|十一|eleven|
||Piłkarz||
Gdy oboje wyszliśmy na powierznię z tego zatłoczonego metra nie mogłem uwierzyć swoim oczom. Rozpoznałem tę dzielnicę Tokio od razu. Na pewno się nie pomyliłem. Zbyt długo obczajałem ją w Google Maps. To właśnie...
— Akihabara. Myślę, że tutaj powinno ci się spodobać — odparł Takumi.
Zwróciłem się w jego stronę u szeroko uśmiechnąłem. Nie byłem w stanie opisać tego jak bardzo byłem szczęśliwy.
— W Japonii kocham wszystko, ale najbardziej właśnie ten rejon. Jakbyś czytał mi w myślach.
Nie mogłem pojąć tego, że Japończyk zabrał mnie właśnie w to miejsce. Popatrzyłem wreszcie przed siebie. Ten widok już do końca życia pozostanie w mojej pamięci.
— Oo tam pisze... オノデン. O - NO - DE - N! A tam! ポ-クス. POO - KU - SU kanji, kanji.
— Hah! — usłyszałem głos rozbawionego Takumiego.
Zmierzyłem go wzrokiem, a on szybko zasłonił swoje usta ręką. Wzrok skierował w ziemię, a jego rysy twarzy zastygły na moment. On był... Tak idealny. Chwila! Stop! Nie mogę tak o nim myśleć!
Po chwili moje serce uderzyło dwa razy mocniej, co spowodowało, że się lekko zgarbiłem. Moje ciało zareagowało tak znienacka. Kompletnie się tego nie spodziewałem, ale dlaczego? Przecież... Ja...
Czarnowłosy nagle opuścił dłoń i popatrzył na mnie zmartwiony. W sumie też bym tak pewnie zareagował. Patrzyłem na niego mając oczy pełne łez, które nie mogły uciec poza moje powieki. Nie mogłem się rozkleić na środku ulicy.
Takumi... Ja... Czemu tak na mnie działasz skoro moje serce należy do kogoś innego?
||Łyżwiarz||
Nie wiedziałem, co zaczęło się dziać z Maiku san. W jednej chwili z radosnego i pełnego życia człowieka zmienił się w zasmuconego piłkarza. Już miałem zapytać o to, co się stało, ale wtedy znów zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Po raz kolejny ukazał mi swoje śnieżnobiałe zęby i otarł oczy w momencie, w którym myślał, że nie patrzę.
Nie chciałem, aby się smucił. To była ostatnia rzecz na świecie jaka mogłaby się przydarzyć. Do twarzy mu z uśmiechem i jak czyta katakanę.
— To gdzie mnie zaprowadzisz? — zapytał zaciekawiony.
— Lubisz mangę i anime?
— No ba! Jeszcze pytasz?
Zaczęliśmy iść w stronę największego sklepu związanego z japońską animacją. Było tak wszystko czego zapragnęła dusza każdego otaku.
Akihabara to rejon stacji w tokijskiej dzielnicy Chiyoda. Ogromne centrum handlu artykułami gospodarstwa domowego, sprzętem elektronicznym, grami komputerowymi oraz oczywiście anime. Nie bez powodu rejon ten nosił nazwę Elektryczne Miasto Akihabara.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg sklepu z mangami, Maiku san od razu rzucił się na każdą z półek po kolei. Przyciągał wzrok wielu klientów, ponieważ był gajdzinem. Samo to, że jest się obcokrajowcem budziło zainteresowanie.
Łapał każdy egzemplarz w swoje ręce. Po chwili zorientowałem się, że jego interesuje wszystko, co posiada japońskie napisy... Zrozumiałem wtedy, że on naprawdę kocha wszystko w Kraju Kwitnącej Wiśni. Kanji, hiragana i katakany były wszędzie nawet przy toalecie... O nie... Nie chcę myśleć o tym, co on robi, gdy korzysta z ubikacji...
Nagle Maiku san stanął w miejscu, co nie zdarzyło się od początku podróży pomiędzy regałami z mangami. Trzymał jakąś jednoczęściową książkę i patrzył na jej okładkę. Podszedłem bliżej niego, a gdy dostrzegłem, co tak bardzo przykuło jego uwagę, byłem w lekkim szoku. Maiku san, nawet nie zauważył kiedy do niego podszedłem. Ale jednak, gdy już się zorientował było za późno. Złapał się za głowę i próbował nie ukazywać tego jak było mu wstyd.
— Ja...
Odłożył mangę yaoi, która znajdowała się na niewielkim stosie i włożył ręce do kieszeni swojej bluzy z adidasa. Jego twarz stała się cała czerwona, a niepotrzebnie. Postanowiłem od razu zareagować.
— Lubisz yaoi? — zapytałem.
— Ja... Ech... Jakby to powiedzieć...
— Ja lubię je czytać — dodałem. — Są zabawne, pełne humoru i zaskakujących zwrotów akcji.
— Naprawdę je lubisz?
Gajdzin zapytał w taki sposób, że nie byłem teraz pewien czy lubi tego typu mangi. Patrzył na mnie i wyczekiwał mojej odpowiedzi. Teraz to ja stałem na środku sklepu i stawałem się czerwony jak burak.
— Boku ha yaoi ga suki desu — uniosłem niepewnie swoje spojrzenie i widziałem, że Maiku san mnie nie zrozumiał. — Lubię — uśmiechnąłem się niepewnie.
— Uff, to super, bo ja też — odetchnął z ulgą. — Myślałem, że nie i bałem się przyznać.
Po podzieleniu się naszymi małymi sekrecikami kupiliśmy dwie mangi, które nam przypadły do gustu. Mi po fabule, a Maiku san po obrazkach. To było naprawdę miłe patrząc na niego jak przewracał kartki i wymawiał sylaby napisane katakaną i hiraganą, omijając wszystkie znaki kanji z wyjątkiem watashi*. Mogłem stać tak godzinami i obserwować jego mimikę twarzy, słuchać szeptów, ale nagle usłyszałem jego burczenie w brzuchu.
— O kurczę — powiedział Maiku san. — Chyba czas coś zjeść.
— Dobrze, w takim razie chodźmy, znam bardzo dobrą restaurację z ramen.
— Mmm, ramen... Uwielbiam tę zupę. To naprawdę jest raj na ziemi.
To samo również mówił po zakończeniu posiłku. Zjedliśmy oboje zupę wypełnioną różnymi smakami jak mięso wieprzowe, grzyby shitake, warzywa oraz jajko i makaron. O bulionie nie wspominam, bo to najwspanialszych wywar na świecie.
— Zjadłbyś coś jeszcze? — zapytałem przyjaciela gajdzina.
On jedynie potrząsnął głową, że zupa mu nie wystarczyła.
— A lubisz może owoce morza?
— Tak, ale nie wszystkie — odparł.
— A za którymi nie przepadasz?
— Małżami. Nieznoszę ich — powiedział Maiku san skrzywiając się z niesmakiem.
Odetchnąłem w duchu, bo danie, które zamówiłem po chwili składały się z delikatnej ośmiornicy w cieście. Kucharz po krótkiej chwili postawił nam przed nosem talerzyki, a na nich jeden z moich ulubionych przysmaków.
— To takoyaki — wyjaśniłem.
— Słyszałem o tym, ale nigdy nie próbowałem.
Maiku san po chwili złapał pałeczkami jedną kulkę i wgryzł się w nią. Potem skierował swój wzrok na mnie i uniósł brwi, oblizując się ze smakiem.
— Mmm! Jakie to pyszne!
Ucieszyło mnie to, że gajdzin polubił takoyaki. Było to dla mnie ważne, ponieważ chciałem mieć z nim jak najwięcej wspólnego.
|||
Po sytym obiedzie, za który zapłaciłem 1878 jenów, bo tyle wyszło za wszystko, ruszyliśmy dalej.
Poszliśmy do kolejnych sklepów. Właściwie cały dzień spędziliśmy na zakupach. Maiku san zakupił kilka uroczych przedmiotów, a także pamiątki dla rodziny. Dowiedziałem się, że tak samo jak ja miał siostrę tylko w moim przypadku moja siostra była ode mnie młodsza, a gajdzina starsza. Znajdowałem stopniowo coraz więcej wspólnych rzeczy. Niezwykle mnie to cieszyło.
Gdy zrobiło się ciemno poszliśmy na metro, aby z powrotem wrócić do Shibui. W tę stronę ludzi było o wiele mniej, ale wciąż nie znaleźliśmy miejsca, aby usiąść. Nie żałowałem. Maiku san stał tuż obok mnie i razem rozmawialiśmy, a właściwie to ja wysłuchiwałem jego podziękowań za dzisiejszy dzień. Było mi z tym bardzo niezręcznie. On nie musiał mi za nic dziękować. To raczej ja powinienem... Dzięki niemu czułem się lepiej i wierzyłem, że dam sobie radę na zawodach.
Szliśmy mało ruchliwą uliczką. Maiku san trzymał za swoją torbę sportową i poruszył temat łyżwiarstwa. Aż tak bardzo spodobał mu się ten sport?
— A jak ty właściwie szukasz muzyki do swoich układów? To musi być totalnie trudne.
— Masz rację — zawstydziłem się nagle, sam nie wiedząc czemu. — Zwykle znajduję jakieś utwory słuchając piosenek, które prezentują kraje europejskie na Eurowizji.
— A co robisz, gdy nie znajdziesz tam odpowiedniego utworu?
— Zazwyczaj wtedy daję wolną rękę mojemu trenerowi, ale w tym przypadku muszę zrobić wszystko sam — odparłem.
Byliśmy już pod blokiem Maiku san. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i wtedy gajdzin dostrzegł, że coś mnie trapiło.
— Dlaczego... sam?
— Po prostu dedykuję te dwa układy osobie, na której bardzo mi zależało i w każdej chwili mogłem na nią liczyć.
Maiku san uciekł ode mnie wzrokiem i spojrzał w bok. Nie wiem o czym pomyślał, ale tuż po momencie spojrzał mi ponownie w oczy.
— Mówisz w czasie przeszłym. Ta osoba cię zostawiła? Wyjechała? Pokłóciliście się? Rozstali...?
Czy zostawiła...? Obwiniałem ją za to, ale tak naprawdę nigdy mnie nie opuściła. Dotarło do mnie, że zawsze mimo wszystko będzie ze mną.
— Występ na Grand Prix dedykuję mojej mamie. Ona... zmarła kilka tygodni temu...
— Ojej, Takumi... Przepraszam, ja... nie miałem pojęcia...
— Nie, nie, spokojnie. Z każdym dniem jestem silniejszy.
Uśmiechnąłem się do Maiku san. Zobaczyłem zmieszanie na jego twarzy. Nie wiedział, co mam więcej powiedzieć w takiej sytuacji, lecz po chwili mnie zaskoczył. Ponownie. Jak to obcokrajowiec. Oni nie żyli według ścisłych zasad i schematycznych zachowań.
— A szukałeś tej muzyki w anime? — zapytał.
Nie... Dlaczego ja... Nigdy o tym nie pomyślałem? Przecież to zbiór mnóstwa różnorodnych utworów i artystów. Openingi, endingi, soundtracki. Wszystko znajdowało się właśnie tam.
— Nie szukałem... — wstyd było mi się do tego przyznać.
Nagle do naszych uszu dobiegł dźwięk telefonu gajdzina. Chłopak mnie przeprosił na moment i odebrał połączenie.
— Ok, nie wkurzaj się tak na mnie już idę — powiedział do swojego smartfona.
— Dobrze, musisz wracać.
— Taa, kumple się strasznie zdenerwowali nawet nie wiem z jakiego powodu. Chcą, abym przyszedł jak najszybciej.
— Rozumiem. Ale mam jeszcze jedno pytanie.
— Tak?
— Jakie jest twoje ulubione anime?
— Wiesz... Nie oglądałem ich zbyt wiele. Może około czterdziestu, ale jedno wiem na pewno. Moim numerem jeden jest Kuroshitsuji.
Po otrzymaniu tej wiadomości pożegnałem się z gajdzinem i każdy z nas poszedł w swoją stronę. Będę musiał posłuchać różnych utworów z tego anime. Na pewno znajdę coś idealnego do swojej choreografii, a to wszystko dzięki piłkarzowi. To on uświadomił mi coś oczywistego, ale bez niego nie prędko bym na to wpadł.
||Piłkarz||
Wszedłem do pokoju, który dzieliłem razem z Luisem. Od razu usłyszałem rozmowy znajomych i zapach alkoholu. Czyżby Lu zorganizował małą imprezkę w męskim gronie? To do niego niepodobne. Przeszedłem małym, wąskim korytarzykiem i znalazłem się w salonie, w którym siedziało czterech młodych mężczyzn. Każdy z nich zmierzył mnie wzrokiem.
— Gdzieś był tyle czasu? — zapytał poddenerwowany Chris.
— Zwiedzałem Tokio, chyba powinniście się po mnie tego spodziewać.
— Pewnie z tym swoim skośnookim znajomym, co? — dodał Peter.
— Co masz do Takumiego? Hm? — nie pozwolę źle mówić o moim azjatyckim przyjacielu. Oni niczego o nim nie wiedzieli.
— Panowie, spokojnie — próbował złagodzić sytuację, Teon, a potem zwrócił się bezpośrednio do mnie. — Mike, ja wiem, że Japonia to twoje życie, ale skoro kumpel jest w dołku to wypadałoby z nim być w takim momencie, mam rację?
— A co się dzieje?
— To ty nawet nie wiesz? — uniósł swoje brwi Teon.
— No tak, przecież pierwszy wyleciał dziś spod prysznica.
Nie słuchałem już tego co mówili. Byłem zapatrzony jedynie na Lu. Reszta mnie w ogóle nie obchodziła. Widziałem jak na mnie patrzył, swoimi smutnymi oczyma, które szukały wsparcia u najbliższego przyjaciela, które nie było z nim...
— Luis, co się stało? Mów, stary.
— Kate. Zerwała z nim — uprzedził go Peter.
Byłem w szoku. Przecież oni oboje tak dobrze się dogadywali, a ona z nim zerwała przez telefon?
Było mi tam głupio, że go zostawiłem na cały dzień, a on się zamartwiał rozstaniem... Będę musiał mu to wynagrodzić.
***
*watashi - 私 <--- znak kanji - 'ja' używane przez kobiety. 'Ja' używane przez mężczyzn to 'boku' ---> 僕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro