Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-27- Dobre pierwsze wrażenie

[Perspektywa - Goth]

Kolejny raz w tak krótkim czasie ogarnęło mnie to strasznie dziwne uczucie. Chociaż są to antonimy, czułem się wyzwolony i zniewolony w tym samym czasie. Czułem niesamowitą moc, która zmuszała mnie do tego, aby wziąć to co chcę. To czego potrzebuję. Potrzebuję krwi. Bardzo potrzebuję krwi. W momencie, w którym chciałem po nią sięgnąć, źródło odsunęło się ode mnie. Zamrugałem kilkukrotnie, po czym ruszyłem za potworem, który oddalał się coraz bardziej w stronę ściany. W pewnym momencie stracił równowagę, co udało mi się odpowiednio wykorzystać. Rzuciłem się na niego, nogami przyciskając jego ciało do podłogi, a pazurami starając się rozciąć jak najwięcej jego kości. Uniemożliwiał mi to tym, że złapał mnie za nadgarstki i zaczął się ze mną szarpać. Przestań walczyć! Oddaj mi swoją krew! Potrzebuję jej bardziej, niż ty.

W pewnym momencie poczułem ruch po swojej prawej stronie. Odwróciłem wzrok w jego kierunku. Kolejny potwór mierzył bronią w moją osobę. Szybko przekalkulowałem czy ta sytuacja jest dla mnie niebezpieczna i dochodząc do wniosku, że po dźwięku strzału, bez problemu zmienię się w nietoperza, powróciłem do polowania na swoją ofiarę. Z każdą chwilą coraz bardziej tracił siły, a ja byłem coraz bliżej posiłku.

Jednak w pewnym momencie stało się coś, czego nie potrafiłem przewidzieć. Ktoś szybszy ode mnie, podbiegł od tyłu i złapał mnie za ramiona. Zanim zdążyłem podjąć walkę, coś zostało mi wetknięte do ust. W momencie w którym ktoś przechylił to coś ku górze, a ja poczułem kojący pragnienie smak krwi, przestałem się ruszać i zająłem się jedzeniem.

Po kilku zachłannych łykach, świadomość znowu do mnie powróciła. Kiedy, jak się okazało, tata uwolnił mnie ze swojego uścisku, wyciągnąłem gwint manierki z buzi i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Niedaleko siebie zastałem leżącego na podłodze Palette, a przy nim tatę Geno i stryjka Fallacy'ego. Drugi z nich był w trakcie wyjmowania kuli z żeber śmiertelnika. Przynajmniej tak wnioskuję po jego przeraźliwych krzykach, dwójka wyżej wymienionych zasłania mi całkowicie widoczność.

—Czy ty wiesz, co właśnie próbowałeś zrobić?— tata spojrzał na mnie z surowym wyrazem twarzy.

—Zjeść Palette.— powiedziałem z niemałym poczuciem winy w głosie. Jak mogło do tego dojść? W normalnych okolicznościach zawsze zachowywałem trzeźwość umysłu, kiedy ktoś skaleczył się przy mnie. Nie sądziłem, że Czerwona Łuna może tak bardzo na mnie wpłynąć.

—Trzymaj to.— wskazał palcem na manierkę, którą trzymałem w dłoniach— I nigdzie się bez tego nie ruszaj. Zrozumiano?— przytaknąłem skinieniem głowy.

Wziąłem jeszcze kilka łyków krwi (z przezorności) i podszedłem do zbiorowiska przy Palette. Właściwie nie zrobiłem mu żadnej krzywdy i cierpi teraz tylko i wyłącznie przez swoich beznadziejnych „przyjaciół", ale i tak czuję się winny. Dalej stękał z bólu, mimo, że chwilę temu, wujowi udało się wyciągnąć kulę z pomiędzy jego kości. Co prawda musiał trochę ich połamać, żeby się do niej dostać, ale stryjek zaraz to wszystko naprawi.

Złapałem Palette za dłoń i zacząłem głaskać kciukiem jej wierzch, aby trochę dodać mu otuchy, kiedy wuj leczył go swoją krwią. Najważniejsze było w tej chwili, aby niepotrzebnie się nie ruszał i trzymał usta cały czas otwarte. Jeśli tego nie zepsuje, wszystko będzie już dobrze.

—Jak się czujesz?— zapytałem, kiedy wszystkie jego rany zostały już zasklepione.

—To było... strasznie... męczące.— położyłem dłoń na jego kości policzkowej, a on przymknął swoje oczodoły.

—Odpocznij.

Postanowiłem podnieść go z podłogi, na której bezwładnie leżał. Jego kości były okropnie zimne, a żebra całe posklejane były szpikiem kostnym. Jak narazie udało mi się opanować głód, więc skoro teraz mi nie odbiło, raczej będzie dobrze już do końca. Próbowałem skrzywdzić Palette... Ale przecież to nie moja wina! Cała zasługa należy do jego jakże wspaniałych znajomych, którzy strzelają bez opamiętania! No tak. Trzeba również zająć się tą dwójką.

—Senna, znajdź jakąś komnatę dla naszych niezapowiedzianych gości. I pilnuj aby nie wystawali za drzwi ani jednej kończyny, bo od razu ją stracą.— dałem rozkaz Sennie, jednak mimo, że to ona była moim rozmówcą cały czas mierzyłem wzrokiem intruzów— Palette odwiedzi was, kiedy już dojdzie do siebie.— spuściłem wzrok na nieprzytomny szkielet znajdujący się w moich ramionach.

Odkąd się spotkaliśmy musiałeś przyjąć na siebie tyle bólu. Przepraszam.

[Perspektywa - Palette]

Zerwałem się gwałtownie z miejsca i krzyknąłem. W tamtym momencie nie miałem pojęcia dlaczego. Bardzo prawdopodobnym jest to, że było to spowodowane jakimś snem, którego treści zapomniałem już w momencie, w którym otworzyłem oczodoły. Automatycznie również skierowałem swoją dłoń na mostek, w którym jeszcze niedawno tkwiła kula. Jednakże ku mojemu zdziwieniu, po wcześniej wspomnianym przedmiocie nie było nawet śladu. W pierwszej chwili zacząłem zastanawiać się, czy aby na pewno sytuacja, która miała miejsce przed chwilą, nie była rzeczonym snem, którego treści niby zapomniałem. Jednak szybko moja uwaga została skupiona na czymś innym, a konkretnie na zatroskanym wyrazie twarzy Goth'a, który po moim okrzyku podbiegł do mojego łóżka.

—Palette, wszystko dobrze?— usiadł na skraju łóżka.

—Tak, tak. Ja tylko... Gothy co się tak właściwie wydarzyło?

—Twój przyjaciel, którego imię mnie nie obchodzi, postrzelił cię i stryjek cię uratował. Straciłeś przytomność tuż po tym, jak skończył cię leczyć.

—Dobrze, czyli to nie był sen.— przejechałem jeszcze raz palcami o swojej klatce piersiowej— Ktoś mnie... umył?— zapytałem zdając sobie sprawę z tego, że leżę w łóżku czyściutki i ubrany w koszulę nocną.

—Służba.— odpowiedział tonem wskazującym na to, że u nich takie coś jest czymś w pełni normalnym.

—A co ze Sprinkle i Luxath'em?

—Siedzą w komnacie i czekają, aż poczujesz się dobrze.— podniosłem wyżej jeden łuk brwiowy— Siedzą z przymusu.

—Już czuję się dobrze.— odpowiedziałem, przy okazji przekręcając się na bok i dłońmi opierając się o krawędź materaca. W tym momencie zauważyłem także, że moja wcześniej poturbowana przez pana Cruzar'a ręka jest całkowicie wyleczona. To dobrze. Podczas walki z Luxath'em próbowałem ignorować ból w dłoni, ale i tak był dość uciążliwy.

—Przynajmniej się przebierz.— odrzekł zirytowanym tonem. Najwidoczniej wizja ponownego spotkania z moimi przyjaciółmi nie do końca mu się uśmiecha.

Po zmienieniu koszuli nocnej na ubrania, które przysłał do zamku mój tata, postanowiłem wyruszyć prosto do komnaty, aka więzienia Luxath'a i Sprinkle. Zapewne ta cała sytuacja jest dla nich bardzo dziwna. Im szybciej wyjaśnię im co i jak, tym lepiej.

Po drodze razem z Gothy'm wpadliśmy na pana Street'a. Chociaż czy można nazwać to wpadnięciem? Ewidentnie stał przed drzwiami do komnaty i na nas czekał. Kiedy zwróciłem mu na to uwagę, stwierdził, że jako szef operacji powinien wiedzieć absolutnie wszystko, a wszystkie zatajone informacje mogą przynieść dla nas zgubę.

Zapukałem trzykrotnie w drzwi od komnaty, chociaż było to całkowicie zbędne, bo pan Street nacisnął klamkę bez czekania na jakąkolwiek odpowiedź. Kiedy już znaleźliśmy się w środku, zastałem Sprinkle leżącego na łóżku i rzucającego kulkami papieru w żyrandol oraz Luxath'a krążącego po pokoju.

—Palette, dobrze się już czujesz?— Sprinkle zapytał na powitanie, kompletnie ignorując obecność mojego towarzysza.

—Tak, wszystko jest już w porządku. Okazało się, że wampiry to bardzo dobrzy medycy.— zaśmiałem się nerwowo widząc grobowe miny moich przyjaciół.

—Przepraszam za to.— Luxath zabrał głos— Naprawdę byłem pewny, że nie trafię.

—Może to dlatego właśnie trafiłeś. Ale to nie ważne! Już jest dobrze! A to jest pan Street.—szybko zmieniłem temat, zwracając ich uwagę na mojego towarzysza— Jest głównym organizatorem naszego planu. Właściwie prawie głównym. Głównym jest chyba Cruzar, nie?

—A może na początku dowiemy się czy są po naszej stronie, a później będziemy zdradzać im tajne informacje?— spiorunował mnie wzrokiem.— Przeprowadzamy plan obalenia tyrani Eterny.— Sprinkle i Luxath otworzyli szerzej oczodoły— Wszyscy wiemy, że podporządkowała sobie wszystkich łowców z naszego królestwa, do tego posiada jeszcze wasz oddział. Z taką mocą może zrobić właściwie wszystko. A wybrała sobie wypowiedzenie wojny wampirom.

—Porwała ojca Goth'a i robiła na nim jakieś szalone eksperymenty, prawie już wywołując tym wojnę. Udało nam się to na chwilę zażegnać, ale to nie zmienia faktu, że to do czego ona dąży przyniesie nam tylko i wyłącznie masową destrukcję. Wojna z wampirami przyniesie nam same straty, nasza wioska, która pograniczy z lasem na pewno zostanie doszczętnie zniszczona, a niewinni mieszkańcy stracą swoje życia.

—Eterna chce się pozbyć raz na zawsze wszystkich wampirów z naszego królestwa.— Luxath wtrącił się w monolog.

—Ale za jaką cenę Lux? Twoja siostra może zginąć. Tata Sprinkle może zginąć. Wszyscy możemy zginąć. Wiem, że teraz możecie mnie nie poprzeć, ale też niewinne wampiry mogą zginąć.— relacja moich przyjaciół była dokładnie taka jakiej się spodziewałem, Luxath zmarszczył luki brwiowe, a Sprinkle spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

—Zdefiniuj „niewinne wampiry".— tym razem Sprinkle się wtrącił.

—Chłopaki, życie nie jest czarno-białe! Wiem, że chowacie urazę do wampirów, ale przecież nie każdy jest zły. To tak samo jak potwory. Nie każdy jest dobry. Przecież my też jesteśmy źli! Zabijamy wampiry, które nic złego nam nie zrobiły. Odbieramy dzieciom rodziców, mężom żony, braciom braci! Goth całe życie był ostrzegany przed łowcami, tak samo jak my przed wampirami.

—Właściwie to masz rację.— Sprinkle westchnął— Do teraz pamiętam wyraz twarzy tego małego wampira, kiedy na jego oczach zabiłem mu ojca.— zamyślił się na chwilę, po czym spojrzał mi prosto w oczodoły— Wasz plan jest słuszny. Jeśli Eterna chcę doprowadzić do masowego ludobójstwa, trzeba ją powstrzymać. Palette, wiesz, że zrobię wszystko o co mnie poprosisz.— posłałem w jego stronę szeroki uśmiech, który on odwzajemnił. Jednakże pare sekund później, jego wyraz twarzy znowu zrobił się poważny— Ale to nie zmienia faktu, że nienawidzę wampira, który zabił Fury'ego i gdy tylko dowiem się gdzie jest, skrócę go o głowę, jeśli jeszcze żyje.

—Pewnie.— zaśmiałem się nerwowo— Ja też.— mam nadzieję, że Gothy, który stoi za drzwiami, tego nie słyszał.

Wszyscy zgromadzeni w pomieszczeniu zwrócili wzrok na Luxath'a oczekując, że on również wypowie się odnośnie tej sprawy, jednak on siedział cicho i jedyne co robił, to spoglądał w okno.

—Luxath?— ponagliłem go, wypowiadając jego imię.

—Nienawidzę wampirów.— odwrócił się w naszą stronę— Życzę im, żeby wszystkie zdechły. Nie zmienię zdania. Nigdy nie zmienię zdania. Co więcej, myślę, że Eterna ma rację i szczerzę, kibicuję jej, aby jej plan się powiódł.— odszedł od okna i zaczął iść w moją stronę— Straty w potworach? Mnie to nie obchodzi. Ja umiem bronić się przed wampirami, a na życiu Amy jakoś specjalnie mi nie zależy. Nie mam nic do stracenia.

—Czyli rozumiem, że nie chcesz nam pomóc.— przez chwilę wymienialiśmy się złowrogimi spojrzeniami, aż do momentu, w którym Luxath przerwał to delikatnym uśmiechem.

—Nie. Wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie ci pomogę. Bardzo chętnie wbiję nóż w plecy tej cholernej rybie, która zabrała mi moich rodziców. O ile oczywiście jest to prawda.— uśmiechnął się przebiegle— Przyłączę się do was, jeśli zaprowadzisz mnie do moich rodziców. Dodatkowo zdradzę wam coś na temat przyszłych planów Eterny.

—Wszystkie informacje na temat Eterny dostarcza nam Cruzar.— pan Street się wtrącił.

—Oh tak? Czyli wiecie już kiedy dokładnie Eterna próbuje przeprowadzić zamach na króla? I wiecie też która jej marionetka zostanie nowym królem?

—Skąd ty wiesz takie rzeczy?— zapytałem z niemałym zdziwieniem, czując jak nieprzyjemne ciarki wędrują mi po kręgosłupie.

—Podsłuchałem ją jak siedziała w gabinecie i gadała do siebie. To jak, mamy umowę? Radzę wam długo się nie zastanawiać, w końcu nie znacie dokładnej daty.

—Luxath, ja się poważnie zaczynam ciebie bać.—Sprinkle podsumował, a Lux skwitował to kolejnym cwanym uśmieszkiem.

[Perspektywa - Luxath]

Zawsze powtarzałem, że dobra manipulacja jest kluczem do sukcesu. Począwszy na przekonywaniu innych dzieciaków do wypełniania moich obowiązków, przez wyłudzanie majątku szlachciców swoją dziewczęcą urodą, a skończywszy na sprawach politycznych. Zawsze wychodzę na plus. W pierwszej chwili miałem ochotę od razu przyłączyć się do Palette, bo jakby nie patrzeć, zabicie Eterny jest teraz moim priorytetem, jednak po dokładnym przemyśleniu sprawy, doszedłem do wniosku, że mogę wynieść jakieś korzyści. Jak już mówiłem, mimo wszystko ufam Palette, a już na pewno wiem, że nie okłamałby mnie w tej kwestii, jednak bardzo chciałbym zobaczyć swoich rodziców. Cała ta wojna, a w konsekwencji późniejszy chaos, na pewno utrudniłyby to spotkanie.

Ten cały Street sprezentował nam dokładny plan budynku więzienia, w dodatku towarzyszył nam prawie aż do samego wejścia. Powiedział nam, że będzie na nas czekał, a jeśli nie wyrobimy się na czas, wejdzie do środka i sam wyciągnie stamtąd Palette, dodał jeszcze, że ja właściwie nie jestem dla niego jakoś szczególnie istotny i jeśli dam się złapać, będzie to mój problem. Doceniam szczerość.

Palette, mamy tylko dwadzieścia minut, przestań się bawić patykami.

—Zaczekaj jeszcze chwilę.— przysięgam, że chwilę zrzucę go z drzewa, na które się wspięliśmy, aby dostać się do środka— I poszło.—powiedział, przy okazji wyciągając kraty ze ściany i zrzucając je w pobliskie krzewy, aby nie narobiły hałasu. Zaraz. Czy on właśnie otworzył szyb wentylacyjny zwykłym patykiem?

Palette wczołgał się pierwszy do środka, a ja za nim. W całkowitej ciszy, postanowiliśmy przemierzyć na czworaka dystans, który wyznaczony był czerwoną kreską na mapie. Za każdym razem, kiedy napotkaliśmy na jakiś otwór, przez wpadające światło udawało mi się dojrzeć jak bardzo całe moje ubranie usyfione było od kurzu, pajęczyn i innych roztoczy. Ble! Liczyłem, że skoro Palette pójdzie pierwszy, to on zbierze cały ten brud. No i jak ja się pokarzę swoim rodzicom w takim stanie?

A pro po tego. Przez tę dość dłużącą się drogę, miałem trochę czasu na przemyślenia. Przyznam, że decyzja o spotkaniu z rodzicami była przeze mnie podjęta bardzo pochopnie i tak właściwie kompletnie tego nie przemyślałem. Co ja mam im powiedzieć? Jak się zachować? Czy wiedzą o tym, że Desire jest martwy? Czy wiedzą, że przez połowę swojego życia pracowałem dla psychopatki, która zamknęła ich w więzieniu? Jeśli wiedzą, założę się, że nie będą chcieli na mnie nawet spojrzeć! A jeśli powiedzą mi, że mnie nienawidzą? Przez całe życie wmawiałem sobie, że tak jest, ale naprawdę boję się usłyszeć tego z ich ust. Nie! Ja nie jestem gotowy! Chcę zawrócić! Muszę wymyśleć jakieś wiarygodne kłamstwa!

—Palette, ja- szepnąłem w jego stronę, jednak przerwał mi w połowie zdania tym, że się zatrzymał.

—Gdzieś tutaj była moja cela.— wyciągnął z kieszeni patyk, aby powtórzyć wcześniejszą sztuczkę. Bardzo chciałem zobaczyć jak on to robi, ale po pierwsze - malutkie źródło światła ograniczało widoczność, a po drugie - uwinął się bardzo szybko— Panie przodem.— przeskoczył przez dziurę i usiadł naprzeciw mnie.

—Próbowałeś być zabawny?— podniosłem wyżej jeden łuk brwiowy, jednak Palette zamiast zareagować słownie, złapał mnie za nadgarstek i wciągnął do dziury.

—Taki odwet za postrzelenie mnie.— usłyszałem głos z góry, po tym jak upadłem twarzą na podłogę.

—No przecież przeprosiłem.— powiedziałem pod nosem.

Odsunąłem się, żeby zrobić mu miejsce, a kiedy już wylądował na równych nogach i miał zamiar iść przed siebie, pociągnąłem go za kostkę i po chwili on również pocałował się z podłogą. Nie toleruję braku konsekwencji w znęcaniu się nade mną. Główna zasada to - jeśli ktoś mnie uderzy, oberwie dwa razy mocniej.

Tym razem ja wstałem na równe nogi, dodatkowo jeszcze otrzepując się z kurzu, którego miałem na sobie całą masę. Palette również się podniósł, po czym zmierzył mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

—Dobrze, to ja zacznę.— obydwoje zwróciliśmy twarze w stronę szkieletu z czarnymi paskami na twarzy, który siedział za kratami— Stęskniłeś się za nami Palette?— tak, to był dokładnie ten moment, w którym uświadomiłem sobie, że jestem otoczony przez kryminalistów, którzy wpatrują się w nas, jak w obrazek.

—Można powiedzieć, że trochę tak.— Palette zaśmiał się nerwowo, po czym położył dłoń na karku— Geno nie mógł wpaść, ale przyprowadziłem nowego kolegę.

—Palette, ja chcę wracać.— szepnąłem w jego stronę najciszej jak się dało.

—Ty chyba sobie żartujesz.— on za to prawie krzyknął— Nie po to ryzykowałem tyle, aby teraz wracać.— złapał mnie za dłoń i zaczął ciągnąć w głąb korytarza— Idziemy do Pana Lust'a i Horror'a.

—Nie! Palette! Ja ci powiem wszystko co wiem, ale proszę, wracajmy!— zacząłem się szarpać, aby wyrwać mu swoją dłoń.

—Co ci się nagle ubzdurało?! Przecież chcesz spotkać swoich rodziców!— zacisnął jeszcze mocniej uścisk na mojej dłoni.

—Nie chcę!— po tych dwóch słowach postanowił mnie puścić.

—Dlaczego?— jego wyraz twarzy, który wcześniej wyrażał lekki gniew, teraz zmienił się na lekko zatroskany— Luxath, masz możliwość zobaczyć swoich rodziców, dlaczego nie chcesz z niej skorzystać?

—Luxath?— odwróciłem się za siebie i wtem zobaczyłem Pana Cruzar'a oraz drugi szkielet, który ubrany był w strój więzienny i zakuty był w kajdany. To ten drugi potwór wypowiedział moje imię.

—Kim jesteś?— zapytałem patrząc prosto na jego zdziwioną twarz.

—J..Ja...— chciał coś powiedzieć, ale wyglądało na to, że nie potrafił dobrać odpowiednich słów.

—To jest właśnie twój tata.— usłyszałem za plecami głos Palette.

—Nie! Nie teraz!— krzyknąłem spanikowany, po czym zerwałem się do biegu, lekko odpychając Cruzar'a, który blokował mi przejście.

Nie miałem pojęcia dokąd biegnę. Nie obchodziło mnie to. W tamtym momencie chciałem być po prostu daleko stąd, zgubić głosy, które za moimi plecami nawoływały moje imię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro