Rozdział 22
Droga do Thosyr była długa i kręta. „Może dlatego, że nie używamy drogi" pomyślała Alice. Musieli iść lasami aby nie zostać złapanymi przez pościg, wysłany przez Roberta.
Choć dowódca straży był ich sprzymierzeńcem, musiał zachować pozory aby nie zostać zdemaskowanym. Może na pierwszy rzut oka, nie pomógł im za bardzo, to jednak bez niego akcja byłaby znacznie trudniejsza, albo nawet niemożliwa. Udzielił im szczegółowych informacji, umieścił ich w celi zaraz obok celi księcia, a nawet pozwolił Rosie dołączyć do jej wujka. Zrobił wszystko co można było zrobić aby ułatwić im ucieczkę.
Tak rozmyślając, Alice zauważyła kolejną kłótnie miedzy Casimirem, a Samuelem. Dziewczyna westchnęła i podeszła aby zobaczyć o co znowu chodzi.
- Tylko byś narzekał. Może ruszysz swój szlachecki tyłek i zrobisz coś pożytecznego dla kompanii?
- A ty co niby robisz? Chodzisz z zaciągniętym kapturem jak jakiś przestępca i jesteś najeżony jakby cię szerszeń użądlił. - odpowiedział Książę.
Kłótnia trafiła dalej, a mężczyźni zaczynali coraz bardziej podnosić głos. Alice podeszła do Caitlin która właśnie dołączyła do reszty towarzyszy.
- Zamierzasz coś z tym zrobić?
- Nie. Są dorośli, muszą sami to rozstrzygnąć. - powiedział krzyżując ręce na piersi. Wyraźnie ją to irytowało. W tym momencie zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdy było już prawie pewne, że wybuchnie kolejna bójka, do akcji wkroczyła wściekła Rosie. Miała już tego dość. Włożyła dwa palce do ust i gwizdnęła z całej siły. Wszyscy natychmiastowo zamilkli.
- Możecie wreszcie to skończyć?! - krzyknęła - Ile można?!
- Ale... - zaczął Casimir.
- Żadnych ale! Samuelu, jako księżniczka Pomerelii rozkazuje ci to zakończyć! Wuju, ja rozumiem, że możecie się nie dogadywać, ale zaczynasz działać mi na nerwy. Jeśli nie przestaniesz narzekać to wylecisz z tej kompanii równie szybko jak do niej dołączyłeś! A teraz pogódźcie się!
Mężczyźni spojrzeli na siebie gniewnie.
- Bogowie trzymajcie mnie! Jak z dziećmi! Nie rozumiecie, że jeśli będziecie się dalej spierać to pościg który nie miał nas złapać, zrobi to?! Podać sobie ręce bo nie ręczę za siebie!
Coś w jej oczach mówiło, że księżniczka nie żartuje. W końcu, choć niechętnie, Samuel wyciągnął dłoń, a Casimir potrząsnął ją. Caitlin postanowiła w końcu wkroczyć do akcji.
- Samuelu, weź broń i idź przodem, nie możemy dać się zaskoczyć. Casimir zrobisz to samo, ale będziesz za nami jakieś dwadzieścia metrów.
I tak oto, problem wiecznych kłótni został rozwiązany. Wedle zaleceń Caitlin, Tarn stanowił przednią straż, a następca tronu, tylną. Na początku, William nie wiedział co ze sobą zrobić, ale Annabel szybko rozwiązała ten problem siadając mu na ramieniu i starając się ochłonąć po tym incydencie. Casimir niezmiernie ją irytował, gdy traktował Samuela jak kogoś gorszego sortu. Oczywiście nikomu się to nie podobało, ale wróżka naprawdę się tym przejmowała. „Może dlatego, że zna go od urodzenia i wie na co go stać" pomyślał William. Annabel siedziała i gadała o wszystkim co nawinęło jej się na język. Od jedzenia po politykę. Mężczyzna słuchał, a gdy tylko istotka miała dość, sam rozpoczynał niezwykle podobny monolog. Patrząc na ten obrazek, idąca z boku Alice uśmiechnęła się i pomyślała: „Trafił swój na swego".
Następne pół dnia podróżowali w akompaniamencie ptaków i rozmawiających towarzyszy. Pod sam wieczór Caitlin gwizdnęła przeciągle i zarządziła postój. Po kilku minutach dołączyli do nich Casimir ze swym dwuręcznym toporem oraz Samuel niosący dwa króliki. Wszyscy uśmiechnęli się szeroko na myśl o soczystym mięsie.
===
- Mmmm... - mruknął w zadowoleniu William. Tłuszcz ściskał mu po brodzie. „Co by nie mówić, o przesłodkich zajączkach, są niezwykle smaczne." Pomyślał.
- Jemy je tak często, że chyba wybiłeś połowę populacji na zachodnim wybrzeżu. - zaśmiała się Rosie.
- Zostało ich jeszcze sporo, ale i nawet gdyby, to nie żałuje. - Rzucił wgryzając się w udko.
- Są w porządku. Ale... -Widać było, że chciał coś dodać ale na widok min Rosie i Caitlin, stwierdził, że może to nie jest najrozsądniejszym pomysłem.
- Ma trochę racji. - powiedział autorka tego dzieła. - Brakuje szczypty soli i odrobiny tymianku jak na mój gust.
- Chyba majeranku. - sprostowała Isabella oblizując palce.
- Tak, zawsze mi się to myli.
- Dobra, ustalmy warty. - powiedziała Caitlin która już dawno to zrobiła - Samuel, Casimir macie pierwszą, ja z Alice bierzemy drugą, a Rosie i William trzecią. I przysięgam na wszystkich bogów, że jeśli zaczniecie kłótnie w trakcie warty, - kobieta wskazała na dwójkę mężczyzn patrzących na siebie spode łba. - będziecie płynąć do Skelnage w pław.
- O! To mnie to już nie dotyczy? - spytał przezornie William.
- Nie, ty też masz zakaz nazywania nas „gołąbeczkami". A teraz wszyscy do spania.
- Tak, mamo. - Alice i Isabella powiedziały to równocześnie co spowodowało salwę śmiechu.
===
Ogień trzaskał radośnie w ognisku. Samuel i Casimir siedzieli po jego przeciwnych stronach. Tarn wbił wzrok w płomienie obserwując ich nieregularne kształty. To się wznosiły to opadały, raz będąc czymś podobnym do góry to do miasta, a czasem nawet do korony. Pod wpływem impulsu Samuel wstał i podszedł do juków. Następca tronu Heptarchii obserwował go zaciekawiony. Dzięki specyficznej pelerynie niebyła to prosta sprawa. Wiatr również nie pomagał, wprawiając gałęzie wysokich drzew w niewielkie wibracje. Powodowało to, że jakikolwiek ruch był skrywany w cieniu.
„No i zniknął" pomyślał tracąc Tarna z oczu. Chwile po tym, zobaczył błysk w ciemności. Świecący punkt powoli zbliżał się do niego i kiedy był już wystarczająco blisko Casimir rozpoznał w nim obręcz. Gdy Samuel był już oświetlany przez blask ogniska, książę zorientował się, że ta srebrzysta obręcz to tak naprawdę korona. Tarn usiadł i wpatrywał się w nią z nienaturalnym spokojem. Wzory na metalu przedstawiały ważne wydarzenia z historii Tarnów. Wielka bitwa na Równinach, ucieczka w góry, założenie Szepesu czy koronacja pierwszego króla. Dzięki grze płomieni wszystko wydawało się poruszać i zmieniać. Wtedy na policzku Samuela spłynęła pojedyncza, smutna łza. Tarn otrząsnął się i spojrzał z kamienną twarzą na Casimira, który przyglądał się mu z zainteresowaniem. Po krótkiej konfrontacji wzrokowej, brodaty mężczyzna wstał i odłożył przedmiot na miejsce, a książę miał o czy myśleć przez następne pare godzin.
===
Kolejny rozdział. Stwierdziłem(wspaniałomyślnie), że pomogę wam przeżyć ten oficjalny dzień i wstawię rozdział. Piszcie jak się podobało i czy działo się coś ciekawego na rozpoczęciu roku. To chyba tyle.
Bywajcie
Suchy_Andrzej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro