Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

[Muzyka została wybrana do pojedynczego fragmentu. Więc prośba jest taka aby włączyć ją kiedy o to poproszę. Z góry dziękuje. Do czytania.]
 
- Oni tak zawsze?! - spytała Alice, próbując przekrzyczeć tłum ucztujących wyspiarzy.

- Zazwyczaj. - odparła Dalia z uśmiechem. Rudowłosa kobieta rozejrzała się po sali.

Stoły ustawione w wielką literę U dosłownie uginały się pod ciężarem żywności i trunków, pośród których królowały miesiwa w rożnej postaci. Jak to zwykle bywa para młoda siedziała u szczytu, a po odpowiednich stronach były ich rodziny, pana młodego po prawej, a jego wybranki po lewej. Zwarzywszy na niewielkie zgrzyty pomiędzy królową Gerdą, a delegacją z Kolonii, postanowiono posadzić niespodziewanych przybyszy przy Dalii i Siguardzie. Na uczcie zjawili się niemal wszyscy poza Samuelem i Annabel. Tarn nie lubił takich uroczystości i postanowił dołączyć do ludzi na zewnątrz aby po obserwować jakie są nastroje. Wróżka natomiast zdecydowała się mu potowarzyszyć. I obie imprezy można podsumować w ten sposób. Na zewnątrz popijawa i w środku trochę bardziej kulturalna popijawa. Choć kultura w wśród wyspiarzy jest raczej pojęciem względnym. Tak w środku jak i na zewnątrz zdarzały się bójki. Dalia właśnie wypatrzyła potencjalną sytuacje i to taką przez którą wszelkie negocjacje oraz układy pójdą w cholerę. Niewiedziała jeszcze jak bardzo się nie myliła. Lekko podpity Jarl Eryk podszedł do siedzących przy stole Azali, Willa oraz Casimira. Dwumetrowy mężczyzna o szerokich barkach, widocznie silnych ramionach, długich blond włosach i brodzie usiadł właśnie przy Williamie z chciwym uśmieszkiem. Był znany z prowokowania bójek i pokonywania swych oponentów. Jeśli wyzwie któregoś z braci to będzie ciężka walka. Nie bez powodu ludzie zwali go „Potężnym". Dalia nachyliła się w stronę Isabelli nie odrywając wzroku od mężczyzny.

- Leć po Samuela. Każda para rąk się przyda. - powiedziała. Dziewczyna w pierwszym momencie nie wiedziała o co chodziło, ale jak najszybciej wyszła z sali.

- Proszę, proszę. Nasi nie spodziewani goście. - powiedział niski ochrypły głos zza lewego ramienia Williama. Chwile później na krześle obok usiadł potężny mężczyzna. Granatowe oczy błyskały pośród jego zarośniętej blond włosami twarzy. Miał na sobie długą tunikę w zielono-niebieską kratę spiętą brązową klamrą w kształcie wilka. Wystarczyło jedno spojrzenie aby William wiedział z kim ma odczynienia.

- Witaj Jarlu Eryku - kiwnął głową z szacunkiem. - Zacne wesele nie sądzisz?

- Zacne... Ano zacne... Zastanawia mnie jedynie... Co bękart robi na tak wysokim miejscu przy stole. - powiedział. Casimir zakrztusił się kawałkiem pieczeni, a William ze spokojem odsunął pełny kielich od ust. Spojrzał na mężczyznę lodowatym wzrokiem.

- Z technicznego punktu widzenia nie jestem bękartem. - odparł ze spokojem - Zostałem przygarnięty przez Heptarską pare królewską i mam zaszczyt nazywać ich rodzicami.

- Doprawdy? - spytał z drwiącym uśmieszkiem - Jak dla mnie jesteś jedynie zwykłym, nic nie znaczącym bękartem.

- Eryku - odezwał się głos króla. - Obrażasz moich gości. Proszę cię o zaprzestanie.

[Włączamy muzykę]

- Och, naprawdę? - spytał wymownie jarl Hallasormr wstając z krzesła i podchodząc do nieco niższego mężczyzny.

- Uważaj co teraz powiesz... - ostrzegł go Siguard.

- Od kiedy to król prosi? Król powinien rozkazywać. Nie prosić. Myślisz, że jesteś królem bo nosisz koronę? Bo wybrał cię wiec? Nie. Jesteś królem tylko dlatego, że ci na to pozwalam. Lecz to się właśnie zmieniło. - powiedział po czym wbił sztylet prosto w serce władcy. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Biorn, Casimir, William i Caitlin podobnie jak pozostali Jarlowie i ich synowie skoczyli na nogi i dobyli broni. Eryk pijany miodem i krwią wskoczył na stół krzycząc w niebo głosy z zakrwawionym nożem z ręce.

Ludzie z Hallasormr pojawili się jakby z nikąd i zaczęli walczyć ze wszystkimi. Było ich więcej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Praktycznie otoczyli oni sale i zaczęli krwawą jatkę. Eryk wyciągnął swój topór bojowy i wymachiwał nim zabijając każdego kto znalazł się na jego drodze. Jaina wraz z kobietami i królem starały wydostać się z budynku. I to do nich zmierzał Eryk. Widząc to William, starał się za wszelką cenę przebić do siostry. Jednak potężny mężczyzna znajdował się coraz bliżej i bliżej, niemal na wyciągnięcie topora. Gdy był już wystarczająco blisko, uniósł swą broń nad głowę aby wsiąść zamach. Jaina była już gotowa na śmierć. Wiedziała, że to już koniec. Jeśli Eryk coś sobie postanowił to osiągnie cel choćby miał zginąć. Zamknęła oczy i modliła się o jak najmniejszy ból.

I wtedy, ktoś otworzył drzwi silnym kopniakiem i usłyszała cichy świst. Gdy otworzyła oczy zobaczyła strzałę sterczącą ze skroni Eryka. Potężny mężczyzna upadł na ziemie z głośnym hukiem. Widząc, że księżniczka jest bezpieczna, Samuel odrzucił łuk i dobył miecza. Casimir dotarł wreszcie do Jainy i zamierzał chronić ją ceną własnego życia. I prawie by je stracił. Walcząc z jednym wojem, niezauważył jak drugi zaszedł go od tyłu i chciał zaatakować. Jaina chwyciła pierwszą rzecz jaką miała pod ręką, widelec do mięsa i dźgnęła go w szyje. Mężczyzna dławił się własną krwią i spojrzał na księżniczkę z niedowierzaniem. Choć ich Jarl leżał martwy ludzie z Hallasrormr nie zamierzali się poddawać. Wszędzie było słychać szczęk broni. Kobiety krzyczały i kuliły się z przerażenia, a mężczyźni wrzeszczeli z bólu. Caitlin powaliła kolejnego przeciwnika i zorientowała się, że jest po wszystkim.

Napastnicy w większości leżeli martwi bądź nie przytomni. Podeszła do Alice która patrzyła na wszystko z przerażeniem. Wszystko było pokryte krwią. Ściany, stoły, podłoga, twarze walczących. Wszystko. Alice nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. To była rzeź. Teraz ludzie powoli otrząsali się z szoku. Biorn stał po środku i wolał medyków oraz służbę aby ci pomogli ratować rannych. Dalia stała obok nich z zakrwawionym nożem i trzęsącymi się rękoma. Po raz pierwszy zabiła człowieka. Drugą myślącą i świadomą istotę. To nigdy nie jest proste. Zwłaszcza za pierwszym razem. Alice odwróciła od niej wzrok. W tłumie wypatrzyła Samuela podnoszącego swój łuk. Podszedł do niego Casimir.

- Dziękuje. - powiedział książę. Samuel spojrzał na niego swymi brązowymi oczami. - Dziękuje, że uratowałeś mi siostrę.

- Zrobił byś to samo. - rzucił.

- Pewnie tak, ale ty nie masz siostry. - mężczyzna uśmiechnął się. Twarz Tarna spochmurniała.

- Już nie... - burknął. Casimirowi natychmiast zrzedła mina.

- Przeprasza. Nie chciałem... Nie wiedziałem...

- Nic się nie stało. Nie mogłeś wiedzieć.

- To jak? Zgoda? - spytał wyższy mężczyzna wyciągając rękę.

- Zgoda - odparł Samuel i ją uścisnął. Nagle całą sale przeszył zrozpaczony krzyk jednego z medyków.

- Król Siguard, nie żyje!

===

Oj działo się, oj działo. Powiem wam, że tego to nawet ja się nie spodziewałem. Napisałem to gdzieś około drogiej nad ranem, a gdy się obudziłem i przeczytałem ten rozdział to postanowiłem go prze edytować i wrzucić. Piszcie jak się podobało. A teraz klasyczny Polsat. Co się stanie? Kto zostanie nowym królem i dlaczego nie Eryk? Kogo wesprze nowy władca? Czy Caitlin i Samuel wezmą ślub?

...

Czy ucieknę przed goniącą mnie Caitlin? Na te i inne pytania odpowiem w kolejnych rozdziałach Złotego Naszyjniku! A teraz serio muszę kończyć. Inaczej możecie nie doczekać się kolejne rozdziału.

Bywajcie
Suchy_Andrzej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro