Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-23- Klif

[Perspektywa - Street]

Przeciągnąłem się na łóżku, rozprostowując stare kości. Łóżka w tym zamczysku są tak wygodne, że mógłbym przeleżeć tutaj cały dzień. Niestety życie nie jest takie proste, a ja nie dostałem magicznego natchnienia podczas snu, więc muszę porządnie zabrać się do pracy. Oficjalnie stałem się głównym prowodyrem naszego spisku przeciw Eternie. Grupa, którą aktualnie przewodzę jest bardzo nieliczna, skupia się w zasadzie z zbuntowanych łowców i losowych narwańców mojego pokroju. Do tego czasu, Cruzar był głową tego wszystkiego, ale jego pozycja uniemożliwia mu zajęcie się Palette, dlatego to ja podejmuję decyzje dotyczące naszej tajnej broni.

Palette ma w sobie charyzmę, nie bez przyczyny wszyscy młodzi łowcy mu ufają. Jeśli dobrze to rozegramy, będzie w stanie przekonać młodych do zwrócenia się przeciw Eternie. Cruzar będzie w stanie przekonać gdzieś tak z połowę łowców, a ci którzy nie przyłączą się do nas, działają na swoją niekorzyść. Cel naszego planu jest jasny - pokonanie autorytetu Ryby i zastąpienie ją kimś nowym, który zarazem popiera nasze ideały. Jednakże jak do tego dojść? Zjawienie się Gwiazdeczki pomieszało sporo w naszym pierwotnym planie, więc czeka mnie teraz twardy orzech do zgryzienia. Fakt tego, że przez te durne odwiedziny, wampirzy arystokrata patrzy mi teraz na ręce, wcale nie dodaje mi motywacji.

Wyszedłem spod kołdry i założyłem na siebie wczorajsze ubrania. Powinienem poprosić służbę o jakąś kartkę i pióro. Muszę zapisać wszystkie swoje myśli, zanim mi uciekną. Jak na zawołanie, usłyszałem pukanie do drzwi. Kiedy tylko powiedziałem osobie po drugiej stronie, że może wejść, w drzwiach dostrzegłem postać mojego małego braciszka. Dosłownie małego. Nadal zadziwia mnie to, że mimo upływu tylu lat, wygląda jakby miał nie więcej niż szesnaście lat.

Przepraszam, że zakłócam spokój, ale przegapił pan kolację. Przyszedłem zapytać, czy chce pan abym przyniósł jedzenie do komnaty.— odrzekł z grobowym wyrazem twarzy.

Dlaczego mówisz do mnie per pan?

Ponieważ tego wymaga etykieta.— odpowiedział bez chwili zastanowienia, jakby automatycznie— Czy mam udać się po posiłek?

Ym... tak?— ukłonił się krótko, a następnie wyszedł z pokoju.

Przez pare chwil wpatrywałem się w zamknięte drzwi. To było bardzo dziwne. Przecież wie, że go rozpoznałem, mógłby darować sobie już te dziwne gierki. Nie chcę, żeby traktował mnie jak obcą osobę. Wychowałem go, powinien okazać chociaż trochę wdzięczności, zamiast wyrzekać się mnie teraz. Muszę wprost zapytać dlaczego zachowuje się w stosunku mnie tak oschle. To mi nie da spokoju. Nie skupię się na planie z takim mętlikiem w czaszce.

Bez większego przemyślenia swoich działań, wyszedłem z pokoju i zacząłem krążyć po tych wszystkich korytarzach. Po piętnastu minutach mogłem spokojnie stwierdzić, że zgubiłem drogę powrotną. Przy czwartym mijanym obrazie przedstawiającym czerwoną różę, zacząłem kompletnie tracić orientację. Przyznaję, ruszanie się z miejsca bez mapy było idiotycznym pomysłem.

W pewnym momencie usłyszałem, że z jakiegoś pomieszczenia dochodzą dwa kobiece głosy. Miałem zamiar zapytać je o drogę, jednak zanim tam doszedłem, podsłyszałem kawałek rozmowy, który mnie zaciekawił.

Więc po prostu podsłuchałaś ich rozmowę?

Ciężko było tego nie usłyszeć. Willow widziała parę razy jak Suave płakał, ale myślę, że to nic przy tym co usłyszałam wczoraj.— płakał? Wczoraj? Czy to przeze mnie?

Po prostu popłakał się przy swoim pracodawcy?

Co zabawniejsze, jego pracodawca pocieszał go tak, jak umiał.

Co trzeba zrobić, aby mieć aż tak wielkie względy u Lorda Fallacy'ego?

Musiałabyś pójść do łóżka z jego synem.— żałosny śmiech tej dwójki, urwał się tak mniej więcej w połowie.

Panienki nie mają przypadkiem za dużo czasu wolnego?— znajomy głos okazał się odpowiedzią na to, dlaczego przymknęły jadaczki— Kucharz zapewne ucieszyłby się z pomocy w zmywaniu naczyń.— kiedy tylko doszedł do mnie głos Suave, zrozumiałem, że nic więcej nie uda mi się usłyszeć. Dlatego wkroczyłem do środka.

Jak się okazało, trafiłem do jednej z części kuchni. Jak widać, potrafię dojść do celu nawet wtedy, kiedy nie chcę. Kto jest świetny? Oczywiście, że ja. Szkoda tylko, że Suave tego nie docenia. A pro po niego, właśnie stał do mnie tyłem i układał resztki jedzenia na tacy. Kiedy tylko skończył, odwrócił się, a na mój widok, jego spokojny wyraz twarzy zmienił się w grymas niezadowolenia.

Widzę, że jednak postanowił pan przyjść.— szybko podszedłem do niego, a kiedy byłem już wystarczająco blisko, położyłem dłonie na jego ramionach.

Przestań.— odrzekłem, patrząc mu prosto w oczodoły— Nie wiem dlaczego jesteś zły, ale proszę, nie karz mnie w ten sposób.

Nie wiesz?— zapytał spokojnie, po czym odłożył tackę z powrotem na blat— NIE WIESZ?!— tym razem krzyknął mi w twarz. Jego mina z poważnej zmieniła się w wściekłą— Hm, pomyślmy co zrobiłeś źle. Postanowiłeś popełnić samobójstwo na moich oczodołach? Zostawiłeś mnie samego na ponad pięćdziesiąt lat? Przyszedłeś tutaj.— tyknął mnie palcem w klatkę piersiową— Jesteś uśmiechnięty! Udajesz, że wszystko jest dobrze! Zadajesz jakieś bezsensowne pytania odnośnie mojego wieku! W ogóle nie obchodzi cię to jak bardzo mnie zraniłeś!— z każdym kolejnym zdaniem zwiększał moc w trykaniu mnie w żebra. Przy ostatnim zdaniu to naprawdę zabolało.

Co chcesz, żebym zrobił? Zabrał cię ze sobą pod most?— na jego twarzy pojawił się jeszcze większy grymas niezadowolenia— Więc czego ode mnie chcesz?

Abyś w końcu przejął się tym, co ja czuję!— zacisnął dłonie w pięści, a po jego kościach policzkowych zaczęły spływać łzy— Byłeś moim starszym bratem, a nawet ojcem. Ale ty po prostu mnie zostawiłeś! Wieść o tym, że żyjesz doprowadza mnie do jeszcze większego szału. Nie szukałeś mnie. Nie chciałeś mnie już? Dlaczego mnie nie chciałeś? Czy zrobiłem coś źle?!

Suave, skąd ci przyszły do głowy te wszystkie bzdury?!— znowu złapałem go za ramiona— Oczywiście, że cię chciałem! Oczywiście, że cię szukałem! Włamałem się nawet do więzienia, aby sprawdzić czy tam jesteś! Po prostu nie mogłem cię znaleźć. Skąd miałem wiedzieć, że zamieszkałeś na odludziu z wampirami?

Byłem w wiosce dużo razy.— pociągnął nosem— Odwiedzałem nasze stare kryjówki, aby o tobie powspominać. Na pewno spotkałbyś mnie, gdybyś mnie szukał.

Widocznie mieliśmy pecha. Wybij sobie te durne teorie, z tego durnego łba. Dlaczego miałbym cię nie chcieć? Jakbyś był dla mnie jakimkolwiek ciężarem, pozbyłbym się ciebie na długo przed tamtymi urodzinami.— spuścił wzrok na dół— Uwierz mi, nikomu tak bardzo nie zależy na tobie, jak mi.

—Przepraszam bardzo ale jesteś w błędzie.— usłyszałem za plecami, zdenerwowany, dziecięcy głosik. Kiedy odwróciłem się za siebie, dostrzegłem tego małego wampirka, który przystawia się do Suave— To ja jestem tym, któremu najbardziej na nim zależy. Nie ukradniesz mi mojego miejsca.— podbiegł do kamerdynera i złapał go za ramię.

—Oh mój Lordzie.— Suave się zaśmiał— Dlaczego Lord jeszcze nie śpi?

—Nie mogę się skupić. Encre stuka pędzlami o kubeczek z wodą, Pente skrobie piórem po papierze, a służba za głośno oddycha.— dzieciak zrobił naburmuszoną minę.

—Może uda nam się namówić Panicza Pente aby odszedł na chwilę od nauki i zagrał Lordowi którąś z bajek.— wyraz twarzy Suave zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Sam nie wierzę w to, że ten szkielet, który krzyczał na mnie jeszcze chwilę temu, teraz serdecznie uśmiecha się do dzieciaka— Street, nie obrazisz się, jeśli zostawię cię na chwilę samego?

—Nie no, pewnie że nie.

—Dobrze.— obrócił się za siebie i chwycił w rękę tackę, którą wcześniej odłożył, po czym mi ją podał— Zajrzę do twojej komnaty, kiedy Lord Jasper pójdzie spać, dobrze?— przytaknąłem.

Suave złapał dzieciaka za dłoń i razem opuścili kuchnię. Mały wampir jeszcze na odchodne wysłał mi zdenerwowane spojrzenie. Postanowiłem dłużej się nad tym nie zastanawiać i wrócić z jedzeniem do swojego pokoju. Udało mi się tam dotrzeć, tylko dzięki temu, że zapytałem o drogę jednej z pokojówek.  Suave koniecznie musi mi narysować mapę tego miejsca.

Odłożyłem tackę z jedzeniem na biurko i wzrokiem obadałem jej zawartość. Na talerzu znajdowała się dziwna kompozycja z jajek, sporej ilości warzyw i pieczywa, a obok stała szklanka z jakimś zielonym napojem, który o dziwo bardzo ładnie pachniał. Porcja była dosyć duża jak dla mnie, jednak dla innych zapewne była ona normalna. Ja przyzwyczajony jestem do zjadania rzeczy ze śmietnika, a tam naprawdę ciężko znaleźć cokolwiek jadalnego. Suave je tak codziennie? Do tego momentu myślałem, że wpakował się w niezłe bagno, ale w sumie ja mam gorsze życie. Jakby na to nie patrzeć, gdyby nie tamten wpadek, mieszkałby razem ze mną i żywił się śmieciami.

Nie wiem co mam myśleć o tej całej sytuacji. Ostatnim czego się spodziewałem, było spotkanie z moim zaginionym braciszkiem. Suave twierdzi, że się tym nie przejąłem, ale prawda jest kompletnie inna. Ja zwyczajnie w świecie nie wiem jak zareagować! Jak zachować się poprawnie w tej sytuacji? Nie możemy po prostu zapomnieć o tym co się stało i cieszyć się, że spotkaliśmy się chociaż na te stare lata?

Dokończyłem, swoją drogą bardzo smaczny, posiłek, po czym wystawiłem brudne naczynia na korytarz, tak jak radziła mi pokojówka, która mnie przyprowadziła. Chwilę pochodziłem po pokoju, po czym usłyszałem pukanie do drzwi. Suave kolejny raz stanął w drzwiach, jednak tym razem jego wygląd trochę się zmienił. Między innymi ściągnął z siebie strój pingwina. Ubrany był dosyć normalnie, ani jakoś przesadnie wystawnie, ani biednie. Po prostu zwyczajnie. Nie, żeby coś ale było to trochę podejrzane.

—Dłużej się nie dało?— rzuciłem na rozluźnienie atmosfery.

—Mógłbym cię zapytać o to samo. Z pół wieku zajęło ci, żeby tutaj dotrzeć.— odpowiedział z przekąsem. O wiele bardziej wolę taką wersję Suave.

—Lepiej późno niż wcale, prawda?— zaśmiałem się nerwowo— Tak w zasadzie, to dlaczego zmieniłeś strój?— postanowiłem zmienić temat.

—Palette napisał list do swojego ojca i chciał, aby ktoś go przekazał. Informacje, które są w środku nie powinny dostać się w ręce łowców, więc ktoś zaufany musi go dostarczyć.— list z ważnymi informacjami, tak?— Chciałbyś iść ze mną? Pogadalibyśmy na spokojnie.— kiedy składał mi tą propozycję wydawał się bardzo zakłopotany.

—Bardzo chętnie.— um... rozmowa z nim zrobiła się trochę niezręczna. Właśnie zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza, którą nie mam pojęcia jak przerwać— Wiesz, co jest w tym liście?— lekko się wzdrygnął, kiedy niespodziewanie zabrałem głos.

—Nie czytam cudzej korespondencji. Jednak Lord Fallacy sprawdził, czy w liście nie ma nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Nadal trochę wam nie ufa.

—Dobrze, w takim razie chyba nie mam się czego martwić.— nie powiedziałem mu w zasadzie niczego istotnego, a Sueño jest trochę wtajemniczony w nasz plan, więc chyba tym razem odpuszczę.

—To co... idziemy?— zapytał po kolejnej chwili wpatrywania się w siebie.

—Yyy... tak!

Ta sytuacja jest naprawdę strasznie dziwna. Mimo, że Suave się już na mnie nie gniewa (a przynajmniej mam taką nadzieję), nadal nie czuje się przy mnie swobodnie. Z resztą ja przy nim też. Całą drogę przez zamek spędziliśmy w niezręcznej ciszy. Zastanawiałem się, czy nie podjąć jakiegoś tematu, ale nie miałem pojęcia jakiego.

W połowie drogi zacząłem zastanawiać się, czy aby na pewno chce mi się pokonywać kolejny raz te wszystkie góry. Może i nie miałem czucia, ale wiedziałem co się działo dookoła mnie, poza tym czuje obicia na swoich kościach. Jednak ku mojemu zdziwieniu, nie kierowaliśmy w stronę wyjścia, tylko jakieś piwnicy. Kiedy Suave otworzył stare drzwi, dostrzegłem strome, kamienne schody. Trochę obite ściany oświetlane były przez bardzo rzadko rozstawione pochodnie. Im głębiej, tym coraz częściej napotykałem na pajęczyny, pełzaki różnej maści, szczury i oczywiście nietoperze. W pewnym momencie po korytarzach rozległ się głośny, szaleńczy śmiech. Zaniepokoiło mnie to, jednak Suave mówił mi, że mam się tym nie przejmować.

Po ominięciu strażników, przecisnęliśmy się pomiędzy kamieniami i wydostaliśmy się na świeże powietrze. Tak, rozpoznałem to miejsce. Za chwilę natrafimy na plamę szpiku kostnego, którą zostawił po sobie Geno.

—Ten dzieciak, który za tobą chodzi... kim on jest dla ciebie?— podjąłem pierwszy temat, który przyszedł mi do głowy.

—Panicz Jasper?— przytaknąłem— Można powiedzieć, że się przyjaźnimy. Wpadłem na niego chwilę po tym jak się rozdzieliliśmy. Zgubił się w lesie, więc z Papryczką pomogliśmy mu wrócić do domu. Skończyło się tym, że jego ojciec powierzył mi opiekę nad nim.

—Chwila moment, ten dzieciak ma już pięćdziesiąt lat?— tak mnie to zdziwiło, że aż stanąłem w miejscu. Z tego co wiem dzieci wampirów dorastają nawet szybciej niż potwory.

—W przeliczeniu na nasze, ma osiemdziesiąt siedem, na wampirze nadal osiem.— pociągnął mnie za dłoń, abym dalej szedł przed siebie— Pochodzi z nieprawego łoża, dlatego dorasta wolniej.

—Dobra. Pomimo, że jest starszy nawet ode mnie, to bardzo dziwne, kiedy się tak do ciebie przystawia.

—Nie musisz mi mówić.— zaśmiał się nerwowo— Staram się to ignorować.— przez chwilę znowu panowała pomiędzy nami cisza, przerywana jedynie skrzypieniem śniegu pod naszymi stopami— Chciałbyś zapytać o coś jeszcze?

—Będziesz zły jeśli zapytam dlaczego wyglądasz tak młodo?— potrząsnął głową na boki z lekkim uśmiechem na ustach.

—Ojciec Lorda Fallacy'ego rzucił na mnie klątwę. Stałem się długowieczny, czyli tak jak Panicz Jasper, dorastam wolniej.

—Dobrze, przyjąłem. A teraz najważniejsze pytanie.— znowu stanąłem w miejscu— Co się stało z Papryczką?— zapytałem starając się na grobowy ton.

—Zamieszkała razem z innymi końmi Lorda. Dożyła ze mną swojej starości, w stajni mieszkają już jej wnuki.— Suave uśmiechnął się na wspomnienie o ukochanym zwierzaku— Teraz moja kolej. Co robiłeś po tym jak się rozdzieliliśmy?

—Dużo by opowiadać.— westchnąłem— W pierwszych latach szukałem cię. Później zająłem się podróżowaniem, które wyglądało mniej więcej tak, że przekradałem się na statki dostawcze. We Francji wplątałem się w wojnę pomiędzy dwoma grupami przestępczymi, a to tylko dlatego, że nie znałem języka i w zasadzie do dzisiaj nie mam bladego pojęcia co tam się działo. W Hiszpanii poznałem przyjaciela, z którym teraz planujemy zamach. W Niemczech podjąłem się pierwszej w życiu legalnej pracy, ale mi się to znudziło. Przewędrowałem do Rosji, w której poznałem swoją byłą kochankę. Wyszła za cara, więc musieliśmy się rozstać. Na koniec wróciłem do domu i wplątałem się w spisek, któremu aktualnie przewodzę.

—Dobrze.— zacisnął usta w wąską linię— Przyznam, że tego się po tobie nie spodziewałem.

W biegiem czasu nasza rozmowa stała się coraz bardziej swobodna. W końcu chyba udało nam się przełamać barierę pomiędzy nami, która zaczęła budować się w momencie, w którym spadłem z klifu. Mimo upływu czasu, Suave to nadal mój mały braciszek. Cieszę się, że było mi dane go odzyskać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro