Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Obudziłam się w jakimś aucie, za oknem widać było zachodzące słońce.  Powoli podnosiłam się, poczułam pulsujący ból głowy. Leżałam na tylnym siedzeniu, ale nogi miałam położone na kolanach osoby której zniszczyła mi życie.

-  James, co ty tu robisz?

Uśmiechnął się, co tylko podjudziło mój gniew. Nie wiem czemu tak na mnie działał. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na kierowcę, to był Marcus w stroju bojowym. Spojrzał na mnie, i widać było że się rozluźnił na mój widok, posłałam mu słaby uśmiech.

- Powie mi ktoś do cholery, co tu się stało? Marcus co tu robi James?- powiedziałam ostrym tonem, a w głowie orkiestra zaczęła grać z nową mocą.

Spojrzeli po sobie, byłam bardzo ciekawa co mi powiedzą. W końcu łowcy i wilkołaki nie żyją ze sobą w zgodzie, a tu? Jadą sobie spokojnie autem, i nawet się nie bili, cud.

-  Pamiętasz co ci mówiłem, co się stanie jeśli się od siebie oddalimy? - zapytał James 

Pokręciłam głową. 

- Powiedziałem wtedy, że będziemy słabnąć, ta więź łączy nie rozdziela, rozumiesz? Gdy zemdlałaś ,twój przyjaciel znalazł twój telefon z nabitym moim numerem i wytłumaczył mi wszystko.

Nie wiedziałam czy złościć się za bezprawne wzięcie mojego telefonu,  czy na to że James znowu niszczy mi życie.

-  Marcus skąd wiedziałeś, że to przez więź,  a nie na przykład przez brak śniadania?

- Później ci wytłumaczę - Westchnął nie odrywając wzroku od drogi. 

-  Dokąd tak właściwie jedziemy? 

- Do mnie - odpowiedział James.

Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu, w środku czułam strach na samą myśl że znowu mam wrócić do mojego więzienia . Zaparkował pod białym eleganckim  domem w środku lasu. Z powodu osłabienia,  nie potrafiłam zrobić kroku. Gdy poprosiłam o pomoc, jak jeden mąż powiedzieli Ja pomogę.  Okropnie mnie to zirytywała. 

- Ja jestem jej mate- powiedział James zdecydowanym tonem.

-  A ja jestem jej przyjacielem - powiedział Marcus.

- A ja nie jestem damą w opałach- odpowiedziałam znudzonym tonem- Wejdźmy w końcu do tego domu 

Próbowałam wysiąść z auta, ale nie potrafiłam. Oczywiście dzielni rycerze, przybyli mi na pomoc. 

-  Marcus, pomożesz?

Od razu podał mi dłoń, dumnie patrząc na Jamesa. Czy ja jestem wygraną na jakimś konkursie męskości?, pomyślałam. Wiedziałam, że przyjmując pomoc od przyjaciela,  raniłam tym mojego mate. Chciałam mu dać do zrozumienia że nic z naszej znajomości nie wyjdzie, a im szybciej się rozstaniemy tym lepiej. Weszliśmy do bogato wystrojonego korytarzu.

- Czemu nie pojechaliśmy do zamku? - spytałam Jamesa.

-  To mój dom- odparł tajemniczo.

Usiadłam na wygodnej skórzaniej kanapie,  naprzeciwko kominka. Chłopaki usiadli obok mnie, każdy z nich chciał mnie chronić przed drugim. Zaczynałam mieć powoli tego serdecznie dość. Oczywiście, popierałam Marcusa, całym sercem ale bez przesady, też potrafiłam o siebie zadbać.

-  Po co tu jesteśmy? - mruknęłam ziewając. 

-  Po to by, zaplanować co dalej. - powiedział mój przyjaciel. 

-  Jakieś pomysły?

Przekręcili głowami. 

-  Czy ktoś z was wie jak można zniszczyć więź mate?- wyszeptałam z nadzieją że to spotkanie szybko się skończy i możemy wrócić do codziennych spraw.

- - - - - - - - - - - - - -

Tak wiem że miałam dodać nowy rozdział za dwa tygodnie,ale dostałam weny i napisałam, a teraz mi ciążą (mam napisane do 10) . Chciałabym was prosić o napisanie w komentarzu co sądzicie o tym rozdziale, to motywuje.  Mam nadzieję że was nie zawiodłam 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro