Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐍 Rozdział 47 🐍

🐍

— I co z nim?

Madeline usłyszała głos Nicky'ego, który ewidentnie wciąż czekał na nią przy drzwiach wejściowych do pokoju szpitalnego.

— Raczej wszystko dobrze.— odparła dziewczyna, wzruszywszy ramionami, podchodząc do niego. Nicky odbił się od ściany, obejmując Madeline ramieniem.

— Szczerze mówiąc, obojętne mi to, choć jego upadek wyglądał strasznie...— mruknął Nicky, prowadząc Madeline w stronę ich komnat.— No i jego miotła jest nieodwracalnie zepsuta.

— No tak, ty nigdy o nikogo się nie martwisz...— szepnęła Madeline, kręcąc głową z chichotem.— Walić miotłę, mógł się zabić.

— Wtedy był–

— Nawet nie kończ, Nicholasie.— Madeline zgromiła go wzrokiem, wzdychając.— Czasami sama zaczynam się ciebie bać...

— Nie ma czego, naprawdę.— stwierdził Nicky i prychnął ze śmiechem.

W poniedziałek już wszystko wróciło do normy. Wszyscy musieli myśleć już o innych sprawach, dlatego nawet Madeline zapomniała o krępującej dla niej sytuacji, która miała miejsce na ostatniej lekcji z profesorem Snapem. Oczywiście, towarzyszyły jej jeszcze jakieś zaczepki, ale nawet nie zwracała na nie uwagi.

Nicky chodził dumnie, w sumie jak zawsze, zadowolony z porażki Gryfonów, mimo iż się z Potterem tolerowali. Na dodatek w końcu zdjął bandaże i mógł demonstrować już pełną sprawność obu rąk.

Kiedy Nicky i Madeline szli właśnie na lekcję obrony przed czarną magią, spotkali złotą trójkę, która właśnie cała zestresowana bała się sprawdzić, który z nauczycieli czeka na nich w klasie.

— Jeżeli obronę przed czarną magią znowu prowadzi Snape, udam, że zachorowałem.— oświadczył Ron.

— Nie musisz udawać.— mruknęła Madeline, gdy z brunetem weszli do klasy, widząc ich nauczyciela obrony przed czarną magią.

Profesor Lupin w końcu wrócił do pracy. Wyglądało na to, że rzeczywiście był chory. Jego szata wisiała na nim jeszcze luźniej, a pod oczami miał cienie, ale uśmiechnął się, kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca i natychmiast zaczęli głośno narzekać na profesora Snape'a.

— To niesprawiedliwe, on miał tylko zastępstwo, dlaczego zadał nam pracę domową?— usłyszeli jakiś głos w sali, ale Madeline nie wiedziała w sumie, do kogo on należy.

— Nic nie wiemy o wilkołakach...

— Niektórzy.— mruknęła pod nosem Madeline, wywracając oczami.

— Też wolałbym się bawić zamiast uczyć, Madeline.— stwierdził Nicky i szturchnął dziewczynę ramieniem.

— Muszę cię zmartwić, ale do bycia aurorem, mój drogi, potrzebna jest jakakolwiek wiedza, w szczególności praktyczna.— powiedziała Madeline, pokazując Nicky'emu język, na co ten zachichotał.

— I to na dwie rolki pergaminu!— klasa dalej się wykłócała.

— Czy powiedzieliście profesorowi Snape'owi, że jeszcze nie przerabialiśmy wilkołaków?— spytał Lupin, marszcząc brwi. Znów wybuchło zamieszanie.

— Tak, ale on powiedział, że mamy ogromne zaległości...

— ...w ogóle nie chciał nas słuchać...

— ...dwie rolki pergaminu!

— Ale się zesrali.— parsknął śmiechem Blaise siedzący na Nickym i Madeline wraz z Pansy.

— Cóż poradzić.— zachichotała Madeline, opierająca plecy o swoje krzesło z założonymi rękami.

— Nie przejmujcie się. Pomówię z profesorem Snapem. Nie musicie pisać tego wypracowania.— oznajmił profesor Lupin z uśmiechem.

— Och, nie!— jęknęła niezadowolona Hermiona, krzywiąc się.— Ja już swoje skończyłam!

Lekcja była dość przyjemna. Profesor Lupin przyniósł szklany pojemnik ze zwodnikiem, niewielkim jednonogim stworzeniem, wiotkim i zwiewnym, jakby było z dymu, i wyglądającym całkiem niewinnie.

— Zwodniki zwabiają wędrowców w bagna.— oznajmił profesor Lupin, a wszyscy zaczęli robić notatki.— Zauważyliście tę maleńką lampkę zwisającą mu z ręki? Pojawia się przed nami w ciemnościach... idziemy za światłem, a potem...

Zwodnik przywarł do szklanej ścianki i zakwiczał przeraźliwie. Przerwał im dzwonek, a gdy wszyscy go usłyszeli, zaczęli zbierać się do wyjścia, uprzednio biorąc swoje rzeczy.

— Madeline, chciałabyś dzisiaj, cóż... pójść na błonia? Później moglibyśmy rozłożyć się na parapecie przed naszymi komnatami, zjeść coś dobrego i pooglądać kałamarnicę?— zaproponował Nicky, drapiąc się po karku.

— Jasne.— odpowiedziała z uśmiechem Madeline, odgarniając niesforny kosmyk włosów.

— Ty... zgadzasz się?— spytał Nicky, otwierając usta ze zdumienia, jednak po chwili szybko je zamykając.

— Oczywiście. Tak robią przyjaciele.— stwierdziła Madeline, wzruszywszy ramionami, zabierając swoje rzeczy i powoli odchodząc.

— Przyjaciele... no tak, jasne.— wymamrotał Nicky pod nosem, rumieniąc się delikatnie.

Nastolatkowie spotkali się około dwie godziny później przy wyjściu ze szkoły. Oboje byli ubrani w ciepłe płaszcze, zimowe buty komplety czapek, szalików oraz rękawiczek.

— Ubrałam się, jakbym mieszkała na Syberii, a wciąż jest mi zimno.— zachichotała Madeline, której towarzyszyła para z ust.

— Wiem, czasami mam głupie pomysły... ale pomyśl sobie, że to dopiero listopad.— powiedział ze śmiechem Nicky, zerkając na nią ukradkiem.

— Nie chcę nawet o tym myśleć... choć nie mogę się doczekać, aż będę siedziała w łóżeczku, pod kocem, ze świeczką na szafce nocnej, herbatą i książką w ręce.— powiedziała Madeline, wzdychając z zadowoleniem.

— Byłoby super.— odparł Nicky, posyłając jej szeroki uśmiech, powoli łapiąc jej dłoń.— Słuchaj... Traktowałaś mnie kiedyś... „bardziej” niż przyjaciela?

— A co w twoim znaczeniu oznacza „bardziej”?— spytała Madeline, unosząc brwi, które były delikatnie podkreślone kredką.

— Czy myślałaś, że moglibyśmy być kimś więcej, niż tylko przyjaciółmi?— spytał Nicky, wzruszając ramionami.

— Zważywszy na to, że kiedyś będziemy małżeństwem... myślałam o tym.— odparła Madeline, odwracając zawstydzony wzrok.

— Rozumiem.— westchnął Nicky.— Chyba nie powinienem pytać.

— Nie, to w porządku.— odparła natychmiast Madeline, nie chcąc go skrzywdzić.— Kiedyś nie uważałam cię za kogoś więcej, ale teraz... co stoi na przeszkodzie?

— Chyba nic.— mruknął Nicky, ciesząc się w duchu, że nie mogła w tym momencie zobaczyć jego rumieńców, ponieważ było ciemno.

— Z drugiej strony, podobasz się co drugiej dziewczynie w tej szkole, więc...— wyszeptała Madeline, wzruszając ramionami.

— Daj spokój.— odpowiedział od razu Nicky.— Nie jestem nikim zainteresowany, poza tym, jestem tylko zwykłym czternastolatkiem z problemami z rodzicami. Nic nadzwyczajnego.

— Wiesz... w sumie tak.— mruknęła Madeline, cicho chichocząc.— Ale według mnie masz naprawdę wiele pozytywnych zalet.

— Na przykład jakich?— spytał zaintrygowany, unosząc brew i zerkając na nią.

— Cóż, jesteś dość przystojny.— stwierdziła Madeline, również rumieniąc się jak burak.

— Jak bardzo?— zapytał Nicky, uśmiechając się i przeczesując swoje włosy.

— Przestań.— zachichotała Madeline, uderzając go w ramię.— Jeżeli chcesz komplementów, nie szukaj ich u mnie. Ja teraz interesuję się nauką.

— Taak, jasne.— wymamrotał Nicky, zerkając na nią wielkimi oczami.— A w nocy w głowie układasz ze mną niestworzone scenariusze, co?

— Tak, żebyś wiedział. Wyobrażam sobie, jak by to było, gdybym uderzyła cię prosto w tą twoją twarz.— powiedziała Madeline i pokazała mu język.

— Hej, pilnuj się. Zaraz odetnę ci ten język.— zagroził niby poważnie Nicky, jednak zaczął się śmiać.

— Jasne. Wtedy to już nigdy nie otrzymasz żadnego komplementu.— stwierdziła rozchichotana Madeline, a Nicky wywrócił oczami.

— Czasami jesteś naprawdę okrutna.— wymamrotał Nicky, udając urażonego.

— No dobrze, przepraszam, już się nie złość.— zachichotała Madeline, stając na palcach, łapiąc jego policzki i całując jego czoło.— Chodźmy już oglądać tą twoją kałamarnicę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro