Epilog
[Perspektywa - Palette]
Uniosłem swą dłoń ku górze, próbując dotknąć gwiazdki z patyków poprzyczepiane do sufitu, jednak były one zawieszone zbyt wysoko. Po mojej nieudanej próbie usłyszałem cichy, melodyjny śmiech, który szybko został zastąpiony melodią graną z pozytywki.
—Palette?— usłyszałem dwa zmieszane ze sobą głosy wypowiadające moje imię.
Zamrugałem parokrotnie powracając świadomością do rzeczywistości, a przed moją twarzą pojawiła się twarz Gothy'ego.
—Skarbie, co robisz?— zapytał przy okazji opuszczania mojej ręki na dół.
—Ja...chyba...spałem?— podniosłem się do siadu i przetarłem dłońmi oczodoły— Śniło mi się coś bardzo dziwnego.— westchnąłem, po czym przycisnąłem plecy do oparcia ławki. Zaraz... Ławki?!
Wstałem jak oparzony z siedzenia i nerwowo zacząłem rozglądać się dookoła. Nie, to niemożliwe abym zasnął czekając na Goth'a! Mam przecież dzisiaj tyle do zrobienia! Czerwona Łuna kończy się już jutro. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, do momentu, w którym wampiry na nowo zaczną czuć się bardziej swobodnie. To tylko kwestia czasu, zanim wieść o śmierci naszego przywódcy rozniesie się na tyle, aby dojść do wszystkich, którym Eterna zaszła za skórę. Łowcy zostali pobieżnie poinformowani o tym co mają robić w razie ataku, jednak nie wiem czy hasło „bronić się, ale nie zabijać" jest wystarczające.
—Niedobrze. Niedobrze.— mamrotałem pod nosem przy okazji sprawdzania listy zadań, które miałem zrobić na dzisiaj. Pamiętam, że odhaczyłem już rozmowę z królem i prośbę o dofinansowanie, zakończenie przeszukiwania gabinetu Eterny, wniosek o zwolnienie taty Luxath'a z więzienia, wniosek o przepisanie sierocińca na moją osobę i przy okazji uregulowanie wszystkich opłat, bo koniec miesiąca już się zbliża— Długo spałem?— zapytałem niespodziewanie Goth'a.
—Siedzę tu z tobą od trzech godzin.— odrzekł ze stoickim spokojem.
—Trzech godzin?! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
—Ponieważ należy ci się odpoczynek.— kontynuował dalej na spokojnie, pomimo tego, że ja byłem jednym, wielkim strzępkiem nerwów— Palette, przecież wiesz, że nie jesteś z tym wszystkim sam. Masz przyjaciół, którzy ci pomogą. Kiedy spałeś, Luxath przekazał krawcowej projekty nowych mundurów dla łowców i posprzątał twoje biuro, a Sprinkle poprowadził spotkanie z łowcami, uwzględniając wszystko co mu powiedziałeś i wszystko co zapisałeś w notatkach.
—Powinienem być na tym spotkaniu. Jestem liderem.
—Byłeś na dwóch z trzech. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego ile masz teraz na głowie.— Gothy pociągnął mnie za dłoń, abym usiadł koło niego na ławce— Słuchaj Palette, ja wiem że twój pracoholizm to coś więcej niż poczucie obowiązku. Wiem, że bardzo zabolało cię to, że straciłeś ojca, ale uciekanie od rzeczywistości nie jest dobre.— zacisnął palce na mojej dłoni i wtulił się w moje ramię— Jakkolwiek by nie było źle, pamiętaj, że jestem przy tobie. Kocham cię.
—Ja też cię kocham.— przybliżyłem się w jego kierunku na tyle, aby musnąć jego wargi swoimi.
W tamtym momencie Gothy teleportował nas z ławki, prosto na łóżko w mojej komnacie. Powoli już się do tego przyzwyczajam, ale to, że przez chwilę siedziałem w próżni było dla mnie nadal bardzo fascynujące.
Wstałem z łóżka, po czym udałem się w stronę manekina stojącego w rogu, na którego nałożone były białe szaty z czerwonymi zdobieniami. Krój wyglądał na dosyć skomplikowany, nie byłem pewien czy będę w stanie założyć go poprawnie samemu.
—Właściwie to obudziłeś się w bardzo dobrym czasie.— Gothy podszedł do mnie i objął mnie w pasie— Po zachodzie słońca rozpocznie się twoja ceremonia. Ostatni moment, aby się wycofać. Zdajesz sobie z tego sprawę?
—Nie mam zamiaru się wycofywać— przyznałem zgodnie z prawdą. Chcę żyć z Gothy'm długo i szczęśliwie, a nie otrzymam błogosławieństwa od jego rodziców, jeśli pozostanę śmiertelnikiem. Po tym co razem przeszliśmy, nie pozwolę aby coś odebrało moją bratnią duszę.
—Ha, ha, nie mogę doczekać się momentu, w którym będziesz uczył się tych wszystkich rzeczy.— Gothy odsunął się ode mnie, po czym posłał mi szeroki uśmiech.
—Tylko nie gniewaj się, jeśli na początku będzie mi się to ciężko przyswajało.— nerwowo położyłem dłoń na kręgach szyjnych— Jeszcze nie tak dawno kierowałem się stereotypami wymyślonymi przez łowców.— w geście niezrozumienia przechylił głowę lekko w bok— Na przykład mówili nam, że nie jecie krwi zwierząt, w ogóle nie śpicie, no i nie odbijacie się w lustrach.
—Wampiry jedzą krew zwierząt, ale jako iż jest ona mniej zdrowa od ludzkiej czy nawet potworzej, u arystokratów jest to rzadkie. Śpimy o wiele mniej niż ludzie, czyli tak około raz na pięć dni, ale to kwestia indywidualna. Wyjątkiem są młode wampiry i takie, które z jakiegoś powodu mało jedzą. A ostatnie to całkowita durnota. Takich podstawowych rzeczy dowiesz się sam, a na poćwiczenie magii i etykiety będzie jeszcze sporo czasu.
—A propo etykiety. Jesteście bardzo wysoko usytuowanym rodem, więc zapewne ciągają was na różne przyjęcia. I ten... czy ja też... będę musiał?— na samą myśl spotkania twarzą w twarz z tak wielką ilością wampirów o wysokiej randze, robi mi się słabo.
—Niestety tak.— zaśmiał się delikatnie— Jednak część rodu od Geno nie jest zapraszana dosłownie wszędzie, w przeciwieństwie do stryjka Fallacy'ego, więc nie trafiłeś tak źle. Następny bal zostanie zorganizowany z okazji Krwawego Księżyca, ale do tego wydarzenia mamy jeszcze sporo czasu. Może uda ci się do tego czasu podbić jako tako swoją rangę, na początkowych etapach w miarę szybko to idzie, jeśli rzetelnie pracujesz. Ale o tym porozmawiamy później, na spokojnie.
—Ranga dla wampira jest bardzo ważna, prawda?
—Tak jak majątek dla ludzi i potworów.
—Czyli bardzo ważna.
—Dobrze Palette, to moment, w którym powinieneś zacząć się szykować. Powodzenia.— z tymi słowami na ustach opuścił moją komnatę— Tylko się nie stresuj.— otworzył drzwi, wypowiedział te słowa, po czym zamknął je ponownie.
Nie stresuję się. Oczywiście, że się nie stresuję. Przecież to tylko najzwyczajniejsza w świecie ceremonia... wampirów... do której nie jestem jakkolwiek przygotowany. Co może pójść źle? Z wyjątkiem... wszystkiego? Nie! Nie powinienem się tym martwić. Teraz muszę skupić się na tym, aby się nie spóźnić. Także powinienem zacząć się przebierać.
Jak już wspominałem szata wyglądała zdecydowanie niecodziennie. Pierwsza warstwa składała się z najzwyklejszego białego materiału, jednak w momencie, w którym miałem założyć te wszystkie narzuty i dodatki, zaczęło mnie to przerastać.
—Eh, nie rozumiem.— westchnąłem odchylając głowę do tyłu.
—Pomogę ci.— usłyszałem za plecami głos postaci, którą dostrzegłem w lustrze, kiedy tylko zwróciła na siebie uwagę. Lord Fallacy, który ubrany był równie odświętnie, stał z boku i z lekkim uśmiechem na twarzy patrzył jak się męczę— Spodziewałem się, że może cię to trochę przerosnąć.— wziął do rąk materiał, którym miałem zamiar przepasać się w pasie i zaczął zawiązywać go wkoło moich kręgów szyjnych tak, aby jego końce zwisały swobodnie z tyłu.
—Jak to wszystko będzie wyglądać?— zapytałem po chwili ciszy.
—Najzwyczajniej wykonuj polecenia, a wszystko pójdzie dobrze.
—Na szczęście w tym jestem dobry.— wampir kolejny raz uniósł wyżej jeden kącik ust.
—Dopadło mnie straszne uczucie deja vu. Paruset lat temu, mój ojciec stał na moim miejscu, Lord Reaper na twoim, a ja i mój brat na miejscu Goth'a, który teraz stoi pod drzwiami i podsłuchuje. Rozmowa przebiegała w dokładnie ten sam sposób.— naciągnął mi kaptur na czaszkę, po czym położył dłoń na moim ramieniu— Gotowy?
—Gotowy!— odpowiedziałem z szerokim uśmiechem na twarzy.
Lord Fallacy zaczął wypowiadać zaklęcie, które po chwili przeniosło nas w okolice jakiegoś sporej wielkości kamienia. Momentalnie ciepło bijące od świec, zamieniło się w delikatny podmuch wieczornej bryzy. Nie miałem nawet chwili, aby nacieszyć się ponownie świeżym powietrzem, ponieważ arystokrata bez wahania podszedł w stronę głazu, kiedy tylko jego stopy zetknęły się trawą. Położył otwartą dłoń na samym środku, w efekcie czego na kamieniu pojawiły się różne świecące symbole. Zrobił pare kroków do tyłu, po czym naszym oczodołom w magiczny sposób ukazało się przejście.
W ciszy zaczęliśmy zmierzać po kamiennych schodach. Na początku zastanawiałem się jakim cudem uda mi się zejść na sam dół w całkowitym mroku, który nastał kiedy tylko przejście zamknęło się za nami, jednak odpowiedź przyszła w momencie, w którym Lord Fallacy wykonał pierwszy krok w przód. Na schodku pojawiły się takie same, świecące znaki jak wcześniej. Gasły one w momencie, kiedy moje bose stopy stykały się z kamiennym podłożem, także strategicznie postanowiłem iść z wampirem w odstępie jednego schodka.
Droga nie była tak długa, jak spodziewałem się, że będzie. Właściwie to w przeciągu pięciu minut byliśmy już na miejscu. Moim oczodołom ukazała się wielka sala, która była w kształcie półkuli. To pomieszczenie nie było już tak ciemne, ponieważ na samych krańcach były porozstawiane świeczniki, jednakże wprowadzały one jedynie półmrok. Po krótkiej chwili moją uwagę przykuła kamienna płyta ustawiona na samym środku, do której właśnie się zbliżaliśmy.
—Palette, połóż ręce na płycie rytualnej. Musisz dotykać ją do momentu, w którym ci powiem, dobrze?
Przytaknąłem skinieniem głowy, po czym bez wachania wykonałem polecenie. Pochyliłem się do przodu, po czym położyłem dłonie na zimnej płycie, kiedy już to zrobiłem, spojrzałem do góry, wprost w oczodoły wampira.
—Palette, czy jesteś gotowy odrzucić wszystko co posiadałeś do tej pory oraz to co łączy cię ze światem śmiertelnych, aby stać się wampirem?
—Tak, jestem.
W momencie, w którym to powiedziałem, po moim ciele przeszedł bardzo mocny ból. Zaczął się on od dłoni, przechodząc przez cały kręgosłup. Po chwili zauważyłem, że w miejscu, w którym moje kości stykały się z płytą, pojawił się na niej szpik kostny. Uh... czyli już wiem dlaczego nikt nie powiedział mi jak to będzie wyglądało. Jest to bardzo niekomfortowe jednak, nie na tyle, abym chociażby pomyślał o tym, aby zawrócić.
Po krótkim momencie, w którym (z pozoru) nic się nie działo, Lord Fallacy zaczął wypowiadać zaklęcie. W trakcie tego w całym pomieszczeniu zaczęło robić się znacznie jaśniej, jednak nie skupiałem na tym zbyt dużej uwagi, ponieważ w tamtym czasie byłem skupiony na czymś innym. A mianowicie na dziwnym uczuciu, które potęgowało się we mnie z każdą chwilą. Czułem jakby coś rozrywało mnie od środka, jednak nie było to coś nieprzyjemnego, wręcz przeciwnie. Wiem, że to wszystko może brzmieć naprawdę dziwnie, ale cała energia, która budowała się we mnie w tamtej chwili jest czymś, czego nie da się inaczej opisać. Fascynujące i przerażające w jednym momencie. Coś niszczącego, a zarazem budującego, to dwa antonimy, które tworzą ze sobą uosobienie tego, co czułem w tamtym momencie.
—Możesz się już wyprostować.— Lord Fallacy odrzekł już normalnymi słowami— Podaj rękę.— powiedział, kiedy wykonałem polecenie— Ostrzegam, będę gryzł.— podniosłem kącik ust lekko do góry, równocześnie całkowicie nie spodziewając się tego, że taka persona jak on zdobędzie się na powiedzenie tego lekko żartobliwym tonem.
Podwinął mój rękaw do góry, po czym wbił się kłami, w mój nadgarstek. Zacisnąłem zęby, aby przypadkiem nie krzyknąć w takiej sytuacji, co na szczęście mi się udało. Po wykonaniu tej czynności, wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Domyślałem się tego, co mam zrobić, jednak i tak byłem tym faktem mocno oszołomiony.
—Ale ja nie mam...— przerywając sobie sam, zacząłem sunąć językiem po swoich zębach— A może mam...— powiedziałem sam nie dowierzając w to, co właśnie poczułem.
Złapałem jego nadgarstek w swoją rękę i przyłożyłem do niej swoje kły. Tak szczerze, to całkowicie nie wiedziałem jak się do tego zabrać i czy da się to zrobić źle. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli się da, na pewno to zrobię. Jednak po chwili doszła do mnie kolejna myśl, a właściwie to obawa, że ten rytuał może mieć limit czasowy i jeśli się nie pośpieszę, coś pójdzie źle. Miałem wykonywać rozkazy. Więc... Wbiłem swoje kły w jego kość promieniową, rozkruszając czarne kości, z których szybko uleciał szpik kostny.
—Palette, możesz już przestać.— usłyszałem głos Lorda po krótkiej, bądź nie aż tak krótkiej chwili.
—Przepraszam.— odsunąłem się i przetarłem usta dłonią.
—Nie przepraszaj. Lepiej wypić więcej niż mniej, w przeciwnym razie przemiana byłaby niekompletna.
—To już koniec?— przytaknął skinieniem głowy— Jestem już wampirem?
—Witaj w rodzinie Palette.
—Ro...dzinie?
Rodzina... ten wyraz brzmi tak wspaniale.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro