26
Ze snu wyrwały mnie ciche pojękiwania dziewczyny. Natychmiast zerwałem się na proste nogi i zobaczyłem brunetkę rzucającą się na łóżku. W dotyku jej skóra była zimna jak lód, a policzki zapadnięte tak że wyglądała prawie jak trup. Objąłem ją unieruchamiając tym samym na materacu. Uspokoiła zaczepiając blade palce w moją koszulę i cicho łkając.
— James ? — spytała swoim cichym głosikiem. Przyciągnąłem ją do siebie na kolana i zacząłem uspokajająco kołysać niczym dziecko.
— Zły sen? — pokiwała głową i wtuliła się we mnie. Okryłem nas kocem i trwaliśmy w świecie pełnym wrogów, do niedawna nawet bym o to nie podejrzewał.
— Co teraz zrobimy? Nadal masz szansę wrócić i zostać przyszłym królem wilkołaków, tak jak miało być. — ziewnęła w swój uroczy sposób i zmrużyła oczy.
— Nic, będziemy czekać. Ale jedno mogę ci obiecać nie pozwolę by więcej spotkała cię krzywda, maleńka. — szepnąłem jej do uszka.
Musiałem przysnąć bo nagle rozległo się walenie do drzwi. Delikatnie położyłem ją z powrotem do łóżka i poszedłem do drzwi. Spojrzałem w judasza i zobaczyłem swojego wściekłego ojca. Wiedziałem, że jeśli on tu jest to bardzo prawdopodobne że jesteśmy otoczeni. Uchyliłem nieznacznie drzwi .
— Czego chcesz? Daj nam spokój. — niemal warknąłem wpatrując pałacową straż.
— Jamesie, daję ci ostatnią szansę. Opamiętaj się, twoja matka nie tego dla ciebie chciała. Ale te słowa już nic dla ciebie nie znaczą, wierzysz teraz tym...mordercą. — słowo morderca prawie wypluł. Każdy zdanie było przesiąknięte goryczą, zastanawiał mnie jedynie cel tej nieprzyjemnej wizyty. — Moja rozmowa z tobą na nic się nie zda, przyszłem do twojej przeznaczonej.
— Mowy nie ma. — syknąłem zamykając mu drzwi przed nosem.
— Masz pięć sekund inaczej wyważę te drzwi i wszystko potoczy się gorzej. — zawył król mojej rasy, bo ojcem go już nie nazwę. W tym samym momencie z pokoju wyszła Lily otulając się kocem.
— Co się stało? Kto jest na zewnątrz ?
— Wracaj do łóżka, załatwię to jak najlepiej.
— Nie zbywaj mnie po prostu mi powiedz!
— Król — westchnąłem zrezygnowany. To nie tak miało się to wszystko skończyć! Oparłem się o ścianę i wyczerpany całą tą sytuacją czując jak adrenalina mi opada po tych wszystkich wydarzeniach, nie zauważyłem jak Lily wyminęła mnie i otworzyła drzwi stojąc naprzeciw jednego z największych wrogów łowców. Już wyrwałem się do przodu ale zatrzymali mnie strażnicy. Mogłem jedynie patrzeć jak wilkołak przyciska jej do gardła nóż, którym wcześniej zabito jego żonę, a królową dzieci nocy. Z jej delikatnej szyi zaczęły spływać szkarłatne łzy.
— Zdecyduj synu, co jest dla ciebie ważniejsze dziedzictwo czy ludzka szmata. — ryknął budząc we wszystkich zgromadzonych pierwotny lęk przywódcy stada.
Trochę dawno mnie nie było (już nawet zapomniałam o niej), więc chyba przydałby się rozdział.
Kolejny to być może( niemal na pewno. Jaka szkoda że to musi się tak zakończyć) epilog.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro