Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

- Dziękuje, że zechciałeś mi towarzyszyć, panie. - odezwała się Catherine. Miała na sobie przewiewną białą tunikę, spodnie do jazdy konnej i wysokie buty. Przy pasie wisiał sztylet oraz miecz. Jechała na młodej kasztanowej klaczy, którą dostała od Sofie na pożegnanie. Umbra była prezentem od jednego z gości weselnych i księżniczka postanowiła podarować ją kobiecie.

Daniel spojrzał na nią ze swojego czarnego rumaka. Był ubrany jak zawsze. Kolczuga i długa, biała tunika z wyszytym po środku złotym koniem narzucona na pancerz. Chciał coś odpowiedzieć, ale głos odmówił posłuszeństwa. Stało się to już któryś raz od czasu wyjazdu z stolicy. Mężczyzna nie wiedział co się dzieje. Normalnie uwielbiał rozmawiać. Tylko przy niej coś go powstrzymywało. Kobieta spojrzała na niego i mężczyzna zmieszany odwrócił wzrok. Już wiedział co to było. To były te oczy. Już kiedyś widział to spojrzenie. Lekki błysk na tęczówce i zmarszczki na około oka spowodowane uśmiechem. Przypomniała mu się Lydia. Uśmiechnął się smutno pod nosem. „Cholerne oczy i cholerna tunika" pomyślał. Potrząsnął głową i odrzucił od siebie te myśli.

- Niema za co. - oznajmił z uśmiechem - Droga do Neubergu jest długa, a w towarzystwie czas zleci szybciej. A tak przy okazji, mów mi Daniel.

- Jak sobie życzysz Danielu.

I znów zapanowała dość niezręczna cisza w której słychać było jedynie stukot końskich koryt na brukowanym szlaku. W końcu książę nie wytrzymał.

- Z tego co słyszałem to zamierzasz jechać na Skelnage, do Annabel.

- Tak, i do Sama. - powiedziała patrząc w dal.

- A co dalej? - spytał.

- Nie wiem. Chyba zobaczymy później.

- Samuel opowiadał mi co się stało. Jeśli chcecie to możecie zostać w Kolonii. - zaproponował mężczyzna. Catherine spojrzała na niego zdziwiona, ale również zaintrygowana.

- Dziękuje za propozycje. Muszę się zapytać Sama co o tym sądzi. Mogę spytać skąd ta hojność?

- W zasadzie to bardziej propozycja dla ciebie. Samuel już się zadeklarował składając przysięgę wierności.

- Chcesz mi powiedzieć, że uklęknął przed tobą? - spytała z niedowierzaniem. Jej twarz mówiła, że jest w ciężkim szoku.

- Tak. Nie wąchał się ani chwili.

- Musi mieć o tobie wysokie mniemanie. Nigdy wcześniej przed nikim nie klęknął.

- Nawet przed własnym królem?

- Zwłaszcza przed nim...

Księżniczka nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo koło jej ucha przeleciała strzała. Wbiła się w drzewo po jej prawej. Nie myśląc wiele Daniel popędził swego konia i krzyknął:

- W galop!

Gnali, nie oglądając się za siebie. Czterech przybocznych utworzyło wokół nich rąb osłaniając ich tarczami. Świat przesuwał się w zatrważającym tępie. Drzewa migały jedno za drugim. Kolejny pocisk świsnął nad głową Daniela. Nikt nie wiedział co się dzieje. Jedynym co było pewne to to, że nie mogą się zatrzymać. Żołnierz jadący z przodu dostał prosto w czoło. Strzała przeszyła czaszkę, a jej grot wyszedł z drugiej strony. Jego bezwładne ciało spadło na drogę. Kilka sekund później mężczyzna po lewej Daniela dostał w prawe ramie i krzyknął z bólu. Na całe szczęście kolczuga choć trochę zamortyzowała uderzenie, inaczej mógłby skończyć jak pierwszy strażnik. Strzały padały z każdej strony. Wojownik jadący z tyłu poczuł jak strzała odbija się od jego naplecznika. Nagle, nie wiadomo kiedy deszcz strzał ucichł. Gnali jeszcze przez dobry kilometr. Dopiero wtedy zorientowali się, że są bezpieczni. Zwolnili i skręcili w las. Jeden ze strażników który był w pełni sił zostawił konia pozostałym i zaczął powoli zacierać za nimi ślady. Poruszanie się po tak gęstej puszczy przy pomocy konia stanowiło nie lada wyzwanie. Odstępy miedzy drzewami nie przekraczały dwóch metrów, a niekiedy zdarzały się węższe niż metr. Po pięciu minutach jazdy znaleźli polankę gdzie postanowili się zatrzymać. Niezwykle malownicze miejsce. Na jej środku rósł potężny dąb, a po jego prawej przepływał niewielki strumyczek. Puścili konie aby odpoczęły po tym morderczym biegu. Dopiero wtedy książę wypowiedział pytanie które cisnęło się wszystkim na usta.

- Co... to było? - Catherine popatrzyła na niego równie zdezorientowana i potrząsnęła głową. Oboje podeszli do rannego żołnierza aby jakoś pomóc.

- Przytrzymajcie go. - powiedziała kobieta i chwyciła za strzałę. Mężczyzna skrzywił się z bólu.

- Dasz radę Zygfrydzie. - pocieszył go książę i dał mu patyk na którym ten zacisnął zęby. Jednym mocnym szarpnięciem Catherine wyciągnęła grot i obejrzała go dokładnie. Był w kształcie dwóch trójkątów nałożonych na siebie i wyglądał jak choinka.

- Kumanie... - powiedziała ze strachem i wyrzuciła strzałę w trawę. - Niech to szlak... Musieli mnie śledzić od kiedy wyjechałam z Szepesu.

Książę spojrzał na Księżniczkę Tarnów z ciekawością i niewielką, ledwo wyczuwalną nutką strachu. Kobieta westchnęła.

- Tak na prawdę, mieszkańcy Szepesu nie zniknęli. Słyszałeś kiedyś o Filarach Wieczności?

- Chodzi ci o te kryształy świecące nocą? Nie wiem o nich zbyt wiele. Poza tym, że jedne są na granicy Heptarchii i Neutalu.

- Stare opowieści mówią, że znajdują się w nich dusze. Dlatego świecą. Lecz gdy się je wydobędzie tracą tę właściwość.

- Wierzysz w to? - książę uniósł jedną brew.

- Tylko głupcy bagatelizują znaczenie legend. Widziałam na własne oczy jak naładowano jeden z tych kamieni. Było to w Szepesie. W dzień zniknięcia. Naszyjnik, który dostałam od brata na osiemnaste urodziny okazał się być Kryształem Wieczności. A na dwór przybył pewien uczony i zarzekał się, że zna sposób aby go uaktywnić bez negatywnych efektów jakie powoduje używanie „zwykłych" aktywnych fragmentów. Jak się później okazało, ten cały mędrzec został wynajęty przez Kumanów. Odprawił rytuał, który zamiast pojedynczego sługi, dobrowolnego ochotnika, naszyjnik pochłonął każdą duszę znajdującą się w obrębie dwudziestu kilometrów od przedziwnej eksplozji. Każdą poza moją.

- Chcesz powiedzieć... - zawahał się książę, nie więżąc w to co usłyszał.

- Tak. - potwierdziła Catherine - Cała cywilizacja została wchłonięta do naszyjnika, który to stał się na tyle potężny, że samoistnie przeniósł się w losowe miejsce na kontynencie.

===

Tum, Tum, Tuuuum!

Jak więc widzicie, Tarnów spotkał znacznie gorszy los niż kometa.

Wszystko powoli zaczyna układać w całość, co może oznaczać tylko jedno...

Panie i panowie, zbliżamy się do końca! Znaczy trochę jeszcze przed nami, ale mogę oficjalnie powiedzieć, że jesteśmy bliżej zakończenia niż początku.

Tak więc, jak się podobało?

Piszcie co sądzicie, a jak narazie...

Bywajcie
Suchy_Andrzej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro