Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Gdy w końcu dotarli do Neubergu okazało się iż oddział kawalerii który uderzył na wroga od tyłu, okazał się być strażą przyboczną księcia Pomerelii. Kiedy tylko władca dowiedział się, że jego córki są w mieście, natychmiast wyszedł im na spotkanie. Rosie i Sofie odrazu rzuciły się mu ma szyje. Po paru chwilach książę uwolnił się z uścisku jego córek i spytał:

- Wszystko w porządku?

- Nie licząc tego, że jesteśmy głodne, zmęczone oraz brudne? Tak w jak najlepszym. - odparła Rosie sarkastycznie.

- Dobrze mi to słyszeć. - powiedział książę. - Przedstawicie mi swojego towarzysza?

- Oto Samuel - powiedziała Alice - Samuelu to Książę Pomerelii. Oraz jego córki Księżniczka Rosie oraz Księżniczka Sofie.

Samuel ukłonił się nisko choć niezbyt zręcznie.
Książę podszedł do nieznajomego i przyjrzał się mu bliżej. Nagle uniósł brwi i sam się pokłonił.

- To zaszczyt gościć Tarna. Dziękuje za zaopiekowanie się moimi córkami. Jeśli jest coś co mogą zrobić tylko powiedz.

Samuel popatrzył ze zdziwieniem na Alice na której ramieniu siedziała Annabel. Wróżka kiwnęła główką, podczas ostatniej warty siedzieli razem i rozmawiali. W ten sposób mężczyzna poznał miedzy innymi prawdę o bliźniaczkach, czy o ich ojcu.
Teraz Samuel zrobił coś nad czym debatował w myślach cały dzień. Uklęknął przed księciem na jedno kolano i powiedział:

- Proszę cię, panie, abyś przyjął mnie na służbę. Przysięgam na wszystkich bogów, że będę służył ci wiernie, z honorem i rozumem. Składam przed tobą ten miecz - mówiąc to wyciągną z pochwy Ostrze - i ponawiam prośbę.

Nagle władca wybuchnął głośnym śmiechem. Dziewczyny uśmiechnęły się, ale Samuel zdeterminowany klęczał z kamienną twarzą nie podnosząc głowy. Kiedy książę się uspokoił odpowiedział.

- A ja przysięgam, że nie narażę twego honoru na zhańbienie, będę słuchał twych rad i rozważał je z rozumem. Przysięgam na wszystkich bogów. Wstań Samuelu i schowaj miecz. - gdy ten wykonał polecenie władca dodał. - A teraz mi mój miecz.

Samuel uśmiechnął się od ucha do ucha gdy zrozumiał dlaczego wszyscy się wcześniej śmiali.

- No dobrze, za godzinę spotkajmy się w pokojach gościnnych, niech Alice oraz Isabella również przyjdą, a teraz możesz odejść.

Samuel ukłonił się niezdarnie i odszedł w kierunku Alice na której ramieniu siedziała Annabel.

- Dokonałeś słusznego wyboru - powiedziała wróżka.

- Wiedziałaś o tym?   

- Rozmawialiśmy o tym wczoraj podczas jego warty.

- A tak w ogóle, - powiedział mężczyzna - ciekawe czego będzie chciał od nas książę.

- Pewnie dowiemy się tego za godzinę. - stwierdziła Isabella - A co będziemy robić do tego czasu?

- Ktoś mądry kiedyś powiedział, że czasami najlepszym wyjściem jest wyjście do baru. - zasugerowała Alice.

- W sumie to całkiem niezły pomysł.

Tak więc, Isabella zaprowadziła ich do gospody „ Pod knotem" w której pracował jej kuzyn. Karczmarz który stał za ladą musiał zobaczyć chyba najdziwniejszą drużynę jaka kiedykolwiek weszła do gospody. Tarn, dwie nastolatki oraz wróżka która siedziała na ramieniu jednej z nich. Właściciel tawerny był w ciężkim szoku kiedy ich zauważył. A oni tym czasem usiedli sobie przy jednym stoliku i czekali aż ktoś podejdzie.

- Is?! - zawołał ktoś z głębi sali.
Sama zainteresowana odwróciła się i zobaczyła swojego kuzyna, przedzierającego się w ich kierunku. Kiedy chłopaczyna wreszcie dotarł do ich stolika w kacie sali, Isabella wstała i zamknęła go w mocnym uścisku. Bardzo polubiła kuzyna gdy była tutaj jakieś trzy lata temu, odwiedzali wtedy rodzine ze strony matki. Choć to nie był jej prawdziwy kuzyn.
( Przypisek autora: Uwaga! Skomplikowane!) Był to syn córki siostry jej babci.

- Też się cieszę... - wystękał chłopak. Is w końcu rozluźniła przytulasa którego mu zafundowała. Później obejrzała go sobie bardzo dokładnie i uśmiechnęła się szeroko.

- Nic się nie zmieniłeś. - stwierdziła.

- Ty za to wypiękniałaś. - powiedział, a Isabella zaczerwieniła się. Alice doszła do wniosku, że dla jej przyjaciółki jest on kimś więcej niż synem kuzynki jej matki.

- Dobra co podać?

- Dwa razy Ale. - powiedział Samuel.

- Cztery - poprawiła go Alice.

- Nie jesteście na to za młode?

- W tym mieście niema zbyt dużo czystej wody, a soki są podłe, wiec nie mamy wyboru.

- Cztery razy Ale... coś jeszcze? - spytał kelner.

- Narazie to tyle, dzięki.

Gdy tylko kuzyn odszedł Annabel która siedziała na ramieniu Alice zapytała bez owijania w bawełnę:

- Podoba ci się?

- Co?! Tak, znaczy nie, znaczy... Ach, nie ważne. - zarumieniła pięknie Is.

Wróżka zachichotała słodko. Alice siedziała cicho i nie przyznała się, iż on również się jej podoba.

- Teraz najważniejsze pytanie, kto płaci? - spytała i szybko dodała - Ja nie mam nawet jednego miedziaka.

- Ja też, - powiedziała Isabella - ale mój kuzyn nam pożyczy.

W tym momencie do karczmy weszły bliźniaczki nadal odziane w strój który znalazły u wyjścia z tunelu. Rozejrzały się po sali i zauważyły machającą do nich Alice. Podeszły do nich i „pożyczyły" krzesła z wolnego stolika obok. Kiedy kuzyn wrócił, Is poprosiła go aby przyniósł jeszcze dwa kufelki. Tym czasem Alice pociągnęła długi łyk Ale i skrzywiła się. Nie wiedziała co ludzie w nim widzą. Było gorzkie i lekko musujące. Gdy chłopak wracał miał ze sobą trzy kufle złotego trunku. Jako iż ostatni goście właśnie wyszli to miał chwile aby usiąść.

- Przedstawiam wam - powiedziała Isabella - mojego kuzyna Alexa. Alex, po mojej prawej, Alice moja najlepsza przyjaciółka. - dziewczyna skinęła głowa z szacunkiem. - Na jej ramieniu siedzi Annabel, najsłodsza istotka którą znam. - wróżka uśmiechnęła się i pomachała radośnie. - Po jej prawej bliźniaczki, Rosie i Sofie , znamy się dopiero kilka dni ale bardzo je polubiłam. No i ostatni, najnowszy nabytek do naszej drużyny, oraz jedyny facet, Samuel. - mężczyzna kiwnął głową nawet nie patrząc ma niego. - Tak między, nami to straszny ponurak.

- Nie jestem ponury! - oburzył się.

- Widzisz? - uśmiechnęła się Is.

- Miło was poznać. - powiedział Alex. Rozmowa ciągnęła się do czasu kiedy usłyszeli dzwon na szczycie ratusza. Opowiedzieli mu o ucieczce, i spotkaniu Samuela. Nie wspomnieli, że był Tarnem dla jego własnego bezpieczeństwa.

- Dopisz to do rachunku Księcia Pomerelii. - powiedziała Rosie i mrugnęła jednym okiem do Alice.

Później poszli w kierunku twierdzy nie śpiesznym krokiem. Przy bramie zatrzymali ich strażnicy.

- Kto idzie, i czego chce? - spytał znudzonym głosem.

- Rosie i Sofie, córki władcy Pomerelii. Chcemy się zobaczyć z ojcem.

- Oczywiście, droga wolna.

Kiedy weszli na dziedziniec, Alice zorientowała się że zamek wyglada praktycznie identycznie. No poza tym, iż jest znacznie mniejszy oraz z kamienia. Właściwy donżon nie miał tylu ozdób lecz i bez nich posiadał jakieś surowe piękno. W końcu dotarli do pokoi gościnnych. Przed właściwymi drzwiami stał strażnik który wpuścił ich do środka. Książę siedział na krześle stającym przy łóżku, w którym leżał jeniec którego drużyna pojmała po bitwie, jak się okazało był to nie kto inny jak przebrany syn króla Albrehta, książę William. Władca spojrzał na przybyłych i pokazał im głową siedzenia które mieli zająć. Kiedy tylko grupa usadowiła się na swoich miejscach, książę powiedział:

- Opowiadaj.

- Od początku? - spytał ranny mężczyzna.

- Od początku. - potwierdził władca.

- Wszystko się zaczęło jakieś trzydzieści lat temu kiedy królewska para podczas objazdu ziem królestwa znalazła mnie leżącego...

- Cieszę się, że pomimo ran nie straciłeś poczucia humoru, lecz czy mógłbyś być tak miły i przenieść się o dwadzieścia dziewięć lat do przodu?

- Jak sobie życzysz. Tak wiec spałem przy oknie obserwując dziedziniec. W pokoju w którym byłem odbywała się narada wojenna...

~~~

Król Albrecht pochylał się nad stołem na którym była rozłożona mapa z drewnianymi figurkami. Trzy w kształcie wron stały na przeciwko dwóm wieszającym koniom. Jeden dodatkowy rumak znajdował się na Kolonii. A ze stolicy Heptarchii cztery wywerny, łypały złowrogo na pozostałe zwierzęta.

- Nasze siły podzielimy na dwie armie. - oznajmił król - Większą poprowadzę osobiście. Uderzymy na Teutonów od tylu i miażdżymy ich. Następnie podzielimy się i okrążymy Kolonie.

- Ależ wasza wysokość, - powiedział Władca księstwa Gryfickiego. - Pomerelia również walczy z Teutonami. Może być cennym sojusznikiem. Nie ma potrzeby...

- Jest potrzeba. - stwierdził ostro monarcha. - Muszą zapłacić za zdradę.

- Ojcze - powiedział Casimir, następca tronu Heptarchii - Zgadzam się z Lordem. Nie jest konieczne tworzenie sobie kolejnego wroga. Proponuje aby...

- Dość! - władca uderzył gniewnie pięścią w stół - Jak narazie to ja jestem królem i to będę decydował co jest konieczne, a co nie. Mój siostrzeniec musi zrozumieć, że mnie się nie zdradza.

- Ojcze, oni nie mieli wyboru! - zaprotestował książę. - Gdyby się wtedy sprzeciwili, Teutonii zrównali by z ziemią całe księstwo!

- Mieli wybór i go dokonali. A teraz poniosą konsekwencje. - stwierdził Albrecht który pozwoli tracił cierpliwość.

- Panie, - powiedziałem odwracając się do okna. - wychowałeś mnie jak syna, choć nie musiałeś. Nauczyłeś mnie jak ważna jest rodzina. Gdybym musiał, skoczył bym w ogień za Jainą czy Casimirem. Przecież wiesz. Daniel jest kuzynem tak moim jak i mojego przyrodniego brata. Chcesz byśmy go zaatakowali, choć należy do naszej rodziny? Chcesz byśmy zapomnieli wszystkiego czego nas nauczyłeś?

- Przestał należeć do rodziny kiedy zdradził mnie i całą Heptarchie! - wykrzyczał prawie król.

- Zgadzam się z bratem. - powiedział Casimir. - Nie mogę zaatakować rodziny.

- Co chcesz przez to powiedzieć?! - twarz władcy zaczęła powoli zmieniać kolor na burgund podobny do odcienia wina w kielichu stojącym na stole.

- To co słyszałeś, ojcze. - powiedział spokojnie książę. - Odmawiam wykonania rozkazu.

Albrecht pobladł ze złości. Jego siwe włosy teraz zlały się z jego twarzą. Byłem przekonany, że za chwile para pójdzie mu uszami.

- A więc, sam jesteś zdrajcą! - ryknął władca. - Straż! Zamknąć tego zdrajce w najgłębszym lochu. - wskazał swego syna.

- Ależ panie... - zmieszał się wartownik.

- Wykonać!

- Tak jest. Chodźmy książę. - powiedział strażnik, kładąc mu dłoń na ramieniu.

Casimir strząsnął ją wzruszając ramionami i spojrzał Albrechtowi prosto w oczy.

- Straciłem ojca. - stwierdził z niesmakiem i wyszedł.

Władca wziął wdech i wydech aby się uspokoić po chwili powiedział:

- Lordzie - kontynuował - będziesz dowodził drugą armią, która pójdzie do Neubergu aby odciąć Kolonię od posiłków. William będzie twym chorążym.

- Tak jest, panie. - wykrztusiłem tylko.

~~~

- Byłem zszokowany. Człowiek który wpajał mi jak ważna jest rodzina. Osoba miła, dobra i sprawiedliwa, wtrąciła do niewoli własnego syna i następcę.

- Ale i tak wykonałeś jego rozkaz. - Daniel zwrócił uwagę na ten dość istotny fakt.

- Tak jak mówiłem, byłem w szoku. Teraz jednak wiem, że popełniłem błąd. Powinienem był przeciwstawić się ojcu.

- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytał książę.

- Dla mego brata zrobię wszystko. Choćby miało to być zdradą kraju, czy ojca! Zamierzam go odbić i zakończyć tą bezsensowną wojnę.

===

Proszę, kolejny rozdział. Muszę powiedzieć, że pisało się go nader przednio.

Mózg: Próbujesz się popisać?

Ja ignorując go: Jak wam się podobają dwie nowe postacie? Jedna z nich zagości na dłużej. ;)
A tak w ogóle, jeśli ktoś tam pisze to czy ma tak samo jak ja teraz? W głowie mam już pełen obraz krainy do której zmierzają bohaterowie(włącznie ze strojami i całą resztą),a droga do celu jest totalnie nieznana nawet mi? Pisać i odpowiadać. Jak narazie to tyle.

Bywajcie
Suchy_Andrzej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro