i ze mną zatańcz.— odpowiedziała Madeline, a następnie zawirowała w ramionach Nicky'ego, który złapał ją za plecy, powoli pochylając w dół. Ich twarze znalazły się naprzeciw siebie, ale ci tylko zachichotali, prostując się i obejmując ramionami. Nie interesowali ich inni uczniowie tańczący obok nich, liczyli się tylko oni i dobra zabawa.
Na tyle dobra, że Madeline przez chwilę miała wrażenie, że z Nickym wszystko powoli zacznie się układać. Zawirowała w jego ramionach, posyłając mu szeroki uśmiech, znów chwytając za rękę i skacząc z nim w rytm muzyki.
Jeżeli podobał Wam się rozdział, zostawcie "🐍" w komentarzach 🖤
Jutro rozdział "W Drodze do Raju" ❤️
Next za dwa tygodnie!
Miłej nocy, buziaki 🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro