Rozdział 38
[Muzyka została wybrana na specyficzny fragment rozdziału. Uwierzcie mi. Będzie warto. Miłego czytania ;) ]
Catherine leżała na pryczy w swoim namiocie. Wpatrywała się w falującą płachtę u wejścia. Nie wiedziała, co myśleć o obecnej sytuacji.
Była w obozie wojskowym, który rozbiła armia. Znajdowali się jakieś pięć godzin drogi od Kolonii, za niewielkim wzgórzem które ukrywało ich przed wzrokiem wrogich zwiadowców.
Bitwa zbliżała się nieubłaganie. Wszyscy byli poddenerwowani. Żołnierze sprawdzali ostrość broni już któryś raz, polerowali zbroje, grali w karty czy w kości aby nie myśleć o nadchodzącym starciu. Od czasu spotkania w Neubergu minęły zaledwie dwa dni, a Księżniczka była sama. Nie zdąrzyła się nawet nacieszyć spotkaniem z Samem, który od momentu wyruszenia unikał jej jak ognia. Nie miała pojęcia co się dzieje. Ani Daniel, ani jej własny brat nie chcieli z nią rozmawiać. Zawsze gdy starała się do nich dotrzeć okazywało się, że albo są po drugiej stronie orszaku, albo, muszą coś pilnie sprawdzić, albo ktoś ich wzywał.
Cathernie nie mogła tego wytrzymać. Była wśród mnóstwa ludzi, a tak naprawdę pozostała sama. Po chwili tępego wpatrywania się w sufit namiotu postanowiła przerwać nudę. Wstała z posłania i wyciągnęła z bagaży metalową rurkę, która okazała się fletem poprzecznym. Specjalnie wyprofilowany ustnik został pokryty złotem, w taki sam sposób jak różnorodne grawerunki ozdabiające srebrny insturment.
Kobieta uśmiechnęła się do siebie. Przypomniała sobie okoliczności w jakich otrzymała ten prezent.
Samuel jak zwykle niewiele robił sobie z zakazów ojca i przekradał się ogrodem do pokoju Cat. Wiedzieli o tym wszyscy. Jednak nikt z tym nic nie robił. Gdy mężczyzna wskoczył na balkon, Catherine niemal serce wyskoczyło. Sam uśmiechnął się tylko na widok przerażenia, które udało mu się wywołać na twarzy siostry. Kiedy już się przywitali, Tarn wyciągnął zza pazuchy flet, który przywiózł z Apardii.
Pamietała również pierwszą piosenkę jaką na nim zagrała.
[Właczamy muzyczkę]
Nawilżyła usta szybkim ruchem i zaczęła grać. Dźwięk wydobywający się z instrumentu był czysty, dźwięczny i delikatny.
Catherine zamknęła oczy i dała się ponieść muzyce. Nagle cały świat ucichł i nic nie miało znaczenia. Kobieta nie miała nawet pojęcia kiedy wyszła z namiotu. Dźwięk opanował jej umysł. Chciała przelać w muzykę całe emocje jakie dusiła w sobie. Robiąc to poruszała się z niezwykłą gracją i wdziękiem. Żołnierze wokół niej unieśli głowy i schodzili z drogi tańczącej kobiecie.
Samuel zajmował się wypakowywaniem rzeczy swoich i Caitlin, która była zajęta treningiem Rosie. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech i nucił sobie pod nosem jakąś skoczną melodie. Jutrzejsze starcie jakoś go nie dołowało. Odzyskał siostrę, o której myślał, że nie żyje. Był z najpiękniejszą kobietą na świecie. Czego chcieć więcej? Siedzącej na jego ramieniu Annabel nie udzielał się jego nastrój. Była wyraźnie spięta i zaniepokojona nadchodzącą bitwą. Nigdy wcześniej nie brała udziału w czymś takim. Chociaż tyle dobrego, że miała jakiekolwiek uzbrojenie. Spojrzała na niewielką półeczkę na której stał jej pancerz oraz długi jak ona sama rapier. Nagle, do jej maleńkich uszu, dotarła delikatna muzyka. Była tylko jedna żyjąca osoba, która potrafiła zagrać tą melodie.
- Sam... Słyszysz to co ja? - spytała wróżka.
Samuel zmarszczył brwi patrząc na towarzyszkę, po czym stanął jak wryty. Ta melodia. To musiała być Cat. Mężczyzna natychmiast wstał z kolan i ruszył szybkim krokiem przez obóz. Liczni żołnierze podnosili wzrok i słuchali muzyki. Inni podchodzili aby zobaczyć kto ją wygrywa, czy aby słyszeć lepiej. Sam musiał się przeciskać przez coraz większy tłum zbierający się przy grającej księżniczce. Gdy Tarn wreszcie dotarł na obrzeże okręgu w którym tańczyła Catherine grająca melodie, której nauczyła jej matka, zobaczył, że kobieta cały czas jest pochłonięta muzyką i nie wie co się dzieje. W oku Tarna pojawiła się łza wzruszenia. Przypomniał sobie lata gdy to Anne grała im to jako kołysankę. Sam zazwyczaj usypiał przy niej niesamowicie szybko i nie słyszał końca melodii. Lecz raz udało mu się wytrwać do końca i od tamtej pory jego matka przestała im grać. Wiedziała, że chłopiec zrobiłby wszystko aby nie zasnąć przed zakończeniem utworu. Ostatni raz słyszał ten utwór na jej pogrzebie. Catherine chciała w ten sposób upamiętnić królową. Teraz, emocje znów wzięły górę i melodia była jedynym co potrafiło je ukoić.
Gdy Księżniczka otworzyła oczy zobaczyła przed sobą. Żołnierzy ustawionych wokół niej i stojącego przed nimi Samuela, któremu po policzkach spływały łzy. Mężczyzna podszedł do niej i przytulił ją. Tłum zaczął żywo klaskać i wiwatować.
Po kilku minutach owacji sierżanci zaczęli przeganiać młodszych kolegów widząc, że rodzeństwo chce zostać same.
Weszli do namiotu księżniczki i Annabel usiadła na pryczy i machała nóżkami zwisającymi nad ziemią.
- Bałem się zapytać, ale twój występ dodał mi sił. - oznajmił tajemniczo Samuel. Catherine przekrzywiła lekko głowę z ciekawością. - Czy mogłabyś dać mi pierścionek zaręczynowy mamy?
- Oczywiście. - powiedziała i bez zastanowienia oddała mu pierścień. W złotej oprawie znajdowały się trzy kamienie. Dwa ametysty reprezentujace serca zakochanych oraz rubin symbolizujący miłość. Dopiero patrząc na głęboką czerwień ostatniego kamienia, Catherine zorientowała się, że coś jest nie tak.
- A po co ci on? - spytała się wręczając mu pierścionek. Mężczyzna wziął go lecz nie odpowiedział wpatrując się w niego. - Sam?
- To będzie moja obietnica. - odparł - Że wrócę. I jest jeszcze coś. Ale to musisz zobaczyć na własne oczy.
Mężczyzna wyszedł z namiotu dziarksim krokiem. Catherine spojrzała Annabel. Żadna z nich nie miała pojęcia co mężczyzna knuje. Mogły jedynie pójść za nim i przekonać się na własne oczy. Dogoniły go dopiero gdy ten stał przed polem treningowym i szukał czegoś, lub raczej kogoś, wzrokiem. Znalazł Caitlin stojąca na uboczu, obserwującą postępy Rosie.
Była ubrana w zieloną tunikę z brązowym jeleniem, kolczugę i skórzany pas z którego zwisał miecz. Jej długie, brązowe, falowanie włosy opadały na jej ramiona, jedną rękę oparła na biodrze, a drugą pokazywała pod jakim kątem zadać cios. W jej ciemnobrązowych oczach widać było determinację.
Gdy Samuel ją zobaczył, przeskoczył przez płot i ruszył w jej kierunku środkiem pola treningowego. Kilka razy wpadł prawie na pojedynkujących się żołnierzy, jednak w ostaniej chwili zawsze unikał zderzenia. Caitlin zauważyła jak podchodzi i kazała na chwile Rosie przerwać trening. Dziewczyna spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Masz chwile? - spytał Sam, gdy już stanął przed Caitlin.
- Nie za bardzo - odparła kobieta wskazując na stojącą z mieczem treningowym Pomerelską księżniczkę.
- Trudno. - wzruszył ramionami mężczyzna. - Trzeba to będzie zrobić szybko. Jutro może nie być okazji.
Nie zważając na wszechobecne ziemie, trawę, brud i nieliczne plamy krwi na podłożu, Tarn ukląkł na jedno kolano i ujął pierścionek w dwa palce wyciągając je przed siebie.
- Wyjdziesz za mnie? - oświadczył się Samuel. Caitlin była w szoku. Totalnie się tego nie spodziewała. I to do tego stopnia, że w jej oczach pojawiło się coś, czego nie było tam od dobrych dwodziestu lat. Łzy. Łzy szczęścia.
- Tak. - odparła i pocałowała mężczyznę w akompaniamencie licznych oklasków i wiwatów okolicznych żołnierzy oraz Rosie.
===
Szybko poszło. Powiem wam, że ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie.
Jak się podobało?
Nadal staramy się rozwijać historie i cała resztę. Z informacji: zostało jeszcze maksymalnie 6-7 rozdziałów tej książki, plus epilog, rozdział podsumujacy oraz special na koniec, więc pytanie do was. Chcecie zobaczyć odnowioną wersje Nowej Ludzkości (tak nadal nie zmieniłem nazwy), czy może wolicie Divinity: Original Sin 2? W przypadku pierwszej opcji książka Widmo - Mass Effect zniknie z profilu i powróci na niego po liftingu i zakończeniu jednego z projektów. W przypadku drugiej Mass Effect zostanie i na profilu pojawi się tylko Divinity, a Nowa Ludzkość zostanie dołożona na plan późniejszy.
Piszcie co myślicie i widzimy się następnym razem.
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro