57
Stiles otworzył oczy, wdychając gwałtownie powietrze. Pierwsze, co zrobił, to sprawdzenie czy miał ręce. Na szczęście były na swoim miejscu.
- Stiles? - zapytał niepewnie Scott, spoglądając na przyjaciela.
Stilinski chciał ruszyć ręką, ale nie dał rady. Za długo leżał nieprzytomny.
- Scott? - wychrypiał, patrząc prosto w oczy McCalla, który przytulił się do niego mocno.
Stiles westchnął z ulgą, czując że faktycznie wrócił.
W sali był też Isaac, który przyłączył się do wspólnego uścisku. Brunet nie zdawał sobie sprawy, jak strasznie za nimi tęsknił.
I nie miał żadnego guza. Był zdrowy jak ryba.
Uśmiechnął się lekko, choć z trudem.
- Już się bałem, że cię zabrała - wyszeptał mu do ucha Scott, patrząc na niego znacząco.
- Stilinski, wiesz idioto jak się martwiłem? Nie rób już nic takiego - powiedział Isaac, uśmiechając się krzywo.
Kiedy już go wyściskali, poszli po lekarza, który coś tam gadał o rehabilitacji i że zaraz zadzwoni po jego tatę. Wyglądał na nieco zdziwionego jego nagłym powrotem i brakiem guza, ale nic nie powiedział.
*
Jego tata wyściskał go jak nigdy dotąd. Mówił o tym jak się martwił, że bez niego było mu strasznie ciężko. Wyszedł dopiero po trzech godzinach do domu.
W drzwiach zobaczył Dereka, na którego widok łzy same mu wypłynęły z oczu.
- Strasznie mnie skrzywdziłeś - wyszeptał, gdy do niego podszedł i wtulił w niego. - Wytłumacz mi.
- Później, kochanie. Teraz muszę się tobą nacieszyć. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro