2.
Zimne nocne powietrze uderzyło w twarz Edwarda, który szybko mknął ulicami Londynu, zakładając jeszcze płaszcz. Nie przejmował się tym, że jeszcze kilka minut temu Big Ben wybił trzecią, a kropelki mżawki opadały na jego ubrania, twarz i włosy sprawiając, że coraz bardziej moknął. Kiedy zapukał do drzwi przyjaciela, obudziwszy go najprawdopodobniej ze snu, w drzwiach pojawił się mężczyzna w średnim wieku z gęstym wąsem i z wpół przymkniętymi oczami oraz grymasem na ustach.
- Edward... Jest cholerna trzecia w nocy! Co ty sob-
- Kto jest siostrą Heleny Thompson? - przerwał mu młodzieniec z zapałem w głosie.
- Czy ty... Czy ty naprawdę mnie budzisz tylko po to, aby się dowiedzieć jak nazywa się siostra tej autorki kolumny plotkarskiej dla kobiet? Edward, do chole-
- Imię i nazwisko. Tylko tyle potrzebuję do upewnienia się kto stoi za śmiercią Williama
- Nie możesz tego załatwić rano? Nie będziesz chyba budził teraz połowy mia-
- Felicia? Martha? Daisy? Lucy? - znowu przerwał mu Edward uparcie próbując zgadnąć imię poszukiwanej.
- Daisy Ross. Jest zamężna od kilku miesięcy, więc zmieniła nazwisko. Mieszka przy Arlington Street 32, tylko proszę nie idź do niej teraz. Nie budź biednej dziewczyny i całego jej domu. - ale Edward już go nie słyszał. Szedł szybkim krokiem w stronę Arlington Street, rzucając tylko "zaparz herbatę i ubierz się. Zaraz wracam" do swojego przyjaciela.
***
W domu Neila Daviesa, przyjaciela Edwarda Taylora oraz funkcjonariusza Scotland Yardu było przytulnie kiedy gospodarz rozpalił ogień w kominku. Zdążyła wybić już czwarta w nocy kiedy Edward wrócił z drobną młodą panienką oraz silnie umięśnionym mężczyzną. Dziewczyna była najprawdopodobniej Daisy Ross. Jej rude loki opadały jej na zieloną sukienkę, podkreślającą jej duże zielone oczy. Można jej było dać maksymalnie dwadzieścia parę lat, gdyż wyglądała jeszcze jak dziecko. Neil kiedy na nią spojrzał z litością, kiedy przypomniał sobie, że ktoś w postaci Edwarda podejrzewał ją o zamieszanie w całej tej okrutnej sprawie z morderstwem Williama Martina. Mężczyzna natomiast był wysokiego wzrostu. Nie trzeba było patrzeć na jego dłonie, aby zauważyć, że ciężko haruje, gdyż sam strój roboczy na ciele około czterdziestoletniego mężczyzny mówił sam za siebie. Edward wyglądał tak samo jak wcześniej, pomijając, że na zewnątrz rozpadało się na dobre, a on sam idąc bez parasola przemókł do suchej nitki, a jego podkręcone czarne włosy zakręciły się w bujne loki. Sam Neil ubrał się tak jak powiedział mu wcześniej jego przyjaciel i zaczesał swoje ciemne blond włosy, aby wyglądały chociaż trochę na ułożone. Zdążył także zaparzyć odpowiednią ilość herbaty i posłodzić ją. Rozdał ją swoim gościom i kiedy dwudziestolatek wziął łyka ciepłego napoju, miał nadzieję, że doczeka się wyjaśnień, jednak nieco się przeliczył.
- Ta herbata jest za słodka. - wymamrotał Edward z niezadowoleniem. Neil o mało co nie wybuchnął gniewem. Nie dość, że młody detektyw wparował mu do mieszkania z jakimiś ludźmi w środku nocy i każe sobie podawać herbatę, to jeszcze narzeka, że jest za słodka! Edward jednak nie zdawał się przejmować gniewem starszego mężczyzny i siedział rozluźniony w fotelu niedaleko kominka, mając nadzieję, że szybko wyschnie, gdyż zaczął marznąć w przemoczonych od deszczu ubraniach.
Zanim funkcjonariusz Davies zaczął robić wyrzuty swojemu gościowi, on zwrócił się do dwójki, siedzącej na kanapie pod ścianą naprzeciwko niego.
- Zapewne wiecie dokładnie dlaczego was tu przyprowadziłem, ale staracie się stawiać pozory, że nie wiecie co się dzieje. - powiedział Edward spokojnym głosem. - Jak wiecie, chcę wyjaśnić sprawę z morderstwem Williama Martina, które zdarzyło się w drukarni niedaleko stąd w nocy z niedzieli na poniedziałek. Mam propozycję. Ja opowiem wam moją wersję zdarzeń, a wy powiecie jak było naprawdę.
Pani Ross jak i najprawdopodobniej pan Robinson siedzieli cicho i spoglądali ze zdziwieniem na Edwarda. Neil zaczynał się na poważnie zastanawiać czy aby jego przyjaciel się nie pomylił co do sprawców tejże zbrodni. Nie żeby wątpił w umiejętności młodego detektywa, co to to nie. Nie jeden raz był świadkiem momentów, podczas których młodzieniec błyskał talentem, którego sam nie mógł do końca pojąć. Mimo wszystkich swoich wątpliwości nie zdziwił się kiedy rudowłosa odpowiedziała cichym "dobrze", a mężczyzna pokiwał głową z widocznym niezadowoleniem. Jego strój roboczy należący do profesji rzeźnika był jeszcze czysty co oznaczało, że dopiero zaczynał pracę. No tak, mięso musiało być świeże, a on zamiast wykonywać swoją robotę, musiał siedzieć w czyimś mieszkaniu i słuchać jak ktoś go oskarża o jakieś morderstwo. Neil przetarł twarz dłońmi i słuchał słów dwudziesto trzy latka.
- Każdy z nas ma jakiś sekret, ja, Neil oraz wasza dwójka. Nie ma w tym nic złego, dopóki nieodpowiednia osoba się o tym dowie, co stało się w pani przypadku. - zaczął Edward, odkładając William Martin dowiedział się, że od kilku miesięcy prostytuuje się pani u Teresy Berkeley jako jedna z delikatniejszych atrakcji, mimo że ponad rok temu wyszła pani za mąż za pana Rossa. Wiedziała pani, że William pracuje w drukarni i zna się z pańską siostrą, która współpracując z redaktorami i tak dalej, mogłaby wydać panią swoim plotkarstwem, gdyby się oczywiście o tym dowiedziała przez Williama. Było kilka opcji, aby do tego nie dopuścić, ale tylko jedna z nich zabezpieczała pański sekret całkowicie. Sama, drobna, nic nieznacząca dziewczyna, która ledwie muchę skrzywdzi. Nie. Krwawą zbrodnię musiał popełnić ktoś inny. Tutaj pojawia się pańska rola, panie Robinson. Doświadczony rzeźnik, który ma sprawne ręce. Zabić wiele bydła, a jednego człowieka, co to dla pana za różnica? Szczególnie, kiedy za człowieka dostanie się dużą sumę pieniędzy. Pani Ross jest znajoma dla pana, panie Robinson. Nie jeden raz korzystał pan z jej usług, toteż został pan zrekrutowany do pozbycia się Williama. W nocy z niedzieli na poniedziałek zakradł się pan do drukarni, wiedząc, że pan Martin będzie sam. Niestety podczas popełniania zbrodni krew polała się na litery "t". Dlatego w następnych artykułach brakowało tych liter, więc wybierali miejsca, gdzie błąd by Zaczął pan je zbierać, aby ukryć dowody, jednak nie zdążył pan ukryć ciała, gdyż inni pracownicy zdążyli już przyjść do pracy, więc uciekł pan. Ciało znaleziono i rozpoczęło się śledztwo. Mam rację?
W międzyczasie detektyw zdążył wstać z fotela i krążyć po pokoju. Teraz jednak stał tuż przed kominkiem między fotelem, na którym siedział wcześniej oraz drugim fotelem, na którym siedział Neil oraz z rękoma ułożonymi w piramidkę, którą skierował w stronę dwójki. Szczerze? Wątpił, aby którekolwiek z dwójki się przyznało. Edward nie przedstawił im żadnych dowodów, gdyby byli nawet winni, mogliby z łatwością zaprzeczyć słowom Taylora.
- Tak, było tak jak mówisz. - odezwała się pani Ross, ku zdziwieniu Neila i Robinsona. Edward się jedynie uśmiechnął szeroko zadowolony, natomiast rudowłosa rozluźniła się i mówiła dalej z spokojem w głosie. - Rzeczywiście chciałam uciszyć Williama, dlatego zatrudniłam do tego Robinsona. Nowe ślady krwi na jego brudnym fartuchu nie zrobiłyby różnicy, a na moich ubraniach to szkoda gadać. Nie patrz tak na mnie Robin, przecież wiesz, że prędzej czy później by nas złapali. Śmiało, aresztujcie nas.
***
Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słońca, kiedy zamknięto dwójkę zbrodniarzy na Scotland Yardzie. Od momentu wyjścia z mieszkania Neila Edward nie odezwał się ani słowem. Dopiero kiedy zbrodniarze znaleźli się za kratkami, odezwał się.
- Zastanawia mnie jedno. Skąd wzięłaś tyle pieniędzy. Gdybyś wzięła od siebie, twój mąż zauważyłby to, a mimo wszystko nie ma pojęcia o tym co jego żona wyprawia.
Rudowłosa prychnęła, zarzuciła swoimi lokami i odpowiedziała pewnym głosem.
- Dostałam je. Nie pytaj od kogo, nie pytaj o nic z nim związanego. Nic o tym kimś nie wiem, tylko tyle, że bardzo chciał, abym zabiła Williama.
Nastąpiła chwila ciszy. Edward jak i dziewczyna wpatrywali sobie w oczy, ale Neil domyślił się, że umysł mężczyzny pracuje na pełnych obrotach, próbując połączyć wątki. Spodziewał się, że spyta o coś jeszcze, dopowie coś lecz on tylko odwrócił się i ruszył ku wyjściu.
Na ulicach pojawiało się coraz więcej ludzi idących do pracy czy sprzedawców wykładających świeże towary. Detektyw poprawił cylinder na głowie i szedł ulicą wzdłuż Tamizy. Nogi go bolały od ciągłego marszu, a teraz czekał go półgodzinny spacer do domu. Mógł skorzystać z usług dorożkarzy, jednak czasem podskakiwanie i kołysanie się pojazdu na nierównym bruku przyprawiały go o mdłości, toteż wolał nie ryzykować bez potrzeby. Kiedy dotarł do swojego mieszkania, zmęczony ruszył cicho ku drzwiom do sypialni by nie zbudzić Anny lecz niestety stanął nie na tej desce co trzeba i w mieszkaniu dało się słyszeć głośne skrzypnięcie. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas niezadowolenia, a w progu stanęła blondwłosa kobieta jeszcze bardziej niezadowolona.
- Zanim zaczniesz krzyczeć-
- Nie śpisz do trzeciej! Budzisz wszystkich w środku nocy! Szlajasz się po mieście, nie mówiąc nawet o tym gdzie i po co idziesz! Wracasz rano po godzinach, narażając moje stare, zmęczone serce na zawał! Spać przez ciebie nie mogę! Jeśli jeszcze raz zdarzy się coś takiego lub podobnego to nie ręczę za siebie!
Edward zaśmiał się nerwowo i prześlizgnąwszy się do swojej sypialni, zamknął drzwi i oparł się o nie z cichym westchnieniem. Dopiero teraz kiedy zsunął się na ziemię, poczuł jak bardzo jest zmęczony, a jego nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa.
Kolejna sprawa rozwiązana, pomyślał, kiedy powieki zaczęły mu opadać. Kolejna sprawa rozwiązana, a moja dusza usatysfakcjonowana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro