Rozdział 8
- Leż spokojnie. Twoje rany są poważne. Musisz odpoczywać. A my tym czasem pójdziemy porozmawiać. - powiedział książę.
- Jestem twym więźniem? - spytał William. Władca uśmiechnął się.
- Jeśli jesteś łaskaw zauważyć, leżysz w sypialni, a nie w lochu. Jesteś naszym gościem. A teraz odpoczywaj.
Do komnaty wszedł medyk, a pozostali wyszli. Gdy drzwi się zamknęły Samuel spytał sceptycznie:
- Wierzycie mu?
- Tak, myśle, że mówi prawdę. - stwierdziła Alice.
- Ja też nie wyczułam kłamstwa. - potwierdziła Rosie.
- A ty panie? - upewniał się Tarn.
- Powtórzył mi tę samą historie bez zająkania dwa razy. Mało prawdopodobne aby kłamał. Co więcej, Will to honorowy mężczyzna.
- Osobiście - powiedziała Annabel siedząca na ramieniu Alice - nie widzę sensu dla którego miałby kłamać.
- Tak czy siak, mam do was sprawę. W przyszłym tygodniu wyjeżdżacie.
- Co? - spytała zdezorientowana Rosie - Gdzie?
- Do Selvagr. Musicie przekonać króla Siguard'a, aby pomógł nam podczas rebelii. Teraz, gdy mamy jeszcze Heptarchie i istnieje prawdopodobieństwo, że Skelnage wmiesza się w konflikt. Musicie go namówić aby pomógł nam przeciw Albrechtowi.
- A dlaczego miałby on wesprzeć Heptarchie? Czy przypadkiem żoną Horace nie jest córka Siguard'a, Dalia?
- To prawda, lecz w ostatnich miesiącach Albrecht zaaranżował ślub swej córki, a mojej kuzynki, Jainy z księciem Biornem. Wesela jeszcze nie było, ponieważ władca zachorował i czekają aż wyzdrowieje.
- Jedziemy wszyscy, panie? - spytała pełna nadziei Isabella.
- Nie. Sofie pojedzie w przeciwnym kierunku. Do Starogrodu dogadywać się z cesarzem.
- Mam jechać sama? - zdziwiła się sama zainteresowana.
- Pojadę z tobą. - odparł władca. - Zmienmy temat. Alice, Isabello, śpicie w gospodzie „Pod knotem". Nasz niezapowiedziany gość zajął ostatni wolny pokój w kasztelu. Samuelu zakwateruj się w koszarach. Dostaniesz tam prycze. Przyjdź do mnie jutro o szóstej. I pozostaje nam tylko kwestia naszej małej towarzyszki. - zwrócił się do wróżki - Będziesz mogła wybrać gdzie chcesz spać. Wyjątkiem jest tylko moja sypialnia.
Przed spotkaniem z dziewczynami w gospodzie, Rosie poinformowała Księcia o przypadłości Annabel. Mianowicie ta, chrapała. I to dość głośno, jak na swój niewielki wzrost.
- No dobrze, resztę dnia macie wolne. Wyśpijcie się, jutro czeka was ciężki dzień.
Alice i Is popatrzyły po sobie. „Ciekawe o co mu chodziło." Pomyślały, a Isabella wzruszyła ramionami. Kiedy się odwróciły z powrotem nikogo już nie było. Zostały same we trzy. Wszyscy gdzieś zniknęli. Przyjaciółki zdecydowały, że rozejrzą się po zamku. Surowy styl zamku, miał swój urok. Kamienna posadzka i ściany wyglądały na solidne i wytrzymałe. W pewnym momencie dziewczyny poczuły przepiękny zapach. Jak zahipnotyzowane szły w jego kierunku. W końcu stanęły przed drzwiami. Uchyliły je i ujrzały źródło pięknej woni. Wielka taca ciasteczek studziła się na parapecie przy niewielkim oknie. Alice wyprostowała się i powiedziała:
- Dobra, plan jest taki...
===
Isabella w raz z Annabel na ramieniu, weszły do kuchni. Krzątający się kucharze i pomocnicy ledwie zauważyli dziewczyny. Dlatego wróżka zleciała na stół gdzie akurat przygotowywano ciasto na placki. Kucharz spojrzał na istotkę i uśmiechnął się. Kiedy tylko Annabel stanęła na cieście olśniło ją. Pokazała paluszkiem aby ten uważał i zaczęła rysować coś stópkami. Chodziła i rysowała wzorki. A tym czasem Alice podkradła się do tacy i zawinęła cały łup. Gdy wyszła z pomieszczenia, zakaszlała głośno dwa razy. Był to umówiony sygnał. Isabella wyszła czym prędzej, a Annabel skończyła rysować wielką strzałkę pokazującą w kierunku na pusty parapet i czym prędzej wyleciała przez otwarte okno. W kuchni zapanował chaos. Nagle wszyscy zauważyli zniknięcie tacy z ciastkami, a tajemnicza osóbka uciekała. Ktoś wyjrzał przez drzwi myśląc, że zobaczy uciekinierów. Lecz na korytarzu było pusto.
W tym samym czasie, Alice w raz z Isabellą i Annabel, ukryły się w lochach, w części gdzie nie było cel tylko wielkie pomieszczenia przeznaczone do przechowywania żywności. Jadły sobie w najlepsze ciastka z uśmiechami na ustach.
Kiedy taca była opróżniona w połowie usłyszały jak ktoś schodzi po schodach. Szybko ukryły się za beczkami z piwem czy innymi trunkami. Zza węgła wyszły dwie sylwetki. Jedna z nich trzymała pochodnie. Twarz mężczyzny skrywał mrok. Druga równie wysoka postać zaintrygowała Alice. Budowa ciała sugerowała, iż była kobietą. Gracja która przepełniała każdy ruch, wskazywała jej doświadczenie na polu walki. Musiała być niesamowicie zwinna i szybka. Zabójczy przeciwnik. Długi płaszcz z kapturem skrywającym twarz niemal dotykał ziemi. Pochodnia trzymana przez mężczyznę oślepiała ich na tyle, iż nie byli wstanie zobaczyć, przyglądających się im zza skrzyń i beczek dziewczyn. Długą ciszę przerwał towarzysz kobiety.
- Czy wszystko idzie z godnie z planem? - spytał miękkim głosem. Był przyjemny dla ucha, lecz można było wyczuć w nim coś na kształt trucizny. Jakiś szósty zmysł mówił Alice aby trzymać się do niego z daleka.
- Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam. - odpowiedziała kobieta pięknym, melodyjnym głosem. - Ale dopóki gryf pozostaje neutralny, koń i jeleń nie zdołają pokonać wywerny.
- A co z krukiem? - dopytywał się.
- Kruk jest konający. - odparła - Lecz nie możemy go lekceważyć. Pamiętaj, orła już niema. Musimy chronić jego pisklę. To jest nasze najważniejsze zadanie. „Aquila in Sepiternum"
- Aquila in Sepiternum - powtórzył mężczyzna.
Kiedy para się oddaliła Alice dała znać ręką aby powoli wyszły z ukrycia. Ostrożnie weszły po schodach aby zminimalizować dźwięk. Gdy tylko wyszły z piwnicy, pobiegły w stronę koszar. Tak się niestety składało, iż najkrótsza droga prowadziła tuż obok kuchni. Kucharz zobaczył jak dwie dziewczyny biegną ile sił w nogach wiec założył odgórnie, że to one ukradły ciastka. Stanął wiec na środku korytarza, dzierżąc drewnianą łyżkę, czekając na delikwentki. Is w ostatnim momencie zauważyła tęgiego mężczyznę i wyhamowała zaledwie kilka centymetrów przed nim. Alice wpadła na nią z niemałym zaskoczeniem i teraz jedynie centymetr dzielił je od opasłego brzucha mężczyzny. Agresywna poza mówiła im, że nie skończy się to dobrze.
- Wiecie zapewne co się stało w kuchni? - bardziej stwierdził fakt niż spytał. Zdezorientowane przyjaciółki spojrzały na niego ze zdziwieniem. Kucharz cały poczerwieniał jakby się zagotował od środka.
- Czy to wy ukradłyście ciastka?! - spytał w prost. Dopiero teraz Alice zorientowała się o co chodziło.
- Tak, to byłam ja. - przyznała się. Przygotowana na cios łyżką, zmrużyła oczy i odwróciła głowę. Niewiele to pomogło, uderzenie było na tyle mocne silne, iż zamroczyło na chwile dziewczynę. Gdy doszła do siebie, szef kuchni oznajmił:
- A teraz pójdziecie ze mną do Lorda się wytłumaczyć. - chwycił zarówno Alice jak i Isabelle za ucho i ruszył w kierunku wielkiej sali.
===
- Panie, oto dwie odpowiedzialne za kradzież twych ciastek. Władca uniósł wzrok znad jakiegoś dokumentu.
- Przecież to jeszcze dzieci. - oznajmił Jakub de Vet. Długie siwe włosy oraz liczne zmarszczki wskazywały, że był już po sześćdziesiątce. Był dobrze zbudowany i wysoki. Brązowy jeleń na piersi idealnie współgrał z zieloną tuniką na której był wyszyty.
- Jestem ciekaw jak udało się wam oszukać tuzin dorosłych i tuzin innych nastolatków. - dodał.
- Moja przyjaciółka w raz z niewielką pomocą odwróciła uwagę wszystkich od studzących się ciastek. W tym czasie ja zakradłam się od tyłu i zawinęłam tace.
- Całkiem sprytnie. Lecz karę i tak będziecie musiały ponieść. Przez następny miesiąc będziecie pomagać w kuchni.
- Niestety to nie możliwe. - Książę Pomereli wszedł do wielkiej sali z Annabel na ramieniu.
- A mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego, drogi zięciu?
- Ponieważ w przyszłym tygodniu jadą na misje dyplomatyczną do Skelnage. - twarz przeciął uśmiech ulgi, który natychmiast zniknął po następnych słowach władcy. - Zgadzam się jednak, że powinny ponieść karę za występek którego się dopuściły.
- Co wiec proponujesz?
- Niech Alice pomaga przez najbliższy tydzień w kuchni. Słyszałem do kilku zaufanych osób, iż jest w tym całkiem dobra. Isabella natomiast może podawać jedzenie i ogólnie pomagać gdzie będzie potrzebna.
- No dobrze, w południe zgłosicie się do kwater służby. Będziecie pracować do zachodu słońca.
- Natomiast o wschodzie przyjdziecie do mnie i będziecie uczyć się o geopolityce i stosunkach między państwami. Później będziecie odpracowywać swą karę.
Kucharze bardzo szybko poznali się na talencie Alice. Gdy miała odpowiednie składniki i odrobine czasu potrafiła wyczarować prawdzie cuda sztuki kulinarnej. Isabella natomiast była tak sprawna w wykonywaniu zadań, że po dwóch godzinach nie miała co robić. Samuel dzień w dzień ćwiczył szermierkę z kapitanem straży. Choć potrafił jako tako włączyć mieczem, ale brakowało mu finezji oraz doświadczenia. Choć preferował on trzymanie wroga na dystans, otrzymał on oręż i zbroje od księcia która postanowił wykorzystać. W tym samym czasie Rosie i Sofie psociły jak tylko one potrafią. W sumie jedyną osobą która nie miała co robić była Annabel. Często siadała na oknie w kasztelu przyglądając się na zmianę wszystkim przyjaciołom i rozmyślała. Przede wszystkim o tym co usłyszała w lochach. Oczywiste było to, że postanie rozmawiały o wojnie, ale o co chodziło z pisklęciem czy orłem? No i jeszcze to dość osobliwe pozdrowienie. Co to wszystko znaczyło?
I w ten sposób minął przyjaciołom tydzień. Nim się obejrzeli i już musieli się pakować. Nie było tego zbyt wiele, jako że większość rzeczy zostawili w Kolonii.
Wszyscy zebrali się na dziedzińcu. Alice na której ramieniu siedziała Annabel, Isabella, Rosie oraz Samuel otrzymali jednego konia obładowanego sprzętem. Wszyscy mieli na sobie strój podróżny. Czarne spodnie, zielona, wełniana koszula oraz ciepła peleryna. Samuel posiadał miecz przy pasie, kołczan i łuk na plecach oraz nóż za pazuchą. Przed samym wyjazdem każda z dziewczyn otrzymała miecz oraz ciężki nóż taki sam jak Samuela który nazywał go saksą.
- Oby nigdy wam się nie przydały. - powiedział
im książę wręczając prezenty.
Nagle, przez główne wrota do warowni, na dziedziniec wpadł William. Obejrzał się za siebie jakby spodziewał się, że ktoś go gonił, lecz z dezorientowaną miną podszedł do księcia.
- Chyba musisz zatrudnić lepszych strażników. - uśmiechnął się nonszalancko.
- Uciekłeś tylko po to aby sprawdzić skuteczność moich strażników?- spytał książę.
- Oczywiście, że nie. Chciałem... - zawahał się. W tym czasie na dziedziniec wypadli dwaj strażnicy w szeleszczących kolczugach. Jeden z nich wskazał na zbiegłego więźnia i podbiegli do niego robiąc wielki hałas. Daniel uniósł dłoń w geście, iż mają się zatrzymać.
- Nie widzicie, że rozmawiamy? - spytał władca gromiąc ich wzrokiem, który przeniósł na swego przyrodniego kuzyna. - No, wykrztuś to.
William wziął głęboki wdech i powiedział jednym tchem.
- Chcę cię prosić o pomoc w odbiciu Casimira.
Twarz Daniela przeszył uśmiech.
- No w końcu. Zbieraj się. Wyruszasz za dwie godziny.
Wszyscy, włącznie z samym Williamem, stali jak słupy soli z rozdziawionymi gębami. Tego chyba nikt się nie spodziewał.
Władcy zrzedła mina klasnął w dłonie.
- No, co tak stoicie? Przygotujcie drugiego konia, na tym jednym przecież się nie zmieszczą.
Służący rozbiegli się we wszystkie kierunki zderzając się przy tym nie jedno krotnie. Tym czasem Will pobiegł podekscytowany do swej niedoszłej celi spakować rzeczy. Samuel podszedł do Daniela i spytał.
- Panie, czy to aby najlepszy pomysł? W naszej grupie tylko ja potrafię dobrze walczyć, Rosie co najwyżej poprawnie, natomiast książę William jest doświadczonym wojownikiem.
- Dlatego nie pojedziecie sami. Jako eskorta, pojedzie z wami Caitlin, doświadczona wojowniczka. Oraz moja szwagierka. O wilku mowa. - powiedział odwracając się w kierunku głównych wrót do donżonu w których stała wysoka kobieta. Łagodne rysy twarzy, smukła sylwetka oraz ciemnobrązowe, niemal czarne oczy spowodowały niemały szok u Samuela. Gdy postać podchodziła do grupy, Annabel zwróciła uwagę na fakt iż poruszała się ona z niesamowitą gracją. Postanowiła jednak zachować te rewelacje dla siebie.
Tak wiec, po wspomnianych dwóch godzinach jedna z najdziwniejszych drużyn, jakie kiedykolwiek powstały, opuściła Neuberg. Trzy nastolatki, wróżka, Tarn, córka lokalnego księcia oraz przygarnięty syn króla rozpoczęli podróż kierunku na stolice Heptarchii, miasto Heptarchia.
===
Niech rozpocznie się przygoda!
Jak się podobało? Nie bać się pisać! Ostatnio podsunąłem książkę mojej przyjaciółce która była inspiracją dla jednej z postaci. Ciekawe czy zgadnie której.
Niestety muszę zmartwić WildAntkę, ponieważ Alex jest postacią bardzo poboczną. Jadnak jeszcze się pojawi.
Wiem, że ta scena w lochach dość oklepana ale osobiście uważam, że była całkiem niezła. Kim były tajemnicze postacie? Kim jest pisklę? Kim był orzeł? Na te i na inne pytania (zadane w komentarzach) odpowiedz znajdziecie już wkrótce.
Mózg: Dlaczego robisz Polsat?
Ja: No nie wierze! Znowu ty?! Dobra kończmy to, bo ten festiwal nieśmiesznych „żartów" może kogoś kosztować śmiercią z odwodnienia.
Bywajcie
Suchy_Andrzej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro