Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.

Dziwnym trafem kołysanie dorożki nie przeszkadzało detektywowi jak to zazwyczaj. Bywało czasami, że musiał prosić kierowcę o zatrzymanie się, aby móc na chwilę wysiąść i zapanować nad mdłościami. Tego dnia jednak gwałtowne i mocne kołysanie powozu wręcz przyjemnie usypiało Edwarda, który bez zastanowienia oparł głowę o ramię swojego o rok starszego kompana Anthony'ego Chapmana, który nie miał nic przeciwko temu. Mężczyzna szczerze uwielbiał towarzystwo Edwarda, mimo że kiedy spotkali się poraz pierwszy, nie wyrobili o sobie dobrego zdania.

- Jezu Chryste jak to śmierdzi. - jęknął Neil, odkładając biały materiał przesiąknięty krwią. - Chyba zaraz zwymiotuję

- Co się dziwisz Davies, stwierdzono, że został zabity dwa dni temu. - odparł Edward, zakładając skórzane rękawiczki. Nie tylko ze względu na to, że zamierza zbadać miejsce zbrodni oraz zwłoki, ale też dlatego, że nie spodziewał się, że jesień w Londynie może być tak szybko taka zimna. Detektyw kucnął przy zwłokach i podniósł materiał, jednak kiedy odór buchnął mu w twarz, natychmiast się odsunął, powstrzymując odruch wymiotny. - W mordę jeża, to na pewno były tylko dwa dni?!

Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, usłyszeli głośne chrząknięcie. Spojrzeli w stronę źródła dźwięku i ujrzeli młodą osobę w mundurze policyjnym.

- Inspektor Neil Davies oraz detektyw Edward Taylor jak sądzę? - odezwał się, a Neil skinął głową. - Jestem inspektor Anthony Chapman, zostałem przeniesiony tu z Birmingham. Przydzielono mnie do tej sprawy jako pomoc panu Taylorowi

- Asystent? Nie potrzebuję asystenta. - burknął detektyw i znowu pochylił się nad ciałem, zatykając nos.
Anthony oburzył się i zaczął się kłócić, dzięki czemu ostatecznie został z nimi przy rozwiązywaniu tej sprawy.

Przez następne dni wcale nie było lepiej. Detektyw zdążył już pomylić Chapmana z dziewczynką, natomiast Anthony już kilka razy zdążył zdzielić Edwarda w twarz, nie pomijając tego, że oboje nie odzywali się do siebie mile i kulturalnie. Więc jak doszło do tego, że oboje teraz żyją ze sobą w zgodzie i w przyjaźni? Cóż... wystarczył jeden morderca.

A właściwie to jego nóż.

- Mówiłem ci, że nic tu nie znajdziemy. - wysapał Anthony, doganiając Edwarda, który pędził na swoich długich nogach między ciemnymi uliczkami. Chapman zdążył już kilka razy zgubić detektywa, ale cudem za każdym razem się odnajdywał. Prawie uderzył w mężczyznę kiedy ten nagle się zatrzymał. - Widzisz?! Niko-

- Csiii. - uciszył go detektyw. Nastała cisza, którą przerywało tylko tuptanie szczurów. Nagle detektyw usłyszał świst przy swoim uchu i poczuł jak coś mu spływa po skroni. Dotknął jej i ujrzał krew na swoich palcach, natomiast inspektor zdążył podejść do przyczyny świstu i krwawienia, czyli jak się okazało - nożyka. Taylor podszedł do inspektora i rozglądając się dookoła za zamachowcem, zaśmiał się. - Nikogo tu nie ma, hę?

Nagle wszystko zaczęło się dziać jakby w spowolnionym tempie. Anthony zauważył błysk kolejnego noża, tym razem trzymanego w czyjeś dłoni, która właśnie zamachnęła się na detektywa. Inspektor rzucił się na Edwarda, powalając go, a nóż, który wcześniej był wycelowany w jego kompana, rozciął mu skórę na ramieniu, z którego zaczęła lecieć krew. Syknął i chwycił się za ranę, po czym zamachnął się i rękojeścią nożyka, uderzył zamachowca w skroń, ogłuszając go.

- Widzisz? Miałem rację. - stwierdził Edward, podnosząc się z ziemi. - Właśnie złapaliśmy naszego mordercę i co się okazuje... Ocaliłeś moje cholerne życie...

Anthony pokręcił głową z uśmiechem.

Sytuacja niby nic, ale magicznym sposobem mężczyźni poprawili znacznie swoje relacje, które w krótkim czasie przerodziły się w prawdziwą przyjaźń.

Dopiero szturchanie wybudziło Edwarda ze snu, kiedy powóz się zatrzymał pod komendą Scotland Yardu. Mężczyzna wyprostował się, przeciągnął i spojrzał na swojego kompana. Szczerze, gdyby się nie znali, Taylor uznałby go za jakiegoś chłopca. Miał delikatne rysy twarzy o bladej cerze, a na jego policzkach jak i nosie znajdowały się widoczne piegi, które jeszcze bardziej odmładzały mężczyznę. Do tego kasztanowe oczy jak i włosy przyciągały uwagę większej ilości kobiet. Trzeba było przyznać, Anthony Chapman był niezwykle przystojny.

- Jesteśmy na miejscu. - powiedział Anthony, po czym wyszedł z powozu i zaczekał na bruneta, który niezgrabnie wygramolił się z dorożki.
Scotland Yard, miejsce gdzie prawie wszystko się zaczęło.

Śmiech rozległ się po pomieszczeniu. Mężczyzna siedzący przed młodym Taylorem z rudymi bokobrodami oraz lekko rozpiętej i pogniecionej koszuli śmiał się głośno, nie zwracając uwagi na lekko zdziwioną minę młodzieńca oraz swojego blond włosego towarzysza ubranego w nowy z modą garnitur (który wcześniej skomplementował pierwszy z mężczyzn z lekkim zdziwieniem), który stał obok w ciszy mimo wolnego krzesła. Widać było po nim, że jest niezadowolony z sytuacji, ręce mu się trzęsły, a sam chciałby jak najszybciej stąd wyjść. Kiedy tylko siedzący mężczyzna przestał się śmiać, młodzieniec odezwał się.

- Czyli mam uznać, że nie przyjmiecie mnie? - Edwardowi nie odpowiadało to pomieszczenie. Sala przesłuchań. Mimo wszystko nie miał wyboru. Jak chciał się wybić to gdzie indziej niż w Scotland Yardzie?

- Słuchaj młody. Zabierz te papiery z tymi twoimi świadectwami i wróć jako sierżant, a nie przychodzisz mi tu i my ci mamy nagle nadać tytuł detektyw i oddawać ci nasze sprawy.

- Panie Burns, ja-

- Wychodzisz czy mam cię sam stąd wyprowadzić? - odezwał się gwałtownie stojący mężczyzna, zbliżając się do młodzieńca, jednak zatrzymała go ręka Burnsa.

- Jimmie, chłopak sam wyjdzie, prawda? - odezwał się rudowłosy głosem zdecydowanie milszym niż blondyna. Edward pozbierał swoje papiery i ruszył w stronę wyjścia, jednak zatrzymał się tuż przed drzwiami.

- Kasyno Grosvenor Golden Horseshoe - Brunet odwrócił się w stronę mężczyzn i spojrzał na blondyna. - Radzę nie wracać tam przez najbliższy czas, panie Griffiths. Po incydencie w ostatnią środę raczej nie będzie tam pan mile widziany.

- Jimmy, o czym on mówi? - zaniepokoił się pan Burns i spojrzał na towarzysza, który zaczął się robić czerwony na twarzy. Taylor uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając, że trafił w dobry punkt.

Czas na przedstawienie.

- Idąc tu, przechodziłem przez Queensway i usłyszałem dość ciekawą historię, która wydarzyła się dwa dni temu. - zaczął opowiadać młodzieniec. - Otóż pewien człowiek, niezbyt bogaty jest jednym z częstych klientów tamtego kasyna. Jest on dość uzależniony od hazardu. Mówili, że niedawno zarobił na tym  dość niezłą sumkę i kupił sobie nawet nowe ubrania, ale z tym pogłębił się alkoholizm i niestety nasz bohater opowieści ruszył do kasyna pijany. Nic by się nie stało, gdyby nie to, że tym razem mu się nie poszczęściło, a alkohol sprawił, że stał się dość agresywny co niestety doprowadziło do bójki i wyrzucenia mężczyzny z budynku.

- A skąd niby wiesz, że to Jimmie Griffiths zrobił? Hm? - odparł  rudowłosy mężczyzna, na co brunet jeszcze szerzej się uśmiechnął.

- Panie Griffiths, kiedy kupił pan ten garnitur?

- Wynoś się do licha! - wybuchnął blondyn.

- Jimmy, kiedy to kupiłeś? - spytał lekko zaniepokojony Burns, przyglądając się przyjacielowi. - I czy przypadkiem nie chodzisz do pubu na Queensway?

Blondyn zacisnął pięści, gdy nagle drzwi  do pomieszczenia gwałtownie się otworzyły  (prawie uderzając biednego Edwarda, który cały czas przy nich stał) i do pomieszczenia wpadł mężczyzna średniego wieku mężczyzna. Czarny i gęsty wąs jak jego włosy odznaczały się na jego bladej skórze.

- Znowu okradziono dom lady Wilson, a my nie nie mamy żadnego tropu! - zaczął wykrzykiwać spanikowany, jednak zaraz został uspokojony i po głębszych rozmyśleniach sprawa została przydzielona Taylorowi w formie testu.

Zapewne się domyślacie jaki był wynik.

Byli spóźnieni o jakieś dwadzieścia minut, jednak szli spokojnym krokiem przez korytarze Scotland Yardu. Anthony niestety musiał trochę szybciej przebierać nogami, aby dotrzymać kroku przerośniętemu przyjacielowi, który był młodszy, a wydawał się być starszym od Chapmana, który sam w sobie wyglądał na chłopczyka.

Ledwo Edward zdążył wejść do pomieszczenia, do którego wcześniej zmierzał z Anthonym, a poczuł jak coś twardego uderza go w twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro