Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⚝ Rozdział 12 ⚝

Chałupa była dokładnie taka, jak ją zapamiętała – nieduża, krzywa, sprawiająca wrażenie nieco zapadłej. Zbutwiałe ściany porastał fioletowo-zielony mech, gdzieniegdzie zakwitły żółtymi kwiatami, okiennice natomiast jaśniały bielą wapna, dzięki czemu chatka wyglądała niemal baśniowo. Efekt psuły jednak skóry porozwieszane na drewnianych stojakach, dwa króliki dyndające z połaci, z których spuszczana była krew, i czaszki ryazi, szczuropodobnych stworów, wiszące nad drzwiami. Z koślawego komina unosił się dym.

Kobiety minęły rozwalający się płot i weszły na ganek.

– Tylko mi stąd nie odchodź – mruknęła Deidree przez ramię, jednak Diabeł ani myślał odchodzić od zagródki z sianem.

Drana weszła za staruszką do środka i westchnęła. Wewnątrz też nic się nie zmieniło. Siennik wciśnięty w kąt, otaczały regały pełne ksiąg, słoiczków, fiolek, kolb, pudełek i puzdereczek. Po drugiej stronie pomieszczenia znajdował się stół, a na nim kosze orzechów, grzybów i leśnych owoców. Z sufitu zwisały korale jarzębin i pęki ziół, których intensywny aromat aż kręcił w nosie. Przed kominkiem natomiast stał stary fotel, w którym wiedźma zwykła była przesiadywać, a na którym drzemał właśnie czarny kot Filemon.

Egla podeszła do kociołka, uniosła pokrywkę i siorbnęła z chochli.

– A nie mówiłam, że wystygnie? Na paszczę frydra, trzeba było się bardziej guzdrać!

– Zrzędliwa jak zwykle – mruknęła Deidree, zasiadając przy stole. Po dłuższej chwili zastanowienia wzięła ikkę, biały owoc wielkości jagody, i wsadziła ją do ust. Rozgniotła przysmak językiem o podniebienie, by jak najlepiej móc delektować się zaskakująco bogatą gamą smaków.

– Nie podjadaj! – zaskrzeczała wiedźma, pacnąwszy dłoń, która ponownie zmierzała w kierunku kosza z ikką. Wzięła kociołek, zawiesiła go nad paleniskiem, po czym spojrzała na dranę, biorąc się pod boki. – Teraz zupę masz jeść, a nie. Ile ty masz lat, dziewczyno? Czuję się, jakbym do czynienia miała z dzieckiem!

– Nic się nie zmieniłaś – westchnęła łowczyni. – Nic a nic. Nadal tak samo stara i jędzowata.

Egla spojrzała na nią przeciągle. Przez moment panowała pełna napięcia cisza, w której nawet Filemon uniósł łebek, zaniepokojony zagęszczającą się atmosferą. Wydawało się, że kobiety zaraz przeszyją się wzrokiem na wylot albo skoczą sobie do gardeł. Zamiast tego obie wybuchnęły śmiechem.

Deidree wstała zza stołu i przytuliła staruszkę. Ta objęła dziewczynę zaskakująco silnie. Choć miała na karku grubo ponad setkę, nie można było jej w żadnym stopniu lekceważyć. Pomijając już fakt, że staruszka faktycznie była czarownicą, w walce wręcz nie ustępowała mężom. Drewniany kostur, podobnie jak właścicielka, wyglądał niepozornie, lecz w rękach staruchy był skuteczniejszy, niźli żelazo. Biada temu, kto napatoczywszy się na chatkę Egli, postanowił wtargnąć do środka z niecnymi zamiarami.

– Siadaj – rzekła gospodyni, nalewając do miski zupę, która zaczęła już bulgotać. – Pewnie głodna jesteś, wyziębiona. Zjesz i od razu poczujesz się lepiej.

Deidree podziękowała skinieniem głowy, gdy parująca polewka spoczęła tuż przed nią.

– Powiedz – Łowczyni oderwała się od posiłku – co się tu działo przez ten ostatni rok? I jakim cudem masz na usługach tę bestię?

Egla zlustrowała dranę. Deidree nie potrafiła zinterpretować tego spojrzenia, nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że gdzieś głęboko w ciemnych oczach krył się smutek.

– Młoda jesteś, a w dodatku zaledwie kilka wiosen temu opuściłeś tę koszmarną wyspę. Nie znasz jeszcze świata, wielu rzeczy nie rozumiesz, a jeszcze więcej nie wiesz. Nie istnieje tylko czerń i biel, dziewczyno. Świat ma więcej odcieni szarości, niż możesz sobie wyobrazić.

– Nie rozumiem – odparła szczerze, biorąc do ust kolejną łyżkę zupy.

– Toć dopierom co powiedziała. – Gospodyni machnęła lekceważąco ręką, nie widząc sensu w kontynuowaniu tematu. Zaraz zamlaskała niezadowolona, czując na sobie palący wzrok łowczyni. – Pewne rzeczy – podjęła zrezygnowana – musisz odkryć i pojąć sama. Wiem, że ci trudno, wiem, że jesteś samotna zarówno na szlaku, jak i wśród ludzi. Taki twój los. Ale wiedz, że nie wszytko jest takie, jakim to postrzegasz. Musisz...

– Od kiedy zajęłaś się prawieniem morałów? – Nie wytrzymała drana. – Jeśli jest coś, co chcesz mi przekazać, powiedz to wprost. Bez tych pokrętnych metafor.

Starucha odwróciła się, nie pozwalając dziewczynie odczytać jakiejkolwiek podpowiedzi ze swojej twarzy. Wiedziała, że malujący się na niej ból był zbyt wyraźny, by mógł ujść uwadze łowczyni. A wtedy ta zasypałaby ją pytaniami, na które Egla, choć bardzo chciała, nie mogła odpowiedzieć.

– Jedz – rzekła wreszcie, podchodząc do paleniska. Płomienie syczały, chichocząc i przemawiając do wiedźmy w języku nie z tego świata. – Po co przyjechałaś?

– Przecież wiesz – mruknęła Deidree, nim odłożyła łyżkę i wzięła miskę w dłonie. Przechyliła naczynie, dopijając resztkę wywaru. – Wymienić ekwipunek. I po zioła.

– Tylko? – spytała wiedźma, choć dobrze znała odpowiedź.

– Nie... To... To znów się przebudziło. Ostatnio coraz częściej czuję jego obecność – wyznała wreszcie drana, bawiąc się pierścieniem z czarnego złota. Robiła to zawsze, gdy czuła się przytłoczona ciężarem pewnych spraw w trakcie rozmów z Elgą, co, naturalnie, nigdy nie uchodziło uwadze staruchy.

– Co czujesz w takich momentach? – Wiedźma podniosła drzemiącego kota z fotela, usiadła na jego miejsce i położyła go sobie na kolanach. Filemon ziewnął tylko, posłał łowczyni ciekawskie spojrzenie spod przymrużonych powiek, po czym powrócił do drzemania.

– Mam wrażenie, że to mnie woła, że powoli mnie wypełnia, oblepia od środka, psuje krew. Że toczy mnie jak choroba.

– Oprócz negatywnych odczuć dzieje się coś szczególnego?

– Tak. To próbuje przejąć kontrolę nad moim ciałem. Zwykle ujawnia się w bitwie. Unieruchamia mnie na krótki moment, do czasu, gdy tego nie zwalczę. Boję się, że pewnego dnia przyniesie mi to śmierć.

Staruszka głaskała śpiącego Filemona, słuchając dziewczyny z uwagą.

– I co zamierzasz z tym zrobić?

Deidree uniosła oczy na wiedźmę. I choć drana była już dorosłą kobietą, a do tego łowczynią, czuła się teraz jak małe, bezbronne, zagubione dziecko. Niczego w tym momencie nie pragnęła bardziej, niż się "odnaleźć".

– Pomóż mi – szepnęła. Wargi jej drżały.

– Nie. Nie mogę. Wiesz o tym.

– Eglo...

– To niebezpieczne. To, że tamtym razem rytuał zadziałał i uszłaś z niego życiem to cud. Co jeśli tym razem... Jeśli zginiesz? Nie. Nie, nie będę ryzykować, że...

– Proszę.

Wiedźma wzdrygnęła się, gdy drana niespodziewanie pojawiła się tuż obok. Smukłe dłonie zacisnęły się na kościstych ramionach staruchy. Mocno, rozpaczliwie.

– Błagam.

Egla odwróciła wzrok. Nie mogła dłużej znieść tego udręczonego spojrzenia. Wiedziała, że jeśli zaraz tego nie przerwie, ulegnie. Że jeśli czegoś nie uczyni, zgodzi się zrobić to, czego obiecała sobie nigdy w życiu więcej nie próbować.

– Ja... J-ja nie chcę – szepnęła dziewczyna ledwo słyszalnie. – Nie chcę, żeby to mnie pochłonęło... Nie chcę stać się... tym. N-nie chcę...

– Cicho – powiedziała wiedźma przez ściśnięte gardło. Jej głos był łagodny, wręcz czuły. – Cichaj, dziecino. Pomogę ci. Ale to ostatni raz. Ostatni, Deidree.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro