|十|ten|
||Piłkarz||
— Ostatnie okrążenie panowie, z życiem!
Podbiegłem do Luisa i udawałem, że wszystko między nami było w jak najlepszym porządku. Postanowiłem do niego zagadać, aby jakoś załagodzić napięcie między nami.
— Hej, Lu. Naszego trenera to pewnie słychać w całym Tokio, co nie?
Masakra... Nic głupszego nie mogłem wymyślić?
— Fakt — odpowiedział krótko.
Nie byłem przygotowany na kolejne pytanie, które mogłem mu zadać. Luis wyglądał na zmartwionego, coś go trapiło, ale nie sądzę, żeby to było tylko przez wczorajszą akcję w szatni. Aż tak by go to nie obeszło. Już miałem zapytać o Kate, bo być może coś między nimi się wydarzyło. Mój przyjaciel spotykał się z modelką od dwóch miesięcy, często żartował, że szuka nadal swojego ideału, udawał kobieciarza, ale tak naprawdę lubił Kate. Nim jednak zdążyłem uchylić swoje usta, Lu był dobre kilka metrów przede mną.
Ukończyliśmy bieg. Jak po każdym treningu, trzynaście spoconych ciał weszło pod prysznic. Tym razem byłem pierwszy. Ja! Ten, który zawsze wchodzi ostatni. Jestem lewym skrzydłowych, najszybszym graczem na boisku, ale w innych czynnościach strasznie się guzdram. Cóż... Ale dziś było inaczej, bo miał po mnie przyjść Takumi. Szybko się umyłem, spakowałem rzeczy i zacząłem się ubierać. Nie wiem dlaczego, ale na mojej twarzy od samego rana gościł uśmiech.
Zasunąłem suwak przy torbie sportowej, a wtedy wyszli moi przyjaciele spod prysznica.
— Mike, co w ciebie wstąpiło? — zapytał Peter z rozłożonymi rękoma.
— Nic takiego. Sorry, muszę już lecieć, paaa!
|||
— Paa? Od kiedy on tak mówi? — Peter nie mógł ogarnąć młodszego kolegi.
— Ja wam mówię, ta Japonia mu nie służy — ostrzegł Chris. — A najbardziej ma przerąbane Luis, bo dzieli z nim pokój. Lu jak ty z nim wytrzymujesz?
Cała trójka spojrzała na blondyna, który siedział na ławce owinięty ręcznikiem wokół pasa, a głowę miał skierowaną ku podłodze. Teon spojrzał na Petera i Chrisa w taki sposób, że dał im do zrozumienia, aby się zamknęli. Czarnowłosy podszedł do Luisa i zapytał przyjaciela:
— Lu wszystko w porządku?
||Łyżwiarz||
Spojrzałem ponownie w telefon, aby dowiedzieć się, która była godzina. Maiku san się spóźniał, ale nie powinienem się martwić. Na pewno zaraz przyjdzie. Pewnie trening mu się przedłużył.
Słońce wznosiło się coraz wyżej ku górze, a ja nadal stałem jak słup soli pod budynkiem, w którym tymczasowo mieszkał gajdzin. Minęło trzydzieści minut... Czyżby zapomniał o mnie? W sumie... To możliwe. Ile my się znamy? Tak właściwie to tylko parę dni, więc mógł zapo...
— Takumi!
Ni stąd, ni zowąd usłyszałem głos Maiku san. Chłopak biegł chodnikiem prosto w moją stronę. Delikatny powiew wiatru, muskał jego wilgotne kosmyki włosów. Aż tak się spieszył, że nawet nie zdążył ich wysuszyć? Swoją ręką trzymał ramiączka torby sportowej, a na jego twarzy gościł uśmiech. Uchyliłem nieco usta na jego widok, a po chwili gajdzin znalazł się tuż obok mnie. Od razu schylił się i położył dłonie na swoich udach. Widać było, że jest zmęczony. Jego twarz była czerwona na kościach policzkowych, a usta wilgotne, zapewne od śliny, którą przełykał w drodze.
— Ja... Ja... Sumimasen, Takumi. Zgu-zgu-zgubiłem się po drodze...
Czemu mnie to nie dziwiło? A nie! Co ja wygaduje!? A właściwie myślę... Przecież Tokio jest ogromne! Mógł się tutaj zgubić! To normalne. Jeju... Czemu się tak denerwuje? Moje ręce zaczęły drżeć.
— Dlaczego... — zawahał się. — Nic nie mówisz?
— Aaa, przepraszam — uśmiechnąłem się nerwowo i próbowałem się uspokoić wewnątrz siebie.
Już tutaj był, więc powinienem przestać się zamartwiać, już się znalazł, więc dlaczego ja... jeszcze bardziej się denerwowałem?
— Chodźmy do metra. Za... — spojrzałem na zegarek w telefonie. — trzy minuty przyjeździe.
— Dobrze — odparł zadowolony.
A może to nie był zbyt dobry pomysł, aby zabierać go tam po treningu? Na pewno jest zmęczony i chciałby coś zjeść... Maiku san kierował się już do tunelu, który znajdował się kilkanaście kroków od nas, ale wtedy spuściłem głowę i złapałem go za ramię. Szatyn uniósł wysoko swoje gęste brwi i od razu skierował głowę w moją stronę.
— Coś nie tak? Znów pomyliłem drogę? — Maiku san zaśmiał się, bo uznał to za bardzo prawdopodobną rzecz.
Myślałem, że powiedział to w żartach, ale po chwili spostrzegłem, że on naprawdę nie był pewien czy idzie w dobrą stronę. Nawet, gdy widział napis metro po angielsku. A może nie ufał japońskiej angielszczyźnie?
— Dobrze, tylko ja... Tak sobie pomyślałem, że pewnie jesteś głodny i chciałbyś najpierw coś zjeść? Może?
Za dużo mówię... Takumi! Daj mu odpowiedzieć! Byłem naprawdę zły na siebie.
— Nie, coś ty! Po treningu nigdy nie chce mi się jeść przez najbliższe trzy godziny. Mój przyjaciel Lu, lata wtedy po mieszkaniu za mną z miseczką płatków owsianych. Jest zbyt opiekuńczy, ale po nim tego nie widać.
Maiku san, w pewnym momencie przestał opowiadać o swoim przyjacielu i tym razem to on chwycił mnie za rękę.
— Szybko! — odparł. — Nie możemy spóźnić się na metro!
||Piłkarz||
Pociągnąłem łyżwiarza za sobą i oboje wbiegliśmy po schodach do tunelu. Byłem bardzo zdziwiony, ponieważ było tam mnóstwo ludzi! Gdzie są ci wiecznie pracujący Japończycy?! Nie powinni siedzieć teraz w super wypasionych biurach, biegać z dokumentami dla szefa, wysyłać faksów? Czemu. Wszyscy. Są. TUTAJ?! Takumi jednak wydawał się być niewzruszony tym widokiem.
Ech... Mike, ciekawe czemu zachowywał się tak? No nie wiem, bo jest Japończykiem? Zna doskonale wszystko, co się tutaj dzieje?
Metro podjechało punktualnie. Nie ma to jak japońska dokładność i punktualność. To zadziwiające. Ludzie ustawili się w kolejkę, a drzwi, które się rozsunęły na boki, znajdowały się tuż pomiędzy białymi liniami, gdzie stali ludzie. Nie dość, że przyjechał o czasie to jeszcze trafił idealnie w miejsce, w którym miał się zatrzymać. Zadziwiający widok. Niby taki zwyczajny, ale jedno zrozumiałem w tej chwili. Nic w Japonii nie jest zwyczajne.
Zza jednych drzwi wyszli pasażerowie, a my wchodziliśmy przez drugie. Byliśmy prawie na samym końcu kolejki, która była niezwykle długa. Nie spodziewałem się tego o tej porze. Ludzie chodzili w maskach, wpatrzeni w ekrany telefonów. Przykry widok, ale taka była szara rzeczywistość. Japonia nie z każdej strony jest urocza i różowa. Nie chciałem poznawać tej smutnej strony. Chyba wolałem się oszukiwać.
— Weź torbę w ręce i złap ją przed sobą. Będziesz zajmował mniej miejsca — oznajmił Takumi i tak też po chwili zrobiłem.
Nadeszła nasza kolej. Weszliśmy z trudem do środka, a za nami było jeszcze około dziesięciu osób. Halo?! My się ledwo tutaj dopchaliśmy, nikt więcej nie wejdzie!
Myliłem się. Wtedy do drzwi podszedł mężczyzna w białych rękawiczkach. Dużo o nich czytałem, ale nie sądziłem, że naprawdę oni istnieli. Ci panowie to tak zwani upychacze. Oni dosłownie dopychają ludzi do metra, aby wszystkich zmieścić. Nigdy nie chciałem być sardynką w puszce, ale niestety stałem się nią. W sumie to... będę miał co wspominać. Drzwi jakimś cudem się domknęły. Nie miałem szans złapać się czegokolwiek, ale chyba nie powinienem się obawiać o upadek. Ludzie stali tak blisko siebie, że ledwo zdołałem poruszyć małym palcem u nogi. Spojrzałem na Takumiego, do którego byłbym w tym momencie przytulony, gdyby nie moja torba sportowa. Tak bardzo żałowałam, że miałem ją przy sobie. Chwila? Dlaczego właściwie żałowałem?
Czarnowłosy popatrzył na mnie swoim czarnymi oczami i nie mogłem uwierzyć, że pomyślałem o nim w ten sposób. Dlaczego chciałem być bliżej niego? Po co była mi ta bliskość?
||Łyżwiarz||
Dobrze, że nie wziąłem ze sobą plecaka, który zwykle towarzyszy mi w podróżach po tokijskich dzielnicach. Nie żałuję, bo dzięki temu dzieli mnie od Maiku san jedynie jego torba sportowa, a nie torba i plecak. To mnie bardzo cieszyło. Byłem bardzo blisko niego. Wcześniej nie zwracałem uwagi na to, jak kilkunastu mężczyzn na raz na mnie leżało dosłownie w metrze, gdy jeździłem do szkoły czy na uczelnię. Teraz dostrzegłem różnicę. Teraz, gdy Maiku san był tutaj ze mną. Bałem się do tego przyznać, ale cieszę się, że jest tu razem ze mną. Jego bliskość w pewnym sensie jest mi potrzebna. Tylko w jego wyrazie twarzy dostrzegam szczerość. Jest prawdziwym człowiekiem.
— Takumi? Dlaczego tutaj jest tyle ludzi? Czy oni nie chodzą do pracy?
— Są w pracy — odpowiedziałem bez wahania.
— Jak są, skoro tutaj jest ich tak wielu?
— Większość pasażerów to uczniowie, ale dorośli są w pracy.
||Piłkarz||
Z trudem, ale jakoś zdołałem przekręcić głowę. Było mi łatwo obserwować innych, bo porównując posturę Amerykanina a Japończyka to różnica wzrostu jednak była dość wyraźna. Dostrzegłem w tym tłumie uczniów w swoich szkolnych mundurach, ale też mnóstwo salarymanów, więc... Skoro oni byli tutaj to raczej nie w biurze.
— Ale tutaj jest mnóstwo dorosłych.
— Dorośli są w pracy — powiedział jeszcze raz.
Poczułem się jak jakiś idiota. To tak jakby Takumi stanął naprzeciwko mnie trzymając czerwoną piłkę w rękach, a mówił, że jest zielona. Przecież widzę, że jest...
— Przecież widzę, że jest czerwona!
O nie! Czy ja to powiedziałem na głos? W dodatku jeszcze się nieco uniosłem? Takumi spojrzał na mnie, a tuż nad jego głową wyobraziłem sobie ogromny znak zapytania. Tuż przed kreującą jego reakcją uratował mnie dźwięk rozsuwających się drzwi. Nareszcie, nareszcie stąd wyjdziemy.
***
A tak w ogóle zapomniałam Wam powiedzieć, że miałam jechać do Mediolanu na Grand Prix specjalnie dla Hanyu Yuzuru, ale zrezygnowałam z tego w ostatniej chwili, bo moja siostra ma maraton w Rzymie za dwa tygodnie i jadę z nią. Dobrze się złożyło, bo Yuzuru san jest nieobecny w Mediolanie przez kontuzję kolana, z którą borykał się już przed Igrzyskami Olimpijskimi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro