Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐍 Rozdział 45 🐍

🐍

Ślizgoni byli mocno zdezorientowani, gdy profesor Dumbledore kazał wszystkim uczniom udać się do Wielkiej Sali. Madeline oczywiście udała się tam z Nickym, idąc także wraz z Pansy i Blaisem. Gdy już tam dotarli, czekali, aż staruszek wszystko im wytłumaczy.

— Ja i nauczyciele musimy gruntownie przeszukać cały zamek.— oznajmił profesor Dumbledore, kiedy McGonagall i Flitwick pozamykali wszystkie drzwi do sali.— Obawiam się, że dla własnego bezpieczeństwa będziecie musieli spędzić tutaj noc. Niech prefekci domów staną na straży przy wejściach do sali. Po naszym wyjściu za wszystko odpowiadają prefekci naczelni. Proszę mnie natychmiast zawiadomić, gdyby coś się wydarzyło. Przyślijcie mi wiadomość przez jednego z duchów.

I wtedy zamilkł, choć szczerze mówiąc, Madeline nie bardzo go słuchała. Myślami wciąż była gdzieś podczas pocałunku swojego i Nicky'ego kilka godzin temu.

— A, będą wam potrzebne.— dodał jeszcze Dumbledore, zanim wyszedł. Machnął różdżką, a długie stoły natychmiast ustawiły się pod ścianami. Kolejne machnięcie sprawiło, że na podłodze pojawiło się setki puchowych śpiworów.— Śpijcie dobrze.

Nicky pociągnął Madeline za rękę, idąc w sam głąb sali, by mogli swobodnie porozmawiać. Pansy i Blaise od razu poszli za nimi, a następnie cała czwórka zajęła śpiwory w samym kącie.

— Głupi Black.— warknął Nicky, kładąc się na swoim śpiworze, patrząc w sufit. Madeline położyła się tuż obok niego.

— Wszystko będzie dobrze, już jutro wrócimy do swoich komnat.— pocieszyła go Madeline, sama mając taką nadzieję.

Co godzinę w Wielkiej Sali zaglądał któryś z nauczycieli, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Około trzeciej w nocy, kiedy wielu uczniów w końcu zasnęło, w tym Madeline (tuląca swoją głowę do ramienia Nicky'ego), wszedł profesor Dumbledore. Nicky obserwował, jak staruszek rozgląda się za prefektem, który krążył między śpiworami, uciszając ostatnie rozmowy.

— Nie ma po nim śladu, panie profesorze?— spytał prefekt Percy Weasley.

— Nie. Tu wszystko w porządku?— zapytał Dumbledore.

— Tak, wszystko jest pod kontrolą.— odparł dumnie Percy.

— Dobrze. Nie ma sensu teraz ich budzić. Znalazłem tymczasowego strażnika wieży Gryffindoru. Jutro będziesz mógł zaprowadzić ich tam z powrotem.— oznajmił Dumbledore, co mało interesowało Nicky'ego, ale wciąż podsłuchiwał ich rozmowę. Był pewien, że nie jest jedyny.— Gruba Dama schowała się w mapie Argyllshire na drugim piętrze. Wszystko wskazuje na to, że nie chciała wpuścić Blacka, bo nie znał hasła, więc ją zaatakował. Wciąż jest roztrzęsiona.— dodał. Nicky w końcu usłyszał odgłos otwieranych drzwi i czyjeś kroki.

— To pan, dyrektorze?— od razu poznał głos Snape'a, swojego chrzestnego.— Przeszukaliśmy całe trzecie piętro. Tam go nie ma. A Filch obszedł podziemie, tam też go nie znalazł.

— A wieża astronomiczna? Pokój profesor Trelawney? Sowiarnia?— dopytał Dumbledore.

— Byliśmy wszędzie.

— Znakomicie, Severusie. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, by Black gdzieś się ukrył.— mruknął Dumbledore.

— Ma pan jakąś hipotezę na temat sposobu, w jaki udało mu się wślizgnąć do zamku, dyrektorze?— spytał Snape.

— Wiele, Severusie, a każda jest równie nieprawdopodobna.— odpowiedział z niepokojem Snape.

Przez następne kilka dni w szkole rozmawiano prawie wyłącznie o Syriuszu Blacku. Hipotezy wyjaśniające jego włamanie się do zamku stawały się coraz bardziej fantastyczne, choć Madeline na żadne z nich nie poświęcała dłużej niż kilka minut dziennie. Bardziej zastanawiała ją jej relacja z Nickym.

Pogoda wciąż się pogarszała, a do pierwszego meczu quidditcha było coraz bliżej. Kiedy Nicky był na kontroli u pani Pomfrey, wrócił z niej naprawdę wściekły. Wparował do komnaty Madeline, która aż podskoczyła z wrażenia.

— Nie mogę grać.— warknął zdenerwowany, wskazując na swoją rękę, która wciąż była uszkodzona.— Pomfrey twierdzi, że nie powinienem nadwyrężać ręki i nie będę grał.

— Nicky, spokojnie.— powiedziała Madeline, podchodząc do niego.— To pierwszy mecz w tym sezonie, wszyscy startują od zera, poza tym, jeżeli my nie zagramy z Gryfonami, będą musieli zrobić to albo Puchoni, albo Krukoni, więc mamy więcej czasu na przygotowania.

I tak też się stało.

Gryfoni nie grali ze Ślizgonami, a Puchonami, którzy mieli przecież nowego kapitana i szukającego, Cedrica Digorry'ego, który był bardzo przystojnym i wysportowanym chłopakiem, przez co wszystkie dziewczyny na niego leciały. Oprócz większości Ślizgonek.

W przeddzień meczu był okropny wiatr, ale także deszcz. W korytarzach i klasach zrobiło się tak ciemno, że zapalono dodatkowe pochodnie i lampiony. Drużyna Ślizgonów miała naprawdę zadowolone miny, że nie muszą grać w takich warunkach.

— Jesteś z siebie zadowolony?— spytał wkurzony Ron, gdy Nicky i Madeline wychodzili właśnie z Wielkiej Sali po śniadaniu.— Przecież wszyscy dobrze wiemy, że udajesz!

— To se idź, kuźwa, do Pomfrey i się jej zapytaj, dlaczego nie pozwoliła mi grać.— warknął Nicky, wywróciwszy oczami.

— Ron, naprawdę powinieneś czasami zbastować, Nicky chciał grać w tym głupim meczu, a to, że mu zakazano, to nie jego wina.— powiedziała zdenerwowana Madeline, kiedy brunet odszedł, mając już dość gadania drugiego chłopaka.

I w tym momencie rudego zatkało, dlatego natychmiast wyminął blondynkę razem z Potterem i Hermioną, która wcześniej posłała uśmiech Madeline, która to odwzajemniła, po prostu odchodząc.

Wszyscy udali się na lekcję obrony przed czarną magią, którą, o dziwo, prowadził Snape. W klasie było ciemno, rolety były zasłonięte, a w klasie panowała napięta atmosfera.

— Profesor Lupin twierdzi, że czuje się dziś zbyt słabo, by prowadzić lekcję.— odpowiedział Snape, jak zawsze swoim chłodnym głosem. Szczerze mówiąc, Madeline i Nicky bardzo cieszyli się na lekcję ze Snapem, ponieważ oni przeważnie byli faworyzowani.

— Co mu jest?— dopytał jeszcze Potter.

— Nic, co by zagrażało jego życiu.— odpowiedział Snape takim tonem, jakby bardzo chciał, żeby Lupinowi naprawdę zagrażało.— Jak już mówiłem, profesor Lupin nie pozostawił żadnych notatek z dotychczasowych przerobionych tematów...

— Panie profesorze, przerobiliśmy już boginy, czerwone kapturki, kappy i druzgotki.— powiedziała szybko Granger.— I mieliśmy właśnie zacząć–

— Siedź cicho.— warknął Snape.— Nie prosiłem cię o informacje. Komentowałem tylko dotychczasowy brak organizacji.

— Profesor Lupin jest najlepszym nauczycielem obrony przed czarną magią, jakiego do tej pory mieliśmy.— wypalił Dean Thomas, a reszta klasy (oprócz Ślizgonów) potwierdziła to szmerem.

— Jak widzę, łatwo was zadowolić. Lupin was nie przemęcza... Czerwone kapturki i druzgotki poznaje się w pierwszej klasie. Dzisiaj będziemy mówić o... wilkołakach.

— Ale... panie profesorze.— odezwała się Hermiona, a Madeline zakryła twarz dłońmi, wiedząc, że ta niepotrzebnie się odzywa.— Nie powinniśmy jeszcze omawiać wilkołaków, mieliśmy przejść do zwodników...

— Panno Granger.— przerwał jej Snape lodowatym tonem, który Madeline znała tak dobrze przez Nicky'ego, że przeszły ją deszcze.— Wydawało mi się, że to ja prowadzę tę lekcję, a nie ty. A teraz wszyscy otworzą książki na stronie trzysta dziewięćdziesiątej czwartej. Natychmiast!

— Kto może mi powiedzieć, w jaki sposób odróżnić wilkołaka od prawdziwego wilka?— zapytał Snape, a Madeline i Hermiona natychmiast podniosły ręce do góry. Lubiły się, ale w klasie, odpowiadając na pytania nauczycieli i pisząc wszystkie testy, zadania, czy wypracowania, bardzo ze sobą rywalizowały.— Panna Smith? Na pewno wiesz, daj innym się wykazać.

Dodał z zimnym chichotem Snape, a Madeline opuściła swoją dłoń, rozglądając się poważnym wzrokiem po sali.

— Nikt?— spytał Snape.— Chcecie mi powiedzieć, że profesor Lupin nie nauczył was jeszcze podstawowej różnicy między–

— Już panu mówiliśmy.— odezwała się Hermiona, gdy Madeline parsknęła śmiechem.— Nie doszliśmy jeszcze do wilkołaków, na razie przerabiamy–

— Hermiona, mogłabyś się w końcu zamknąć?— spytała zdenerwowana Madeline, zerkając w jej stronę, a na twarzy Snape pojawił się mały uśmieszek.— Skoro profesor Snape stwierdził, że przerabiamy wilkołaki, to tak zrobimy.

— Ale nie może mieć do nas problemów, bo nie wiemy, jakie cechy odróżniają wilkołaka i prawdziwego wilka.— stwierdziła poruszona Hermiona, gdy Madeline odwróciła się w jej stronę na swoim krześle.

— Zakładam, że to wiesz.— odpowiedziała Madeline.— Wyluzuj trochę, proszę, bo jesteś zbyt sztywna. Nikt nie lubi dziewczyn z kijem w tyłku.

— Ty to masz inny kij w tyłku.— usłyszała Madeline głos któregoś ucznia z Gryffindoru, słysząc śmiechy całej klasy prócz Ślizgonów.— Raczej wiesz, co mam na myśli.

— Wszyscy natychmiast się zamknąć.— warknął rozwścieczony Snape, kiedy Madeline została poklepana po ramieniu przez Pansy, która pokazała środkowy palec temu, kto to powiedział.

— To było żałosne.— wymamrotał Nicky, obejmując Madeline ramieniem, a reszta Ślizgonów tylko to potwierdziła. Madeline westchnęła, próbując powstrzymać szok na swojej twarzy i łzy cisnące się do oczu. Na szczęście szybko udało jej się to opanować, dlatego wyprostowała się, unosząc do góry dumnie głowę. Przecież nie mogła dać się złamać jakiemuś debilowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro