Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|四|four|

||Łyżwiarz||

         


     Pożegnałem się z Michiko san i wraz z nowo poznanym Maiku san mieliśmy już pójść, ale wtedy moja przyjaciółka jeszcze na chwilę nas zatrzymała. Powiedziała, że spotkała mojego byłego senseia, który uczył mnie kiedyś karatę. Musiałem zrezygnować z tych zajęć, aby móc realizować się jako zawodowy łyżwiarz. Nie sądziłem, że Ryonosuke sensei jeszcze mnie pamiętał. Michiko san przekazała mi jego słowa. Chciał się ze mną spotkać i prosił bym odwiedził go kiedyś w jego dojo. Ukłoniłem się nisko przyjaciółce i powiedziałem jej, że w najbliższym czasie przyjdę do senseia.

     Uśmiechnąłem się do gajdzina i zapytałem dokąd mam go zaprowadzić. Ten podrapał się po głowie i zaczął się tłumaczyć:

     — Wiesz... ja znam po japońsku jedynie dwa słowa: arigatou i sumimasen. Wasze słownictwo w ogóle nie wchodzi mi do głowy. Usłyszę jakieś, nauczę się go i po chwili zapominam.

     Patrzyłem na niego zdziwiony, a gdy długo nic nie odpowiedziałem zaczął nerwowo szukać czegoś po kieszeniach swoich spodni, następnie zajrzał do torby i przekładał spocone rzeczy po zapewne jakimś treningu. Wreszcie stanął w miejscu i z przymrużonymi oczami spojrzał w niebo, a tuż po chwili uśmiechnął się z zadowoleniem i włożył rękę do prawej kieszeni swojej bluzy. Wyciągnął z niej zgniecioną kartkę papieru, na której miał coś napisane. To prawdopodobnie był adres. Dał mi ją do ręki i moje przypuszczenia okazały się prawdą. To tam miałem zaprowadzić obcokrajowca. Maiku san ponownie podrapał się po głowie i uśmiechnął nerwowo.

     — To zabawne, ale ja w ogóle nic z tego nie rozumiem. To wcale nie wygląda jak czyjś adres! — powiedział zdenerwowany, ale wraz z jego zagubieniem towarzyszyła mu urocza postawa.


Nagasaki 5-12-4, Ogawa-so, 5F-2, Toshima-ku, Tokyo 172


     — To nie jest takie skomplikowane — odparłem.

     To było głupie z mojej strony. Przecież dla mnie to było oczywiste. Jestem Japończykiem, mieszkam tutaj od urodzenia. Zrobiło mi się smutno, że powiedziałem nie myśląc nad swoimi słowami.

     — Taaak! — gajdzin uniósł swój ton.

     Pewnie go uraziłem. Już miałem zacząć go przepraszać, kłaniać się do stóp, lecz wtedy Maiku san szeroko się uśmiechnął i zapytał:

     — Wytłumaczysz mi to?

     — Jasne, że tak — odpowiedziałem mu nieco speszony, ale już po kilku wspólnych minutach drogi gajdzin dał mi do zrozumienia, że nie muszę być przy nim taki spięty. Ucieszyło mnie to, chciałem zachowywać się swobodnie tak jak poza granicami Japonii. Tutaj - w Kraju Kwitnącej Wiśni - musiałem trzymać się wielu zasad. Za granicą również się ich pilnowałem, ale nie tak rygorystycznie. Tam, w innych krajach, inaczej rozmawia się z ludźmi. Nie zmienię swojej kultury, siebie, ale czasem chciałbym żyć trochę inaczej. Potrzebuję zmian.

     — Czekaj, cze-cze-czekaj. Coooo?

     Byliśmy już w połowie drogi do jego mieszkania, a tłumaczyłem mu ten adres już po raz piąty.

     — Dobrze, Maiku san, jeszcze raz. Nagasaki...

     — To dzielnica, pamiętam, a te cyferki?

     — 5 to tak zwane chou, czyli poddzielnica — brązowowłosy skinął głową, ale pewnie i tak zaraz zapomni. — 12 to sektor w chou, tej poddzielnicy, a 4 to...?

     — Numer domu? — odpowiedział mi pytaniem, ale przynajmniej prawidłowo.

     — Ogawa-so to nazwa domu. 5F to piętro.

     — A więc 2 to musi być mieszkanie numer 2.

     — Zgadza się! — moja nauka nie poszła w las, przynajmniej nie aż tak bardzo. — Toshima-ku to gmina, a Tokyo 172 to miasto.

     Wysoki obcokrajowiec wyszczerzył swoje zęby i zabrał ode mnie kartkę z adresem. Schował ją do kieszeni i najprawdopodobniej chciał o niej zapomnieć, jak i o adresach w Japonii, które będą śnić mu się po nocach.

     — Nie mówmy już o tym — zaproponował Maiku san. — Opowiedz mi coś o sobie. Gdzie studiujesz? A może jeszcze nie skończyłeś liceum? Co takiego robisz?

     Studiuje? Liceum? On naprawdę nie widzi, że jestem już mężczyzną i to w dodatku nie najmłodszym? Uchyliłem swoje wargi, ale po chwili uniosłem kąciki swoich ust.

     — Ja nie studiuję.

     Na taką odpowiedź chyba nie był przygotowany, ponieważ uniósł wysoko jedną brew i przyjrzał mi się ponownie.

     — Czyli... liceum?

     Pokiwałem głową na boki.

     — Proszę... nie żartuj sobie.


     — Tylko pytam, ale skoro jednak nie liceum to z pewnością studia. Chwila powiedziałeś, że nie studiujesz... Jak to nie? Myślałem, że każdy Japończyk musi dalej się edukować po skończeniu liceum.

     — A nie, nie. Źle mnie zrozumiałeś — odparłem. — Ja już skończyłem studia, trzy lata temu.

     Maiku san uniósł drugą brew i teraz obie sterczały w komplecie, prawie dosięgając cebulek włosów. Gajdzin podszedł bliżej mnie. Był naprawdę blisko, za blisko. Czułem jak moje ciało zaczęło drżeć. Myślałem o ucieczce z powodu dziwnego, badawczego wzroku obcokrajowca.

     — To ile ty masz lat? — zapytał zaskoczony.

     — W tym roku skończę dwadzieścia siedem.




||Piłkarz||





     Ile?! Że co? Że jak? Jakim cudem? Przecież ja myślałem, że jest o kilka lat młodszy ode mnie, a on... To jakaś masakra! Jest starszy, o całe sześć lat?!Niemożliwe... Jak można wyglądać tak młodo? Ma taką dziecinną twarzyczkę, urocze spojrzenie i delikatne ciało... Przetarłem swoją twarz i zacząłem się śmiać w głos.

     — Przepraszam. Myślałem, że jestem od ciebie starszy.

     — Nic nie szkodzi — odparł i również zadał mi to samo pytanie.

     — Mam dwadzieścia jeden. To mój ostatni rok na turnieju Mistrzostw Świata w kategorii U21 — dodałem.

     — Mistrzostw Świata? — powtórzył. — A w jakiej dyscyplinie?

     No tak. Japończycy... oni mało interesują się piłką nożną. Pewnie też jakikolwiek sport mało ich obchodził. Na świecie jestem wielką gwiazdą i być może będę jeszcze większą, gdy uda mi się rzeczywiście dostać do Atletico Madryt, lecz tu w Japonii, zawsze będę w centrum uwagi, bo się wyróżniam. Status sportowca nie był wcale potrzebny do tej zaszczytnej funkcji.

     — Piłka nożna. Jestem zawodowym piłkarzem z tego żyję. Na pewno o mnie nie słyszałeś?

     Czarnowłosy pokiwał przecząco głową. Zrobił to ot tak... Ech... To był cios poniżej pasa. Ja mu tutaj mówię, że uprawiam najbardziej prestiżowy sport na świecie, a on nic?


     — Wybacz, nie interesuje się piłką nożną. Tu w Japonii popularny jest bejsbol.

     Nie wiedzieć czemu, ale ten sport w ogóle mi nie pasował do Japończyków. Nigdy chyba tego nie zrozumiem. Zawsze będą mnie zadziwiać. Jest to kraj pełen sprzeczności. Nowoczesny, ogromne wieżowce, a między nimi mogła stać brama tori... A czemu by nie? Używają tutaj faksu, co w Ameryce uchodzi za okres średniowiecza. Mają komórki z klapką! Dlatego kocham Japonię. Stwierdzam...

     — Już jesteśmy.

     Spojrzałem na ogromny blok mieszkaniowy i tak, to był ten, w którym nas zameldowano. Wracając... Stwierdzam, że Japonia to najdziwniejszy kraj na całym świecie!

     Takumi odprowadził mnie do samych drzwi. Zaprosiłem go na kawę, ale z przykrością musiał odmówić. Pewnie miał spotkać się z dziewczyną... Przecież między nimi nieoczekiwanie wbił gajdzin. Popsułem zapewnie ich plany. Może to dziwne, ale wcale tego nie żałowałem.

     — Muszę odwiedzić mojego senseia.

     Co takiego? Nie idzie spotkać się z...

     — A co z Michiko? Myślałem, że się z nią umówiłeś.

     — Nie, nie. My się nie spotykamy. Michiko san jest moją przyjaciółką.

     — A nie dziewczyną?

     Czy ja to powiedziałem na głos? Czy muszę być taki ciekawski?

     — Nie, nie. Nie mam nikogo muszę skupiać się jedynie na sporcie.

     Czy ja dobrze usłyszałem? Takumi uprawiał jakiś sport? Pewnie to całe japońskie karate. Uprawia je każdy Japończyk...

     — Karate?

     — Nie, nie — bosz... Kochałem kiedy tak zaczynał swoją wypowiedź. — Jestem zawodowym łyżwiarzem figurowym.

      Włosy stanęły mi dęba. Przypomniałem sobie o spotkaniu w parku, a przede wszystkim moment, gdy
każdy zaczął robić sobie z nim zdjęcia. Musiał być kimś znanym. Dlaczego o tym zapomniałem? Czemu wcześniej nie zapytałem?!

     — Naprawdę?! — niemal wydarłem się na cały głos. — Muszę zobaczyć... Chcę zobaczyć jak jeździsz! Kiedy masz swój trening? Mogę przyjść?




||Łyżwiarz||



     Maiku... san. Zaskoczył mnie swoją reakcją. Jego ręce znalazły się na moich ramionach i tylko czekał na odpowiedź. Jeszcze nikt tak bardzo nie zainteresował się tym co robię... Nikt prócz mamy... Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy tylko w mojej głowie ją ujrzałem.

     — Zabiorę cię na mój trening — odpowiedziałem po dłuższej chwili milczenia.

     — Super!





||Piłkarz|




     — Mike, czemu się tak drzesz? — z sąsiedniego pokoju wyszedł Luis.

     Kolejne drzwi się otworzyły, a zza nich wyszedł także Chris oraz Peter.

     — Oo, Mike wrócił! Już myśleliśmy, że cię straciliśmy na dobre — powiedział Peter.

     — Łoo, chłopaki patrzcie jest z nim Japończyk! — zauważył błyskawicznie Chris.

     — Co ty nie powiesz, idioto — zaczął Luis ze swoją jak zwykle posępną miną.  — A myślisz, że Mike trafiłby tutaj bez czyjeś pomocy.

     — No tak — zaśmiał się Chris. — Przecież to Mike!

     Nagle każdemu zrzedła mina i cała trójka wpatrywała się we mnie. Zaczynałem się ich trochę obawiać.

     — Ale to oznacza, że...

     — Mike się dogadał po japońsku!

     — Który dzisiaj mamy?

     — Powiemy o tym trenerowi na jutrzejszym treningu! — dodał Peter i zrobił naszej dwójce zdjęcie.

     Cały Peter... Wszystko musiał mieć udokumentowane...

     — Przepraszam — odezwał się niespodziewanie Takumi. — Ale ja mówię trochę po angielsku.

     Nagle ich entuzjazm się wypalił. Luis wszedł do swojego, właściwie do naszego wspólnego mieszkania i zamknął za sobą drzwi. Chris i Peter spojrzeli na siebie i westchnęli zawiedzeni.

     — Jednak cuda się nie zdarzają — powiedział Chris i razem ze swoim kumplem schowali się w pokoju.

     Przygryzłem dolną wargę, a Takumi stał skulony na środku korytarza i z pewnością czekał na odpowiednią chwilę, aby wyrecytować przeprosinową litanię.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro