Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-33- Poświęcenie

[Perspektywa - Sueño]

Macabre odciął głowę napastnika, który o mało nie zrobił tego samego z moją. Myślałem, że znalazłem względnie bezpieczne miejsce do usadowienia się i strzelania z łuku, jednak okazuje się, że z mojego stwierdzenia, jedynie wyraz „względnie" nie mija się z prawdą. Cieszę się, że jednak nie nalegałem długo, żeby Macabre poszedł bronić sam siebie.

—Niby masz ten super słuch, a jednak mało ci to daje.— mój brat nie mógł powstrzymać się od rzucenia złośliwą uwagą.

—Skupiam się bardziej na tym, co jest w tym dymie. Nie mogę wyczuć zapachu Palette... to znaczy Lorda Geno.— wystrzeliłem kolejną strzałę w stronę zapachu Eterny. Niby dym zaczyna się przerzedzać, jednak w walce na odległość najważniejszy jest wzrok.

—HEJ, WSZYSCY!!— po całych ogrodach rozległ się donośny krzyk Cruzar'a— ETERNA ZOSTAŁA POKONANA!— na dowód podniósł do góry jej kapelusz, który był jej charakterystycznym elementem. Stałem na lekkim wzniesieniu, także byłem na dobrej wysokości, aby to zauważyć.

W momencie, w którym słowa dotarły do wszystkich, walki zostały wstrzymane. Chwilę później, król Asgore wyszedł z ukrycia i wydał rozkaz swoim rycerzom, aby zatrzymać wszystkich zamachowców wskazanych przez Cruzar'a. Zacząłem przedzierać się przez ten cały harmider, aby dostać się do Palette. Nie mogłem dostrzec go w tłumie. Martwiło mnie to, że zamiast mojego syna, wieści o łowczyni ogłosił mój były przyjaciel. Miałem bardzo złe przeczucia, które niestety spełniły się, kiedy tylko udało mi się go zobaczyć.

Młody wampir trzymał go nieprzytomnego na swoich kolanach i wlewał mu do ust czerwoną ciecz, w której po powąchaniu rozpoznałem krew. Wokół znajdowało się pełno pustych buteleczek, a kiedy zawartość tej, której gwint trzymał przy ustach Palette, się skończyła, od razu sięgnął po torbę po następną. Czerwona ciecz spływała po ustach mojego syna szeroką stróżką.

—Otruła go.— młodzieniec odrzekł przez łzy, kiedy tylko znalazłem się blisko nich— Zaraz skończy mi się lecznicza krew, a trucizna cały czas niszczy to, co lekarstwo odnawia. Nie wiem co robić.

—Odtrutka. Czy istnieje odtrutka?— zapytałem równie zdenerwowany.

—Nie wiem. Nie wiem nawet, jaką trucizną go otruła.— w momencie, w którym skończyło mi się lekarstwo, przycisnął Palette do swojej klatki piersiowej— Kiedy ktoś otruje wampira, jest on w stanie walczyć z tym przez jakiś czas, nie wiem jak to działa w przypadku śmiertelników.

—Znasz kogoś, kto wie? Może twoi rodzice? Na pewno mają większe doświadczenia z truciznami.

—Może.— pociągnął nosem, a następnie wyciągnął rękę w moją stronę— Teleportuję nas do posiadłości.

—Sueño!— usłyszałem za plecami głos Mac'a.

—Muszę uratować Palette. Ty zostań tutaj i pomóż Cruzar'owi opanować chaos.— bez czekania na odpowiedź podałem dłoń wampirowi.

W oka mgnieniu znaleźliśmy się w czymś, co przypomina salę medyczną. Goth szybko odłożył Palette na drewniany stół, zgarnął z półki parę buteleczek z krwią i mi je podał, a następnie wybiegł z pomieszczenia. Zrozumiałem przekaz, więc bez wahania zacząłem wlewać Palette krew do ust, skoro prawdopodobnie pomagało to w jakiś sposób. Co parę chwil otwierał delikatnie oczodoły, co dało mi znak, że kontaktuje, więc aby dodać mu otuchy zacząłem głaskać go jeszcze po czaszce.

—Wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci. Nikt z nas nie pozwoli, abyś zginął. Przysięgam, że nie stracę się drugi raz.— zabrałem dłoń z jego czaszki i wsunąłem ją w jego dłoń. Po chwili poczułem jak zaciska na niej swoje palce—Cuando la luna esta alta. Todas las estrellas brillan en el cielo. Mi pequeño cierra los ojos. La luna te regalará sus milagros.— zacząłem śpiewać mu kołysankę. Każdy z naszej rodziny zawsze się przy niej uspokaja, kiedy był malutki, na niego też to działało.

W połowie kołysanki, do pomieszczenia wbiegł Goth razem ze swoimi rodzicami i stryjem. Lord Geno podszedł do Palette i położył mu jedną dłoń na czaszce, a drugą na mostku. Wziął głęboki oddech, po czym źrenica w jego oczodole rozbłysnęła czerwienią. W pewnym momencie dostrzegłem lekki grymas na jego twarzy, ale szybko zmienił go z powrotem na skupienie.

—Nie znam tej trucizny. Nie mogę mu pomóc.— odpowiedział, nie kryjąc smutku w swoim głosie.

—Nie pozwolę czekać aż umrze.— odrzekłem— Znacie jakieś zaklęcie, które mogłoby pomóc?

—Żadne na naszą rangę.— odrzekł czarnokostny wampir.

—A może... moja ranga.— szepnąłem sam do siebie— Czy jest jakieś zaklęcie, które mogłoby mu pomóc, ale jest dla was za trudne?— Lord Fallacy skinął głową.

—Goth, w bibliotece na półce Howlinga jest księga z zaklęciami medycznymi. Ma czerwoną okładkę i jest bardzo gruba.— zwrócił się do młodego wampira, który w tamtym momencie aż drżał z natłoku emocji— Tak właściwie to co ci to da?— zwrócił się do mnie, kiedy jego bratanek już zniknął— Potwory nie są w stanie posiłkować się mocami wampirów.

—Hej, nigdy nie mówicie nigdy.— odrzekłem jako jedyny wierząc w to, że może nam się udać.

Istnieje nadzieja. Przez Macabre od dawna nie jestem już zwykłym potworem. Czarna magia, która zmieniła mnie w wampira siedzi we mnie już od parunastu lat. Tak desperacko próbowałem odzyskać swoje dzieci, że posunąłem się do wielu nieprawych czynów. Zawsze potępiałem brata za zabawę magią zakazaną, a sam nadużyłem jej jeszcze bardziej niż on. Jednak w tej sytuacji mogę wykorzystać wszystko co się stało do czegoś dobrego. Koniec końców, przywrócę swojego syna do życia.

—Zaklęcie nieśmiertelności.— Lord Fallacy otworzył księgę na samym końcu, a następnie mi ją podał. Zaklęcie było niesamowicie długie, zajmowało prawie całą stronę. Na reszcie miejsca znajdowało się ostrzeżenie, że ocalenie jednej duszy ma swoją cenę— Osoba, która rzuci je na siebie, skazuje na śmierć inną osobę. Jeśli rzuci ją na kogoś innego, ona sama umiera. Jest to zaklęcie zakazane. Właściwie jak każde zaklęcie Howlinga.

—Dobrze, nie mamy czasu do stracenia.

Stanąłem naprzeciw Palette i położyłem dłoń na jego mostku, dokładnie tak jak zalecane było w księdze. Następnie bez wahania zająłem się wypowiadaniem zaklęcia, które zapisane było znanym dla mnie alfabetem. Z każdym słowem ból w mojej własnej klatce piersiowej stawał się coraz większy. W pewnym momencie zauważyłem, że moje kości zaczynają lśnić jasnożółty światłem, poczułem także, że złote skrzydła zaczynają wyrastać mi z pleców. Jest to moją oznaką tego, że używam czarnej magii, tak samo jak czarna maź u Macabre, czy dym u poprzedniego posiadacza księgi. Jednak w momencie, w którym skończyłem wypowiadać zaklęcie, wszystkie złote pióra upadły na podłogę.

—Palette!— młody wampir zerwał się z miejsca, kiedy tylko zauważył, że Palette podnosi się do siadu— Nie strasz mnie tak więcej. Błagam, nie strasz mnie tak więcej.— przytulił się do niego. Palette bez wahania oddał uścisk. Po dłuższej chwili zwrócił wzrok w moją stronę.

—Tato?— uśmiechnąłem się delikatnie, po czym poczułem, że trochę mojej czaszki zaczęło się już sypać. Nie odbywało się to w jakimś zastraszająco szybkim tępie, jednak dziury bardzo szybko stały się zauważalne— TATO?!— Goth odsunął się od Palette, po czym mój syn zerwał się z miejsca i do mnie podbiegł. Przez wyczerpanie fizyczne szło mu to dosyć topornie, w dodatku przy końcu musiałem go złapać, aby się nie wywrócił— Tato, co się stało?!— wykrzyczał, a w jego oczodołach zaczęły gromadzić się nowe łzy.

—Spokojnie.— otarłem łzy z jego twarzy moją dłonią, z której zniknęła już połowa palców— Wszystko będzie dobrze. Najważniejsze jest to, że ty żyjesz.

—A-ale co się stało?! Jak mogę ci pomóc?!— był bardzo oszołomiony całą tą sytuacją. Wychodzi na to, że nie zdaje sobie sprawy z tego, co przed chwilą tutaj zaszło. To nawet lepiej. Nie chcę, aby pomyślał, że moja śmierć to jego wina.

—Zdaje się, że dla mnie już za późno. Zyskałem zbyt wiele obrażeń, abym mógł wyjść z tego cało.— kolejny raz go okłamuję. Od dłuższego czasu szukałem odpowiedniego momentu, aby wyznać mu całą prawdę, a w zamian tego dokładam kolejną masę kłamstw—Kocham cię Palette. Ty i twój brat jesteście dla mnie całym światem. Wiedz, że to, że się rozstaliśmy, nie oznacza że cię porzuciłem. Szukałem cię całe twoje życie. I w końcu cię znalazłem.— nie mając zbyt wiele czasu na zastanawianie się, przekazałem bez ładu i składu informację, którą należałoby dokładnie mu wytłumaczyć—Żałuję, że na tak krótko, ale przynajmniej przez jakiś czas mogliśmy być rodziną.— pocałowałem go w kość czołową, po czym odsunąłem się od niego— Przepraszam, że nigdy nie ma mnie przy tobie, kiedy najbardziej mnie potrzebujesz.

—Tato, nie zostawiaj mnie.— poprosił łamliwym tonem głosu, równocześnie chwytając mnie za to co zostało z mojej ręki, jednak jako iż coraz szybciej zmieniałem się w proch, w jego dłoni został jedynie rękaw od mojej koszuli.

—Nie chcę, abyś widział to, co za chwilę się stanie. Poza tym muszę jeszcze dopilnować jednej rzeczy.

—Błagam, nie zostawiaj mnie kolejny raz!— po usłyszeniu tych słów poczułem kolejny ucisk w klatce piersiowej.

Naprawdę nie chcę cię zostawiać Palette. Jednakże nie chcę również rozsypać się przed tobą, poza tym muszę jeszcze przekazać Macabre parę informacji. Czując śmierć na swoich barkach, postanowiłem nie hamować się z użyciem zaklęcia teleportacji, które znałem już na pamięć. Ostatni raz spojrzałem na zapłakaną twarz mojego dziecka, po czym rozpłynąłem się w przestrzeni. Żegnaj Palette.

[Perspektywa - Macabre]

Nie wierzę, że Sueño po prostu zostawił mnie z tym jełopem Street'em i szmatą Cruzar'em, abym naprawił cały ten bałagan, którego nawet nie miałem zamiaru robić. Plus jest taki, że mój były jest jedynym, który wie, kto jest zdrajcą, a kto nie, więc jest dosyć zajęty, a co za tym idzie, nie muszę zbyt długo patrzeć na jego kłamliwy ryj. Dlaczego po tylu latach nasze ścieżki znowu musiały się skrzyżować? Uważam, że jest to za wysoka kara za zamordowanie jedynie paruset potworów w całym swoim życiu.

—Raz jeszcze dziękuję za ratunek.— król zwrócił się do mnie w samej osobie.

—Podziękowania to nie do mnie.— odrzekłem bez żadnych formalności, bo to strasznie mnie irytuje— Gdyby nie mój bratanek, byłoby źle. To jemu należą się podziękowania. Uprzedzając pytania, nie wiem gdzie jest. Najprawdopodobniej trochę oberwał.— szczerze, nie sądzę, żeby coś poważnego mu się stało. Przeżył samotną wycieczkę z Francji do Anglii jako noworodek. Ten dzieciak jest niezniszczalny.

—Ach!— syknąłem z bólu, kiedy poczułem straszny ból na stopie. Parzące uczucie, zmieszało się z nieprzyjemnym mrowieniem.

Pierwszą moją myślą było oczywiście to, że oberwałem czymś w stopę podczas walki i poczułem to dopiero w momencie, w którym adrenalina przestała działać. Jednak mój kozak okazał się być w nienaruszonym stanie, oczywiście pomijając cały brud na nim. Dopiero po chwili doszło do mnie, że patrzę na kończynę, na której wyryty mam znak od Alvina. Nie, nie, nie, nie, nie! Czy coś złego się stało?! I z kim?! Z Sueño czy z Cruel'em?! Nie, na pewno nie. Panikuję. Za bardzo panikuję. Przecież Sueño jeszcze niedawno stał przede mną cały i zdrowy, a Cruel ma Alvina do obrony. Nic się nie stało. Nic złego nie mogło się stać.

Usłyszałem koło siebie potężny huk, a kiedy odwróciłem głowę w bok, dostrzegłem pojedyncze pióra unoszące się przed moją twarzą. Niepewnie zwróciłem wzrok ku trawie, a widok, który na niej zastałem, przyprawił mnie o zawroty głowy. Mój brat leżał na podłodze, powoli zmieniając się w pył. Po jego kości policzkowej spływały łzy, jego ciało zaczynało powoli przypominać jedną wielką dziurę.

—Sueño!— uklęknąłem koło niego, powstrzymując się przed dotykaniem go, aby nie pogorszyć jego stanu— Sueño, co się stało?!

—Uratowałem Palette.— uśmiechnął się, mimo iż została mu jedynie połowa czaszki— Mac, wiem, że w końcu zorientujesz się co zaszło i proszę cię, abyś pod żadnym pozorem nie obwiniał o to Palette. To moja decyzja. On nawet nie wie co zrobiłem.— podparł się na prawej ręce, aby spojrzeć mi w twarz, jednak przy tak gwałtownym ruchu i ona zamieniła się w proch powodując kolejny upadek. Mój brat umiera na moich oczodołach, a ja nie mam pojęcia jak mógłbym temu zapobiec!— Powiedziałem Palette o tym, że jestem jego prawdziwym ojcem, ale nie wiem czy zrozumiał. Proszę cię, żebyś odpowiedział na wszystkie jego pytania, z wyjątkiem pytania o drugiego rodzica, bo to może skomplikować jeszcze więcej spraw. Kocham cię Mac. Pamiętaj, że mimo wszystkich błędnych decyzji, które podjąłeś, zawsze cię kochałem. Cieszę się, że mogłem mieć tak opiekuńczego brata.— po tych słowach, cała jego czaszka zmieniła się w proch, moja stopa przestała mnie piec, a z mojej torby wydostało się czerwone światło pochodzące z księgi, która w ten sposób pożegnała kolejnego posiadacza.

Klęczałem przez dłuższą chwilę, jedynie wpatrując się w leżące ubrania pokryte prochem i złotymi piórami. Nie miałem wpływu na to, co się ze mną działo. Na początku jedynie łzy spływały po moich kościach policzkowych, jednak w momencie, w którym odzyskałem zdolność wydobywania z siebie dźwięków, krzyknąłem najgłośniej jak potrafiłem, po czym uderzyłem pięściami o ziemię i zacząłem szlochać już na głos.

Sueño... Sueño, błagam nie. Oby to był zwykły koszmar. Cieszyłbym się nawet, gdybym za chwilę obudził się w naszym domu w Hiszpanii, powrócił do dręczenia mnie przez dzieciaki, do zarabiania na mnie, brata i chorą matkę. Wróciłbym do tamtego piekła, gdyby to było w stanie przywrócić życie mojemu bratu! Od zawsze chciałem mieć go jak najbliżej siebie, a na końcu i tak go straciłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro