Rozdział 24
- Trochę w lewo - Azalia poinstruowała służących. Kobieta zaczęła niecierpliwię tupać nogą. - Moje lewo.
Sala była cała z drewna, od sufitu, aż po podłogi. Nadawało jej to niepowtarzalnego wyglądu na tle reszty warowni. Stający na klifie zamek został zwodowany niemal w całości z kamienia aby oprzeć się niebezpiecznym falom oceanu. Jedynym wyjątkiem była ów sala. Najstarszy budynek na całej wyspie, używany jako sanktuarium ku czci bogów. Wyprawiano tu śluby, urządzano wesela i stypy. Mieszkańcy Skelnage mają dość luźne podejście do czczenia bóstw. Dla nich bogowie, mieli znacznie ważniejsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie modłów, czy próśb. Starali się, więc nie kłopotać ich na codzień, a tylko z okazji najważniejszych uroczystości.
Teraz w tym, miejscu siedziała niska dziewczyna i rozmyślała. Ubrana w prostą suknie w czerwoną kratkę z niebieskimi liniami przepasaną skórzanym pasem i futrem przy szyi, wyglądała jak lokalna szlachcianka. Blond włosy i niebieskie oczy potwierdzały te przypuszczenia. Jednak to nie była prawda. Jaina ubierała się w ten sposób aby przyzwyczaić się do swojego nowego domu. Stwierdziła, że jeśli ma tu mieszkać to ludzie muszą jej ufać. Zaczęła więc ubierać się jak oni, uczyć się ich języka i spotykała się z ludem aby wiedziała o czym się mówi. Lecz teraz, nie obchodził ją lud, czy jacyś obcy szlachcice.
- Idealnie. - skwitowała królowa. - Teraz rozwieście zasłony. Jaina, kochanie, mogłabyś usiąść sobie tak aby im nie przeszkadzać?
Księżniczka wstała bez słowa i przycupnęła na ciężkiej drewnianej ławie. Myślała o dzisiejszej nocy. Już od jakiegoś czasu miała dziwne koszmary, ale tym razem było naprawdę niepokojące. Śniło jej się, że widziała swoich braci, leżących na ziemi z tuzinem ran. A nad ich ciałami stał Daniel z zakrwawionym mieczem. Z zamyślenia wyrwało ją potężne szarpnięcie i donośny krzyk tuż obok jej ucha. Serce prawie wyskoczył jej na zewnątrz, ale twarz pozostała nie wzruszona.
- Nie tym razem Biorn. - powiedziała spokojnie.
- A niech cię kobieto! Czy nie boisz się niczego? - zakrzyknął z uśmiechem i usiadł obok niej. Cóż, słowo usiadł nie jest zbyt trafnym określeniem. Raczej położył się. Oparł nogi o stół i odjął ręką swą narzeczoną. Ta spojrzała na niego i ich oczy się spotkały. Jego sprytne, błękitne, ślepia wpatrywały się w nią z uwagą. Z kącików, zniknęły zmarszczki rozbawienia.
- Co się dzieje? - spytał cicho, tak aby tylko jego wybranka mogła go usłyszeć. Jaina speszona odwróciła wzrok.
- Nic.
- Hej - chwycił ją delikatnie za brodę i skierował w swoją stronę - przecież widzę, że coś się dzieje.
Kiedy nie otrzymał odpowiedzi. Wstał gwałtownie i teatralnie powiedział:
- Gadaj! Co zrobiłaś z prawdziwą Jainą? Moja narzeczona zawsze była uśmiechnięta i roześmiana! - odwrócił się do służącego - Przynieście kielich wina! Może to rozproszy urok rzucony na mą Panią!
Mimowolnie na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech. Kiedy przyniesiono trunek, panna młoda upiła łyk i uśmiechnęła się do swego przyszłego męża.
- Chodź moja Pani. Musimy uzgodnić kolejność potraw na naszym weselu. - wyciągnął do niej rękę. Ta ujęła ją, a Biorn pomógł jej wstać. Przeczuwała, że tu tak naprawdę nie chodzi o jedzenie. Po drodze do kuchni spotkali przechadzającą się Dalię. Długie płomienne włosy idealnie współgrały z delikatnymi piegami na policzkach i błękitem jej oczu. Była ubrana bardzo podobnie jak Jaina, jedyną różnicą były kolory, zamiast czerwieni i granatu, miała biel i złoto.
- Dalio, siostrzyczko, idziemy na spacer, dołącz do nas. Musimy coś przedyskutować. - kobieta spojrzała na niego podejrzliwie, ale nie odmówiła.
Kiedy przechodzili przez bramę, strażnicy wyprężyli się przed księciem.
- Olafie, moglibyście nas odprowadzić nad tą zatoczkę gdzie ostatnio łowiliśmy ryby? Mieliśmy ich tyle, że nie widziałem którędy wracaliśmy. - spytał Biorn. Jeden ze strażników, uśmiechnął się zadowolony, że syn króla zapamiętał jego imię.
- Oczywiście, Biornie. - odpowiedział. Na Skelnage nie używało się tytułów poza dwoma wyjątkami: Król oraz Jarl. Tytuł Jarla był odpowiednikiem księcia. Władał on okolicznymi wyspami i miał prawo głosu podczas wieców. Każdy z dziesięciu klanów znajdujących się na wyspach miał swojego Jarla. Malcolm z klanu Harmrdar, Duncan z Rundvic, Harald z Fardaroh czy Eryk „Potężny" z Hallasormr, oni wszyscy zbierali się na wiecu po śmierci króla, aby wybrać jego następcę. Tak więc, Biorn mógł być synem Siguard'a, ale to nie oznaczało, że był jego następcą. Oczywiście, tak jak pozostali, jako przyszły Jarl klanu Rigg, będzie miał prawo głosu.
Dotarcie nad zatoczkę zajęło im dobre dwadzieścia minut. Aby tam dojść, trzeba było przejść przez gesty, sosnowy las. I właśnie tam Biorn uśmiechnął się do siebie i szepnął do ucha swej narzeczonej.
- Ktoś nas śledzi. Nie obracaj się, gdy się zorientuje, prawdopodobnie ucieknie.
Jaina zachichotała tak jakby powiedział jakiś, żart i puściła mu oczko.
- Dziękuje chłopcy. Możecie wracać. - powiedział gdy wreszcie byli na miejscu, po czym ściszył głos. - Ktoś za nami szedł, macie udawać, że wracacie do zamku i capnąć tego gościa.
Strażnicy tylko skinęli głowami i poszli z powrotem. Księżniczka tym czasem rozglądała się po dolince. Naprawdę urokliwe miejsce. Wysokie klify osłaniały ją przed falami i wiatrem zarówno z północy jak i południa. Jedyne wejście było od wschodu. Dźwięk szumiącej wody uspokoiłby nawet wściekłego niedźwiedzia, a podlaskie lasy stanowiły dom dla licznych rybołowów, które majestatycznie krążyły nad zatoką.
- Chodźcie, musimy coś przedyskutować. - Biorn wskazał na trzy pieńki po ściętych drzewach na których usiadły.
- O czym chcesz rozmawiać? - spytała wprost Dalia.
- O wojnie. Ostatnio tylko o tym się mówi.
- Powinieneś zapytać swych wojów, a nie nas. - odparła jego siostra.
- Pytam was. Co o tym sądzicie?
- Pomerelia walczy aby zrzucić jarzmo Teutonów, a Heptarchia atakuje ich bez wyraźnego powodu. - powiedziała bez owijania w bawełnę. - Powinniśmy pomóc Danielowi i zmiażdżyć siły Albrechta oblegające Kolonie.
- Ale Albrecht to mój teść. Nie możemy tak po prostu go zaatakować. - przypomniał Biorn.
- Pragnę ci przypomnieć braciszku, że nawet jego własny syn zbuntował się przeciw jego decyzji.
- A ty co o tym sądzisz? - zapytał się syn króla. Jaina spojrzała na niego. Jego ognista czupryna idealnie oddawała jego temperament.
- Nie wiem. Z jednej strony to mój ojciec, ale z drugiej... - nagły krzyk przerwał jej rozmyślania. Wszyscy odwrócili się w kierunku skąd dobiegał dźwięk. Dwóch strażników prowadziło niskiego mężczyznę który miotał się w ich ramionach, próbując desperacko uciec.
- To zobaczmy kogo my tu mamy - powiedział cicho.
Gdy tylko żołnierze zbliżyli się Dalia zrobiła wielkie oczy:
- William?!
===
I kolejny rozdział, mam napisać CV, a pisze to. Trudno. Jak się podobało? I przede wszystkim co sądzicie o nowych postaciach? Nie wiem co napisać, więc:
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro