Special Halloweenowy cześć 3 i ostatnia
Powiedzmy, że to wyglądało to tak. Przed ekranem siedziała wróżka która przyglądała się pistoletowi z błogą niewiedzą co to jest oraz byłem też ja. Na granicy hiperwentylacji, zawału i histerii. Czyli słowem, tylko jeden z widzów wyglądał jakby miał przeżyć następne 10 sekund seansu.
Wróżka zauważyła mój niepokój, spojrzała ponownie na ekran, a sekundę później zauważyła moją nieobecność gdy spojrzała w stronę krzesła gdzie kilka sekund temu siedziałem ja. Po czym wzbiła się do lotu i zaczęła lecieć za mną. Tak szybko nie biegałem od czasu ucieczki z Laboratorium. Ehh, a obiecałem sobie że już nigdy nie wspomne tamtego miejsca, nawet w swoich myślach. Biegłem ile sił w nogach, a wróżka robiła co mogła aby nadążyć. Po chwili jednak lekko zaczęła zwalniać, co zasugerowało że się męczy. Na co w odpowiedzi złapałem ją w locie i wsadziłem do kieszeni na piersi mojej kurtki. Wróżka nie spodziewała się tego, ale jednocześnie nie protestowała, i w sumie i tak bym jej nie słuchał w tym momencie. Dotarłem do pętli rychło w porę aby złapać banshee, która strzelając z pistoletu omal nie trafiła w parę która kryła się w drewnianej dobudówce przy jednym z budynków.
Znajdowałem się kilka metrów od pary kryjącej się od ognia z pistoletu, Spojrzałem na tych dwoje i zanim się zorientowałem, widziałem coś zupełnie innego. Znowu byłem człowiekiem, w mojej ręce znajdował się zepsuty pistolet skałkowy, a w drugiej złamany miecz. Przede mną kuliła się młoda para, on zasłaniając ją przed magicznymi ogniami, ona tuliłą go do siebie, gotowa na koniec swojego życia. Zrobiłem dokładnie to samo co wtedy. Zacząłem biec tak szybko jak mogłem, podczas gdy w mojej głowie szalała jedna myśl "chroń, Chroń, CHROŃ" Pod nosem sapałem inkarnacje i w mgnieniu oka moje przedramię spowił dym, z dymu uformowała się wielka tarcza (170cm x 100cm kiedy mierzyłem) Gdy była już gotowa, zrobiłem wślizg aby szybciej postawić tarcze. W momencie gdy wszyscy trzej byliśmy osłonięci, zacząłem czuć ciężar spadających magicznych pocisków, grad pocisków. Sprawiał on, że tarcza zdawała się wybijać niestworzone melodie nie z tego świata. Moja ręka powoli zaczęła się męczyć. Spojrzałem na młodą parę i mrugnąłem. Znowu znalazłem się w pętli, zasłaniałem tarczą Samuela i Caitlin, Banshee strzelała jak opętana, kule nie dawały spokoju nawet na sekundę. Znowu mrugnąłem. Raz jeszcze znajdowałem się w tamtej mieścinie, biegłem na pojedynczego żołnierza, teraz pamiętam! Zaszedł nas po tym jak pociski kończyły spadać, i zamierzał zabić mnie i tę dwójkę. Musiałem go jakoś obezwładnić, więc biegłem w jego stronę. Kule świstały dookoła mnie. Młody żołnierz miał przed sobą biegnącego na siebie szaleńca, który uśmiechał się jakby przydarzyła mu się właśnie najlepsza rzecz na świecie. Dotarłem do owego żołnierzyka, chwyciłem go za głowę i uderzyłem nią w ścianę najbliższego budynku. Lekko ogłuszony upadł na ziemię, uklęknąłem, wziąłem jego głowę w jedną dłoń, podniosłem i z całej siły uderzyłem nią w kostkę brukową z której zrobiona była ulica. Pozostało w niej duże wgniecenie, a z czaszki nieszczęśnika została jedynie krwawa papka. Zamknąłem oczy. Wytarłem krew z powiek, a gdy je otworzyłem, znowu znajdowałem się w pętli. Pode mną leżała nieprzytomna Banshee, w ulicy i budynku obok zostały spore wgniecenia. Pomyślałem sobie: "Nieczęsto mam sny na jawie, ale ten na pewno był dość specyficzny"
Spróbowałem wstać z ulicy, ale moje nogi nie pozwoliły mi na to. Nie powinienem był wtedy tak szaleć. Moje ciało nie było już w stanie już znosić takich wysiłków. Wyciągnąłem rękę w stronę banshee i wyszeptałem kilka słów w nieznanym nikomu języku. Ciało banshee zaczęło "płynąć" w moją stronę i podobnie jak ze zmianą w koszmar, pokryła mnie. Z takim wyjątkiem, że teraz maź wpływała do mojego ciała. Gdy wszystkie rany się zamknęły, ponownie czułem, że mam siłę i władzę nad własnym ciałem. Wstałem i podszedłem do pary, u której zostawiłem moją tarczę "Wszystko jest już w porządku. Nie zrobi wam już krzywdy. Oddajcie mi moją tarcze i chodźcie za mną"Gdy moja tarcza zniknęła w tym samie obłoku dymu w jakim się pojawiła, zorientowałem się, że zapomniałem o pewnym niewielkim szczególe. Pstryknąłem palcami i zajrzałem do kieszeni. Zobaczyłem w niej wróżkę, bardzo przerażoną wróżkę. Uświadomiłem sobie, że musiała przeżyć jedno z najstraszniejszych wydarzeń w swoim życiu. Najdelikatniej jak mogłem wyjąłem ją z kurtki i podałem ją łucznikowi-pokurczowi z lekko krzywym grymasem mówiącym "Wybacz" Gdy ta tylko znalazła się w jego rękach przylepiła się do jego twarzy i nie chciała go puścić, co wyglądało dość komiczni. Przypomniało mi to o pewnym razie gdy Lua została zabrana na tydzień i wróciła do mojej celi po owym tygodniu. Po kilku chwilach gdy Annabell się uspokoiła usiadła na ramieniu Samuela, lekko roztrzęsiona, ale w miare możliwości stabilna psychicznie. Po wszystkim udałem się w kierunku komnaty Nikoli, w której nadal powinny znajdować się trzy żywe osoby. Byłem zaskoczony widokiem jaki zastałem. Nikola pisała coś siedząc przy swoim biurku, a związani po drugiej stronie pokoju siedzieli William i Rosie. Z tego co usłyszałem od Nikoli, rzuciła w ich stronę fiolką z oparami zioła które miało efekt odurzający. Skąd ona wzięła takie zioła i jakim cudem ona uniknęła odurzenia w zamkniętym pokoju, tego nawet ja nie wiedziałem. Tak czy siak, oni w przeciwieństwie do Samuela i Caitlin nigdy nie byli w niebezpieczeństwie (Nikola nie zabija bez powodu).
Ostatnią parą na mojej liście były Alice i Is. Kazałem Nikoli rozwiązać dwójkę więźniów i podążyć za mną. Przechodziliśmy przez hale i korytarze. Czwórka gości z ciekawością przyglądała się pokojom i dekoracjom które były powieszone na ścianach. Po minucie dotarliśmy do wielkich wrót z symbolami ksiąg i ptaków. Otwarłem je i moim oczom ukazały się zbiory ksiąg z różnych epok i różnych części świata. Specjalna magia sprawiała, że każdy mógł je tu studiować. Lekka manipulacja umysłu, aby ten rozumiał wszelkie języki jest banalna, a efekty wspaniałe. Następnym celem było znalezienie Luy i dwóch dziewczyn w labiryncie ksiąg, zwojów i rękopisów, co nie wydawało się łatwe. Ale ja wiedziałem o jednym. Jak już wspominałem, Lua nie potrafi być cicho, nadstawiłem wnet uszu... i nic nie usłyszałem...
Dziwne to było ze względu że Lua zazwyczaj coś nuci albo się śmieje z czegoś, czego nikt inny z wyjątkiem jej nie wie. Lue i dwójkę dziewczyn znaleźliśmy po momencie poszukiwań. Dziewczyny czytały jakieś tomy zdjęte z półki, a Lua drzemała na stole obok Alice, z tego co widziałem Alice ukradkiem głaskała Lue za uszami, pewnie sama o to poprosiła, a mruczenie (Tak, Lua mruczy jak czuje się bezpiecznie, albo jak ktoś ją głaska) potwierdzało tylko moją teorie. Podszedłem do Alice, która była zbyt zajęta przeglądaniem księgi aby mnie zauważyć "Chodź, pora już iść" wyszeptałem jej do ucha, Dziewczyna lekko krzyknęła, Budząc Lue i zwracając uwagę Is na naszą obecność, dziewczyny dołączyły do swojej grupy, a Lua wzleciała w powietrze i usiadła mi na ramieniu, Musiało to wyglądać zabawnie z perspektywy ludzi za mną. Wyglądałem ogólnie groźnie, ale z Luą na ramieniu musiałem wyglądać lekko głupio. Dotarliśmy z powrotem do komnaty gdzie pojawili się poraz pierwszy moi goście. Wskazałem ręką na stół i powiedziałem "Usiądźcie" Nie kłócili się zbytnio. Zasiedli oni po obu stronach stołu, po lewej byli: William, Nikola, Samuel i Is, a po prawej: Alice, Rosie i Caitlin. Lua siedziała na swoim krzesełku a na jej kolanach trzymała Annabel, która nie wyglądała jakby była zachwycona z obecnej sytuacji.
Nie zamierzałem owijać w bawełnę, tak więc zacząłem naszą rozmowę od: "Caitlin, Samuelu, proszę o wybaczenie zachowania Banshee. Jako jej towarzysz i w pewnym sensie opiekun, wezmę na siebie pełną odpowiedzialność. Czego pragniecie jako zadośćuczynienie owej sytuacji? Nie musicie się powstrzymywać w tej sytuacji, pogłębiłoby to tylko moje poczucie winy" Milczenie dwójki wystarczyło mi jako odpowiedź, wydałem z siebie dość ciężkie wzdychnięcie: "Dobra, poprosiłbym was abyście wszyscy spojrzeli mi w oczy. Bez obaw, ustaliliśmy chyba że nie mam po co robić wam krzywdy, a o swoje małe sekrety też nie ma się co martwić, pozostaną zamknięte w mojej czaszce" lekko zmieszani moją propozycją, towarzysze rzucali spojrzenia między sobą, jakoby szukali kogoś kto się sprzeciwi, lekko nieufnie, wszyscy zaczęli zwracać swój wzrok w moją stronę, po chwili widziałem wszystko, ich podróż, ich przyjaźń, i ich sekrety... intrygujące sekrety... Wszystko stało się jasne w moment. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, i hucznie ogłosiłem "WIEM! Wiem co każdy z was powinien dostać"
Zaczynając od Caitlin, zacząłem omawiać moje pomysły: "Ty, niedoszły zamachowcu, dostaniesz nową klinge, bo ta troszeczkę się skruszyła" powiedziałem, wskazując palcem na miecz wbity w posadzkę kilkanaście metrów dalej "Ty Samuelu, dostaniesz coś ekstra, aczkolwiek nie możesz tego dostać ode mnie, a wiesz dlaczego? Ponieważ autor się wkurzy!" Po tym krótkim żarciku, głośno zarechotałem, lekko przerażając i dezorientując resztę przy stole, po tym jak zauważyłem jakimi emocjami są targani moi goście, szybko odkaszlnąłem i kontynuowałem "Ale niemniej dostaniesz tego co chcesz, ale dostaniesz to dopiero od Bjorna, zdaje mi się że wiesz kto to" Lekko zdezorientowany Tarn pokiwał głową, ale nie uszło mej uwadze że zrozumiał przekaz, świetnie!
"Isabello" uwaga dziewczyny skupiła się na mojej osobie "Widziałem że w młodości lubiłaś powieści o piratach, nie ma się czego wstydzić, ale mam pomysł czym byłaby zadowolona" Ekspresja twarzy dziewczyny rozjaśniła się o piętnaście tomów, z czego nie ukrywam, byłem zadowolony, ale nie zwlekając, następny! "Alice, Alice, Alice... narzekałaś że skończyły wam się przyprawy, co ty na to abym trochę ci ich dał?" Dziewczyna nie wydawała się zwalona z nóg, ale nie wyglądała na zawiedzioną, ale reszta ekipy wydawała się zadowolona, nieźle "Dobra, teraz... księżniczka Rosie... niech no pomyślę... Spora ilość twoich ostatnich problemów jest spowodowana poharatanym ramieniem, chyba nie musze kończyć tego zdania" Dziewczyna spojrzała na mnie z szerokimi oczyma i pytającym wzrokiem: "Tak, leczyć też potrafię, na to autor się chyba nie obrazi" Po tym wymierzyłem pięść w stronę autora "Złotego naszyjnika", mimo tego że każdy widział to tak jakbym groził powietrzu. "Ach tak" - Powiedziałem, przypominając sobie co robiłem - "Williamie, wiem co byś chciał, ale powiem to w skrócie. Nie, autor nie pozwolił, ale, tak samo jak Samuelowi mogę ci powiedzieć, co i jak, wyśle ci notkę czy coś takiego gdzie możesz to znaleźć" Ekspresja twarzy Williama nie odnotowała zmiany, ale wydawał się zadowolony.
"A teraz, ostatnia, i najmniej zauważalna postać drużyny" Spojrzałem przy tym na Annabel, której widać było tylko twarz, Lua trzymała ją na kolanach, tuląc wróżkę i zasłaniając swoimi skrzydełkami, zabawnie to wyglądało, aż się uśmiechnąłem. Wiedziałem że Lua jej łatwo nie puści, wróżka nie wyglądała jakby czuła dyskomfort, więc po prostu zacząłem mówić bez zbędnych ceręgieli "Annabel... ty w sumie niczego nie chcesz, tu niestety mam problem z ustaleniem, co dać istotce, która niczego nie chce..." Na moje zastanowienia odpowiedziała Lua, machała ręką abym się zniżył, aby mogła do mnie wyszeptać swoją sugestie. Po tym jak się wypowiedziała do mojego ucha, odsunąłem się i lekko zachichotałem, odpowiedziałem jej "Dobra, może być, w sumie sam nie mam lepszego pomysłu" Annabel wyglądała na przerażoną, ale Lua zapewniła ją że będzie to coś miłego, na co lekko się uspokoiła.
W momencie jak skończyłem rozdawać podarunki przysiadłem na chwilę, myśląc nad tym co dalej. Odesłanie ich byłoby dobrym pomysłem. Widziałem ich świat przez ich wspomnienia, moja magia powinna być w stanie odesłać ich z powrotem do niego, tak więc zrobię "No, drodzy goście, najpewniej chcecie wrócić już do swojego świata, hm?" Wszyscy chórnie pokiwali głowami, czego w sumie się spodziewałem, odpowiedziałem im owym zdaniem "Użyje trochę magii, i powinniście się obudzić w tym samym miejscu w jakim zasnęliście" Wskazałem im ręką na miejsce w którym się pojawili. Poleciłem im ustawić się w tamtym miejscu, oraz aby przygotowali się do przyjęcia na siebie zaklęcia. Zamknąłem swoje oczy, w moim umyśle pojawił się tekst zaklęcia, pomachałem rękoma aby wzmocnić efekt magii, nogą nakreślałem kręgi na podłodze aby zamknąć magię w moim okręgu, zacząłem głośno cytować słowa zaklęcia które powoli manifestowało się jako magiczne jasne płomienie, które zaczęły krążyć wokół grupki. Płomienie zaczęły przyspieszać, a gdy ja skończyłem recytowanie inkarnacji, otworzyłem oczy, proces był już w połowie do gotowości. Krzyknąłem do nich, starając się przekrzyczeć rezonans który emanował z magicznych ogników krążących wokół siedmiu przyjaciół "Żegnajcie przyjaciele, mam nadzieję że się jeszcze spotkamy, i pamiętajcie, ja zawsze patrzę!"
Po tym jak wykrzyknąłem ostatnie słowo, siedem osób zniknęło w błysku światła, powoli zwróciłem swój wzrok ku siedzisku na którym siedziałem na którym siedziałem gdy się pojawili. Podszedłem i usiadłem na nim. Wyjąłem swój długo nie używany dziennik i zapisałem ową historię, która skończyła się zaledwie kilka chwil temu. Ciekawi mnie co los ma jeszcze dla mnie w zanadrzu. I ciekawi mnie kiedy będę miał sposobność spotkać się z ową dziwną grupą... kto wie... może chociaż w tej sprawie los się do mnie uśmiechnie...
===
Witajcie czytelnicy,
Owe rozdziały nie były dziełem z rąk Suchego Andrzeja, ale moich. W obecnym momencie nie przedstawię się, ale być może kiedyś to zrobię. Jako że posiadam dość nietypowy styl pisania, mam do was - drodzy czytelnicy, małe pytanie. Brzmi ono: czy chcielibyście otrzymać ode mnie historię, pisaną w stylu tego speciala?
Jeśli odpowiecie tak, na tym koncie pojawi się historia, której autorem będę ja, a Andrzej dobrowolnie zostanie moim edytorem, tak czy siak, jeśli byście chcieli, speciale też mogę pisać bez problemu. No... to jak będzie?
***
Tak, to nie byłem ja. Znaczy teraz to ja piszę, ale... Wiecie o co mi chodzi. Jak się podobało? Osobiście twierdze, że autor zrobił naprawdę świetną robotę. Wybaczcie za taki przestój ale jak widzicie trochę się działo. Musieliśmy to skończyć i prze edytować. Aczkolwiek, nie jest to jedyny projekt nad którym ostatnio pracuje. Mogę wam jedynie zdradzić, że pojawi się on na Wattpadzie, ale dopiero gdy skończymy Złoty Naszyjnik, a to trochę może potrwać. Znaczy jesteśmy już za połową opowieści, ale... No cóż... Powiedzmy, że będzie się jeszcze działo. Nie wiem co jeszcze na pisać. Chociaż nie. Wiem co muszę napisać. Wesele. No. Przydałoby się. W takim razie.
Bywajcie
SuchyAndrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro