Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|三|three|

||Piłkarz||




     Nadal nie mogłem oderwać od niego wzroku. Ten Japończyk był inni niż wszyscy. To nie przez to, że rodowici Japończycy zaczęli robić sobie z nim zdjęcia... ja po prostu... tylko jego potrafiłem odróżnić. Byłem pewny, że jakby stał on w tłumie innych mężczyzn w centrum Tokio na ulicy, którą przecinają pasy z każdej strony to... odróżniłbym go. Odnalazł... Jestem tego pewien!

     Po chwili zdałem sobie sprawę, że moje spojrzenie ani trochę nie zmieniło punktu, który obserwowałem. Czarnowłosy zerknął na mnie, gdy kolejna osoba ustawiła się z nim do zdjęcia i na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Było mi głupio i spuściłem wzrok, przygryzając dolną wargę. Jednak, gdy znów Japończyk patrzył w stronę obiektywu, ja z powrotem przeniosłem swoje spojrzenie na niego. Był taki kruchy... To znaczy! Cholera, chodzi mi o to, że jest zbudowany bardzo dobrze, ale mimo tego był taki chudziutki.

     Sesja zdjęciowa po kilku minutach się skończyła. Japończycy ukłonili się między sobą, a młode kobiety zaraz po tym odeszły z uśmiechem na twarzy, wymianając się jakimiś słowami. Szeptały i chichotały wzajemnie.

     Pomiędzy dwoma drzewami, w których kierunku celowałem jakiś czas temu pozostałem tylko ja i chłopak, który oberwał ode mnie piłką. Co mnie pokusiło, aby kopać piłkę w Tokio...? Przecież to miasto nie ma wolnej przestrzeni od ludzi.

     Młodzieniec miał tak na oko z osiemnaście, może jakby się ktoś uparł to dwadzieścia lat. Na pewno nie więcej. Patrzył na mnie i podszedł zaciskając dłonie na ramiączku torby sportowej.

     — Jeszcze raz bardzo cię przepraszam — tylko na takie słowa było mnie stać.

     Niespodziewanie Japończyk schylił głowę i cichutko się zaśmiał. To sprawiło, że i ja uniósłem kąciki ust, po czym ponownie popatrzył mi w oczy i odparł:

     — Sumimasen.

     Minęła krótka chwila zanim zorientowałem się, że wcześniej wypowiedziałem źle słowo oznaczające przeprosiny. Faktycznie wymawiało się je sumimasen, a nie sushi... już nie pamiętam jak wcześniej przekręciłem to słówko. Oboje się śmialiśmy stojąc na środku parku. Popatrzyłem uradowany na Japończyka, a jego wyraz twarzy po chwili się zmienił. Uchylił usta, a z warg uformował lekki dziubek. Widocznie o czymś sobie przypomniał.

     — Przepraszam — powiedział tym razem po angielsku. — Muszę już iść.

     Czarnowłosy ukłonił mi się nisko i szybkim krokiem zaczął iść w stronę centrum. Patrzyłem jak odchodził  żwawo na swoich chudych nóżkach. Pewnie spieszył się gdzieś wracając ze szkoły... Ale chwila... Czy w japońskich szkołach młodzież nie chodzi w mundurkach? Na studiach może to nie obowiązuje? Ech... sam już nie wiem. Jedyne czego jestem pewien to to, że sam tego nie ogarnę, a kto inny może mi pomóc jak nie Japończyk, który zna angielski?

     Prawą ręką złapałem za ramiączko torby sportowej i zacząłem za nim biec. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale wiedziałem, że nie dam mu odejść. Muszę go poznać. Na pewno rozpoznałbym go w tłumie, ale miałem znikome szansę na to, że po raz drugi wpadniemy na siebie w tak ogromnym mieście jakim jest Tokio. Nie dość, że monumentalnym to jeszcze zatłoczonym.




||Łyżwiarz||




     To było niecodzienne... Nigdy wcześniej nikt nie uderzył mnie piłką w głowę. Na pewno nie z taką siłą, że aż wylądowałem na ziemi. Uśmiechnąłem się niekontrolowanie sam do siebie, przez co kompletnie zapomniałem o Michiko san, z którą umówiłem się na stacji metra. Było już kilka minut po czasie. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła, a nawet jeśli to opowiem jej co przydarzyło mi się w drodze do niej. Pewnie trudno będzie jej w to uwierzyć. Takie sytuacje są bardzo niespotykane. Zazwyczaj dni wyglądają tak samo, czy to u dzieci, młodzieży, czy dorosłych. Każdy idzie jednym systemem w różnej warstwie społecznej. Mam duże szczęście, że to właśnie mnie spotkało coś innego.

     Wyszedłem z parku, wystarczyło jeszcze tylko przejść przez pasy, a potem skręcić w jedną uliczkę i będę na miejscu. Czekałem spokojnie na to aż zapali się zielone światło. Stojąc za salarymanami* wspominałem wciąż tamtą sytuację z parku i jego... gajdzina*, który wyglądał uroczo jak się zawstydzał. Zaczynałem żałować, że mu się nawet nie przedstawiłem. To była jedyna moja szansa i gdy sobie to uświadomiłem to posmutniałem w jednej chwili. Ocknąłem się, gdy wreszcie zapaliło się zielone światło. Postawiłem pierwszy krok na ulicy i wtedy poczułem jak ktoś mocno chwycił mnie za ramię. Stanąłem w miejscu i odwróciłem się z wymalowanym zaskoczeniem, a następnie przed sobą zobaczyłem tego samego chłopaka z parku. Znów na mojej twarzy zagościł uśmiech.

     — Jestem gajdzinem jak widać — odparł obcokrajowiec, co sprawiło, że chciałem usłyszeć więcej. — Może mógłbyś mnie oprowadzić w wolnej chwili? — zapytał.

     Te słowa sprawiły niespodziewanie, że byłem szczęśliwy. On pobiegł tutaj za mną? Chciał mnie poznać? I chciał, abym to ja go oprowadził po mieście?

     — Przejdźmy przez pasy — podpowiedziałem.

     Gdy już to zrobiliśmy stanęliśmy na obrzeżu chodnika, aby nie przeszkadzać innym przechodniom.

     — Chętnie cię oprowadzę po mieście.

     Gajdzin odetchnął z ulgą i odparł:

     — To dobrze, bo się zgubiłem.

     — Kasahara Takumi. Miło mi cię poznać — przedstawiłem się.

     — Mike Lloyd, również miło mi cię poznać.

     Wreszcie poznałem jego imię. Tak bardzo intrygowało mnie to, jak ono będzie brzmieć. Chciałem dowiedzieć się o nim więcej. Skąd pochodzi? Co robi w Tokio? Ile ma lat? Co studiuje? Znałem wielu obcokrajowców z międzynarodowych zawodów, Mistrzostw Świata, ale nigdy nie poznałem kogoś zwyczajnego. Kogoś kto nie jest obarczony telewizją, prasą, sławą...

     — Takumi kun!

     O nie! Znów pod wpływem Maiku san, kompletnie zapomniałem o Michiko san. Moja starsza przyjaciółka zauważyła mnie i od razu podeszła do nas.

      — Tak myślałam, że cię tutaj znajdę. Chodzisz zawsze tą samą drogą.



||Piłkarz||



     Kiedy do Takumi'ego podeszła piękna, zgrabna dziewczyna poczułem się jak przegrany. Czyżby byli razem? Nie wykluczone. Powitała go z uśmiechem, ale po chwili zaczęła mówić do niego innym tonem. Na jej twarzy malowała się złość, czyli jak typowy, normalny związek dwojga ludzi. Facet z kobietą ma zawsze pod górkę. Wygląda na to, że Takumi zawinił, bo nie próbował się nawet bronić. Z pokorą przyjmował każde jej słowo, lecz nagle zmienili temat i dziewczyna o imieniu Michiko, bo zrozumiałem z ich rozmowy tylko to, słowo dziękuję oraz przepraszam. Miałem bardzo słabą pamięć do słówek. W głowie rozbrzmiewały mi końcówki czasów jakimi były masu, czy też masen. Nie potrafiłem niczego ogarnąć w tak szybkim tempie.

     Dziewczyna mnie przeprosiła, sam nie wiem dlaczego, a potem przedstawiła.

     — Hajimemashite. Watashi ha Ito Michiko desu. Yoroshiku onegai shimasu.

     To chyba była ta formułka przedstawiania się, o której pisali w książkach do języka japońskiego. Strasznie to długie...

     — Mike Lloyd — powiedziałem w dużym skrócie.

     Ona uśmiechnięta i podekscytowana wymówiła moje imię typowo po japońsku.


     — Aa, Roido Maiku san! Rozumiem trochu po angielski i mówić trochu, ale niezbyt dobrze.

     Otworzyłem szeroko swoje oczy na co dwójka Japończyków zaśmiała się. Nie mogłem w to uwierzyć. Już pierwszego dnia poznałem dwie osoby, skośnookie, które mówiły w moim języku. Niesamowite!

     — Bardzo dobrze mówisz po angielsku — odparłem po dłuższej chwili.

     —  To jak, Maiku san — zaczął Takumi, na którego od razu spojrzałem. — Dokąd mam cię zaprowadzić?









***

Witam po dość długiej nieobecności :) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)

Na ostatnich zajęciach japońskiego dowiedziałam się, że w Japonii nie ma koszy na śmieci na ulicach. Ups! 😂

*salaryman - człowiek pracujący w firmie, właściwie harujący za małe pieniądze
*gajdzin - obcokrajowiec, nie-Japończyk

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro