|十三|thirteen|
||Piłkarz||
— Lu, a tak właściwie do czego był ci mój telefon?
Spytałem go wreszcie, gdy otworzyłem tylko swoje zaspane oczy. Głowa mnie bolała bardzo i było mi strasznie wstyd, bo wypiłem niecałe trzy piwa... Nie tylko Teon miał słabą głowę...
Luis popatrzył na mnie, odkładając powolnie mój telefon na szafkę nocną. Blondyn usiadł na brzegu mojego łóżka w samych bokserach. Ten widok był dla mnie normą, ale dopiero dziś poczułem, że mogłem na niego spojrzeć inaczej. Spróbować czegoś, czego nigdy bym się nie odważył zrobić.
Młody mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy, co mnie tak zawstydziło, że zakryłem połowę swojej twarzy kołdrą.
— Napisałem do tego twojego Japończyka, że dziś się nie zobaczycie — odparł.
— A jasne... Chwila... Co?! — próbowałem dosięgnąć smartfona, aby jak najszybciej odkręcić tę całą sytuację.
Lecz Lu mi na to nie pozwolił.
Chwycił mnie mocno za nadgarstek, a ja wbiłem w niego swoje spojrzenie. Co on wyprawiał? Dlaczego bez mojej zgody odwołał spotkanie? Tak bardzo chciałem się z zobaczyć z Takumim. Moim... Japończykiem... Tak przed chwilą powiedział Lu. W moim wnętrzu zaczęło dziać się coś dotąd mi nieznanego. Przyjemny ucisk w dolnej partii brzucha i niezwykle szybkie kołatanie serca. Nie wiedziałem, co się ze mną działo? To przez Takumiego, czy przez alkohol, który chciał się uwolnić z mojego żołądka? O nie... Takumi wybacz...
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytałem po dłuższej chwili.
— Wyglądasz okropnie i na pewno tak też się czujesz. Musisz odpoczywać.
— Czuje się bardzo dobrze.
Wyszedłem spod kołdry, zorientowałem się nagle, że byłem w samych bokserkach. Na pewno zasnąłem w ciuchach... Chyba. Wziąłem do ręki telefon i odszukałem numer Takumiego w kontaktach. Napisałem mu całą litanię o tym, co zrobił Luis. Perfidnie się jeszcze na niego spojrzałem, aby udowodnić samemu sobie jak bardzo mnie zdenerwował, ale gdy już zobaczyłem przyjaciela, który siedział ze spuszczoną głową na moim łóżku, nie byłem w stanie tego zrobić. Skasowałem treść smsa i odłożyłem telefon na po bliską szafkę. Podszedłem do Luisa i położyłem mu swoją rękę na ramieniu. Chłopak zaskoczony spojrzał na mnie i gdy zrozumiał, że tym razem z nim zostanę, uśmiechnął się skromnie w moim kierunku.
— To może chcesz pojechać do tego... Hara...
Lu wziął do ręki telefon i otworzył w nim notatki. Ku mojemu zdziwieniu miał tam zapisane mnóstwo miejsc i dzielnic, które znajdowały się na terenie Tokio. Tylko... Po co mu to było? Czyżby był także otaku, jak ja, tylko to ukrywał?
— Harayuku — odezwał się po chwili.
— Czyta się Haradziuku — poprawiłem go, po czym Lu popatrzył na mnie, cały rozpromieniony.
— Jednak się czegoś nauczyłeś.
— Ej!
Uderzyłem go lekko w brzuch, a on jednym ruchem złapał mnie za szyję i przytwierdził moją głowę blisko swojego pasa. Zaczął czochrać moje włosy, co w sumie nie zrobiło większej różnicy. Jeszcze się nie uczesałem.
Oczywiście zgodziłem się pojechać do dzielnicy, która była pełna wariacji, dziwnych - jak na Japończyków - ludzi, którzy przebierali się za Lolity. Nawet mężczyźni to robili, co nieco mnie przerażało, ale w Japonii nie było takiej rzeczy, która by mnie nie fascynowała.
— To ja wezmę tylko prysznic i możemy zaraz ruszać — powiedział blondyn.
— Lu? — powiedziałem do przyjaciela, nim ten zdążył wejść do łazienki.
— Zadzwonić po Chrisa i resztę chłopaków? — zapytałem, z ciekawości.
— Mike, ty chyba nie wiesz ile oni wczoraj wypili. Na pewno żaden z nich nie zwlecze się z łóżka przed piętnastą.
Po tym jak mi powiedział, że ominęła mnie tak alkoholowa impreza, zamknął za sobą drzwi, a ja słyszałem jedynie wodę, która skapywała w kabinie.
Wróciłem do swojego pokoju i chwyciłem od razu za telefon.
Do : たくみさん
Takumi! Wybacz, że nie mogłem się z tobą spotkać rano, ale będę wolny po południu :) 16 ci odpowiada?
Sumimasen! :(
||Łyżwiarz||
Postanowiłem w ogóle nie wchodzić do domu, tylko zawróciłem i ponownie wróciłem na lodowisko. Z samego rana byłem pełen życia, gotowy, aby spędzić kolejny dzień z Maiku san, ale cóż... Musiałem jakoś wziąć się w garść i spędzić kolejne popołudnie samotnie, aż po samą noc.
Jeździłem po tafli, gładkiego lodu, który miałem ochotę cały porysować swoimi ostrzami. Bez celu i żadnej choreografii krążyłem po nim, aż nagle w pewnym momencie, tęsknota za uroczym gajdzinem wzięła górę nad moimi emocjami.
Rozpędziłem się jadąc tyłem i po wyskoku udało mi się zrobić perfekcyjnego, podwójnego Rittbergera. Już dawno go nie próbowałem zrobić, jakbym kompletnie o nim zapomniał.
Doznałem olśnienia. W tym momencie odczuwałem smutek, a to właśnie on jest moim motywem przewodnim na tegorocznym Grand Prix Final. Tylko, że to był smutek oraz tęsknona za Maiku san, a nie moją matką. Mimo tego, postanowiłem pojechać do piosenki, którą usłyszałem na Eurowizji i wykonać ten układ choreograficzny z myślą o obcokrajowcu.
Pojechałem na trybuny, by włączyć utwór Belga i wtedy zauważyłem, że otrzymałem wiadomość. Nie była ona od Jasona, ale ponownie od Maiku san. Postanowiłem jej na razie nie czytać. Podłączyłem się pod bezprzewodowy głośnik i wtedy muzyka zaczęła rozbrzmiewać po całym kompleksie.
Wyjechałem na środek lodowiska. W uszach jedynie dobiegały do mnie dźwięki, niezwykle przejmującej muzyki. Oczy miałem zamknięte, a pod nimi napłynęły pierwsze łzy. Dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo jestem od kogoś zależny. Jak bardzo... potrzebowałem Maiku san.
Swoje dłonie ułożyłem na barkach, w taki sposób, że skrzyżowałem je ze sobą. Prawą nogę lekko zgiąłem w kolanie i czekałem, aż usłyszę aksamitny głos siedemnastoletniego muzyka.
|||
Wykonałem ostatni skok jakim był najtrudniejszy z nich. Potrójny Axel. Nie wyszedł on już tak dobrze jak podwójny Rittberger, ale po tylu skokach to było prawie niemożliwe. Musiałbym być w doskonałej dyspozycji, a tak nie było. Forma nie będzie tak dobra przez najbliższy czas. Nie potrafiłem tego zrobić tak doskonale jak w obecności matki.
Muzyka zaczęła się kończyć, a ja wyciągnąłem lewą rękę w górę, stojąc w taki sposób, że prawa noga była przed lewą. Natomiast prawa dłoń wędrowała od mojego pasa, ocierając przy tym brzuch i rękę, łącząc obie dłonie ze sobą. Na sam finał złączyłem oba małe palce ze sobą. Tak, w czasach dzieciństwa składało się przysięgi. Robiłem to także z moją mamą, nie tylko, kiedy byłem małym chłopczykiem, ale także, gdy wyrosłem na mężczyznę.
W tym momencie, jedna z moich rąk należała do mnie. Mianowicie prawa, która przebywała długą drogę do tej lewej, którą symbolicznie oddałem mojej matce. Składałem jej przysięgę. Obiecałem, że na zawodach dam z siebie wszystko.
|||
Po opracowaniu układu, wpasowanie się z nią w rytm i ton muzyki zszedłem z lodowiska. Wypolerowałem jedną z łyżew, a potem przypomniałem sobie, że Maiku san do mnie napisał. Ciekawe o co chodziło? Odblokowałem mój telefon i odczytałem smsa, który sprawił, że znów uśmiechnąłem się jak głupi. Odpisałem mu, że mam czas, ale zauważyłem, że było już dwadzieścia minut po 16. Schowałam łyżwy do swojego plecaka i ruszyłem do wyjścia. Byłem zmęczony, ale to nie grało roli, musiałem pójść do Maiku san i go przeprosić.
Dotarłem tam w piętnaście minut. Pojechałem windą na jego piętro i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. W głowie miałem mnóstwo myśli jak zacząć go przepraszać. Oczywiście najpierw ukłonię się nisko, ale to gajdzinowi pewnie nie wystarczy.
Drzwi nagle się otworzyły, a ja już miałem zamiar zginąć się w pół, ale nie otworzył mi Maiku san, tylko jego współlokator.
Wysoki blondyn, jeszcze wyższy od mojego gajdzina zmierzył mnie wzrokiem i popatrzył na mnie z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy.
— Dzień dobry — powiedziałem z uśmiechem. — Nazywam się Kasahara Takumi. Miło mi cię poznać.
— Lu — rzucił.
— Jest może Maiku san? — spytałem ostrożnie, bo szczerze mówiąc, tego gajdzina się trochę bałem.
— Nie ma go — odparł, a ja nie wiedziałem, co miałem powiedzieć.
— Jest w mieszkaniu obok? — dopytywałem, bo koniecznie musiałem się z nim zobaczyć.
— Nie, poszedł cię szukać, bo mu nie odpisywałeś przez długi czas.
— Poszedł sam?
Przecież Maiku san nie wie jak dojść na metro, a co dopiero mnie szukać? Chwila? Poszedł szukać, skoro nawet nie wie gdzie mieszkam?
— Gdzie poszedł? Mówił coś? — zaczynałem się o niego martwić.
— Coś wspomniał, że idzie na lodowisko.
To jest kilka ulic dalej, w dodatku nie w linii prostej, ale jest mnóstwo zakrętów. On na pewno nie da sobie sam rady. Znał jedynie dwa słowa i czasem mylił prawą stronę z lewą.
— Dziękuję i przepraszam, muszę go znaleźć.
Ukłoniłem się nowo poznanemu obcokrajowcowi, który był także przyjacielem Maiku san. Cieszę się, że udało mi się go poznać i żałuję, że tak krótko mogłem z nim spędzić czas. Maiku san był dla mnie ważny, a sam w wielkim Tokio się zgubi.
||Piłkarz||
— Sukeeto rinku — powtarzałem te słowa bez końca, każdemu napotkanemu na ulicy Japończykowi i Japonce. A także słowo ginban, które według wujka Google również znaczyło lodowisko.
Skośnooki naród patrzył na mnie jak na kosmitę. Obcego z innej planety, który wybrał ich na swoich przewodników.
— Doko?* Sukeeto rinku.
Zacząłem używać mowy ciała, próbując choć trochę wyglądać jak łyżwiarz. Gdy starałem się im pomóc mnie zrozumieć, odchodzili jeszcze szybciej i odpowiadali mi jedynie słowo mukou*. Nie wiem, co to znaczy, bo mój słownik tego nie ogarniał.
Po chwili zadzwonił do mnie telefon. Gdy wyświetliły mi się znaczki, napisane hiraganą, wiedziałem, że był to Takumi. Odetchnąłem z ulgą, gdy usłyszałem jego głos.
— Maiku san, doko desu ka?
Ten zwrot zrozumiałem bez problemu. Na końcu była partykuła ka oznaczająca pytanie. Doko to gdzie, a reszta to moi imię i jakieś desu.
— Takumi! Szukam cię po całym Tokio — położyłem rękę na biodrze i spojrzałem zrezygnowany przed siebie.
— Gdzie jesteś? — tym razem zapytał po angielsku, pewnie pomyślał, że nie zrozumiałem.
— Ja... Jestem pomiędzy ogromnymi budynkami.
— Potrafisz coś przeczytać?
— Tylko słowo karaoke, ale spokojnie wiem gdzie jestem na pewno nie blisko lodowiska, na które szedłem, bo jestem w samym centrum. Tu gdzie jest tak wiele pasów dla pieszych w każdą mańkę.
— Eto... mańkę?
— Stronę, potocznie mi się powiedziało.
— Aa, wakatta*, wakatta. Nie ruszaj się zaraz tam będę.
— Nie musisz mi dwa razy powtarzać, będę pod napisem karaoke.
||Łyżwiarz||
Serce waliło mi jak szalone, gdy wreszcie udało mi się dostrzec gajdzina. Pomachał w moją stronę i wstał z ziemnego chodnika, na którym siedział. Podszedłem do niego, a on popatrzył na mnie i rozłożył ręce.
Był zły, na pewno...
To był ten moment, w którym musiałem się ukłonić i kilkadziesiąt razy powiedzieć do niego sumimasen. Było mi tak głupio... że nie dałem żadnego znaku życia. Już układałem swoje ręce wzdłuż ciała, a wtedy niespodziewanie Maiku san do mnie podszedł i mocno mnie przytulił.
— Myślałem, że będziesz bardziej przejęty, a ty przyszedłeś do mnie jakbyśmy byli umówieni w tym miejscu.
Co on mówił? To chyba jego forma żalenia się. Muszę wysłuchać wszystkiego, co chce mi przekazać.
— Ale spokojnie, wiem, że Japończycy nie wyrażają swoim emocji. Wiem, że się o mnie martwiłeś. Wiem, że byłeś u mnie w mieszkaniu. Lu mi o tym powiedział, zaraz po tym jak wybiegłeś z budynku. Arigatou.
Za co? Za co ty mi dziękujesz, Maiku san? Przecież ja cię zawiodłem...
***
*doko - gdzie?
*wakatta - rozumiem
Hej, tutaj Lexi :) (jakbyście nie wiedzieli 😂) Mam nadzieję, że opisuje Takumiego, choć trochę na wzór prawdziwego Japończyka. Mam kontakt z tymi cudnymi mieszkańcami, ale nie uda mi się ich odwzorować, a jedynie nakreślić kilka cech.
さようなら😄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro