Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Wakacyjny

- A poco my to robimy? Przecież tu nikogo niema. - spytała Isabella.

- Wbijaj, nie gadaj. - odparła szorstko Caitlin. Dziewczyny stały teraz nad palikami parawanu z drewnianymi młotkami i metodycznie wbijały je w piasek.

- A gdzie są faceci? To oni powinni to robić, nie my. - Narzekała Sofie.

- William i Alex poszli po jedzenie i inny sprzęt. A Samuel gdzieś zniknął. - wyjaśniła kobieta po czym dodała szeptem. - Jak zawsze.

Kiedy skończyły tak zwany parawaning, zza drzew wyłoniły się dwie postacie niosące przenośną lodówkę i kilka innych drobiazgów. Dumni z siebie udawali, że idą nieprzerwanie od ponad pół godziny. Tak naprawdę siedzieli w krzakach i obserwowali czy dziewczyny już skończyły. Nie chcieli się przecież niepotrzebnie męczyć. Kiedy podeszli do ich miejsca, Caitlin zgromiła ich wzrokiem.

- Wolniej się nie dało?

- Wybacz, Samuel koniecznie chciał zabrać deskę. Zanim się przez to przekonaliśmy trochę minęło. - wyjaśnił William.

- Patrzcie! - krzyknęła Alice. Wskazując na morze.

Kiedy wszyscy się tam odwrócili zobaczyli Samuela na desce surfingowej płynącego pod zamykającą się falą. Dla efektu, założył czarne okulary w których odbijało się słońce. Stał na ugiętych kolanach, pewnie manewrując miedzy niewielkimi falkami. Wszyscy byli zdziwieni z jaką pewnością i gracją operuje deską. Jego długie włosy i broda majestatycznie powiewały na wietrze. Nagle na twarzy Caitlin pojawił się złowieszczy uśmiech.

Podbiegła bliżej linii wody i zaczęła powoli ściągać koszulkę. Miała na sobie dwu częściowy strój kąpielowy. Wszyscy mężczyźni odrazu, zupełnym przypadkiem, spojrzeli w tamtą stronę. William gwizdnął cicho po czym zgiął się w pół, kiedy dostał łokciem w brzuch od Alice. „Zboczeniec" rzuciła tylko. Samuel również się zapatrzył i nie zauważył, jak fala uderza w deskę. Zachwiał się i za wszelką cenę starał się odzyskać równowagę. Niecałą sekundę później wpadł do wody. Wszyscy unieśli się śmiechem. Nagle zamilkli, gdy usłyszeli przeciągły krzyk dobiegający z nikąd. Nagle jakieś dwa metry nad poziomem morza pojawiło się dwoje ludzi. Krzycząc w niebio głosy wpadli do wody. Wszyscy podbiegli do Caitlin i rozglądali się za rozbitkami. Nagle wynurzyli się. Rosie uśmiechnęła się szeroko. I pomachała nieznajomym.
- Znasz ich? - spytała Sofie.
- Tylko tego chłopaka. - powiedziała i machała dalej.

Kiedy tylko zobaczyliśmy przez fale linie brzegową, wskazałem tam palcem.
- Płyniemy. - powiedziałem do towarzyszki.

Po parunastu metrach, wpadliśmy na Samuela, który również płynął do brzegu.

- W porządku? - spytał. Na jego brodzi widać było nieliczne krople słonej wody.

-Tak, zobaczymy co robi reszta.

Kolejne pięć minut zajęło nam dotarcie do brzegu. Na całe szczęście pomyślałem wcześniej i przebraliśmy się w stroje do pływania. Zaopatrzyłem się też w wodoodporną obudowę do telefonu. Wyskoczyliśmy z wody jak oparzeni. Była lodowata.

- Kuba! Skąd? Jak? - Rosie zasypała mnie pytaniami. Uśmiechnąłem się i powiedziałem.

- Też się cieszę, że cię widzę. To jest Edyta. Przedstawisz nas reszcie? - Zaproponowałem to z kurtuazji, znałem te postacie chyba bardziej niż by sobie tego, życzyły.

- Oczywiście. To moja siostra bliźniaczka, Sofie. - zaczęła wyliczankę. A kiedy wskazała daną osobę pochodziliśmy i podawaliśmy mu rękę. - To Alice, Isabella, jej kuzyn Alex, William, Caitlin, a ten brodaty to Samuel. Kochani. To jest Kuba. Chłopak u którego byliśmy z ojcem na uczcie.

- Dobrze wiedzieć, że istniejesz. - uśmiechnął się William. - Szczerze wątpiliśmy w opowieści Rosie.

Zauważyłem wtedy jak Samuel powoli zakrada się do Caitlin. Skinął do mnie głową.

- Opowiadajcie, co się u was działo. - zagadałem.

- W sumie to nie za dużo. Minął dopiero tydzień kiedy teleportowałeś nas do Kolonii. - wyjaśniła Rosie.

- Czyli miałem racje, czas mija tu znacznie wolniej. Ja nie widziałem was już prawie dwa miesiące. - nagły krzyk przerażenia odwrócił naszą uwagę. Samuel trzymał o głowę wyższą Caitlin w powietrzu. Ta krzyczała z przerażenia. Wychłodzone wodą ciało Samuela, wywołało szok na nagrzanej wysokim słońcem skórze księżnej.

- Postaw mnie! - rozkazała Caitlin. Po wykonaniu polecenia, mężczyzna odsunął się na kilka kroków aby nie oberwać. Kiedy tylko kobieta zobaczyła wyszczerzone miny towarzyszy, odwróciła się do osoby przez którą została zaatakowana.

- Już nie żyjesz. - powiedziała z błyskiem w oku. Mężczyzna rzucił się do ucieczki. Wiedział co go czeka kiedy kobieta go dopadnie, więc nie zamierzał dać się złapać. I tak przez jakieś dziesięć minut ta dwójka ganiała się po plaży, a my tarzaliśmy się ze śmiechu. Rozejrzałem się z bolącym od śmiechu brzuchem. Coś było nie tak. Już wiem!

- Ej, Rosie - traciłem ją lekko łokciem. - Gdzie jest Annabel?

- Została w Kolonii. Z tego co wiem, ma uczulenie na piasek.

- Że jak? - spytałem zdziwiony.

- Dobra. Nie stójmy jak kołki, chodźcie do naszego „zamku" - powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem William.

I tak siedzieliśmy za parawanem, na ręcznikach, i grzaliśmy się w słońcu. Wszyscy uśmiechali się czując ciepłe promienie ogrzewające ich skórę. Jedynie Edyta nie mogła usiedzieć w miejscu.

- Nuuudy! Zróbmy coś.

- Przecież się opalamy. - odparłem. Zawsze wiedziałem jak ją zdenerwować.

- Wiesz o co mi chodzi! - warknęła. - Coś konkretnego. Niewiem... Zagrajmy w coś!

- Na przykład? - spytałem ze stoickim spokojem. W głębi jednak, śmiałem się do do utraty tchu.

- W siatkę! - krzyknęła triumfalnie. Westchnąłem, czego się nie robi dla przyjaciół.

- Macie tu gdzieś boisko do siatkówki? - spytałem odwracając się do Williama.

- Tak, tam jest -wskazał na siatkę rozpiętą miedzy dwoma palami. - Ale nie mamy piłki.

- Już macie. - powiedział znajomy głos.

- Tata?! - odwróciła się Rosie. Nie wiedzieć czemu, na jej twarzy pojawił się rumieniec. - Czyli jednak przyjechałeś?

Wszyscy zerwali się na równe nogi. Może i książę był ich dobrym znajomym, ojcem czy kuzynem. Ale nadal był to ich książę. Ostatnia podniosła się Caitlin, która, zwarzywszy na swoje dość luźniej podejście do tytułów, niezbyt przejmowała się etykietą.

- Edyto, - powiedziałem. - Oto, Daniel. Książę Pomerelii, Hrabia Elektor Kolonii. Prywatnie ojciec bliźniaczek, kuzyn księcia Williama oraz szwagier księżnej Caitlin. - gdy Edyta skłoniła się, (podobnie jak Alice i Is uważała, że dyganie w spodniach, lub w stroju kąpielowym, wyglada głupio) zwróciłem się do księcia. - Panie, to Edyta, moja przyjaciółka. Jeśli mogę tak powiedzieć.

- Zezwalam. - spojrzała na mnie z góry, choć była o głowę niższa.

- Miło mi cię poznać. - Daniel wyciągnął rękę.

- Koniec uprzejmości, idziemy grać - oznajmiła Caitlin. Edyta spojrzała z rozbawieniem. I nachyliła się do Sofie stojącej obok.

- Ona tak zawsze? - spytała szeptem.

- Ano... - odparła dziewczyna z uśmiechem. Nagle w głowie zakiełkował mi pewien pomysł.

- Panie, - powiedziałem cicho - mam pewną sugestie...

Nachyliłem się o jego ucha i zakryłem dłonią usta. Po raz pierwszy na twarzy Daniela zobaczyłem złowieszczy uśmiech.

===

A oto i specjal! Pisać jak się podobał. Mi pisało się do naprawdę dobrze. Szczególnie ten fragment jak Caitlin... * otrzymuje cios w głowę. * Znaczyyy... To jak Samuel wpadł do wody. Przecież o to mi chodziło.
Caitlin: Ta. Jasne.

No nieważne. Jako, iż jest to specjal to dzisiaj niema nominacji. Kolejna cześć będzie w tedy kiedy napisze. Czyli pewnie za tydzień. Jestem ciekaw jak tam początek wakacji. Obyście nie trafili jak Misza... W sumie to jeszcze trwa rok szkolny ale to i tak prawie jak wakacje. No nie ważne, piszcie oceniajcie, a ja dalej będę jarał się każdym wejściem.

Bywajcie
Suchy_Andrzej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro