Rozdział 4
-Możemy już ruszać.-Powiedziałam gdy byłam już gotowa do wyjścia, bo postanowiłam przebrać się w coś bardziej formalnego.
-W takim razie musisz z nami pójść do naszego wozu.
Już miałam pytać czy to bezpieczne, ale przypomniało mi się, że wszyscy są teraz na próbach, a Ofelia na szczęście również tam była.
-Dobra, możemy już iść.-Powiedział Merlin, na co już ruszyliśmy.
-Pa Muzyk.-Powiedziałam na pożegnanie do szczura, który teraz siedział w klatce, którą tata gdzieś znalazł u jednej osoby z trupy.
-Pa i życzę miłej randki.-Powiedział i pomimo tego, że miałam już dość tego postanowiłam być cicho.
Gdy dotarliśmy, zobaczyłam, że stoją tam dwie miotły i od razu, domyśliłam się, że to na nich będziemy lecieć.
-Wsiadasz do mnie czy Merlina?-Spytał się Permin, czy sprawił, że moje przekonania były prawdziwe.
-Z tobą.
-W takim razie wsiadajmy.
Gdy tylko on to powiedział wszyscy usiedliśmy, po czym ruszyliśmy przed siebie, we wspomniane wcześniej miejsce. W pierwszych chwili doznałam szoku czy dzieje się to naprawdę, ale zrozumiałam, że jest to prawdziwe. Całą drogę podziwiałam piękne widoki z góry, przez co podróż minęła mi dość szybko. Kawiarnia bardziej mi przypominała taka typową tawernę jaka można było znaleźć w filmach lub książkach fantasy np. rozbrykanego kucyka.
-Życzcie mi szczęścia.-Powiedziałam gdy zeszłam już z miotły i zaczęłam iść do środka.
-Czekaj, bo jeszcze mamy jedną rzecz dla Ciebie, tylko podejdź tutaj.
Zrobiłam to, więc, pomimo tego, że już była szesnasta.
-Czy ze względu na to, że jest to najlepsza kawiarnia w mieście, to czy kupiłabyś nam tam jakieś ciasto?
-Przecież przed jakąś godzinę temu był obiad.
-Ale to było właśnie godzinę temu.-Powiedział Permin.-A poza tym i tak nie umrzesz.
-Dobrze przyniosę to.-Powiedziałam, po czym weszłam do pomieszczenia.
Wnętrze tego miejsca również było umeblowane w tym samym stylu co budynek. Gdy tylko weszłam do środka od razu moją uwagę zwróciła ręka, która dyndała w powietrzu. Dopiero po chwili uwagi zobaczyłam, że był to ten elf i od razu w jego stronę podeszłam.
-Przepraszam, że musiałeś czekać, ale koledzy mnie jeszcze zaczepili.-Powiedziałam, gdy siadałam naprzeciw niego.
-Nie szkodzi i tak przyszłaś w miarę na czas.-Powiedział zdziwiony moimi słowami.-Gorzej by było gdybyś się spóźniła.
Po chwili podszedł do nas ktoś kto tutaj musiał być tutaj kelnerem, kim się ostatecznie okazał.
-Co dla Państwa?
-Poproszę ten jabłecznik.
-Ja to samo, tyle, że na wynos, i wodę.-Powiedziałam, bo chyba moim kolegom było obojętnie co dostaną, jedynie, żeby było stąd.
Po tym kelner od nas poszedł.
-Nie, że jestem wścibski, ale czemu poprosiłaś na wynos, a nie będziesz jeść tutaj.
-To ciasto, akurat jest dla moich kolegów, ja nie jestem głodna.
-Rozumiem.
Po tym nastąpiła pomiędzy nami cisza, która została dość szybko przerwana przeze mnie.
-Masz bardzo ładne imię.
-Twoje również jest ładne.-Powiedział, czym sprawił, że poczułam się dziwnie.
Nikt nigdy mi czegoś takiego nie powiedział. Nawet dziadkowie.
-W takim razie chyba już możemy zacz-
Niestety nie dokończył tego, bo nagle do środka weszli z hukiem: tata, Ofelia, Merlin i Permin, którzy byli mocno trzymani przez drugą z osób.
-Wszystko dobrze?-Spytał się mnie elf, widząc mój strach.
Ja jednak nie dopowiedziałam, po cała czwórka już stała przy naszym stole. W tamtym momencie oboje, Ja i Surien, poczuliśmy się niekomfortowo.
-Przepraszamy Cię Dorota, że nie zdążyliśmy Cię ostrzec czy cokolwiek.
-Nie szkodzi.-Powiedziałam, choć wiedziałam, że nic tutaj to już nie da.
-Można wiedzieć czemu uciekłaś z obozu?-Spytała się mnie Ofelia.
-Na spotkanie w pewnej sprawie, jak widzisz.
-Jak widzę jest to spotkanie w kwestiach romantycznych, skoro jest na nim również płeć przeciwna.
-To nie jest spotkanie w kwestiach romantycznych.-Powiedziałam ściskając blat stołu, zdenerwowana tym co ona powiedziała, starając się również nie zrumienić.
-A w takim razie niby co za przeproszeniem?
-Jakbyś chciała wiedzieć to...-Nie dokończyłam jednak tego, bo do naszego stolika podeszła młoda elfka, ale i tak wyglądała na starsza ode mnie.
-Przepraszam, ale czy mogliby Państwo pójść ze mną na tyły, bo wasza kłótnia przeszkadza klientom.
-Dobrze.-odpowiedział tata, po czym cała nasz szóstka podążyła za elfką.
Magazyny wyglądały jak magazyny, choć tutaj nie było tutaj żadnych nowoczesnych sprzętów takich jak lodówka, co mnie niespecjalnie zdziwiło patrząc na to co widziałam od przybycia. Był on również dziwnie duży w porównaniu do tego jakiego rozmiaru była główna część.
-W takim razie proszę o wytłumaczenie co w do cholery jasnej robicie?
-Nie przeklinał Ofelio.-Powiedział tata.
-Akurat szefie cholera to nie przekleństwo.
-Otóż było to w kwestii pewnego śledztwa do, którego chciałbym zaangażować, pańską córkę.-Odezwał się Surien.
-Jakie śledztwo?-Spytał się zszokowany wiadomością tata, co mnie również zdziwiło, bo myślałam, że on, tak jak prawie całe miasto, wie już o rabunku.
-Widać, że jesteś na tyle zajęty, że nie znasz podstawowych informacji.-Powiedziała Ofelia, po czym westchnęła.-Otóż dzisiaj ktoś okradł, a na dodatek zniszczył połowę rzeczy, w antykwariacie na ulicy zagadnej. A dodatkowo na miejscu znaleziono milion szczurów, żywych i martwych.
-Rozumiem.-Powiedział, jeszcze bardziej zdzwiony, tata.
-A z tego co mi moje pająki powiedziały to wręcz, przez to zaangażowanie naszej kochanej Dorotki, miałoby to zły koniec.
-Tak, ale mamy w planach pracować razem. Dokładniej to w duecie.-Rzekł elf.
Po tym pajęczyca wyglądała, jak gdyby miała się udusić ze śmiechu, ale po chwili odzyskała powagę.
-Przepraszam, ale córka Pana Ferramy nie będzie pracować z wychowankiem kogoś takiego jak ty.
-Z tego co mi wiadomo, nie może Pani podejmować takich decyzji, ponieważ nie jest Pani nawet matką Doroty.
Na tą wiadomość jej twarz zaczęła nabierać koloru krwi, za to Permin i Merlina zaczęli dusić się ze śmiechu.
-Prawda, ale mam całkowitą pewność, że mój pracodawca nie chce, żeby jego córka pracowała z osoba bezdomną i bezrobotną.-Powiedziała, po czym na jej twarzy namalował się złośliwy uśmiech.
-Można wiedzieć skąd Pani o takich rzeczach wie?-Powiedział zdrenowany elf, przez co odsunęłam się od niego parę kroków.
-Mam szpiegów w całym Miksbiursku, jak i poza nim.-Powiedziała nadal się uśmiechając tak samo.
-To dobrze wiedzieć.
-Jeżeli miałbym się wypowiedzieć w waszej dyskusji to się zgadzam na to śledztwo.-Powiedział tata, po czym wszyscy zdziwieni obróciliśmy się w jego stronę.
-Przeprasza Cię Ragnar, ale ty chyba upadłeś na łeb.
-A dasz mi wyjaśnić?
Po tym ona zamilkła, co pewnie oznaczało „Tak".
-Dziękuję.-Powiedział, po czym podszedł do przedmiotu rozmowy.-Zgadzam się na to śledztwo, ale pod jednym warunkiem.
-Słucham.
-Masz nie pozwolić jej na to by umarła.
-Rozumiem.-Powiedział, po czym się lekko się zaniepokoił i ukłonił.
-Nie musisz się mi kłaniać.-Powiedział tata.-A co do tego, że jesteś bezdomny, postaram się, żeby ktoś z naszej trupy Cię przygarnął.
-Od razu informuję, że to nie będę ja.-powiedziała pajęczyca, która już stała przy drzwiach, gotowa do wyjścia.
-U nas też niestety nie.-Powiedział Permin.-Mama powiedziała, że wystarczą jej dwie magiczne istoty, nie licząc niej, w naszym namiocie.
-Nie dziwię się jej.-Powiedziała do siebie lub nie Ofelia.
W odpowiedzi dostała pewne gniewu spojrzenia od naszych kolegów.
-W takim razie możemy już wychodzić.-Powiedział tata, co wszyscy od razu zaczęli to robić.
Podczas powrotu nikt się do nikogo nie odzywał. Nawet Ofelia tylko groźnie patrzyła się na przyszłego mieszkańca mojego obozu, który wyglądał, jak gdyby nic mu to nie robiło. Pomimo tego, że był to wychowanek Wiśniewa postanowiłem go przygarnąć. Nie wydawał mi się taki okropny jak król i jego doradca, dlatego to zrobiłem. Jeżeli jednak okaże się inaczej najwyżej jakoś przetrwam ten czas z nim.
Po pewnym czasie oczywiście dotarliśmy do obozu, ale, zamiast skierować się do namiotu, poszliśmy na główny plac.
-Rozumiem, że tutaj Pan będzie się pytać czy ktoś mnie przyjmie
-Dokładnie.-Powiedziałem, po czym zabiłem w dzwon.
Po około piętnastu minutach wszyscy stoczyli się już przede mną.
-Można wiedzieć szefie, czemu przy Tobie stoi wychowanek jednej z dwóch osób, których nienawidzisz?-Spytał się jakiś Pan Tynsun, siłacz, który potrafił podnieść nawet ławkę z pięciorgiem ludzi.
-Otóż, przez pewna sytuację, chciałbym, żeby którekolwiek z was przyjęło naszego gościa pod dach.-Powiedziałem i zrobiłem pauzę, po czym dodałem.-I już od razu mówię, Ofelia i Mirianda nie muszą nic mówić, bo wiem, że nie mogą. W takim razie kto?
Odpowiedziała mi jednak cisza.
-Naprawdę ktoś nie może?
-Przecież my nie lubimy Wiśniewa.-Rzekła Marana, która zajmowała się ptakami.
-Na razie zapomnijmy o tym...
-Czyli wybaczany Wiśniewowi, że przez niego również straciłeś córkę na ponad dwanaście lat.-Odezwał się znowu Tynsun.
-Oczywiście, że nie.-Zacząłem do szpiku rozgniewany, tak, że gdyby moje emocje były temperaturą to byłoby tu goręcej niż teraz jest.-Tylko chcę, żeby u, któregokolwiek z was zamieszkał jasne!
Gdy jeszcze przez parę minut nikt się nie zgłaszałam stawałem się coraz bardziej zły, że gdybym był elfem ognia to już nas cały obóz by się palił.
-Jeżeli ktoś za pięć minut się nie zgłosi to sam wybiorę kto...
-Przecież my chyba tato możemy go przyjąć.-Powiedziała Dorotka, przez co zamilkłem.-Myślę, że to lepiej by zamieszkał z kimś kogo już trochę zna, a nie z kimś zupełnie nieznanym.
-Przecież wy się znacie mniej niż jeden dzień i prawie nic o sobie nie wiecie.
-Jeżeli masz coś przeciwko to zawsze ty możesz go przygarnąć.-Odparła moja córka.
-Dziękuję za propozycję, ale z niej nie skorzystam.
-W sumie to nie jest taki głupi argument.-Powiedziałem.
-Czy ty jesteś normalny by pod jednym dachem trzymać osobę o, której zupełnie nic nie wiesz?
-Będę miał wszystko pod kontrolą Ofelio.-Powiedziałem spokojniej.-Jeżeli jednak tak bardzo się o mnie boisz możesz sama go przyjąć.
-Jak już mówiła, nie dziękuję.
-Czy w takim razie możemy już iść?-Spytał się Tynsun.
-Oczywiście.-Powiedziałem, po czym już po chwili nikogo nie było nie licząc mnie, Dorotki i Suriena.
Przez chwilę tak staliśmy i byliśmy cicho, aż ja wreszcie postanowiłem zrobić pierwszy krok.
-W takim razie chodźmy do wozu.-Powiedziałem, po czym, wszyscy zgodnie zaczęliśmy to robić.
Szliśmy tak jakiś czas, dodatkowo była pomiędzy nami ponownie cisza, aż nie doszliśmy do drzwi.
-Zanim wejdziemy mam do ciebie Surienie pewne pytanie.
-Tak?
-Gdzie masz swoje rzeczy? Nie mówię tutaj o mieczu jaki nosisz przy sobie.
Wtedy to sięgnął do kieszeni, po czym, po chwili, wyciągnął walizkę.
-Wcześniej jej nie miałeś.-Powiedziała moja córka.-No chyba, że jakoś potajemnie wróciłeś i się spakowałeś.
-Nie, byłem już wtedy naszykowany, choć i tak wziąłem jeszcze tylko jedno ubranie i koszulę nocną.
-Jak już sobie odpowiedzieliśmy to możemy wejść.-Odpowiedziałem, po czym to zrobiliśmy.
Gdy chłopak wszedł do środka przez chwilę mrugał, ale nie dziwię mu się, bo na jego miejscu zrobiłbym to samo. Byłem w zasadzie jedyną osobą w całym cyrku z takim dziwnym gustem co do wystroju wnętrz.
-Ma Pan bardzo ładny wystrój domu.-Powiedział, choć nadal wyglądał na zszokowanego ilością jaskrawych kolorów.
-Bardzo dziękuję.-Powiedziałem, po czym przypomniałem sobie o jeszcze jednym ważnym szczególe.-A i jeszcze trzeba ustalić, gdzie będziesz spał.
-Może w moim pokoju.-Powiedziała Dorotka.
-Nie musisz się trudzić naprawdę, mogę spać tutaj na mat-
-Jeżeli się boisz, że mój pokój jest tak samo krzykliwy to nie. A poza tym, mi to naprawdę nie sprawi problemu jak tam trochę pobędziesz.
-Akurat tego się nie bałem. Jednak skoro nalegasz to mogę jednak tam pójść spać.
-W takim razie Ci go pokarzę.-Powiedziała i zaczęła iść, po czym on podążył za nią.
-A ja w tym czasie przyniosę wszystkie potrzebne rzeczy.-Pomyślałem, po czym poszedłem do swojej sypialni, skąd chciałem wziąć potrzebne rzeczy.
Po wejściu do pokoju szybko wyciągnąłem te rzeczy. Gdy już miałem wychodzić z rękami pełnymi rzeczy to usłyszałem jak ktoś krzyczy. Przez to puściłem je i od razu pobiegłem do pokoju Dorotki, skąd wydobył się ten dźwięk.
-Czy wszystko do-Zacząłem, ale już nie skończyłem, bo od razu się domyśliłem co się stało.
Dorotka z zaszklonymi oczami trzymała swojego szczura, który ani trochę się nie ruszał. Chłopak za to patrzył na wszystko zdziwiony, jak i przerażony.
-To wszystko to moja wina.-Powiedziałam, po czym zaczęła płakać, nadal trzymając go w rękach.
-To nie jest twoja wina.-Powiedziałem, kucając naprzeciw niej i przytulając ją do siebie.
-Właśnie, że moja. Skąd wiesz, czy nie umarł przez odwodnienie, bo może dałam jej mu za mało? A może dałam mu cos i go otrułam.
-Przepraszam, że się wtrącam, ale to nie było przez to.-Powiedział, w końcu elf.
-A skąd to wiesz?-Powiedział Dorotka, która teraz siedziała do niego plecami.
-Ponieważ na klatce słabo widać coś co musiała się również znaleźć w wodzie.
Wtedy to ona wstała i szybko podeszłą do klatki, tak samo jak ja, i zobaczyliśmy, że naprawdę tam coś było wsypane.
-Masz rację.-Powiedziała już spokojniej moja córka.-Czy w takim razie myślisz, że musieli się o tym dowiedzieć i go po prostu otruli?
-Pewnie tak.-Powiedział młody elf.-A poza tym to nie licząc twoich kolegów i twojego taty, to ktoś go z trupy widział?
-Tak, dokładniej to Marana, bo dała mi tą klatkę i tyle. A czemu się pytałeś?
-Miałem takie głupie przypuszczenia, ale to już nie ważne.
-Powiedz je wszystko się liczy.
Na to on westchnął.
-Myślałem, że może to wina Ofelii, ale gdy Dorota powiedziała, że ona nawet nie wiedziała o jego istnieniu to przestałem tak myśleć.
-Nie, że jestem niemiły, ale nie bierz wszystkich nieszczęść świata na nią, bo ma ona po prostu trudny charakter.
-Rozumiem, proszę Pana.
-A skoro mamy już wszystko wyjaśnione to możemy wrócić do szykowania.-Powiedziałem, po czym wróciłem do brania tych rzeczy z sypialni.
W nocy nie mogłam spać, bo nadal myślałam o Muzyku. Szczególnie o tym co by było, gdybym jednak wzięła go ze sobą, a nie zostawiła tam. A gdy już prawie zasnęłam poczułam jak słyszę coś z zeszytu jakiego dostałam do taty.
Gdy wstałam i go wzięłam zobaczyłam wiadomość od Justyny: „Żyjesz?". Zobaczyłam ją, bo do pokoju wpadało światło, które powstało przez kule światła unoszące się nad wozami, które robiły za lampiony. Po chwili odpisałam jej „Jakoś. Dzisiaj miałam średni dzień.". Na odpowiedź nie czekałam długo, bo po chwili ujrzałam „Chcesz o tym porozmawiać?". Zgodziłam się na to i postanowiłam, że wstanę i przejdę się do salonu, bo tam by mi się lepiej pisało.
„To co się takiego stało?"
„Otóż postanowiłam wziąć udział w pewnym śledztwie i nawet miałam dowody tylko wszystko się na końcu posypało. Jak gdyby już wszyscy się na mnie źle nie patrzyli z tego powodu."
„Z co dokładniej się stało?"
„Otóż dzisiaj było włamanie w jakimś antykwariacie i znalazłam kogoś kto mógłby powiedzieć co się tam dokładnie stało. Niestety został otruty i cały mój plan zniknął."
„Rozumiem twój gniew i smutek. Mam nadzieję, że jakoś się będziesz po tym trzymać. A co do zdania tych osób to się nimi nie przejmuj"
„Dziękuję za radę."
Gdy to napisałam już chciałam zamknąć zeszyt tylko ponownie zobaczyłam jakąś nową wiadomość.
„A masz tam jakiś przystojnych elfów?"
„A po co Ci ta wiadomość?"
„Po prostu tak się spytałam. A co masz już kogoś?"
Po tym westchnęłam zezłoszczona, po czym chciałam jej napisać, że nie, ale choć mi przeszkodziło. Dokładnie to były te kroki, przez, które dostałam zawału. Na szczęście zobaczyłam jedynie wtedy Suriena w koszuli nocnej i ze świecą w ręce.
-Czemu nie jesteś w łóżku?-Spytał się mnie.
-Nie mogłam zasnąć.-Odpowiedziałam ostatecznie.
-Jak chcesz porozmawiać to jestem chętny.
Po tych słowach na chwile zamilkałam, aż po chwili, postanowiłam się odezwać i odpowiedzieć.
-W takim razie chce porozmawiać.-Powiedziałam.
Po tych słowach poszedł do stołu, po czym usiadła naprzeciwko mnie i postawił między nami świecę.
-Nadal się tak bardzo smucisz z powodu śmierci Muzyka.-Powiedział, choć było to bardziej stwierdzeni niż pytanie.
-Trochę.-Powiedziałam, choć już lekko mi przeszło.
-Jeżeli również chodzi o to, że był ważny dla śledztwa to sobie bez niego jakoś poradzimy, choć będzie to bardzo trudne.
-Nie, nie chodzi o to.
-A takim razie o co.
Ze względu na to, że było to dla mnie trudne najpierw wzięłam głęboki oddech, po czym dopiero wtedy zaczęłam mówić.
-Otóż należał on do jednego z moich sąsiadów po tamtej stronie, którego często
dowiedziałam, a do samego Muzyka bardzo się przywiązałam.
-Nie bałaś się szczurów?
-Właśnie nie. I był on moim ulubieńcem pomimo tego, że było ich tam jeszcze z cztery i nawet jego właściciel powiedział mi, ze jeżeli przedwcześnie umrze to napisze w testamencie, że to ja mam go dostać.
-To chyba dobrze?
-Tak, nawet bardzo.
Po tym zapanowała cisza. Nikt z nas nie miał pomysłu co dalej powiedzieć, jednak ostatecznie odezwał się Surien.
-Robimy cos jutro związanego ze śledztwem czy zaczynamy to później?
-Zaczynamy jutro. Po śniadaniu idziemy do antykwariatu i staramy się go zbadać.
-Jesteś pewna, że czujesz się wystraczająco dobrze by następnego dnia wrócić do tego.
-Jestem pewna, ze tak.
-Dobrze.-Powiedział, po czym wstał od stołu.-Jak jeszcze kiedyś będziesz chciała o czymś porozmawiać to nawet w środku nocy możesz mnie obudzić.
-Jasne.-Powiedziałam.-Dobranoc.
-Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro