|四十|fourty|
||Piłkarz||
A to wszystko zaczęło się od niewinnego marzenia. Nie sądziłem, że przemieni się w coś czego nie będę chciał.
Kiedy byłem mały nie wierzyłem, że stanę się przyszłą gwiazdą światowej piłki nożnej. To dziwne, bo maluchy zazwyczaj wierzą w to, że będą Supermanem, bądź Zorro, ale ze mną było inaczej.
Teraz chciałbym, aby to było zwykłym snem. Nie chcę być już piłkarzem. To mi nie jest potrzebne do prawdziwego szczęścia. Unosząc koszulkę Atletico Madryt na wysokość swojej klatki piersiowej i prezentowanie jej przed prasą oraz kamerami zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem. Co prawda uśmiechałem się tamtego dnia do wszystkich. Lu siedział na krześle i uderzał w dłonie, a w sercu przepełniała go duma. Wierzył we mnie od samego początku nawet bardziej niż ja sam.
Wszystko się zmieniało, a przecież uciekłem z Japonii po to, aby ich uniknąć. Czego ja się spodziewałem, że Luis zawsze będzie trzymał mnie za rączkę? Przecież właśnie teraz stałem na lotnisku, a obok mnie mały bagaż podręczny oraz wielka torba, która czekała na odprawę. Za ponad godzinę miałem wylot do Madrytu, a od jutra zaczynałem treningi w nowym klubie. Zostawiam w Anglii wszystko i wszystkich... Będę tam kompletnie z innymi ludźmi, nie znałem hiszpańskiego, jak ja sobie poradzę? Co ja sobie myślałem, Takumi?
— Nie łam się, masz być dzielny — powiedział blondyn wkładając ręce do kieszeni.
Stałem na lotnisku ze spuszczoną głową. Chyba nic w tym momencie nie mogło mnie uszczęśliwić.
— Chyba się popsułeś, gdzie jest mój Mike, co? Gdzie ten uśmiechnięty gnojek?
Lu położył mi rękę na ramieniu, a ja powstrzymywałem się od łez. Tak trudno było mi się rozstać z przyjacielem. Wiedziałem, że dopiero za rok będę mógł wrócić do rzeczywistości. Przez cały sezon będę należał do klubu. Muszę wytrzymać.
— Hej, Mike? Chłopie tylko mi tu nie płacz... — Lu zaczął czochrać dłonią moje ciemne włosy aż wreszcie zdołałem spojrzeć mu w oczy i lekko się uśmiechnąć. — No wreszcie!
— Zachowujesz się tak jakbyś zaraz miał zrobić imprezę z tego powodu, że wyjeżdżam — zaśmiałem się cicho, a Lu wręcz przeciwnie.
Blondyn ponownie schował rękę do kieszeni czarnych, klubowych dresów i przygryzł dolną wargę. Zaskoczyła mnie jego reakcja. To co powiedziałem było żartem, a dla niego... Czy on naprawdę się cieszył, że wyjeżdżam...?
— Lu? — chłopak wzdrygnął się, gdy wypowiedziłem jego imię. — Czy chcesz mi o czymś powiedzieć?
Blondyn popatrzył na mnie i westchnął głęboko. Zmierzwił swoje włosy odwracając na chwilę głowę w przeciwnym kierunku. Znów zobaczyłem jego niebieskie tęczówki.
— Oboje wiemy, że tak będzie lepiej — odezwał się po dłuższej chwili, a ja opuściłem ręce z niedowierzaniem.
— Lu, ale o czym ty mówisz? — zapytałem prędko, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.
— Łatwiej będzie mi o tobie zapomnieć, gdy wyjedziesz. Przynajmniej w ten sposób... Sam wiesz jaki.
— Słucham? Czyli dlatego tak się cieszyłeś, co? Jak możesz tak mówić...
— Mike proszę, nie kłóćmy się już. Sam chciałeś, żebym był tylko twoim przyjacielem, racja? Wiem, że twoja nieobecność bardzo mi w tym pomoże.
W jednej chwili usłyszałem odgłosy szorujących kółek walizek po świeżo umytej podłodze. Kierowali się wszyscy do odprawy dużych bagaży. Moi nowi prezesi i trener również. Musiałem już iść ustawić się w kolejce. Myślałem, że nie będę potrafił ruszyć się z miejsca, ale zachowanie Lu dało mi wiele do myślenia. Skoro tego chciał...
Blondyn podszedł do mnie bliżej przytulając mnie na pożegnanie. Odwzajemniałem uścisk, bo wiedziałem, że mimo wszystko będę tęsknić. Nie tylko za nim. Tutaj w Anglii miałem mnóstwo przyjaciół, którzy stali się moją rodziną. Poszedłem w stronę tłumu, a Luis odszedł. Tak po prostu.
|||
Sześć miesięcy później...
Treningi w takich warunkach były nie do opisania. Piękne widoki, klimatyczne miasto oraz uliczki pełne charakteru, ale pogoda dawała w kość. Najniższa temperatura w jakiej trenowałem to 34 stopnie Celsjusza. Wtedy było naprawdę chłodno, ale niestety najczęściej odbywały się w warunkach dla mnie ekstremalnych, bo aż 44 stopnie pokazywały termometry.
Czułem się jakby moja skóra płonęła po zaledwie dziesięciu minutach od rozpoczęcia treningu. Tak było niemalże każdego dnia, ale jutro miała być sobota, czyli dzień wolny, Dzień Zbawienia.
Skończyliśmy trening wieczorem, gdzieś około godziny dziewiętnastej. Życie tutaj zaczynało dopiero od dwudziestej drugiej. Zadziwiało mnie to, że matki chodziły z dziećmi po ulicach aż do pierwszej w nocy. Nawet z takimi małymi szkrabami. Dziś także mieliśmy się powłóczyć jak co tydzień. Umyłem się, przebrałem i usiadłem na swoim łóżku. Wziąłem telefon do ręki i ponownie wszedłem w kontakty. Zjechałem na sam dół strony i zobaczyłem imię Japończyka, które zapisałem sobie w hiraganie.
たくみ
Miałem ochotę jak co wieczór nacisnąć zieloną słuchawkę, aby zadzwonić do niego. Robiłem to dzień w dzień od ponad sześciu miesięcy. Wciąż o nim myślałem i nie potrafiłem zapomnieć.
— Mike! Idziemy już! — krzyknął ktoś zza okna.
Tym kimś był Antonio. Wysoki Hiszpan z lekkim zarostem i bujną czupryną. Żaden przystojniak, każdy Hiszpan wyglądał mniej więcej.... Nie... Nie tak samo, tylko miał taki sam styl jak wszyscy.
Uśmiechnąłem się do kumpla i po chwili znalazłem się już na zewnątrz. Zostawiłem telefon w pokoju, aby choć na chwilę oderwać się od chęci zadzwonienia do Japończyka. Musiałem przestać i zacząć żyć na nowo. Przecież już niczego nie zmienię. Tak wygląda moje życie, a Japonia była jedynie snem. Snem, z którego nie chciałem się zbudzić, ale to nastąpiło już bardzo dawno temu.
Poszliśmy do baru z telewizorem. Zamówiliśmy piwo oraz tapas* - najsłynniejszą przekąskę w tym kraju i akurat leciały wiadomości. Byłem wpatrzony w telewizor, ale nie rozumiałem żadnych słów prócz: muy bien*, bien*, deretcha* i izquierda*. Wziąłem do ręki kufel piwa i zacząłem upijać wielką, białą pianę pełną goryczy. Spoglądałem na początku tylko na nią, ale poczułem na sobie czyjś wzrok. Uniosłem powieki wyżej i zobaczyłem młodego człowieka za barem, który umiejętnie polerował kieliszek do sangrii*. Mężczyzna przyglądał mi się, a gdy tylko na niego spojrzałem od razu posłał mi przyjazny uśmiech. To pewnie nic nie znaczyło, bo każdy Hiszpan oraz Hiszpanka uśmiechają się do ciebie. Jest to naród radosny i pełen dobroci. Myślałem, że to tylko przypadek, że patrzył akurat na mnie. Napiłem się jeszcze trochę piwa, którego nazwa po hiszpańsku zaczynała się na literę s, ale nie zdołałem jej sobie przypomnieć. Servesa? Chyba coś takiego. Odłożyłem kufel na stolik i odruchowo spojrzałem w kierunku baru. Hiszpan nie przestawiał się na mnie patrzeć i aby zwabić mnie do siebie zaczął sunąć po blacie napełniony kieliszek jakimś trunkiem. Moi znajomi rozmawiali głośno ze sobą i prowadzili konwersację, w którą nie byłem zaangażowany. Odszedłem od stolika i usiadłem na krześle za barem. Młody chłopak miał także lekki zarost, jak ponad połowa tej nacji, czarne kolczyki w uszach i lekko kręcone włosy na czubku głowy.
— Nie umiem mówić po hiszpańsku — powiedziałem na samym początku sądząc, że chłopak i tak nie zrozumie.
— Nie ma problemu, umiem mówić po angielsku — odparł nie przestając się uśmiechać.
Ja również się rozpromieniłem, bo mało kto mówił tutaj po angielsku. Wziąłem do ręki kieliszek i przechyliłem go wypijając wszystko na raz. Okropność. Alkohol to jednak nie moja bajka. Skrzywiłem się mocno po jego wypiciu, a chłopak zaczął się ze mnie śmiać, biorąc do ręki kolejny kieliszek do polerowania.
— Jestem Alberto — powiedział.
— Mike — odparłem.
— Kończę pracę za niecałą godzinę, więc może... Chciałbyś wyskoczyć do innego baru?
Popatrzyłem na chłopaka z zaskoczeniem. Byłem kompletnie dla niego obcy, przed chwilą się poznaliśmy, a on już chciał ze mną gdzież pójść. Pewnie zauważył, że nie interesowały mnie dziewczyny i pomyślał, że nadam się na jakiś numerek w zaułku.
— Dziś jestem zmęczony, więc raczej spasuje.
Zacząłem po chwili żałować tych słów. Przecież musiałem coś zmienić w swoim życiu. Ten chłopak mógł by być bardzo dobrym początkiem, więc czemu to powiedziałem?!
Popatrzyłem na niego i zauważyłem pomimo jego uśmiechu, że było mu przykro. Szybko musiałem to naprawić.
— Ale jutro jak najbardziej — dodałem, na co Hiszpan się ucieszył.
Alberto wyjął z czarnej kieszonki fartucha notes oraz długopis. Wyrwał z niego kartkę i zapisał mi swój numer telefonu. Wręczył mi go, porozmawialiśmy trochę i całkiem sporo się o sobie dowiedzieliśmy. Okazało się, że Alberto ma dziewiętnaście lat i pochodzi z Sevilli, regionu Andaluzji. Zapytałem go o te niebieskie płytki, które były po prostu wszędzie gdzie bym się nie obejrzał. Młodszy ode mnie o dwa lata chłopak wyjaśnił, że są to azulejos*. Rozmowa przebiegała nam naprawdę dobrze i o dziwo nabrałem więcej sił.
Alberto skończył pracę i wyszliśmy do innego baru na piwo. Jego pierwsze, a moje kolejne. Znajomi cieszyli się, że poznałem kogoś, więc oni zostali tam gdzie byli, a ja oddaliłem się z nowo poznanym Hiszpanem.
Zajęliśmy wolny stolik, kelnerka przyniosła nam piwa oraz oliwki w miseczce.
— Czy twój szef nie ma nic przeciwko, że stołujesz się gdzieś indziej? — zapytałem.
— Coś ty! Nawet kucharze z kuchni wychodzą podczas przerwy do innych lokali. To normalne.
— Dla mnie dziwne.
Po kolejnej luźnej rozmowie zaczęliśmy zwiedzać Madryt nocą. Rzadko kiedy wychodziłem o tej porze, ponieważ byłem często zmęczony, ale to nie przez treningi. Tęsknota za Japończykiem tak bardzo mnie dobijała, że nawet nie widziałem sensu wstawania z łóżka. Mijaliśmy fontannę, na którą nagle Alberto wbiegł i nikogo kto przechodził to nie zdziwiło. Ludzie byli tutaj naprawdę na luzie. Uśmiechnąłem się widząc młodego wariata, który wołał mnie do siebie. Spuściłem głowę w dół. Byłem lekko zdenerwowana, ale mimo wszystko postanowiłem do niego dołączyć. Chłopak wyciągnął do mnie rękę i chciał mnie do siebie wciągnąć, ale wtedy jedna noga ześlizgnęła mi się z dość śliskiej nawierzchni gdzie także znajdowały się azulejos i oboje wpadliśmy do wody. Wybuchnęliśmy śmiechem, gdy oboje sprawdziliśmy czy drugiemu się nic nie stało. Już od dawna tak bardzo się nie śmiałem. Alberto był nade mną podpierając się na dłoniach. Również był roześmiany i rozpromieniony, aż nagle pod wpływem emocji mnie pocałował. Spojrzałem na niego i jego rumieniec, ale widziałem, że tego nie żałował. Czekał na moją reakcje, ale ja nie wiedziałem co miałem robić. Młodszy nabrał pewności siebie i wsunął swoją prawą dłoń w moje włosy. Pocałował mnie kolejny raz i znów sprawdził moją reakcje. Moje serce uderzyło mocniej, choć jednocześnie mnie zakłuło. Położyłem swoją dłoń na jego biodrze i zacząłem zbliżać się do jego twarzy. Zatrzymałem się, a młodzieniec przez chwilę pocierał nosem o mój nos i znów obdarzył pocałunkiem. Zacząłem je odwzajemniać. Dotykać chłopaka w taki sposób, który powodował u niego ciarki i jeszcze większą przyjemność. Po kilku minutach jednak przestał i uśmiechał się do mnie.
— Może już wyjdziemy z tej fontanny, co ty na to? — zapytał.
— To dobry pomysł — odparłem rozpromieniony.
Dziewiętnastolatek wstał i pomógł także mi stanąć na nogi. Dwa piwa plus kieliszek wódki mi nieco uniemożliwiały najprostsze czynności.
Wstaliśmy i poszliśmy dalej. Cali przemoczeni, ale szczęśliwi. Chłopak w dalszej części rozmowy wyznał mi, że już od dawna mnie obserwował, ale byłem zawsze tak zamyślony, że nie potrafiłem go dostrzec. Było mi głupio, że naprawdę niczego nie zauważyłem.
Alberto odprowadził mnie do mojego domu. Okazało się, że mieszkał on dwie ulice ode mnie. Będziemy mogli się częściej widywać - wypowiedział te słowa, gdy przyszło nam się pożegnać. Zrobiło mi się wewnątrz jakoś dziwnie. Jakbym... Zdradził... A przecież tego nie robiłem, więc po jaką cholerę moje serce tak reagowało?! Takumiego już nie ma! Za to mógł być ktoś inny...
Ten, który ponownie mnie pocałował. Objąłem go mocno przed moim domem i miałem wielką ochotę zaprosić go do środka, ale nie chciałem go tak traktować. Nie chciałem z niego robić osoby na jeden raz. Polubiłem go i być może będziemy wspólnie chcieli to rozwijać. Może... Ponownie się zakocham?
||Łyżwiarz||
— Bardzo dobrze! Tak trzymaj Takumi!
Trener zaczął się odzywać od momentu, w którym przemówiłem na lodzie. To szczerze nie było takie złe, bo na bieżąco wiedziałem czy robię coś źle, czy dobrze. Wskazówki podczas treningu to jeden z kluczy do sukcesu. Mieliśmy na głowie bardzo dużo. Myśleliśmy już nawet o kolejnych Igrzyskach Olimpijskich. Chciałem się postarać. Tym razem moja mama mi w tym pomagała. Myśli o niej nie były już smutkiem, ale determinacją. Była wspaniałą osobą, która mocno mnie wspierała. Okazało się, że była osoba, która mocniej zraniła moje serce. Nie chciałem, żeby tak było, ale Maiku san... Naprawdę mnie zawiódł. Jakiś miesiąc temu związałem się ze starszym od siebie o siedem lat mężczyzną. Samtony rozwodnik z dwójką dzieci, które wychowywała jego była żona. Takano senpai był jednym z menadżerów w firmie samochodowej. Był biznesmenem, z którym byłem tylko dwa miesiące. Spotykaliśmy się w ekskluzywnych restauracjach, często nocowaliśmy w hotelach i nasze życie było luksusowe. Mężczyzna nie potrafił inaczej żyć, a ja nie byłem w stanie się przyzwyczaić do takiego trybu. Wszystko było mi obce, przytłaczało mnie. Pod koniec związku byłem z nim już tylko dla seksu. Wstyd mi się do tego przyznać, ale tylko wtedy najlepiej się rozumieliśmy. Takano senpai był bardzo doświadczony w tych sprawach. Kupił mnie swoim dotykiem, subtelnymi pocałunkami i całkowitą dominacją w łóżku. Jednak musiałem to zakończyć. Zaczęło mi to przypominać Ichiro san. Nasz związek opierał się tylko na zdobywaniu doświadczeń, niczym więcej. Z Maiku san... Było zupełnie inaczej. W grę wchodziły uczucia, cieszyłem się każdą chwilą, którą z nim spędzałem. Kochałem go...
Kolejny wyskok i okropna rotacja plus beznadziejne wyładowanie...
— Takumi kun! Skup się!
Postanowiłem się skupić tylko na sporcie. Na miłość przyjdzie jeszcze czas. Kariera łyżwiarza nie trwa tak długo. Teraz musiałem osiągnąć jak najwięcej. Starać się o punkty, konkursy i dążyć do obronienia tytułu olimpijskiego. Do tej pory tylko Hanyu Yuzuru tego dokonał. Czy będę drugim Japończykiem, któremu się to uda?
***
Azulejos (czyt. azulechos) - są to niebieskie, niewielkie, cienkie, kolorowe, najczęściej kwadratowe i szkliwione płytki ceramiczne, które stanowią element mozaiki lub oddzielną kompozycję dekoracyjną. Ozdabiają ściany, podłogi, sufity, balkony, elewacje, schody w pałacach, klasztorach, kościołach, sklepach, miejscach użyteczności publicznej, są ogrodach czy prywatnych domach.
Zdjęcia zrobione podczas mojego 3-tygodniowego pobytu w Sevilli 😉😄
Tapas - to rodzaj niewielkich przekąsek, które serwuje się w hiszpańskich restauracjach i barach. Ich pochodzenie związane jest ze zwyczajem Hiszpanów, którzy pijąc wino, przykrywali kieliszek plasterkiem suchej kiełbasy, by chronić jego zawartość przed muszkami. Samo słowo „tapas” oznacza przykrywkę bądź wieczko. Z czasem kiełbasę zaczęto łączyć z pieczywem i innymi dodatkami, tworząc smaczne przekąski.
Najpopularniejsze tapas
Dziś tapas to jeden z najsłynniejszych hiszpańskich specjałów. Przekąski komponuje się z najrozmaitszych składników i serwuje w różnych formach zarówno na ciepło, jak i na zimno. Do najpopularniejszych tapas zalicza się: patatas bravas (smażone ziemniaki), owoce morza, plastry chorizo, hiszpańskie sery, oliwki, kawałki pieczywa z dodatkami, tortille ziemniaczane.
Element kultury
Tapas stanowią dodatek do wina, piwa lub innego napoju. Są tak popularne, że stały się elementem hiszpańskiej kultury. To pretekst do spotkań z przyjaciółmi i wyjścia do baru. Tapas spożywa się wspólnie, dzieląc się przekąskami w gronie znajomych.
Muy bien - bardzo dobrze
Bien - Dobrze
Deretcha (czyt. derecia) - prawo
Izquierda (czyt. i(z/s)kierda) - lewo
Sangria - tradycyjny, hiszpański napój alkoholowy z wina czerwonego i wody z dodatkiem owoców
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro