Rozdział 26
Jaina siedziała na ławie i próbowała usilnie przezwyciężyć stres. W jej brzuchu latały motyle i nie wiedziała co z tym zrobić. Postanowiła się rozproszyć i przyjrzeć się pokojowi. Niewielkie pomieszczenie w którym się znajdowała, było tak zwaną samotnią. Zbudowana w tym samym stylu co reszta hali, była od dachu po podłogi z drewna. Belka stropowa była ozdobiona misternymi grawerunkami, które przedstawiały różne sceny z historii wysp. W pomieszczeniu znajdowało się również uchylone okno, przez które wpadały ostatnie promienie słońca. „Nie pomagasz świecie" pomyślała. Jej długa, czerwono niebieska suknia, wyglądała niemal identycznie jak ta w której przechadzała się na codzień. Jedyną różnicą było wilcze futro spięte na ramieniu przy pomocy mosiężnej klamry. Kobieta wpatrywała się w nią w zamyśleniu. Gdy odbijające się od niej światło wreszcie zniknęło, do samotni wszedł wysoki mężczyzna.
Jego siwa długa broda opadała na potężną, niegdyś, klatkę piersiową. Włosy, równie srebrzyste, falowały się pod wpływem wilgotnego powietrza w komnacie, której przez ostatnie pare miesięcy nie opuszczał. Szerokie barki sugerowały, iż w młodości był doświadczonym Wilkiem Morskim. Ubrany w długa tunikę i spodnie o identycznych kolorach co suknia jego przyszłej synowej, jedynym symbolem jego wysokiego, królewskiego, statusu, była korona. Prosta, wykonana ze srebra, grawerowana obręcz. Żadnych rubinów, szafirów czy szmaragdów. Jedynym wyjątkiem był bursztyn wprawiony z przodu, symbolizujący jedność klanów.
- Jaina, moja droga. Już czas. - powiedział z powagą, niskim głosem.
- Kto będzie prowadził mnie do ołtarza? - spytała kobieta. Była to bardzo ważna rola, która zazwyczaj przypadała ojcu panny młodej. Jednak zwarzywszy na okoliczności, Albrecht nie mógł się dziś pojawić.
- Ja to zrobię, o ile się zgodzisz. - zaproponował Siguard. Jaina przygryzła wargę.
- Wybacz panie, ale... - zaczęła spokojnie. Mężczyzna się uśmiechnął.
- Już za jakieś dziesięć minut będziesz żoną mojego syna, możesz mówić mi ojcze.
- Wybacz, ojcze, ale jak sam zauważyłeś, żenię się z twoim synem. Uważam, że lepiej gdyby poprowadził mnie, ktoś z mojej rodziny.
- Ale kto, dziecino? Twój ojciec oblega Kolonie, a twoi bracia, albo siedzą w więzieniu, albo znajdują się na drugim końcu świata. Najlepszą opcją, więc pozostaje...
- To nie do końca prawda.- powiedział głos dochodzący zza wazonu róż stojącego na parapecie.
===
- Gdzie ona jest? - spytała zniecierpliwiona Gerda. Ubrana w długą suknie z czerwonego aksamitu ozdobioną złotymi nićmi. Jej srebrne włosy spięte z tyłu w dwa koki, okalały jej pomarszczoną twarz. Choć wyglądała na zmęczoną, jej bystre, niebieskie oczy monitorowały okolice.
- Spokojnie mamo, napewno szykuje się dla Biorna. Wiesz jak to jest. - Azalia próbowała uspokoić królową matkę. Była ubrana niemal identycznie jak jej teściowa. W dodatku jej włosy zaczęły coraz bardziej przypominać kolorem srebro, a nie złoto jak niegdyś. Pod zielonymi oczami pojawiły się już zmarszczki, a skóra na policzkach zaczęła delikatnie opadać. „Bogowie, starzeje się" pomyślała.
- Tak wiem. - szorstki głos królowej matki wyrwał ją z zamyślenia - I nie rozumiem, jak ona może się spóźniać w tak ważny dzień.
Nagle, wszyscy usłyszeli zaskakująco ciche skrzypnięcie, ciężkich frontowych drzwi. Goście odwrócili głowy aby zobaczyć czy to aby nie panna młoda. Ale przez uchylone skrzydło, wszedł ktoś, kogo nikt się nie spodziewał. W drzwiach pojawiła się Rosie, ubrana w ciemno-zieloną tunikę i czarne spodnie. Na ramionach wisiała peleryna Samuela, spięta srebrną broszą w kształcie konia. Dla podkreślenia rangi w jej rozpuszczonych, kruczo-czarnych włosach, widniał srebrny diadem ozdobiony jakimiś grawerunkami które ciężko było zobaczyć z większej odległości. Zaraz za nią pojawił się kolejny niespodziewany gość. Caitlin w takim samym stroju co jej towarzyszka - nie licząc korony i peleryny - oraz z mieczem przy biodrze. Wsadziła kciuki za pas i rozglądała się po sali w poszukiwaniu kogoś. Nachyliła się i szepnęła coś do ucha. Za nimi do sali weszły jeszcze dwie dziewczyny i brodaty mężczyzna. Starali się przechodzić bokiem aby nikomu nie przeszkodzić, tak więc większość gości odwróciła wzrok i zajęła się plotkowaniem.
Azalia przyglądała się przybyszom ze zdziwieniem. Wszyscy byli ubrani tak samo, poza Rosie, która miała na sobie nieco za małą pelerynę i diadem.
- Spokojnie mamo. Nie denerwuj się. Pamiętasz co mówił medyk? - powiedziała królowa, widząc czerwoną ze złości Gerdę.
- Chrzanić, Medyka! Chrzanić ciebie i twoje rady! - warknęła wściekła królowa matka. - Co. Oni. Tu. Robią?!
Tym czasem po drugiej stronie sali siedziała Dalia do której właśnie zmierzali przybysze. Kiedy wreszcie dotarli do celu podróży, królewska córa odwróciła głowę w ich kierunku i uśmiechnęła się szeroko.
- Siadajcie, te miejsca były przygotowane specjalnie dla was. - wskazała na ławkę.
- Skąd wiedziałaś, że będziemy? - spytała Rosie.
- Mam swoje źródła, szwagierko - powiedziała i rozczochrała jej włosy. - Tak przy okazji, niezła robota.
- Co? - spytała zdezorientowana księżniczka.
- Chyba mocno wkurzyliście Gerdę. - pokazała głową w stronę przyszłej teściowej swojego brata.
- Za chwile zobaczysz, jakie jest znaczenie słowa wkurzony. - rzuciła Caitlin z złośliwym uśmiechem.
- O czym ty... - zaczęła Dalia, ale przewał jej donośny głos.
- Moi drodzy! - zaczął Siguard który nie znanym wszystkim sposobem znalazł się w hali - Jak pewnie zauważyliście, dołączyli do nasz długo wyczekiwani posłowie z Kolinii. Niestety, książę Daniel nie mógł dziś zaszczycić nas swą obecnością, lecz zamiast niego przyjechała jego córka Rosie Welf w raz z przyszłą księżną Neutalu, słynną Caitlin de Vet. Jesteśmy zaszczyceni waszą obecnością, zwłaszcza podczas tak trudnych dla was okoliczności. Cieszymy się, że udało się wam dotrzeć. A teraz, pora na ślub! - zakrzyknął król, a z nim cała sala gości pełna znudzonych gości. Ludzie Skelnage nie lubili czekać, ani się nudzić. W zasadzie Rosie była zaskoczona, że nie wybuchła jeszcze żadna bójka.
Siguard osunął się na prawo i drzwi rozwarły się na oścież. Jaina, odziana w długą suknie w kolorach klanu Svan Rigg oraz z wiankiem zrobionym z ostu i chabrów na głowie, weszła do hali. Błękit jej oczu został podkreślony dodatkowo przez Złoty Naszyjnik, który miała powieszony na szyi. Biornowi dosłownie opadła szczeka. Zorientował się dopiero gdy otrzymał cios z łokcia pod żebra od siostry. Jaina nie była najpiękniejsza, ale najwyraźniej synowi króla to nie przeszkadzało. Dalia, która miała zostać osobą pomagającą w małżeństwie w imieniu bogów, stała obok swego brata i na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Przez ostatnie trzy lata, mieszkając i żyjąc w Kolonii, przywiązała się do bliźniaczek które stały się dla niej jak młodsze, nieco psotliwe, siostry. Cieszyła się, że Rosie udało się dotrzeć na miejsce w nie naruszonym stanie. Jednak w jej uśmiechu było widać również coś innego. Satysfakcję. Z nie znanych bliżej powodów Dalia czerpała ogromną uciechę w wyprowadzaniu z równowagi Gerdy, królowej matki Heptarchii. A ta była teraz niemal biała z wściekłości co kontrastowało ze łzami szczęścia, które pojawiły się na policzkach Azalii.
Panna młoda szła pod rękę z jej oboma braćmi. Z prawej Casimir, a po lewej William. Oboje w ciemno zielonych strojach i z mieczami u pasa.
Gdy wreszcie dotarli do podestu gdzie stał Biorn, bracia przekazali pannę młodą w jego ręce, i William odszedł aby usiąść koło matki. Kiedy tylko się zbliżył, ta rzuciła się u w obcięcia i płakała ze szczęścia.
- Ty żyjesz! - powiedziała przez łzy. - Mówili mi o waszej klęsce pod Neutalem i bałam się, że mogłeś tego nie przeżyć. Ale jesteś! Cały i zdrowy! Dzięki bogom!
- Ciii... Mamo, jestem. - uspokoił ją - Nic mi nie jest.
- Tak się martwiłam...
- Też się stęskniłem, ale to ich dzień - wskazał na parę młodą. - Postarajmy się nie zakłócać święta.
- Oczywiście, wybacz. - Azalia przetarła oczy. - Już się uspokajam.
Wysoka Kapłanka stanęła za ołtarzem i rozłożyła ręce.
- Biornie, synu Siguard'a oraz Jaino, córo Albrechta, przybyliście tu aby bogowie pobłogosławili wasz związek.
- Tak. - potwierdził Biorn.
- Czy przysięgacie, że tym związkiem, będziecie przynosić chwałę bogom? Czy przysięgacie szczerość, wierność i uczciwość sobie na wzajem?
- Przysięgamy. - odpowiedzieli oboje.
- Dobrze. Świadkowie będą pomagać wam wypełniać te przyrzeczenia. Niech wielki Thorn da wam siłę abyście mogli dopełnić przysiąg i niech miłosierna Lotte dba o was i wasze potomstwo niezależnie gdzie się znajdziecie. - Po chwili kiedy nic się nie działo, kapłanka nachyliła się w kierunku Biorna. - No, na co czekasz? Pocałuj ją.
Tak też zrobił. Nachylił się i podarował swej wybrance długi i namiętny pocałunek. Cała sala klaskała i wiwatowała na cześć młodej pary. Początkowo zaskoczona Jaina, nie chciała teraz przestać gdy Biorn musiał wreszcie coś powiedzieć.
- Pora na wesele! - zakrzyknął świeżo upieczony mąż, a z nim wszyscy goście.
===
Ślub, ślub i po ślubie. Ale najpierw muszę chyba coś wam wyjaśnić. Przepraszam za tak długą nie obecność, niestety ostatnio brak mi totalnie weny i chęci do wszystkiego, ale chyba to już minęło. Także tego... Pisać jak się podobało. A jeśli myślicie, że to w sumie już wszystko z górki, to się grubo mylicie. I niech to będzie taka mała zachęta do kolejnego rozdziału.😉 I teraz uwaga ogłoszenie! Na Halloween pojawi się trzy częściowy special. Będzie nieco inny niż reszta, ale liczę, że się spodoba. Nie wiem co więcej napisać, więc nie będę przedłużał.
A jak narazie:
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro