Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|九|nine|

||Łyżwiarz||



     Za dwa dni widzę się z Maiku san, ale teraz czeka mnie oglądanie Eurowizji. To dziwne... zawsze tak bardzo czekałem na to, że wreszcie prawie każdy kraj Europy zaprezentuje swój naród. Włącznie z Australią rzecz jasna. A tym razem... Jakoś nie ekscytowałem się tak tym czy coś ciekawego usłyszę, czy też nie. Nie miało to dla mnie większego znaczenia. Myślałem jedynie o gajdzinie oraz mojej mamie. Głupio mi przyznać, ale Maiku san odsuwa myśli o niej, a mi... jest wtedy łatwiej. Nie zadręczam się, do moich oczu nie napływają łzy... Czy mogę tak w ogóle mówić? To brzmi tak, jakby było lepiej, gdybym o niej zapomniał...

     Kolejne utwory zostały prezentowane przez kolejno Austrię, Belgię, Słowenię, Polskę, Mołdawię, Włochy, Portugalię, a ja jedynie siedziałem skulony przed telewizorem. Spojrzenie wcale nie skupiło się na ekranie, lecz na macie tatami, na której siedziałem z kolanami podciągniętymi pod klatkę piersiową. Myślałem o nim... O Maiku san. Nie zrobił niczego szczególnego, ale sama jego osoba sprawiała, że się uśmiechałem. Znów zacząłem cieszyć się życiem, co było niedorzeczne, ponieważ znam go tylko parę dni... Jak to możliwe, że ktoś mógł w tak krótkim... w takim stopniu się od siebie uzależnić? Inaczej nie potrafiłem tego ująć. Nie chciałem by odszedł, aby wyjechał... Nie wiem jak to powiedzieć, ale ja nie...

Our love is... a touch of the ball

     Co takiego? O czym śpiewa ten młody reprezentant Bułgarii? Nasza miłość jest jak dotyk piłki? Coś w tym stylu! Poczułem w swoim wnętrzu przyjemne łaskotanie, na które od razu się uśmiechnąłem. Ten utwór... jest idealny! Kiedyś ułoże do niej układ i zadedykuję go właśnie jemu! Maiku san... Nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę.






||Piłkarz||





     Lu oczywiście był na mnie zły za to nocne wyjście, ale to nie miało znaczenia. Tak właściwie w ogóle mnie to nie obeszło, bo niczego nie żałowałem. W głowie wciąż miałem łyżwiarza, który z niezwykłą gracją i perfekcją jeździł na tafli lodu. Nigdy nie widziałem czegoś tak czarującego i hipnotyzującego. Nie chciałem się z nim rozstawać, bo każda chwila bez niego wydawała mi się wiecznością. To znaczy byłoby tak, gdyby nie to, że byliśmy w Tokio. Tutaj czas mija błyskawicznie. Mamy wieczór, biegam wraz z kolegami z drużyny po ogromnej bieżni wokół boiska już nie mam pojęcia, który raz, ale nie odczuwałem zmęczenia. Zadowolony z uśmiechem na twarzy stawiałem kolejne kroki. Ręce pracowały przy biegu i mogłem tak biegać przez całą noc. Może dzięki temu jeszcze szybciej by minęła, bo to właśnie jutro zobaczę się z Takumim. Japończykiem, który wyróżnia się spośród wszystkich, identycznych reprezentantów Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie mogłem się tego doczekać.

     Nagle poczułem jak ktoś uderzył mnie mocno w plecy i wyrwałem się z transu, a szkoda, bo właśnie w tym momencie chciałem obmyślić gdzie pójdę razem z łyżwiarzem.

     Osobą, która mnie z zaskoczenia uderzyła był Chris - przyjaciel, którego miałem umówić z Japonką. Tuż obok niego biegł Peter - mistrz selfie i człowiek, który nie rozstawał się na krok ze swoim telefonem. Był także Teon - najlepszy kumpel Petera, który biedny musiał być na bieżąco z tym co robił jego przyjaciel. To nieco przykre... Potem swoje spojrzenie przeniosłem na Luisa. Ten uciekł ode mnie wzrokiem i biegł dalej patrząc przed siebie.

     Nadal był zły o jedno moje wyjście? Był gorszy od Chrisa i Petera razem wziętych w tym momencie. Nie, dobra, trochę przegiąłem.

     — Mike! Coś ty taki odcięty od rzeczywistości zupełnie jak Peter?! — zapytał rozbawiony Chris, drwiąc jednocześnie z kolegi z drużyny.

     — Ej! — zareagował brązowowłosy.

     — Po prostu ja... — urwałem w pół zdania. — Nie mogę się doczekać weekendu. Będę miał czas poznać Tokio.

     Teon przyłożył rękę do swojego czoła i westchnął zrezygnowany.

     — I po co my do niego podbiegliśmy? — nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie.

     — Nasz, mały skarb — odparł Chris i złapał mnie za policzek.

     Oczywiście... Co by to był za dzień gdyby się ze mnie nie ponabijali? Na szczęście miałem to gdzieś. Nie zmienię ich i w sumie nawet nie chciałem. Byłem ich oczkiem w głowie i największym idiotą w drużynie, ale... Trzeba mieć jakąś funkcję, prawda?

     Trójka przyjaciół odbiegła ode mnie, został jedynie Luis, który nie odezwał się ani słowem. Było mi niezręcznie zostawać z nim sam na sam, ale denerwowało mnie już jego zachowanie. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce!

     — Mike — wypowiedział moje imię.

     — Tak? —  odparłem cienkim głosikiem.

     Prawdziwy ze mnie mężczyzna.

     — Skoro jutro mamy tylko poranny trening, a potem wolne to może razem zwiedzimy Tokio? Bez tych idiotów.

     — Haha — nie mogłem powstrzymać śmiechu, a przyjaciel nie wiedział, dlaczego zacząłem w ogóle to robić. — Sam powtarzasz, że jestem największym idiotą.

     Po raz pierwszy od dłuższego już czasu zobaczyłem jak Lu na moment uniósł swoje kąciki ust. Blondyn przeczesał swoje włosy i znów odwrócił wzrok w przeciwnym kierunku. Biegliśmy dalej, moje serce zaczęło uderzać mocniej sam nie wiem dlaczego czy to przez to, że byłem już zmęczony, czy przez Lu? Ucieszyłem się na myśl, że mógłbym spędzić z nim cały weekend, ale... byłem już umówiony. Odmówiłem mu i po tym jak to zrobiłem przyspieszył swój bieg. Widziałem przed sobą jego spocone plecy i czarne getry, które opinały umięśnione łydki. Zrobiło mi się głupio, ale w sumie nie powinno, bo chciałem zobaczyć się z Takumim. Z Luisem będę miał jeszcze mnóstwo okazji, aby gdzieś razem wyskoczyć.


|||



     Byliśmy w szatni. Spoceni, zmęczeni, wyczerpani wręcz dzisiejszym treningiem. Ćwiczyliśmy dziś strzały na bramkę, wykopywanie z różnego, przyjmowanie na główkę i wiele, wiele innych rzeczy. A na koniec oczywiście kilkanaście okrążeń wokół boiska... Trener nas nie oszczędzał.

     Musieliśmy się wykąpać w obiekcie sportowym inaczej trener nie wpuściłby nas do busa. Siedziałem na ławce obok Lu i on właśnie ściągnął ze swoich boskich nóg getry. Czekałem na ten moment, bo zawsze wtedy schylałem się i rozwiązywałem sznurówki swoich korków. Zawsze zajmowałem się najpierw zdjęciem górnej części garderoby, czyli koszulką i termo. Mój wzrok utkwił na moment przy nogach Lu, ale zdarzyło się coś czego kompletnie się nie spodziewałem. W tym momencie przypomniał mi się Takumi. Wyobraziłem sobie jego nogi, jak one dopiero musiały być umięśnione i wyćwiczone. Uśmiechnąłem się do siebie i kątem oka spojrzałem na Lu, który był wpatrzony natomiast w moje ciało. Wodził wzrokiem po moich plecach, wyprostowałem się błyskawicznie, będąc zawstydzony. Zacząłem się dalej rozbierać. Wyciągnąłem ręcznik ze swojej torby sportowej i poszedłem do łazienki.

     — Mike — znów Luis się do mnie odezwał, ale go zignorowałem.

     Wszedłem pod jeden z natrysków, a wokół mnie znajdowało się dziewięciu nagich mężczyzn. Odkręciłem zawór i letnia woda zaczęła padać na moje rozgrzane barki oraz plecy, a potem stopniowo pokrywała każdą część mojego ciała. Zacząłem pocierać delikatnie rękami swoją klatkę piersiową. Zamknąłem oczy, chwyciłem dłońmi za swój kark, schylając przy tym głowę. Woda płynęła po moich włosach, a potem strumienie złączył się w jeden większy, który spłynął po moim nosie. Nagle poczułem jak czyjaś dłoń znalazła się na moim biodrze.

     — Mike, Luis przyniósł ci twój szampon, zapomniałeś go z szatni — odparł Chris, podając mi niebieską butelkę.

     — Dzi-dzięki — wydukałem.

     Przyjaciel odszedł ode mnie i dalej zaczął robić kawały innym z drużyny. Jak to on, nie potrafił się powstrzymać.

     Zacząłem wodzić wzrokiem po łaźni i dostrzegłem Luisa. Był odwrócony do mnie tyłem. Zacząłem gapić się na niego jak brał prysznic. Wił się pod padającą na niego wodą. Polał na swoje ciało odżywkę i zaczął się myć. Za to ja stałem wpatrzony na niego jak nienormalny. W głowie słyszałem swój własny głos: Hej! Ktoś cię może przyłapać! Powiedzą, że jesteś zboczeńcem! Ale jakoś w ogóle nie potrafiłem przestać tego robić. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy Lu położył swój podbródek na barku i spojrzał bezpośrednio w moim kierunku. Dopiero wtedy zawstydziłem się do tego stopnia, że szybko zacząłem wylewać na swoje włosy szampon i błyskawicznie się myć. Było mi tak wstyd! Co on sobie o mnie pomyśli...?



||Łyżwiarz||



     Dzień przed sobotą spotkałem się z Michiko san. Jak zawsze oboje podzieliliśmy się swoimi odczuciami na temat Eurowizji. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni i oboje relaksowaliśmy się przy filiżankach kawy.

     Przyjaciółka opowiadała mi o swojej nowej pracy. Marzenie każdego rodzica się spełniło. Michiko san zaczęła pracę w dużej firmie. Bardzo się z tego powodu ucieszyłem, bo to było jej marzeniem. Mój ojciec też tego chciał, ale ja wybrałem inną drogę, drogę, której nigdy nie akceptował. Gdy moja mama żyła to jeszcze jakoś zdołał to to przeboleć, lecz teraz... Nawet nie udawał... On nie znosi łyżwiarstwa. Nie chcę się ze mną widywać. Spędza czas tylko z moją młodszą siostrą, której nawet nie było na pogrzebie mamy, bo firma nie dała jej urlopu tego dnia. Była wtedy w delegacji w Chinach, więc tym bardziej nie było im to na rękę.

     — Takumi kun? Wszystko w porządku? — zapytała Michiko san, patrząc na mnie swoimi ciemnymi ślepiami.

     — Tak, tak — odparłem.

     Nie byłem chyba zbyt przekonujący. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i zadała mi pytanie, którego się nie spodziewałem.

     — Spotkasz się jeszcze z tym gajdzinem?

     Gdy tylko wspomniała o Maiku san moje ciało nagle rozluźniło się i spuściłem głowę. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy i pokiwałem twierdząco głową.

     — To dobrze — odparła. — Widzę, że on dobrze na ciebie wpływa.

     Na jej słowa uniosłem swoje spojrzenie i popatrzyłem na nią zdziwiony, a ona uroczo przekręciła głowę na bok uśmiechając się szeroko.








***

Skończone!!! Masakra, mam nadzieję, że się rozdział spodobał, bo wena kompletnie mnie opuściła jeśli chodzi o to opko... Ale myślę, że już nie będzie takich przerw :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro