Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

-16- Przemiana

[Perspektywa - Goth]

Odzyskałem pełną świadomość dopiero w momencie, w którym opróżniłem całą zawartość manierki, której gwint tata dosłownie wepchnął mi do ust. Zacząłem rozglądać się w obie strony. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłem była twarz mojego ojca, który z zaciśniętymi zębami oraz zmarszczonymi łukami brwiowymi wpatrywał się w coś przed nim. Okazało się, że widokiem, który tak go rozwścieczył, był odwrócony do nas plecami stryjek, który klęczał nad czyimś ciałem. Szybko doszło do mnie, że osobą, która leży na ziemi jest Encre, z taką samą szybkością przypomniało mi się wszystko, co zaszło przed chwilą.

Z przerażeniem spojrzałem na swoje dłonie, które od połowy palców były dokładnie pokryte szpikiem kostnym. Co ja zrobiłem? Nie chciałem tego! To się nie powinno stać! Przecież dopilnowałem tego, aby przyjść do wioski najedzonym! Nienawidzę Encre, ale wiem, że dla wuja jest on niezrozumiale wręcz ważny! Nie zrobiłem tego z własnej woli! To nie moja wina! Ale... gdybym tutaj nie przyszedł to by się nie stało. Gdybym został w domu, Palette również byłby bezpieczny. Ułożyłem dłonie po obu stronach czaszki, bijąc się z własnymi myślami.

—Encre, słyszysz mnie?!— moją wewnętrzną kłótnie przerwał mi krzyk stryjka— Zacznę teraz czytać w twoich myślach, więc mi odpowiadaj. Dobrze?— poczekał chwilę na odpowiedź— Chcesz żyć?— znowu odczekał chwilę— Zgodzisz się na to, abym przemienił cię w wampira?

—Fallacy, to nielegalne!— tata krzyknął w jego stronę. W odpowiedzi stryjek zaczął wypowiadać niezrozumiałe dla mnie zaklęcie. Było dosyć długie i najwyraźniej dosyć wymagające, ponieważ mniej więcej w połowie, bariera nas dzieląca zdematerializowała się, co oznaczało, że jego magia słabnie.

W pewnym momencie tata pociągnął mnie za ramię, a następnie pobiegł ze mną w stronę stryja. W dosłownie ostatnim momencie przed przeteleportowaniem się udało mu się dotknąć jego pleców, co spowodowało, że my również zmieniliśmy lokację.

Znajdowaliśmy się w jednej ze świątyń. Tak szczerze, to znam to miejsce jedynie z opisów, nigdy wcześniej nie zdarzało mi się tu być. Właściwie to nawet zrozumiałe, ponieważ świątynie są jedynie miejscem do składania zaślubin oraz rytuału przemiany. Lokacja, do której się przenieśliśmy znajdowała się pod ziemią, a jej powierzchnia była jedną, wielką, idealnie wygładzoną półkulą, której ściany były pokryte czarną cegłą. Zaś podłoga składała się z płyt, na których wyryte były znaki alfabetu wampirycznego. Nie wiedziałem, czy przekazywały one jakąś treść, ponieważ nie miałem aż tak dużej wiedzy, aby móc je przeczytać. Jedynymi źródłami światła, były cztery świeczniki, rozstawione pojedynczo, na samych krańcach, także panował tutaj półmrok. Z wyjątkiem świeczników, znajdował się tutaj jeszcze jeden obiekt, za to najważniejszy. Kamienna płyta rytualna, na której wuj właśnie kładł Encre.

—Fallacy! To szaleństwo!— po chwilowym wpatrywaniu się w przestrzeń, ojciec podbiegł do stryja i złapał go za ramiona.

—Odejdź.— tata nie posłuchał jego słów, dalej pewnie stał w miejscu, nie dając mu dostępu do umierającego malarza— Reaper.— po kolejnej chwili milczenia, wuj uderzył go w żebra, odpychając go od siebie.

—Nie chcę, żebyś zrobił coś, czego będziesz żałował!

—Będę żałował, jeśli pozwolę Encre zginąć! Jestem przekonany, że ty uchroniłbyś Geno przed śmiercią, gdybyś miał ku temu okazję!— przez chwilę zapanowała pomiędzy nimi cisza— Goth, jeśli chcesz w jakiś sposób zadośćuczynić, zatrzymaj swego ojca.— skierował na mnie swój wzrok, w którym dostrzegłem przerażenie zmieszane z istną furią. Zatrzymaj ojca... Łatwo powiedzieć!

—Goth, ani mi się waż!— tata pomachał palcem przed moją twarzą, jakbym miał z pięć lat. Jednak tym podsunął mi pewien pomysł.

—Okina karadwa no akwi akada na kjo.— przywołałem zaklęcie, którego dopiero co się nauczyłem. Powoduje całkowity paraliż osoby, którą dotknę chociażby małym palcem— Magia jest niesamowita.— przyznałem sam do siebie, kiedy udało mi się złapać ojca i spowodować, że upadł do moich stóp. Ha! Ale mi się za to oberwie, kiedy wrócimy do zamku!

Skupiłem swój wzrok na stryjku, który był w trakcie wbijania swoich kłów w ramię Encre. Ssał jego ranę przez dosłownie pięć sekund, najprawdopodobniej w obawie, że może to pogorszyć jego stan i nie zdąży go przemienić. Następnie szybko rozchylił palcami usta Encre i przyłożył do nich rękę na której dalej znajdowały się świeże nacięcia. W momencie, w którym zaczął recytować zaklęcie, wszystkie napisy na podłodze zaczęły się po kolei zapalać, tworząc spiralę. Tak nagłe rozświetlenie się sali wywarło na mnie spore wrażenie, jednak nie było mi dane długo się zachwycać, ponieważ kiedy rytuał został zakończony, wszystko wróciło do normalnego stanu. Również w tej chwili stryjek upadł na podłogę, co spowodowane było zapewne bardzo wielkim wycieńczeniem, na które składało się używanie wielu skomplikowanych zaklęć oraz duża utrata szpiku kostnego.

Podszedłem bliżej niego i przyklęknąłem. Leżał bezwładnie na podłodze, jego oczodoły były zamknięte, jednak na jego twarzy pojawił się, nienaturalny dla jego zwykle poważnej postawy, delikatny uśmiech. Starłem pot z jego czoła, a następnie przeniosłem dłoń na jego mostek, upewniając się, że jego dusza wytwarza charakterystyczne dla szkieletów ciepło. Na szczęście żyje.

Podniosłem się z ziemi i spojrzałem na kolejnego prawie-trupa, który nadal leżał na kamiennej płycie. Wszystkie rany na jego ciele zasklepiły się samoistnie, więc stryj musiał dodatkowo zastosować zaklęcie leczące, które wzmacnia wampirzą regenerację. Tak myślę, ponieważ moce Encre aktualnie są na etapie noworodka, więc podświadomie nie mógł tego zrobić.

W momencie, w którym pochyliłem się nad jego twarzą dostałem mini zawału, ponieważ właśnie w tamtej chwili postanowił otworzyć oczodoły. Ja odskoczyłem na jakiś metr, on za to podniósł się do siadu i zaczął się rozglądać we wszystkie strony.

—Gdzie jesteśmy?— zapytał, kiedy nasz wzrok się spotkał.

—W jednej ze świątyń wampirów. A ty właśnie siedzisz na jednym z artefaktów.— w odpowiedzi na moje słowa zeskoczył na ziemię, ale szybko tego pożałował, ponieważ kiedy tylko jego stopy zetknęły się z podłożem, stracił równowagę i upadł na podłogę centralnie obok wuja.

—Au- Fallacy!— krzyknął, kiedy zobaczył w jakim jest stanie.

—Żyje. Po prostu jest wycieńczony. Miałem zamiar zapytać cię, czy wybierzesz się ze mną przynieść mu coś do jedzenia, ale widzę, że i ty tego potrzebujesz.

—Mogę ci pomóc jeśli chcesz.— podniósł się do siadu— W jakim sensie jedzenia?— podrapał się po czaszce.

—Od dzisiaj jesteś wampirem.— otworzył szerzej oczodoły— Jak widać, nie jesteś w stanie. Jednak najpierw.— nie wierzę, że to robię... jednak jeśli tego nie zrobię, będą męczyć mnie wyrzuty sumienia. Uklęknąłem przed malarzem, a następnie przyłożyłem czoło do podłoża— Błagam, wybacz mi Encre.— poklepał mnie delikatnie po głowie, dając mi znak, abym spojrzał mu w oczodoły. Gdy to zrobiłem, zauważyłem delikatny uśmiech na jego twarzy.

—Nie mam ci niczego za złe. Wiem, że to nie była twoja wina.

—To jest moja wina.— odwróciłem wzrok od niego— Gdybym został w zamku, tak jak mi kazano, Palette niemiałby kłopotów, nie zaatakowałbym cię, a stryja nie dotknęłyby konsekwencje związane z przemienieniem cię w wampira.— z każdym kolejnym słowem łzy coraz bardziej cisnęły mi się do oczodołów.

—Goth.— Encre złapał mnie za podbródek i nakierował moją twarz z powrotem na jego— Wszyscy popełniamy błędy. Cokolwiek by się nie stało, poradzimy sobie z tym razem. To oczywiste, że w przyszłości będziesz musiał ponieść konsekwencje źle wybranych decyzji, jednak pamiętaj, że nie jesteś z tym sam.— podał mi dłoń, sugerując, że mam wstać.

Starłem łzy ze swojej twarzy, które pojawiły się, w momencie, w którym wypowiedział te słowa. Można uznać mnie za szaleńca, jednak w tamtej chwili pragnąłem aby był na mnie zły. Nakrzyczał na mnie, dał mi powód, abym ja również się wściekł. Teraz nic nie jest w stanie zastąpić moich myśli, które aktualnie zatruwa poczucie winy. Nie chciałem, aby to wszystko się stało! Chciałem jedynie porozmawiać z Palette! Tata ostrzegał mnie, że opuszczenie zamku niesie ze sobą duże niebezpieczeństwo, ale ja jak zwykle upierałem się przy swojej racji. Pierwszy raz moje decyzje były przyczyną tak tragicznych skutków. Pierwszy raz jestem wściekły sam na siebie.

Zleciłem Encre opiekę nad stryjem i ojcem, a sam poszedłem upolować trochę jedzenia. Najbliższa świątynia znajduje się chen drogi od domu, więc jeśli wuj nie nabierze sił i nas nie teleportuje, powrót zajmie nam bardzo dużo czasu. Kiedy tylko wyszedłem spod ziemi, moje oczodoły spotkały się z widokiem wschodzącego słońca. Uh... nienawidzę tego. Palące promienie słoneczne są niesamowitym utrapieniem dla wampirów, zwłaszcza jeśli zapominają o zastosowaniu zaklęcia ochronnego, tak jak ja w tym momencie. Moment, w którym światło padło na moje kości był okropnie bolesny, ale niestety muszę przyznać, że całkiem zasłużony.

Wspiąłem się na dość wysokie wzniesienie, aby z góry przypatrzeć się, czy aby przypadkiem nikt nie plącze się po lesie, w którym się znaleźliśmy. Po dość długim przypatrywania się w przestrzeń, między konarami drzew udało mi się dostrzec dwójkę osób, które niosły wiadra napełnione po brzegi wodą. Najwidoczniej mój limit pecha zakończył się na dzisiaj.

Przez chwilę zastanawiałem się jak ich przechytrzyć. W gruncie rzeczy mieli przewagę liczebną, jednak wyglądali na zwykłych chłopów, a oni za często inteligencją nie grzeszą, chociaż i tacy się zdarzają. Koniec końców postanowiłem wziąć do ręki dwa kamienie i rzucić im je w głowę. Efekt był zaskakująco dobry. Obydwoje upadli bezwładnie na ziemię, co dało mi możliwość swobodnego zaciągnięcia ich przed świątynie.

W momencie, w którym wróciłem do poprzedniej lokacji, zauważyłem, że trójka moich towarzyszy wyszła już na zewnątrz. Nawet stryjek utrzymywał się w pozycji siedzącej o własnych siłach. Z jednej strony ucieszyłem się, że wszyscy są cali, ale z drugiej bałem się reprymendy od ojca oraz tego, że znowu zobaczę rozczarowane spojrzenie stryja. Ponieważ to jego rodzaj „kary" robił na mnie większe wrażenie, postanowiłem zacząć przeprosiny od jego osoby.

—Stryju, ja...— zacząłem, jednak nie dokończyłem przez nagły brak odpowiednich słów.

—Wiem.— westchnął— Encre powiedział mi, że żałujesz swojego postępowania.— moje kości policzkowe pokrył delikatny fiolet, na wieść tego, że malarz podzielił się informacją o tym, jak bardzo się przed nim ukorzyłem— Ja również przepraszam. Za mój wybuch emocji. Ty nie byłeś w stanie zapanować nad sobą, a byłem, ale tego nie zrobiłem. Oboje w pewien sposób zawiniliśmy.

—Jednak ja bardziej.— spuściłem wzrok na dół— Jeśli rada dowie się co uczyniłeś, poniesiesz tego spore konsekwencje.

—Tak. Jednak przemiana Encre była moją decyzją.— oparł się rękami o trawę i spojrzał w bok— Tak na marginesie królowa wzywała mnie już do siebie w sprawie Jasper'a i nawet mnie nie zabiła, więc ma chyba do mnie słabość.— zaśmiał się— Moja sytuacja jest aktualnie twoim najmniejszym zmartwieniem. Powinieneś zacząć zastanawiać się jak pomóc swojemu przyszłemu mężowi. To jemu narobiłeś sporych kłopotów.

—Przepraszam, co proszę?!— ojciec, który przez całą rozmowę stał z boku i starał się w nią nie ingerować, uaktywnił się na słowo „mąż".

—To nie tak jak myślisz!— krzyknąłem, jednak mój już dość ciemny fiolet na kościach policzkowych nie sprawiał, że wyglądałem przekonująco— Stryjek z Cil'em coś sobie uroili! Czy ja przegapiłem moment w życiu, w którym przyjaźń męsko-męska przestała istnieć?!

—Żarty, żartami jednak nie uważam, że ta relacja jest dla ciebie odpowiednia.— po słowach taty, wuj Fallacy odchrząknął, po czym surowy wyraz twarzy ojca zmienił się na trochę zakłopotany— Jednak jesteś już na tyle duży, aby sam decydować z kimś możesz się spotykać.— otworzyłem szerzej oczodoły, po czym zacząłem odtwarzać w głowie słowa taty, aby upewnić się, że dobrze zrozumiałem treść wypowiedzi— Jednak pamiętaj, że to twoja decyzja, więc nie obwiniaj mnie, jeśli ta znajomość ściągnie na ciebie szkodę.

—Tato... ja...— wypuściłem z ręki trzymany przez całą rozmowę, materiał koszul ludzi, którzy leżeli nieprzytomni na ziemi, po czym podszedłem do ojca i go przytuliłem— Dziękuję.— szepnąłem w jego stronę— To, że postanowiłeś mi zaufać, naprawdę wiele dla mnie znaczy. Będę starać się z całych sił, żeby cię nie zawieść.— muszę naprawić wszystkie swoje błędy. Nie chcę, żeby kolejna pochopnie wybrana decyzja, zaważyła na losie moich najbliższych.

—Widzę, że nie tylko Encre się dzisiaj przemienił.— wuj Fallacy odrzekł z niemałym uśmiechem satysfakcji na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro