Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-18- Propozycja nie do odrzucenia

[Perspektywa - Palette]

Korzystając z chwili spokoju, a konkretniej z okazji tego, że mój współlokator postanowił sobie pójść, zarządziłem chwilową drzemkę. Jak się okazało, ta chwila zajęła mi cały czas pobytu wampira w... gdziekolwiek on był. Po paru stęknięciach wywołanych nagłym wyrwaniem mnie ze snu poprzez dźwięk przekręcania klucza w zamku, postanowiłem podnieść się do siadu. Pierwszym co zobaczyłem był Pan Cruzar, który wnosił do celi rannego więźnia. W milczeniu przyglądałem się jak pomagał mu przedostać się na jego prycz. Wampir był w okropnym stanie. Stwierdzenie, że wyglądał jak ktoś, kto mógłby umrzeć w przeciągu paru następnych sekund nie jest w tym przypadku niczym przesadzonym. Nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu samodzielnie, w zasadzie całą swoją pozostałą siłę skupiał na opieraniu się na o ramię Pana Cruzar'a. Kolejnym co bardzo mnie zaniepokoiło, był wyraz jego twarzy, jego oczodoły były lekko przymknięte, a usta szeroko otwarte. Łapał nimi powietrze tak zachłannie, jakby miało za chwilę się skończyć. Jednakże najważniejszym elementem, który spowodował, że przez krótką chwilę zrobiło mi się go szkoda, był sam jego wygląd. W momencie w którym pierwszy raz mogłem mu się lepiej przyjrzeć, jego wszystkie kości były pokryte brudnymi, przesiąkniętymi szpikiem kostnym bandażami, jednak teraz udało mi się dostrzec jego rany. Wszystkie z nich wciąż były otwarte i brudziły jego kości oraz więzienne odzienie szpikiem kostnym, także na jego kościach w zasadzie w ogóle nie można było dostrzec bieli. W tamtej chwili wydawał się taki słaby. W ogóle nie przypominał obrazu okrutnego arystokraty z moich wspomnień.

—Za chwilę przyniosę miednicę z wodą. Dasz radę sam obmyć swoje rany?— w odpowiedzi na jego pytanie wampir zaczął się krztusić. Pan Cruzar pomógł mu przenieść się z pozycji leżącej do siadu— Palette, czy jesteś w stanie mu pomóc?— zwrócił się do mnie, nadal stojąc do mnie odwróconym plecami.

—Może byłbym.— przyłożyłem swoje kolana do klatki piersiowej i objąłem je ramionami— Ale nie chcę tego robić.

—Nie wierzę.— odwrócił się w moją stronę, a następnie spojrzał mi w oczodoły— Wiem, że jest na odwrót. Chciałbyś mu pomóc, ale nie jesteś w stanie, ponieważ się boisz. Znam cię wystarczająco długo, wiem, że nie potrafisz odmówić pomocy osobie, która tego potrzebuje.

—Dlaczego miałbym pomagać osobie, która zamordowała moją rodzinę?!— krzyknąłem—Niech zdycha.

—Palette!— dalszy krzyk przerwała mu ręka wampira, która pociągnęła go za rękaw od munduru. Przez chwilę wysyłali sobie jakieś porozumiewawcze spojrzenia, po czym Pan Cruzar westchnął i wyszedł z celi— Lust, Horror.— wskazał palcem na ich kraty, a następnie na nasze.

Przez chwilę siedziałem w milczeniu, bijąc się z własnym sumieniem. Możliwe, że trochę przesadziłem, a w zasadzie to bardzo. Nigdy nie życzyłem nikomu śmierci, czuję się z tym źle. Odruchowo miałem zamiar przeprosić go za swoje wcześniejsze zachowanie, jednak kiedy tylko spojrzałem w jego stronę, żadne słowa nie chciały opuścić moich ust. Czy powinienem go przepraszać? Przecież nic mu tak właściwie nie zrobiłem, a on mi za to tak. Nie wiem o czym myśleć! Tak bardzo go nienawidzę! Dlaczego nawet nie robiąc właściwie nic, potrafi sprawić, że czuje się źle?!

—Nie patrz na mnie!— krzyknąłem i schowałem twarz w kolanach.

—Przepraszam.— szepnął łamiącym się głosem i zaczął wpatrywać się w sufit.

—Przestań mnie przepraszać! Przestań udawać, że jest ci przykro!

—Przestanę jeśli chcesz. Jednak wiedz, że nie udaję. Naprawdę żałuję tego, co wam zrobiłem.— ucichł na chwilę, aby znowu nabrać powietrza— Nie jestem typem wampira, który morduje bez skrupułów. Byliście pierwszymi osobami, które zaatakowałem.

—I co mam z tym faktem zrobić? Cieszyć się, że mieliśmy zaszczyt bycia twoimi pierwszymi ofiarami?— odburknąłem.

—Nie, to nie o to chodzi! Ja- AH!— położył dłoń na mostku i znowu zaczął się krztusić. Trwało to dosyć długo, a skończyło się tym, że wychylił się za łóżko, po czym zwymiotował jakąś srebrną substancją.

Po tym incydencie, do naszej celi weszli nasi sąsiedzi z naprzeciwka i od razu pobiegli do wampira, także nie byliśmy w stanie dokończyć rozmowy. Może to i dobrze. Jeszcze doszłoby do tego, że udałoby mu się mnie zmanipulować czy coś w ten deseń. Wampiry to przebiegłe stworzenia.

Kolejny raz w milczeniu wpatrywałem się w scenę przed moimi oczodołami. Pan Lust najdelikatniej jak potrafił przemywał jego rany szmatką, która była maczana w wodzie przyniesionej przez Pana Cruzar'a, zaś Pan Horror owijał nowe bandaże koło jego ran. Wampir znosił to wszystko z kamienną twarzą, mimo, że nawet mi jako zwykłemu obserwatorowi wydawało się to bardzo bolesne.

—A ty jak się czujesz Pally?— z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głos Pana Lust'a.

—Ja...em...— zwróciłem uwagę na to, że wpatruje się w moją obandażowaną rękę.

Niedawno wróciłem ze swojego pierwszego przesłuchania. Próbowali wyciągnąć ode mnie informacje na temat Goth'a i jego taty, jednak zgodnie z prawdą odpowiadałem, że nic nie wiem. Na nieszczęście moja prawda nie do końca odpowiadała Eternie. Zapewniałem ją, że o niczym nie wiem, a spotkanie moje i Gothy'ego było czystym zrządzeniem losu, ale była nieugięta. Skończyło się na wbitym sztyletem w dłoń oraz dwóch zmiażdżonych palcach. Zdawałem sobie sprawę z tego jak wygląda przesłuchanie i będąc szczerym, z wiadomych powodów, zostałem potraktowany wyjątkowo łagodnie, jednakże i z tą wiedzą trochę to we mnie uderzyło. Pomijając już fakt, że jestem wyjątkowo wrażliwy na ból, dotknęło mnie to, że właściwie nie zrobiłem nic złego, a zostałem potraktowany jak przestępca.

—Palette?— Pan Lust postanowił ponaglić mnie z odpowiedzią na pytanie.

—Nie, nie. To nic takiego.— zawiesiłem wzrok na kamiennej podłodze.

—Nie martw się o niego Lust, ten dzieciak jest pierwszą osobą, która zasnęła na krześle do tortur.— Pan Cruzar, który stał po drugiej stronie krat, postanowił wtrącić się w rozmowę.

—Nie zasnąłem, tylko się zdrzemnąłem! I tylko dlatego, że musiałem na was długo czekać!— skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej— W ogóle nie rozumiem jak znalazłem się w tej sytuacji. Nie jestem przestępcą.— powiedziałem na głos myśl, która zaprzątała mi czaszkę od powrotu z przesłuchania.

—Lust też.— tym razem Pan Horror się wtrącił— I Geno też. Tak działa „sprawiedliwość" Eterny, w którą tak ślepo wierzysz.— czekałem na jakiekolwiek słowa sprzeciwu z ust Pana Cruzar'a, ale on postanowił milczeć jak głaz. Myślę, że powinien stanąć w obronie swojej przełożonej.

—Eterna nie jest zła. Stoi na straży sprawiedliwości.— skoro Pan Cruzar przemilczał sytuację, ja postanowiłem zainterweniować.

—A ty dalej swoje.— Pan Horror przewrócił oczodołami— Dlaczego ty jej tak ślepo ufasz, dzieciaku?

—Jest łowcą.— Pan Cruzar odblokował wyciszenie— Przywódca oddziału dla dzieciaków. Najważniejszy potwór Eterny zaraz po mnie.

—No i wszystko stało się jasne.— Pan Horror westchnął— Wyprali ci mózg. A wydawałeś się takim pociesznym chłopcem.— przetarł palcem dół oczodołu, udając, że ściera niewidzialną łzę— Pozwól, że cię oświecę dzieciaku.— podszedł bliżej mnie— Twoja strażniczka sprawiedliwości jest większą szują niż sobie wyobrażasz. Zlicz sobie życia odebrane przez potwory zamknięte tutaj, pomnóż razy trzydzieści i wyjdzie ci mniej więcej liczba żyć, które odebrała ona. Wynajmowanie zabójców, wysłuchiwanie się nimi i pozbycie się ich kiedy nie są już potrzebni, jest w porządku? Torturowanie Geno i eksperymentowanie na nim jest w porządku? Zamykanie niewinnych osób w więzieniu jest w porządku? Sam mówisz, że siedzisz tutaj, chociaż jesteś niewinny, więc dlaczego masz jeszcze jakieś wątpliwości?!

—Przemawia przez ciebie gniew.— zacząłem odpowiadać na pytania, mimo tego, że wyraz jego twarzy bardzo mnie przerażał— Dobrze wiesz, że nie jesteś bez winy. Ja również nie jestem. Nawet jeśli nie planowałem zdrady, spotkałem się z wampirem, wiedząc kim jest.

—Jesteś okropnie dziwny. Na początku mówisz jedno, a później coś kompletnie odwrotnego.

—Sam to zauważyłem.— położyłem ręce na twarzy— Nie wiem o czym mam myśleć. Nie wiem co jest dobre, a co złe. Wszystko zaczyna mi się mieszać. Ufam Eternie, ale tyle rzeczy ukazuje mi, że to błąd. Eterna jest dobra. Czy nie jest? Przecież stoi na straży sprawiedliwości. Ale czym tak naprawdę jest sprawiedliwość?— wszystko na chwilę zamilkło. Ta cisza była wykańczająca, niesamowicie napięta i wręcz niemożliwa do przerwania w odpowiedni sposób. Dlatego została przerwana w nieodpowiedni sposób, a mianowicie poprzez śmiech Pana Cruzar'a. Wszyscy, włącznie z półprzytomnym wampirem, zwróciliśmy twarze w jego stronę.

***

Zostałem bestialsko wybudzony ze snu w środku nocy. W momencie, w którym mam chociaż najmniejsze szanse na wypoczynek, zostają one rozwiane jednym, delikatnym podmuchem wydychanym przez mojego odwiecznego pecha. Tym razem podmuchem było moje nagłe wyprowadzenie celi. Przez to, że byłem ledwo przytomny, nawet nie protestowałem, kiedy Pan Cruzar wyciągnął mnie za ramię. Jednak im bliżej celu, tym bardziej zaczynało dochodzić do mnie, że droga, którą zmierzamy jest mi znajoma. Spojrzałem przerażonym wzrokiem w stronę starszego łowcy, jednak jego wyraz twarzy nie uległ żadnej zmianie. Niedawno byłem na przesłuchaniu! Dlaczego to tak szybko minęło?!

—Nie ważne ile razy przypniecie mnie do tego krzesła, ja i tak nic nie powiem, bo nawet nie wiem co mógłbym po— moja wypowiedź została przerwana w połowie przez rękę Pana Cruzar'a położonej na moich ustach. Dobrze. Rozumiem. Jego to nie obchodzi.

Resztę drogi przemierzyłem w kompletnej ciszy, aby przypadkiem go nie zdenerwować. Nie ważne, że jako tako mnie lubi, ostatnio na przesłuchaniu, to właśnie on uderzał młotem w moje palce. Jak już wspominał, najlepszym wyjściem w tej sytuacji jest słuchanie rozkazów. Z tego też powodu nie opierałem się w wejściem do pomieszczenia, tak jak robiłem to ostatnio.

Wielkim zaskoczeniem był dla mnie widok, który zastałem w środku. Ostatnio na stole w centralnym punkcie pomieszczenia leżały przeróżne narzędzia tortur, za to teraz siedział na nim starszy szkielet ubrany w łachmany oraz czarną, podartą pelerynę.

—Cieszę się, że już jesteś Palette.— nieznajomy rozpoczął konwersacje w momencie, w którym Pan Cruzar zamknął drzwi.

—Skąd znasz moje imię? Kim jesteś? I dlaczego tutaj jesteś?— w mojej głowie kłębiło się tysiące pytań, które chciały na raz opuścić moje usta. Z jednej strony było to spowodowane moją wrodzoną ciekawością, a z drugiej strachem przed kolejną dawką bólu.

—Wszystko ci wytłumaczę, spokojnie.— wstał z miejsca i zaczął zmierzać w moją stronę. Instynktownie zacząłem się cofać, a robiłem to do tego momentu, w którym natrafiłem na klatkę piersiową Pana Cruzar'a, który blokował drzwi— Moje imię to Street. W zasadzie nie jestem nikim szczególnym. Jestem po prostu częścią czegoś, co pozwoli nam wydostać się z tego całego bagna.— posłałem w jego stronę zakłopotane spojrzenie— Częścią planu.

—Jakiego planu?

—Zakończenia ery strachu i nienawiści prowadzonej od pokoleń.— Pan Cruzar włączył się w rozmowę— Żyjemy w okropnych czasach. Czasach, w których wojna pomiędzy potworami, a wampirami jest tylko kwestią czasu. Od stuleci arystokraci nie wplątywali się w ten konflikt, walczyliśmy jedynie z pomniejszymi wampirami o niskich rangach. Jednakże poczynania Eterny stają się coraz bardziej śmiałe. Uważa, że jedynie uderzając od góry jesteśmy w stanie wygrać w wampirami.

—Zapewne ma rację.— nieznajomy znowu doszedł do głosu— Jednakże niezaprzeczalnym faktem jest to, że kiedy już uderzymy, rozpoczniemy okrutną i krwawą wojnę. Czeka nas wiele zniszczeń oraz śmierć niewinnych osób. A przecież jesteśmy w stanie tego uniknąć. Palette, dzięki tobie może udać nam się tego uniknąć.— ciężar tych słów spowodował lekkie drżenie moich rąk oraz pot spływający po czole.

—Dlaczego... dlaczego dzięki mnie?

—Eterna prowadzi drogę miecza. Uważa, że najlepszą obroną jest atak, a my nie jesteśmy w stanie przemówić jej do rozsądku.— Pan Cruzar położył mi rękę na ramieniu i zaczął kontynuować swoją wypowiedź— Wiem, że teraz masz mętlik w głowie. Wymagamy od ciebie abyś postawił się osobie, której przez całe życie ślepo słuchałeś, jednak wiedz, że nie mamy wyjścia. Eterna uważa, że robi dobrze. Jej cel jest szlachetny, no przynajmniej dla osób z jej otoczenia, jednak nie dochodzi do niej, że chce go osiągnąć kosztem innych, najczęściej niewinnych osób. Horror miał częściową rację. Eterna nie uznaje sprawiedliwości, po prostu idzie do wyznaczonego celu. Nie ważne ile osób będzie musiało zginąć, ona będzie przeć przed siebie. Ale ty jesteś inny Palette. Posiadasz w sobie wielkie dobro. To właśnie ta cecha, pomogła ci złamać zasady, które wpajano ci od dziecka i zaufać wampirowi.

—To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Dlaczego nikt inny nie może tego zrobić?

—Jesteś jedynym łowcą, który zaprzyjaźnił się z wampirem. Razem ze swoim przyjacielem, jesteście w stanie zaprowadzić pokój. Zakończyć ten bezsensowny konflikt.

—Sugerujesz, że powinniśmy współpracować z wampirami?— przytaknął skinieniem głowy— Jak możesz tak mówić?! Przecież to nasi wrogowie.

—Tamten nastolatek jest twoim wrogiem?

—Goth to wyjątek.

—Jak myślisz, ile jeszcze istnieje takich wyjątkowych wampirów? Jeśli chcemy zakończyć bitwy, musimy zakończyć wszystkie nasze uprzedzenia. Niektóre wampiry są bezwzględnymi mordercami, niektóre żywią się zwierzętami, niektóre żyją w zgodzie z potworami, które dobrowolnie oddają im swoją krew.

—Co ty pleciesz?! Przecież wszystkie wampiry to bezwzględni mordercy!

— A ty ilu wampirom odebrałeś życie, Palette?— po usłyszeniu tego pytania otworzyłem szerzej oczodoły oraz usta. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem dobrać odpowiednich słów— Wampiry także mają swoje rodziny, swoich rodziców, swoje dzieci. Również chcą przeżyć.

Upadłem kolanami na podłogę oraz podparłem się rękami, aby nie upaść jeszcze niżej. Wszystkie kończyny mi drżały, po czaszce spływał pot, a słowa Pana Cruzar'a połączone z lekkim dudnieniem cały czas krążyły mi po czaszce. Całe życie... całe życie zabijałem wampiry z myślą, że są tylko zwykłymi mordercami, a tak naprawdę ja cały czas byłem mordercą. Momentalnie przypomniały mi się słowa Goth'a, wypowiedziane jeszcze pare dni temu. Wampiry także boją się łowców. Wiele razy odebrałem komuś ojca, matkę czy dziecko. Dlaczego całe życie ignorowałem tak oczywisty fakt? Czy to znaczy, że niczym nie różnię się od wampirów?

—Nic już nie rozumiem!— krzyknąłem i położyłem ręce na twarzy.

—Damy ci czas.— odezwał się nieznajomy— Jutro twój wujek zjawi się tu o dokładnie tej samej porze. Sam zdecydujesz czy chcesz uciec z nim i nam pomóc, czy zostajesz tutaj i pokutujesz za winy, które nie są winami.

***

Tej nocy nie udało mi się zmrużyć oka. Pomijając to, że parędziesiąt centymetrów ode mnie leży sobie bestia, dzisiaj zaprzątałem sobie głowę inną kwestią. Eterna. Czy Eterna jest zła? Nie mam pojęcia. Cały czas myślałem, że kierują nią szlachetne cele, ale teraz mam ku temu spore wątpliwości. Oczywiście, że nie będzie chciała pokoju z wampirami. Będzie dążyła do rozpoczęcia wojny. Nie powstrzyma się przed niczym, aby dopiąć swego. To nie jest kłamstwo, znam ją na tyle długo, aby móc z pewnością to stwierdzić. Nie będzie przejmowała się tym, że wiele potworów z wioski straci swoje życie. Wiele dobrych wampirów, którzy nie wtrącają się bezpośrednio w konflikt, straci swoje życie. To wszystko brzmi tak okropnie, a cała odpowiedzialność za odebranie tych wszystkich dusz spocznie na moich barkach, ponieważ jako jedyny mogłem temu zapobiec.

—Co mam zrobić?— objąłem ramionami swoje kolana, po czym wypowiedziałem swoje myśli na głos, jak mam w zwyczaju robić, kiedy niektóre z pytań zbyt mocno mnie nurtują.

—Coś się stało?— mój współlokator zabrał głos. Uh... liczyłem na to, że nadal śpi.

—Czy... wampiry chciałyby pójść na wojnę z łowcami. Jak uważasz?— zapytałem po chwili namysłu. Wpadłem na szaloną myśl. Może przed podjęciem decyzji powinienem wysłuchać także drugą stronę... Sam nie wierzę, że to mówię.

—No cóż...— podniósł się do siadu— Jestem zamknięty w tej celi już nader czasu, niezbyt orientuję się w aktualnej polityce. Jednakże mogę opowiedzieć ci sytuację, która miała miejsce jeszcze dziewięć lat temu.— skinąłem głową w trochę wolnym, wskazującym na moją niepewność tępie— Mój ojciec był jednym z najważniejszych członków rady wampirów, służyłem pomocą w „papierkowych sprawach" więc miałem jako takie pojęcie. Na początku stosunki z łowcami były bardzo napięte jedynie wśród niższej klasy wampirów. Pierwszy atak na arystokrację zakończył się śmiercią mojej szwagierki, stało się to ponad czterdzieści lat temu. Jednakże mimo początkowych sporów, udało nam się dość do pokojowych rozwiązań. Nie wiem czy o tym wiedziałeś, ale Wielki Łowca Gerson zakończył swoją karierę właśnie ze względu na radę. Warunkiem ugody było jego ustąpienie ze stanowiska. Przez dłuższy okres czasu, nie nastąpił już żaden atak na arystokrację. Przynajmniej do momentu mojej rzekomej śmierci. Niestety nie mam pojęcia jak sprawa się zakończyła. Jednakże sprawczyni dalej jest u władzy, więc ten konflikt nie został rozwiązany jak wcześniejszy. Odwieczną zasadą arystokracji było nie mieszanie się w politykę z łowcami. Zamożne wampiry kupują krew od kupców, w poprzednim dziesięcioleciu polowanie było czymś co nie przystawało wysoko urodzonemu. Arystokracja nigdy nie atakowała pierwsza.

—Dlaczego w takim razie zabiłeś moją rodzinę?— to nieprzemyślane pytanie samo wysunęło się z moich ust.

—To trochę skomplikowana historia. Wyruszyliśmy z mężem w podróż do mojego przyrodniego brata, jednak musieliśmy wcześniej zakończyć tę wizytę, ponieważ źle się poczułem. W tamtym okresie spodziewaliśmy się dziecka. Potrzebowałem krwi, która przez podróż nie była na stanie. Zacząłem panikować. Stres zmieszał się z szaleńczym głodem. Ostatnie co pamiętam, to powtarzanie sobie, że nie mogę pozwolić na to, aby mojemu dziecku coś się stało. Nie panowałem nad sobą. Wampiry potrafią wpadać w taki stan, w którym kierują się wyłącznie instynktem.

—Wyglądało to tak, jakby wszystko to było dla ciebie dobrą zabawą. Roztrzaskiwałeś czaszkę mojego przyjaciela z uśmiechem na ustach.— przywołane wspomnienia znowu spowodowały to, że zacząłem drżeć.

—Samego mnie to przeraża.— westchnął—Palette, wiem, że nie chciałeś abym cię przepraszał, ale wiedz, że gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, żeby zmienić przeszłość. Aby kontrolować się chociaż na tyle, żeby wybrać zwierze zamiast potwora. Albo przynajmniej jedynie naznaczyć ich, tak jak zrobiłem to tobie. Wiem, że to co zrobiłem było złe. Gdyby nie było, karma by we mnie nie uderzyła, a ja nie tkwiłbym tutaj, z dala od swoich najbliższych.

—Przeszłości nie da się odwrócić.— westchnąłem— Jednak być może będę w stanie zmienić przyszłość.— nieświadomie posłałem w jego stronę delikatny uśmiech, na co on zareagował niemałym szokiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro