Rozdział 28
Ciężkie krople deszczu uderzały o drewniany dach. W sali gdzie wczoraj odbywało się wesele, które przerodziło się w rzeź, znajdował się teraz okrągły stół przy którym zasiadało dwadzieścia osób. Wszyscy Jarlowie i ich pierworodni, delegacja z Kolonii bez Isabelli, która została ranna w wczorajszym incydencie, oraz przedstawiciele Heptarchii. Szare światło, usilnie próbujące przebić się przez ciężkie chmury, wpadało przez okno znajdujące się za Biorniem.
- Po co nas zaprosiłeś? - zapytał Jarl Duncan gdy wszyscy byli już zebrani. Był odziany w tradycujną długą tunikę w zielono-czerwoną kratę klanu Rundvic spiętą przy prawym ramieniu z peleryną z niedźwiedziego futra przy pomocy mosiężnej klamry w kształcie głowy właśnie tego zwierzęcia. Wyglądał na jakieś czterdzieści/czterdzieścipięć lat. Po wczorajszej masakrze był drugim po Malcolmie najstarszym Jarlem i pod jego nieobecność, spowodowaną raną odniesioną w walce, to on przewodził Radą Jarlów.
- Dobrze wiesz po co, Duncanie - uśmiechnął się smutno Jarl klanu Rigg. - Musimy wybrać nowego władcę.
- Twój ojciec, nie żyje od zaledwie paru godzin, a ty już chcesz przejąć władze?! - oburzył się Harald, Jarl klanu Fardaroh.
- Nie powiedziałem, że chce nim zostać. Musimy wybrać króla jak najszybciej. Trwa wojna, a tylko król może zdecydować po której stronie opowie się Skelnage.
- Tradycja nakazuje, aby... - zaczął Erak syn Malcolma, ale Dalia przerwała mu.
- Wiemy co mówi tradycja. Ale my nie mamy trzech miesięcy na bezczynne czekanie i przyglądanie się zza morza. - powiedziała żona Horace.
- A dlaczego? - spytał Duncan - Dlaczego nie możemy przyglądać się jak ci na kontynencie wyżynają się na wzajem?
- Jeśli Albrecht wygra wojnę to będzie miał pod swoją kontrolą nie tylko ziemie, Pomerelii i Heptarchii, ale również Neutalu i Teutonii. Nasza bezczynność będzie dla niego znakiem złamania sojuszu. Następnym celem będziemy my. - wyjaśnił Biorn.
- Ale jeśli wygra ją Daniel to... - zaczał Duncan, ale znowu Dalia przerwała w połowie zdania.
- Daniel ma dwa razy miniejsze siły. Nawet wliczając posiłki z Neubergu, Heptarchia nadal ma przewagę liczebną.
- Mamy zatem dwie opcje. Albo nie zrobimy nic i będziemy trzymać kciuki za Daniela. Albo weźmiemy się w garść i wybierzemy kogoś kto może podiąć decyzje. - podsumował Biorn.
- Nadal twierdzę, że... - po raz kolejny Duncan próbował coś powiedzieć lecz tym razem Caitlin puściły nerwy.
- Nie możecie zrozumieć, że bez króla nie znaczycie kompletnie nic?! Błąkacie się jak kurczak bez głowy!- wybuchnęła kobieta.
- Obcy nie zrozumie naszej tradycji. - Duncan spojrzał na nią z wyrzutem.
- Ona ma racje. - powiedział Biorn. - Musimy wybrać króla. I nie wyjedziemy stąd dopóki tego nie zrobimy.
- A kim ty jesteś, żeby nam mówić co możemy, a czego nie? - spytał Harald z drwiącym uśmieszkiem. Biorn westchnął głośno i klasnął w dłonie. Do sali weszło czterech strażników odzianych w kolczugi i futra. Gdy ustawili się po obu stronach drzwi Biorn przemówił.
- Nikt nie wyjdzie z tej sali dopóki nie wybierzemy króla. - oznajmił. Wszyscy Jarlowie podnieśli krzyk oburzenia. Kiedy po paru minutach w sali nadal panował gwar, Biorn podniósł się z krzesła i wrzasnął na cały głos waląc pięścią w stół:
- CISZA! - wszyscy zamilkli. - Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziecie mogli stąd wyjść.
- Po takim ruchu, chyba nie oczekujesz, że cię wybierzemy? - oznajmił bardziej niż zapytał Duncan.
- Mówiłem już. Nie zalerzy mi na koronie. Zaczynajmy.
- Ehh... - westchnął Duncan po czym usiadł i rozpoczął ceremonie w ojczystym języku wysp. Goście nic nie rozumieli, lecz słuchali z uwagą. - Wszyscy opłakujemy dziś Siguard'a. Udał się do krainy umarłych aby ucztować z bogami czekając na Ostatnie Wezwanie. Jednak, przyszedł czas aby wybrać jego następcę. Król musi być mądry. Król musi cieszyć się szacunkiem. Król musi mieć jaja. Przedstawcie kandydatów.
- Eraku klanu Harmrdar, jesteś godny korony. - powiedział Duncan. Po sali przeszły pomruki zdziwienia. - Czy ktoś popiera tą kandydaturę?
Dwie osoby podniosły rękę. Erak skinął głową i powiedział:
- Ruryku klanu Fardaroh, jesteś godny korony. Czy ktoś się zgadza? - ojciec Ruryka, Harald, podniósł rękę.
- Czy ktoś jeszcze chce zaproponować kandydata? - spytał Duncan. - Dobrze. W imieniu Rady Jarlów, w podzięce, za uratowanie życia księżnice Jainie oraz Jarlowi Haraldowi, upoważniam jednego z naszych gości, Samuela z Neubergu, do wyznaczenie jednego z kandydatów na Króla oraz do głosowania.
Samuel nie był zaskoczony. Tuż po weselu został uprzedzony przez Haralda o takiej sytuacji. Teraz jednak zrobił coś co zdziwiło wszystkich, po za jedną niewielką osóbką.
- Dziękuje, za ten zaszczyt. - przemówił Tarn w języku wyspiarzy - Korzystając z mojego przywileju chciałbym przedstawić kandydata.
- Nie widzę przeciwwskazań. Po prostu powiedz jego imię, klan i powiedz, że jest godny korony. Pamiętaj, że przynajmniej jedna osoba musi poprzeć tą kandydaturę. - wyjaśnił Harald z uśmiechem.
- Dalio z klanu Rigg jesteś godna korony. - powiedział Samuel. - Czy ktoś popiera?
===
- Można? - spytał znajomy głos zza drzwi.
Ciepłe promienie jesiennego słońca wpadały przez wysokie okno. Sofie siedziała na aksamitnym fotelu czytając listy. Ubrana była w długą, czerwono-złotą suknie, we włosach miała srebrny diadem z wprawionym czerwonym rubinem. W przeciwieństwie do swego męża interesowała ją sytuacja w Imperium oraz poza jego granicami. Uniosła głowę z nad skrawka pergaminu. Drzwi powoli uchyliły się i pokazała się w nich twarz Barnaby.
Był ubrany w czarne spodnie i kamizelkę, pod którą miał białą tunikę z czerwonym gryfem. Choć Barnaba był mężczyzną w sile wieku, niemal całkowicie wyłysiał. Został zarządcą jej służby po tym jak ogłoszono zaręczyny. Był to dobry człowiek, który jednak był przewrażliwiony na punkcie etykiety.
- Pani, przybył twój ojciec i jakaś kobieta. Czy mam i wpuścić?
- Oczywiście! - zarządca wyszedł, a Sofie powiedziała z uśmiechem do siebie - To musi być ten tajemniczy gość który nie zdążył na wesele.
Była podekscytowana. Nie wiedziała kogo się spodziewać. Może to szlachcianka z Mauretanii o oliwkowej cerze, a może to księżna z Cordeall o dziwnym akcencie, może...
Do pokoju wszedł jej Daniel z uśmiechem na twarzy. Ubrany w swój codzienny strój, białą tunikę ze złotym koniem, czarne spodnie i miecz przy pasie. Obok niego stała Ona.
W tym momencie wszelkie wątpliwości Sofie się rozwiały. Nie była to szlachcianka z Mauretanii, ani księżna z Cordeall, ani nawet żona bojara z Apardii. Była to... w sumie trudno powiedzieć. Była nie wysoka, miała długie lekko faliste włosy o kolorze brązu, oczy tej samej barwy i dziwnie znajome rysy twarzy. Sofie wstała z fotela. Gdyby nie to, że miała na kolanach stertę papierów pewnie skoczyłaby na równe nogi i podbiegła do gości. Szła jednak powoli starając się opanować emocje. Kobieta była ubrana w długą suknie z biało-czarnego aksamitu oraz naszyjnik z czarnego opalu.
- Przedstawisz nas? - spytała księżniczka swego ojca.
- Catherine, - zwrócił się do nieznajomej - oto Księżniczka Sofie, żona księcia Piasta następcy Imperium Lechickiego oraz prywatnie, moja córka.
Catherine dygnęła głęboko, po czym Daniel odwrócił się do córki.
- Sofie, - powiedział do księżniczki - oto Catherine Mountver. Księżniczka oraz prawowita następczyni królestwa Tarnów.
===
Badum, badum! Niespodziewanka! Jak widzicie Tarnowie nie zostali wybici przez kometę(kto czytał komentarze pod Q&A wie o co chodzi). No, przynajmniej nie wszyscy. A teraz, klasyka. Po pierwsze:
Jak wam się podobało?
Po drugie, Polsat! :
Kogo Jarlowie wybiorą na króla? Czy Samuel i Catherine się znają? Kim była tajemnicza siostra Samuel wspomniana w ostatnim rozdziale? Tego dowiecie się w przyszłych rozdziałach!
To chyba tyle. Także tego...
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro