Rozdział Wielkanocny część 1
Kuba leżał sobie na swoim łóżku i trzymał telefon w dłoni. Jego niewielki pokoik wypełniało dudnienie ciężkich kropel deszczu o szybę. Normalnie każdy nastolatek w jego wieku byłby podirytowany. Nie można iść z kumplami na miasto, z dziewczyną do kina. Kuba nie miał jednak tego problemu. Praktycznie nie posiadał „kumpli" uważał, że lepiej mieć jednego prawdziwego przyjaciela niż tuzin udawanych. A dziewczyna? No cóż... Kubie bardzo podołała się jedna taka, ale był zbyt nieśmiały aby się przyznać. Byli dobrymi znajomymi.
A teraz, w trakcie deszczu, Kuba miał dość dobry humor. Chłopak zawsze wpadał na lepsze pomysły w okolicach wody. Na basenie, na plaży, nad jeziorem czy właśnie podczas deszczu. Akurat teraz musiał napisać coś bardzo ważnego i został mu zaledwie tydzień. I kiedy tak sobie pisał to przeczytał na głos pewien fragment. „Był dobrze zbudowany, nosił starannie przyciętą bródkę oraz niewielkiego wąsa. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat z hakiem. Długie blond włosy opadały mu na ramiona, które idealnie współgrały z jego niebieskimi oczami. Ubrany był w białą tunikę jak strażnicy tylko zamiast po środku, złotego konia miał na piersi. O udo natomiast obijał się prosty miecz przypięty do pasa."
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby pralka na pełnych obrotach tyle, że znacznie cichsze. Rozejrzał się po pokoju.(A miał po czym bo miał on jakieś dziesięć metrów kwadratowych).
Wtem, jasne światło zabłysło za drzwiami do szafy. Kuba odłożył telefon i powoli tam podszedł. Kiedy tylko usłyszał coś niepokojącego natychmiast odsunął się na bok. Ze wcześniej wspomnianej szafy wypadł mężczyzna. Dokładnie taki sam jak wyobrażał go sobie Kuba. Był on odziany w kolczugę przez co narobił takiego rabanu, że obudził młodszą siostrę chłopaka.
- Co?! - krzyknęła zaskoczona przez ścianę.
- Wiadro! - odparł. - Wstawaj jest już trzynasta!
Maja mruknęła coś pod nosem i obróciła się na drugi bok i usilnie próbowała zasnąć.
Tym czasem, chłopak pomógł wstać nieznajomemu, a ten pokłonił się wywołując kolejny szelest kolczugi.
- Witaj młodzieńcze, nazywam się Daniel. Jestem władcą księstwa Pomerelii.
- Witaj, panie. - Kuba również się ukłonił. - Mam na imię Jakub lecz proszę, mów mi Kuba.
- Powiedz mi proszę, gdzie się znajdujemy. - spytał Daniel.
- Jesteśmy w moim domu, w mieście Dunfermline, w Szkocji.
- Nigdy nie słyszałem o takiej krainie.
- To trudne do wytłumaczenia, ale i tak spróbuje. Przybyłeś tu z innego świata.
- Innego świata? - spojrzał na chłopaka jak na szaleńca. - A w jaki sposób ja się tu znalazłem?
- Można powiedzieć, że się wyczytałem. - powiedział nieśmiało Kuba.
- Wyczytałeś? - mężczyzna uniósł jedną brew.
- Ano, sam spójrz. - młodzieniec podał mu telefon.
Władca obejrzał świecącą cegiełkę ze zdziwieniem.
Przeczytał fragment o sobie i oddał smartfona chłopakowi.
- No dobrze, - stwierdził - to co możemy z tym zdobić?
- Nie wiem. - nagle go oświeciło. - Nie miał byś nic przeciwko abym zadał ci kilka pytań? WildAntka chciała dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i o Horace.
- WildAntka? Co to za dziwne imię?
- To nie imię, tylko... - zawahał się szukając zamienników słowa nick. - Pseudonim. Niewiem jak nazywa się na prawdę. Wnioskuje, że na imię Antonina. W skrócie Antka. Nigdy jej nie spotkałem.
- Jak to możliwe? Nie znasz jej?
- To długa historia... - machnął ręką młodzieniec. - To jak? Mogę cię spytać o pare rzeczy?
- Nie widzę przeciw wskazań.
- Usiądź sobie. - powiedziałem pokazując krzesło od komputera. (Tak stwierdziłem, że pora zmienić narracje). Wyciągnąłem notatnik i rozpocząłem zadawanie pytań.
- A wiec, nazywasz się Daniel i jesteś władcą Pomereli. Posiadasz dwoje dzieci...
- Troje. - sprostował książę. - Dwie córki, Rosie i Sofie, bliźniaczki. Oraz jednego syna Horace.
- Czyli Horace to twój syn? No dobrze... Następne pytanie. Możesz nie odpowiadać. Kim była twoja żona?
- Miała na imię Lydia. - powiedział smutno - Była córką hrabiego Neubergu. Było to małżeństwo czysto polityczne. Bez miłości. No cóż, przynajmniej na początku. Z czasem zakochaliśmy się w sobie na zabój. Zmarła podczas porodu moich ukochanych córeczek.
- Wybacz, nie chciałem wywoływać smutnych wspomnień. - powiedziałem i dodałem chcąc zmienić temat - Tak czy siak, kim jest tajemnicza wybranka Horace?
- Nazywa się Dalia.
- Jak ten kwiat? - przerwałem trochę niegrzecznie.
- Co? Jaki kwiat?
- Nieważne, - machnąłem ręką w geście przeprosin - kontynuuj.
- Tak jak mówiłem, nazywa się Dalia. Pochodzi ze Skelnage. Królestwa leżącego na północ od Pomerelii. Mieszkańcy tych wysp są uznawani za gwałtownych i agresywnych, jednak Dalia tak nie jest. Jest spokojna, opanowana, niezwykle miła i sprytna. Dzieli jednak kilka cech charakterystycznych dla ludzi z jej ojczyzny. Jest uparta, nieustraszona, stanowcza oraz niezwykle piękna. Ideał kobiety.
- No dobrze, a gdzie jest teraz? Bo o ile wiem niema jej w Kolonii?
- Jest na misji dyplomatycznej w Selvagr. Próbuje przekonać wyspiarzy aby nam pomogli.
- Ostatnia rzecz która mnie nurtuje, teraz rozmawiamy po Polsku. Jaki język jest używany aby porozumieć się między krajami?
- Stosujemy zazwyczaj język którym posługujemy się obecnie czyli Lechicki. Główny dialekt Imperium.
- W sumie to niemam więcej pytań. Jak na razie.
- No dobrze, to co teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia jak cię „wczytać" z powrotem, więc póki co możesz zostać u nas. Będziesz spał na kanapie ale powinno być wygodnie. Jutro Wielkanoc, jakoś przekonam rodziców abyś mógł zostać.
- Co to jest Wielkanoc?
- O stary, masz sporo do nadrobienia.
Resztę dnia spędziłem na tłumaczeniu Danielowi zasad technologi, naszego świata, świąt i takie tam. Był zachwycony komputerami. (Kiedy tylko zrozumiał o co chodzi). Co ciekawe, bardzo polubił gry komputerowe. Zagrywał się w rożnego rodzaju strategie i strzelanki. Ja w tym czasie poszedłem do rodziców wyjaśnić jak się sprawy mają. Co dziwne przyjęli tę informacje bardzo spokojnie. Musiałem Danielowi zorganizować jakiś materac, ale nie takie rzeczy się robiło. Nim się obejrzałem i był wieczór. Siedzieliśmy przed telewizorem w salonie i oglądaliśmy telewizje. Wtedy książę odezwał się:
- Niesamowity ten twój świat. - powiedział - Wiele bym dał aby tu zostać.
- A ja, aby stąd uciec. - stwierdziłem - Od najmniejszego marzę aby przeżyć coś ciekawego, poczuć dreszcz emocji, wyruszyć w nieznane.
- To co cię tu trzyma? Przecież jesteś wolnym człowiekiem.
- Widzisz, - pociągnąłem łyk soku pomarańczowego - to nie jest takie proste. W moim świecie znamy już całą kule ziemską. Niema tu nieznanych lądów czy białych plam na mapach. Aby odkrywać nowe ziemie trzeba lecieć tam. - wskazałem na telewizor gdzie akurat było pokazane gwieździste niebo.
- Mój ojciec przekazał mi pewną mądrość. - odezwał się Daniel - Jeśli chcesz to możesz.
Mężczyzna wstał i poszedł do kuchni. Po krótkiej chwili jednak wrócił z uśmiechem i spytał.
- Co mam zrobić z tym przezroczystym kuflem?
- To jest szklanka. - sprostowałem - Daj ją tutaj. Umyje ją później.
I w ten sposób minął nam wieczór. Rozłożyłem materac dla Daniela w moim pokoju. Było tam tak ciasno, że ledwo dało się przejść. Włączyłem lampkę nocną i otworzyłem jedną z moich ulubionych książek „Gra o Tron" pióra George'a R. R. Martin'a. Po przeczytaniu kilku stron spostrzegłem, że Daniel przygląda się mej półeczce z najcenniejszymi przedmiotami w moim pokoju.
- Weź sobie jedną, jeśli chcesz.
- Którą mi polecasz?
- Spróbuj „Zwiadowców". To coś, co uznasz za dość realistyczne.
Kiedy ten przeczytał dwa pierwsze rozdziały zasmucił się.
- Co jest? - spytałem widząc smutną minę na twarzy mężczyzny.
- Ta Jenny, przypomina mi o córkach. Tęsknie za nimi. Pewnie się zamartwiają.
- Nie martw się. Prawdopodobnie nie wiedzą, że zniknąłeś. W różnych światach czas płynie inaczej. - powiedziałem aby go pocieszyć choć nie miałem pojęcia czy naprawdę tak to działa. W tym momencie mnie olśniło. - A poza tym, jutro wracasz do siebie. Chyba wiem jak cię wysłać z powrotem.
- Tak?! To czemu jeszcze tu siedzę?!
- Sam mówiłeś, że dałbyś wszystko aby tu zostać. - uśmiechnąłem się.
- Bo tak, ale jest to zbyt skomplikowane. Tak na przykład ten cały internet. Rozmawiasz z kimś, widzisz kogoś kto jest w zupełnie innym mieście czy nawet państwie. Pójdziesz do sklepu i nie idzie się dogadać we wspólnym, a w gadającym, świecącym panelu siedzi gość który się nie starzeje. Jak on miał?
- Krzysztof Ibisz. Nie zmienia to faktu, że wracasz jutro. Powiedziałem rodzicom, że zostaniesz na śniadaniu wielkanocnym. Jeśli się okaże, że cię niema to złoją mi skórę. Nie mam ochoty przez następny miesiąc słuchać narzekań. Poza tym mam dla ciebie niespodziankę.
- Co za niespodzianka?
- Gdybym ci powiedział, to co to za niespodzianka? A teraz idziemy spać jutro ciężki dzień.
- Jak ciężki dzień, przecież jutro świętujemy.
- No właśnie. Dobranoc.
- Dobranoc.
Usłyszałem i zasnąłem.
===
Ha Ha! Niespodzianka! Rozdział w sobotę! W sumie stwierdziłem, że jeden rozdział na Wielkanoc to za mało. Tak wiec zdecydowałem. DWA rozdziały z okazji świąt!
Mózg: Oszalałeś?! Nie zdążysz! W jaki sposób chcesz to niby zrobić?
Ja: Siedź cicho! Nie zmieściłem się w jednym rozdziale to trzeba było podzielić. Poza tym mam jeszcze sporo czasu.
Mózg: Ta. Jasne.
Ja: Żebyś wiedział. Na czym to ja? Ach, tak. Pisać jak się podoba i najważniejsze pytania do WildAntki czy zgadłem imię i czy jesteś usatysfakcjonowana? Niestety więcej nie mogę zdradzić bo bym popsuł historie. Jak to ja, musiałem wrzucić tu sporo filozofii jednak, mam nadzieje, że czytało się przyjemnie ;)
No ale znów się rozpisuje, a mózg zaczyna coś gadać o tym, że mam się sprężyć i napisać kolejny rozdział, wiec idę.
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro