Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Annabel siedziała na parapecie i wpatrywała się w ciemną pustkę. Rozmyślała o przeszłości. Ile by dała aby mogła wrócić do Linedun. Oczywiście, lubiła dziewczyny i Samuela, wręcz kochała ich jak rodzine, ale to nie to samo. Jej przyjaciele odejdą, a ona zostanie. Takie jest przekleństwo jednej z ostatnich wróżek na kontynencie o ile nie na świecie.

Do pokoju weszła Alice. Była ubrana w białą pikowaną kurtę, ciemne spodnie i wysokie buty. Na barkach miała proste stalowe naramienniki, wokół szyi było furo jakiegoś zwierzęcia najpewniej wilka lub niedźwiedzia. Szeroki pas przepasał ją i zakrywał spięcie kratowanej, biało - złotej szarfy, która to biegła od jej prawego ramienia do lewego biodra. Dziewczyna wyglądała jak wojowniczka klanu. Annabel była pewna, że do tego wyglądu rękę przyłożyła Caitlin. Alice pokochała wyspy jak tylko pierwszy raz je zobaczyła, a kultura mieszkańców jeszcze rozbudziła tą fascynacje. Dziewczyna zrobiła obrót aby pokazać się z każdej strony. Jej brązowe włosy po raz pierwszy od kiedy razem podróżują nie były rozpuszczone tylko związane w warkocz. Ta część stylizacji należała do Rosie. Gdyby ktoś spotkałby ją na ulicy to pomyślałby, że pochodzi z Skelnage.

- I jak? - spytała.

Annabel uśmiechnęła się ciepło.

- Wyglądasz jak prawdziwa Nordka. - oznajmiła.

Alice zrzedła mina. Chyba wyczuła, że coś jest nie tak.

- Co się stało?

- Nic... - wróżka odwróciła wzrok - Tylko się zastanawiam...

Alice podeszła do niej i przybliżyła się twarzą.

- Hej... Wiesz, że mi zawsze możesz powiedzieć.

- Bo... Tak się zastanawiam... Co będzie później. No wiesz, jak już wrócimy do Księcia, wojna się skończy i tak dalej.

- Jak to co? Wrócimy do domu. - odparła z uśmiechem Alice.

Annabel spochmurniała. Dom. Nie pamietała kiedy ostatnio uznała jakieś miejsce za swój dom. Wychowała się w lesie, w mieście gdzie żyło tysiące wróżek. I każda z nich była ważna. Większość społeczeństwa stanowili zbieracze. Zdobywali jedzenie oraz materiały potrzebne innym. Rzemieślnicy wytwarzali przedmioty codziennego użytku oraz ozdoby. Za swą dokładność i dbałość o szczegóły wróżkowi jubilerzy znani byli na całym świecie. Co ciekawe całkiem spora części ich populacji służyła w wojsku. Oddziały strażników dzień i noc patrolowały aby ziemie wróżek były bezpieczne. To właśnie tym miała zajmować się Annabel.

Gdy rodzi się wróżka, jej rodzice idą do wieszczki, która mieszkała w Filarach Wieczności na polanie pośrodku królestwa. Gdy kapłanka odprawia rytuał, kamienie zmieniają kolor. W zależności na jaki się zmienią, taki zawód jest przeznaczony dla dziecka. Zielony dla zbieracza, niebieski dla rzemieślnika, fioletowy dla strażnika, złoty dla zarządów, i tak dalej. Kryształ Annabel zmienił się na fioletowy. Jednak zaraz potem stał się czerwony. Taka sytuacja zdarzała się niezwykle rzadko. Może raz na milion. Oznaczało to, że gdy wróżka dorośnie, stanie się coś straszliwego. I tak, Annabel rosła, trenowała. A kiedy przyszedł czas jej setnych urodzin, które uznawane są za wejście w dorosłość, jej miasto zostało zniszczone przez ogromny ogień. Który spalił cały las. Annabel została wysłana na zwiady w raz ze swoim przyjacielem. Gdy na horyzoncie zobaczyli ciepłą łunę i słup dymu pognali w kierunku królestwa. Cały las płonął. Jej przyjaciel podleciał zbyt blisko ognia i ogłuszył go żar. Wpadł prosto w płomienie. Tamtego dnia straciła wszystko. Całą rodzine. Najlepszego przyjaciela. Ukochanego. I przede wszystkim, ostatnie miejsce jakie nazywała domem.

Wróżka miała przed oczami ten obraz. Płomienie sięgające wiele metrów w górę. Piekielne gorąco. Dym gryzący w oczy. Wszystko to uderzyło ją jeszcze raz. Była przerażona. Jej oczy zaszły mgłą, a po policzku spłynęła pierwsza łza.

- Ale... Ale ja... Ale ja nie mam domu... - wystękała zapłakana. Alice nie wiedziała jak się zachować. Chciała jakoś pocieszyć przyjaciółkę, ale nie wiedziała jak. Nigdy wcześniej nie widziała jej w takim stanie.

- Hej... To nie prawda. - powiedziała. - Dom to nie jest jedno miejsce. Dom to przede wszystkim rodzina. My jesteśmy twoją rodziną. I zawsze nią będziemy.

Annabel spojrzała na przyjaciółkę zamglonym oczyma. Na jej twarzy powoli pojawiał się uśmiech wdzięczności. Podleciała do Alice i wtuliła się w jej ramie nadal płacząc.

Siedziały tak przez chwile, dopóki do pokoju nie wszedł Samuel ubrany w to co zwykle. Zielone spodnie, nieco ciemniejsza koszula, i oczywiście peleryna. Gdy zobaczył płaczącą Annabel szybko podszedł do nich i spytał:

- Co się stało? - w jego głosie słychać było troskę o przyjaciółkę. Wróżka oderwała się od Alice. Otarła twarz i pociągnęła nosem.

- Nic. Już wszystko w porządku. - odparła z uśmiechem i lekko łamiącym się głosem.

- Na pewno? - spytał unosząc jedną brew. Dziewczyny wymieniły spojrzenia.

- Tak. Annabel, chciała porozmawiać. - wyjaśniła Alice. - Byłbyś tak dobry i podał mi mój naszyjnik?

Samuel podniósł się z kolan i podszedł do szafki nocnej koło łóżka. Wziął go i odwrócił na drugą stronę. Był tam wygrawerowany orzeł który rozpościerał swoje skrzydła nad trzema trójkątami które symbolizowały góry. Był to herb Królestwa Tarnów. W oku Samuela pojawiła się łza.

- O nie... - szepnął.

- Co się stało? - Alice powoli podeszła do Tarna.

- Jest tylko jeden naszyjnik na tym świcie, który wyglada w ten sposób... - wyszeptał. - I należał do Cat...

===

Jak widzicie dzisiaj nieco którzy i spokojniejszy rozdział. Nie było pościgów i wybuchów, ale za to postać, która jest niemal od początku, a o której tak nie wiele wiemy dostała trochę tła fabularnego.

Mam nadzieje, że się podobało.

Powiem wam, że jak to pisałem i wyobraziłem sobie siedzącą na kolankach, płaczącą Annabel, to łezka napłynęła mi do oka. Zazwyczaj nie płacze przy książkach, filmach, czy grach, ale coś tutaj poruszyło moje serce. Dobra koniec samozachwytu. Idę pisać jeszcze jeden rozdział bo się wciągnąłem. I chce zrobić sobie zapas.

Bywajcie
Suchy_Andrzej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro