Rozdział III
– Uhm... Przepraszam, wie pani może, gdzie znajdę tę ulicę? – pytam niepewnie jakiejś starszej kobiety, siedzącej samotnie na jednej z wielu ławek w parku, pokazując jej zwitek papieru z napisaną na niej nazwą ulicy, na której mam mieszkać. Przyszedłem tutaj jakieś pięć minut temu, naprowadzony na dobrą drogę przez uprzejmego dziesięciolatka, który jakimś sposobem był bardzo rozbawiony moją niewiedzą, jednak starał się to ukrywać. Widziałem, jak prawdopodobnie jego znajomi śmiali się z nas, stojąc grupką gdzieś w oddali.
– Pójdziesz obok tego sklepiku tam na rogu, tam skręcisz w prawo w drugą alejkę, przez jakiś czas idziesz prosto i miniesz liceum, a od tego liceum pójdziesz w prawo, przejdziesz na drugą stronę ulicy i tam będzie miejsce, którego szukasz – odpowiada uprzejmie, a ja kiwam głową i dziękuję, po czym idę zgodnie z jej wskazówkami. O dziwo dochodzę do wskazanego miejsca w parę minut, chociaż myślałem wcześniej, że zajmie mi to o wiele dłużej. Ogółem mówiąc, budynek jest dwupiętrową kamienicą – nie aż tak starą, bo nie wygląda, jakby zaraz miała się zawalić. Dzwonię domofonem do mieszkania na ostatnim piętrze, a po kilkudziesięciu sekundach słyszę w nim głos jakiegoś starszego pana.
– Słucham? – pyta zdeformowanym przez urządzenie głosem.
No i teraz nie wiem, co powinienem powiedzieć. Że co, że ja teraz będę tam mieszkał? Że Przywódca załatwił mi to mieszkanie i jest moje? Że jestem pieprzonym Łowcą i proszę mnie wpuścić, bo teraz ja jestem lokatorem? Nie no, to już jest niemiłe. Dlatego postanawiam zwyczajnie powiedzieć swoje imię i nazwisko.
– Dzień dobry, nazywam się Drake Hyles i...
– Ach tak, tak, proszę wchodzić, panie Hylesie – staruszek przerywa mi momentalnie, po czym milknie, a wtedy słyszę ciche bzyczenie i drzwi do budynku się otwierają. Niepewnie wchodzę do środka, idę schodami na drugie piętro i pukam do drzwi mieszkania ze śmiesznymi żółtymi drzwiami. Otwiera mi – tak jak podejrzewałem – starszy pan, około siedemdziesiątki, z niewielką, schludnie przystrzyżoną blond bródką i przylizanymi włosami, długości mniej więcej do ramion. – Mieszkanko jest już opłacone przez pańskiego ojczulka na najbliższe trzy miesiące, potem będzie pan musiał sam je opłacać. Teraz mi pan wybaczy, ale muszę już iść, bo jestem umówiony – oznajmia, wkłada mi klucze do mieszkania do ręki i wymija mnie w drzwiach, po czym zostaję sam w przedpokoju. Postanawiam więc przejść się trochę po mieszkaniu.
Korytarz jest dosyć wąski, pomalowany na brązowo, a na obu ścianach są drewniane drzwi. Zajrzałem do tych po lewej stronie, a pomieszczeniem znajdującym się za nimi jest sypialka. W jednym kącie, zaraz przy drzwiach, stoi narożna szafa, a w drugim kącie duże – jak na takie pomieszczenie – nakryte żółtą narzutą łóżko, przyciśnięte do ściany. Za to za drzwiami, które są z prawej strony korytarza, jest niewielka łazienka, utrzymana w niebieskich kolorach. Prysznic, umywalka i toaleta – nie ma wiele do opisywania.
Idę dalej, w głąb mieszkania, i po lewej stronie widzę otwartą kuchnię, połączoną z niewielkim salonikiem. Srebrna lodówka połączona z czarnym piekarnikiem i paroma szafkami, mikrofala na jednej z nich i duże okno, z którego mam widok na liceum. Odwracam się do salonu i siadam na beżowej – czy to na pewno beżowy? Nie znam się na kolorach – kanapie, przed którą stoi stolik na kawę, razem z jakimś kaktusem w fioletowej doniczce. Przynajmniej nie będę musiał podlewać, myślę. Po mojej prawej jest jeszcze całkiem duża szafka na książki i inne tego typu pierdoły. Gdy przyglądam się bliżej tytułom, zauważam jeden odstający od reszty – Bestiariusz Łowcy – czyli jak nie zostać zjedzonym w terenie.
Unoszę brwi w konsternacji. Jak książka, której używamy znalazła się w Externus? Czyżby mieszkał tu przede mną jakiś inny Łowca?
Chcę ją wyciągnąć i zobaczyć czy na wewnętrznej stronie okładki nie ma jakiegoś podpisu, do kogo mogła należeć, ale ona tylko wysuwa się nieznacznie do przodu z lekkim zgrzytem. Wtedy widzę, jak szafka odskakuje ze swojego miejsca i przesuwa się w lewo.
Och, czyli ja też mam tajemnicze pomieszczenie w domu? Super.
Pokój jest jasny i mały, wręcz klaustrofobiczny. Nie wiem skąd dochodzi światło, ale muszę przymrużyć oczy, bo jasność aż razi. Na ścianach są szafki z fiolkami oraz preparatami, widzę też parę roślin leczniczych, a w kącie jest stojak z paroma mieczami, toporem i maczetą. Dobrze, że Nathan postanowił podarować mi łuk. Nie wiem co bym zrobił, gdybym nie posiadał łuku i nie miał możliwości z jego skorzystania. Na przeciwległej ścianie była kolejna półka, tym razem z księgami Łowców. Przeglądam wzrokiem ich grzbiety, aż w końcu zauważam książkę bez tytułu. Wyciągam ją i widzę skórzaną oprawę, do złudzenia przypominającą oprawę dziennika, który znalazłem kiedyś w domu. Matka powiedziała mi wtedy, że razem z moim ojcem byli młodzi i zakochani, i postanowili zapisywać podobne dzienniki. Gdy spytałem się jej jaki był tego cel, ona zarumieniła się lekko i powiedziała, że byli wtedy głupi i myśleli, iż to połączy ich umysły. To była jedna z dziwniejszych rozmów w moim życiu.
Otwieram go na pierwszej stronie, zaskakuje mnie, iż mój ojciec miał tak schludne pismo.
Własność Aidena Hylesa
Przewracam go na pierwszą stronę i strona, którą czytam jest zapełniona tylko do połowy.
27 czerwca, 2002 roku
Minęły dwa dni od moich dwudziestych ósmych urodzin i od momentu, w którym opuściłem ciężarną kobietę i syna, którego chciałbym wychować. Nie mógłbym jednak pozostać w Internum i tym samym zostawić Mike'a samego, bo wiem, że za mną cholernie tęskni.
...jakiego Mike'a, do cholery?
Mówił, że z chęcią chciałby poznać Drake'a, ale ja nie mogę na to pozwolić – Mike nie wie, kim jestem. Poza tym Drake nie mógłby opuścić Lustrzanego Kręgu w tak młodym wieku. To mogłoby go zabić. Rozważałem taką opcję, ale to zwyczajnie zbyt niebezpiecznie, no i przecież Feline by mi nie wybaczyła, gdyby coś mu się stało.
Zaraz gdy tutaj dotarłem, pobiegłem do Mike'a, by się z nim przywitać. Ten był wniebowzięty i przez całą noc nie wypuścił mnie z sypialni.
"Nie wypuścił mnie z sypialni"? Co to ma znaczyć?! To nie jest możliwe, by mój ojciec był...
Po raz kolejny spytał się mnie gdzie wyjeżdżam co dwa lata. Musiałem wymyślić coś na poczekaniu, dlatego skłamałem, że jeżdżę do rodzinnego miasta, żeby odwiedzić matkę, która wyrzuciła mnie z domu po tym, jak dowiedziała się, że wolę chłopaków. Mike'owi zrobiło się przykro, ale zająłem jego myśli własnymi ustami i zajął się nimi na dłuższy czas.
Nie jestem pewien czy chcę czytać szczegóły ze stosunków mojego ojca, w dodatku z... mężczyzną. Przekartkowuję dziennik w poszukiwaniu jakiegoś ciekawszego wpisu, aż znajduję jeden krótki wpis, półtorej roku później.
19 grudnia, 2003 roku
Mike się dowiedział. Dowiedział się o wszystkim – o tym, że jestem Łowcą, o tym, że moja "eks–żona" nie jest tak naprawdę "eks–żoną" – i nie chce ze mną rozmawiać, a zbliżają się święta i nie chcę spędzić ich sam, bez osoby, którą kocham.
Czyli mój ojciec był gejem i ukrywał to przed moją matką przez całe życie? Nawet wtedy, kiedy powracał do nas, do domu i powtarzał jej, jak bardzo ją kocha i tęskni? I przez ten cały czas kłamał?!
Jak się dowiedział? Byłem tak nieostrożny, że zostawiłem otwarte drzwi do ukrytego pomieszczenia.
Jestem beznadziejny.
I to jest koniec wpisu. Parę stron nie jest zapisane, a kolejny wpis jest dwa miesiące później.
12 lutego, 2004 roku
Mike nie odzywał się do mnie przez prawie dwa miesiące, a ja wręcz usycham z tęsknoty. Brakuje mi jego uśmiechu, jego czułych słów, jego ciepłego oddechu, jego pocałunków. Mam zamiar ponownie prosić go o wybaczenie w Walentynki. Nie będzie w stanie mi odmówić. Kocham go.
15 lutego, 2004 roku
Mike wybaczył mi, ale nie do końca. Przez parę następnych dni będę musiał postarać się, żeby wytłumaczyć mu wszystko, czego nie rozumie. W dodatku moje signum zaczyna szaleć i nie jestem pewien czy nie powinienem udać się do lasu na patrol, bo boję się, iż coś się kroi.
Właśnie zdałem sobie sprawę, że moja córka ma już z półtora roku. Nawet nie wiem, jak wygląda. Mam też nadzieję, że Drake dobrze sobie radzi. Ma już pięć lat i za rok zaczyna podstawowe szkolenie. Chciałbym ich odwiedzić, chociaż na jeden dzień.
Nagle słyszę głośne, intensywne pukanie w drzwi mieszkania, a ja zamieram na chwilę, po czym odkładam dziennik mojego ojca na niewielki stolik, wychodzę z pomieszczenia i przywracam Bestiariusz do poprzedniej pozycji, by szafka się zamknęła.
Podchodzę do drzwi i uchylam je lekko, żeby zobaczyć uśmiechniętego blondyna z gipsem na nodze, a za nim chowa się mniejsza wersja chłopaka. Unoszę brwi w konsternacji, zastanawiając się, co oni tu robią.
Potem zdaję sobie sprawę, że to jest ten chłopak z mojej wizji.
– Cześć, to ty jesteś naszym nowym sąsiadem? - pyta, a ja mam wrażenie, że powinna go boleć szczęka od takiego szerokiego uśmiechu. – Jestem Connor, miło mi cię poznać.
____________________________________________________________________________________
Witajcie!
Wiem, rozdział krótki, bo ma tylko trochę ponad 1400 słów, ale zawarłam w nim wszystko, co miało być zawarte. Kolejne daty z dziennika ojca Drake'a będą się pojawiać stopniowo, żeby zachować tę... hmm, pseudo–tajemnicę, która się w nich mieści. Wincyj nie powiem (nadal jednak nie jestem z siebie dumna za długość tego rozdziału, bo biorąc pod uwagę długości poprzednich, to... no, wiecie).
Nareszcie poznaliście Connora, tak. To jest ten Connor z opisu, zakładam więc, że już wiecie, kim będzie dla naszego Drake'a. Ale to trochę potrwa, spokojnie.
To chyba tyle. W sensie tylko tyle mam do powiedzenia. A, no i dziękuję Wam za równe 758 wyświetleń, 77 vote'ów i 14 komentarzy, jesteście super. <3
Zatem do napisania i widzimy się w następnym rozdziale!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro